rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

"Kosiarze" to moim zdaniem zmarnowany potencjał. Sam pomysł na fabułę był naprawdę cudowny i książka na tle reszty młodzieżówek mogła wypadać wręcz genialnie, gdyby nie to, jak cała ta historia została opowiedziana.

Citra i Rowan są płascy jak kartka papieru. O nim wiemy tyle, że ma dużą rodzinę, a o niej... że jest ładną dziewczyną. Narrator, głównie w późniejszych rozdziałach, próbuje nam od czasu do czasu podrzucać cechy ich charakteru, jednakże wynikają one jedynie z jednorazowych sytuacji i nie mają odbicia w żadnych innych poczynaniach bohaterów. Praktycznie ze sobą nie rozmawiają i nie wiem na jakiej podstawie próbuje się nam potem wmówić, że ich relacja mogła się tak dynamicznie zmienić. Złapałam się na tym, że będąc przy 200 stronie, gdzie powinno się już lubić bądź też nienawidzić bohatera, miałam naprawdę gdzieś to, co się z nimi stanie.

Narrator w praktycznie każdym rozdziale wspomina nam o tym, czego przez ostatnie miesiące(!) uczyli się Citra i Rowan, ale nie dostajemy w zasadzie żadnych opisów ich treningów czy tego, jak sobie z nimi radzą. Podroż, którą w późniejszych rozdziałach odbywa Citra, została opisana... w połowie rozdziału? Kilku zdaniach? Myślę, że warto zaznaczyć, iż bohaterka przemierzała spory kawałek kontynentu. W zasadzie nie wiem, czemu ta książka jest tak cholernie długa, bo momentami kompletnie nic się w niej nie dzieje.

Zły charakter jest zły, bo jest zły. Sama nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać, kiedy czytałam sceny z jego udziałem, były tak żenująco kiczowate.

Dobrymi stronami tej powieści są fragmenty z dziennika Sędzi Curie i to, że szybko się ją czyta.

"Kosiarze" to moim zdaniem zmarnowany potencjał. Sam pomysł na fabułę był naprawdę cudowny i książka na tle reszty młodzieżówek mogła wypadać wręcz genialnie, gdyby nie to, jak cała ta historia została opowiedziana.

Citra i Rowan są płascy jak kartka papieru. O nim wiemy tyle, że ma dużą rodzinę, a o niej... że jest ładną dziewczyną. Narrator, głównie w późniejszych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Zastępy Angielskie" to jeden z moich najukochańszych książkowych cyklów, jednak muszę ze smutkiem stwierdzić, że "Bramy Światłości" nie dość, że nie przebiły swoich poprzedników, to w dodatku nawet im nie dorównują.

To co bolało mnie najbardziej, to za mała ilość scen z Gabrielem i Razjelem (nie wspominając już o Michale i Rafale, ale ich w poprzednich tomach też nie było dużo) oraz Lucyferem i Asmodeuszem. Daimona, na którym akcja w "Bramach Światłości" skupia się w prawie 100%, lubię, ale nie należy on do grona moich ulubionych bohaterów. Zdecydowanie bardziej wolę jego anielskich i mrocznych kompanów, których w tym tomie bardzo mi brakowało.

Fabularnie też kiepsko. Pomysł z wyprawą może i dobry, ale mnie nie przekonał. Nasi bohaterowie idą, spotykają wrogów, czeka ich ciężka walka, a potem dalej idą, spotykają wrogów, walka... Chociaż same Strefy wykreowała Kossakowska wspaniale, to po kilkuset stronach to zaczyna robić się nużące. Dodatkowo najciekawszym wątkiem jak dla mnie okazał się wątek Lucyfera i następnie Razjela i liczyłam na to, że zostanie on przynajmniej rozwinięty. Tymczasem wspomniano o nim na samym początku, a następnie pobieżnie na kilkunastu ostatnich stronach.

Pozostaje jedynie zaczekać na drugi tom i prosić Jasność, żeby trzymał lepszy poziom.

"Zastępy Angielskie" to jeden z moich najukochańszych książkowych cyklów, jednak muszę ze smutkiem stwierdzić, że "Bramy Światłości" nie dość, że nie przebiły swoich poprzedników, to w dodatku nawet im nie dorównują.

To co bolało mnie najbardziej, to za mała ilość scen z Gabrielem i Razjelem (nie wspominając już o Michale i Rafale, ale ich w poprzednich tomach też nie było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Historię przedstawioną w "Dworze mgieł i furii" już znam. Została opisana dużo wcześniej w jednej z moich ulubionych serii fantasy, jaką jest "Trylogia Czarnych Kamieni" i kolejne, dodatkowe tomy.

Powtórzyło się bardzo dużo rzeczy, mniej lub bardziej istotnych,jednak denerwujących tak samo. Po pierwsze Rhysand, który jest dla mnie połączeniem dwóch głównych bohaterów serii Anne Bishop. A ponadto: uskrzydlona rasa wojowników, więzi w głowie, przez które można się porozumiewać, roztrzaskiwanie umysłów, Ciemny dwór, kapłanki z przerostem ambicji i okrutna królowa, próbująca zniewolić silniejszych od siebie mężczyzn, sprowadzając ich do roli łóżkowych zabawek.

Czuję niesmak i chociaż książkę czytało się szybko, to pozostanie dla mnie jedynie czytadłem. Nie ma w niej nic genialnego ani tym bardziej oryginalnego.

Nieładnie, Pani Maas. Bardzo nieładnie.

Historię przedstawioną w "Dworze mgieł i furii" już znam. Została opisana dużo wcześniej w jednej z moich ulubionych serii fantasy, jaką jest "Trylogia Czarnych Kamieni" i kolejne, dodatkowe tomy.

Powtórzyło się bardzo dużo rzeczy, mniej lub bardziej istotnych,jednak denerwujących tak samo. Po pierwsze Rhysand, który jest dla mnie połączeniem dwóch głównych bohaterów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po "Prawdodziejkę" sięgałam z mocno mieszanymi uczuciami i długo wstrzymałam się z jej zakupem. Wszystko dlatego, że poleca ją Sarah J.Maas, której "Szklanego tronu" nie byłam w stanie czytać bez zgrzytania zębami i do tej pory zdzierżyć nie mogę. Postanowiłam jednak dać Susan Dennard szansę, nie sugerując się niechęcią do twórczości jej "więziosiostry". Po części miałam ze swoim sceptycyzmem rację, po części zaś miło się zaskoczyłam.

Uniwersum wykreowane przez autorkę jest niesamowicie bogate, ale cóż z tego, skoro opisy bohaterów, używanej przez nich magii, historii świata czy przyrody można wyliczyć na palach jednej ręki, a i w tych przypadkach będą to jedynie jedno lub dwuzdaniowe wstawki, niczego nie wyjaśniające. Najbardziej zabolał mnie brak jakiegokolwiek wyjaśnienia procesu rozszczepienia, o którym bohaterowie często wspominają. O ile sam jego przebieg został opisany, tak nadal nie mam pojęcia jak ani dlaczego do niego dochodzi.

Najlepszą decyzją autorki było wystawienie na pierwszy plan przyjaźni między dwiema kobietami zamiast kolejnego nudnego wątku miłosnego. Nie jest to w literaturze YA częste. Miłość oczywiście musiała się pojawić, jednak Dennard poprowadziła wątek pomiędzy Safiyą a księciem Merikiem na tyle zgrabnie, że czytało się to lekko i przyjemnie.

Za to największym minusem jej książki była jak dla mnie sama Safiya, która przeszkadzać przestała dopiero na 100 ostatnich stronach, gdzie rehabilitowała się swoją przemianą. Do tej pory zachowywała się jak głupia, rozpieszczona dziewczyna, która oczekiwała od wszystkich zachowywania się tak, jak akurat jej to pasuje. Widziałam w niej odbicie Celaeny ze "Szklanego tronu" i wzdychałam głęboko na myśl o idiotyzmie obu bohaterek.
Iseult poza byciem chłodną i opanowaną nie dostała od autorki żadnych innych cech charakteru, co mam nadzieję zmieni się w następnych tomach, gdyż zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu.

Po kolejne tomy serii sięgnę, ponieważ chcę dowiedzieć się więcej o świecie przedstawionym w "Prawdodziejce". Mam również głęboką nadzieję, że autorka wyjaśni zasady działania magii i poświęci więcej czasu na rozwinięcie charakteru swoich postaci, tak aby dało się ich opisać więcej niż dwoma słowami.

Po "Prawdodziejkę" sięgałam z mocno mieszanymi uczuciami i długo wstrzymałam się z jej zakupem. Wszystko dlatego, że poleca ją Sarah J.Maas, której "Szklanego tronu" nie byłam w stanie czytać bez zgrzytania zębami i do tej pory zdzierżyć nie mogę. Postanowiłam jednak dać Susan Dennard szansę, nie sugerując się niechęcią do twórczości jej "więziosiostry". Po części...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wbrew powszechnemu stwierdzeniu, aby nie oceniać książki po okładce, po "Szklany tron" sięgnęłam właśnie ze względu na przepiękną szatę graficzną. Niestety mocno się na tym przejechałam.

Próbowałam zrozumieć fenomen tej książki, naprawdę próbowałam. Jednak jak dla mnie opis, który możemy przeczytać na okładce, nijak ma się do całej treści. To, co odrzuciło mnie najmocniej, to kreacja głównej bohaterki. Celaena w wieku lat 18 jest już najlepszą zabójczynią na świecie. Okej, naciągane, ale do przeżycia, gdyby ona chociaż faktycznie zachowywała się jak zabójca, a nie jak rozpieszczona i rozkapryszona panna.

Bohaterka jest zwyczajnie głupia, pomimo tej całej swojej "wyjątkowości" nie odznacza się niczym interesującym. Rumieni się na każdym kroku, obraża, dąsa, nie potrafi podejmować decyzji. Ktoś w zamku pełnym zabójców podrzuca jej słodycze pod drzwi? Zjada je całe bez chwili zastanowienia. Przecież nie mogłyby być zatrute.

Autorka pisze o niej, że masowo mordowała za pieniądze (i była w tym naprawdę dobra), a zaraz potem kreuje na jedyną pozytywną postać wśród całego zdegenerowanego dworu. Jest piękna, dobra, współczująca, kocha książki, gra na fortepianie, ale jednocześnie nie zapominajcie, że to wyszkolony, bezduszny, niezwykle niebezpieczny zabójca. Jedno albo drugie, no ludzie. O innych postaciach nawet nie warto wspominać, wszystkie zostały napisane tak samo beznadziejnie. Książę Dorian irytował od pierwszej strony aż do samego końca.

Fabuła "Szklanego tronu" również pozostawia wiele do życzenia, według mnie to tylko nieudolnie przepisane "Igrzyska śmierci" w nieudolnie wykreowanym świecie fantasy. Niby jest jakaś mapa, niby jesteśmy w jakimś konkretnym świecie, w jakimś konkretnym mieście... klimatu nie czuć za cholerę. Sam turniej zapowiadał się dosyć ekscytująco, ale jak zwykle na zapowiedziach się skończyło.

Mocno odradzam.

Wbrew powszechnemu stwierdzeniu, aby nie oceniać książki po okładce, po "Szklany tron" sięgnęłam właśnie ze względu na przepiękną szatę graficzną. Niestety mocno się na tym przejechałam.

Próbowałam zrozumieć fenomen tej książki, naprawdę próbowałam. Jednak jak dla mnie opis, który możemy przeczytać na okładce, nijak ma się do całej treści. To, co odrzuciło mnie najmocniej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do książki przyciągnęła mnie absolutnie przepiękna okładka i chociaż sama powieść okazała się być nieco infantylna, to nie żałuję czasu spędzonego na czytaniu.

"Wielki błękit" to pozycja skierowana zdecydowanie do młodszych czytelników, napisana prostym i lekkim językiem, przez co czyta się ją bardzo szybko. Fabuła jest również schematyczna i raczej przewidywalna, jednak akcja toczy się bardzo szybko a główne bohaterki dają się lubić.

Duży plus dla autorki za oryginalną tematykę (nigdy wcześniej nie spotykałam się w literaturze z syrenami) i niektóre zachwycające pomysły, jak np. vitriny.

Do książki przyciągnęła mnie absolutnie przepiękna okładka i chociaż sama powieść okazała się być nieco infantylna, to nie żałuję czasu spędzonego na czytaniu.

"Wielki błękit" to pozycja skierowana zdecydowanie do młodszych czytelników, napisana prostym i lekkim językiem, przez co czyta się ją bardzo szybko. Fabuła jest również schematyczna i raczej przewidywalna, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zanim sięgnęłam po książkę, zdążyłam już zakochać się w filmie Miyazakiego. Powieść mniej romantyczna niż animacja, jednak nadal zachwyca i wzrusza.

Zanim sięgnęłam po książkę, zdążyłam już zakochać się w filmie Miyazakiego. Powieść mniej romantyczna niż animacja, jednak nadal zachwyca i wzrusza.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo długo czekałam na premierę "Nieba" w Polsce, więc kiedy w końcu dostałam książkę w swoje ręce, oczekiwania miałam ogromne. Niestety - tym razem się zawiodłam. Fabuła zaczyna się wlec, historia przestaje wciągać, a sama Bethany, którą darzyłam sympatią w pierwszej i drugiej części, robi się powoli męcząca i irytująca. Dodatkowo liczyłam też na dłuższy powrót Jake'a.

Sama końcówka powieści też nie zachwyca, jednak to co mnie urzekło, to przemyślenia głównej bohaterki pod sam koniec historii, przybliżające stosunek autorki do religii i własnego pomysłu na książkę, który w konserwatywnym środowisku mógłby zostać uznany za dość kontrowersyjny.

Ogółem "Niebo" to jak dla mnie najsłabsza część serii, jednak do pierwszej i drugiej na pewno będę wracać.

Bardzo długo czekałam na premierę "Nieba" w Polsce, więc kiedy w końcu dostałam książkę w swoje ręce, oczekiwania miałam ogromne. Niestety - tym razem się zawiodłam. Fabuła zaczyna się wlec, historia przestaje wciągać, a sama Bethany, którą darzyłam sympatią w pierwszej i drugiej części, robi się powoli męcząca i irytująca. Dodatkowo liczyłam też na dłuższy powrót Jake'a.
...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Hades" urzekł mnie tak samo jak i pierwsza część serii. Duży plus ode mnie za przeniesienie akcji do Hadesu i Jake'a, który tutaj gra znacznie większą rolę (stając się przy okazji moim ulubieńcem). Lekko rozczarowała mnie końcówka i zmarnowanie potencjału postaci - kochające diabły to zdecydowanie nie mój ulubiony motyw.

"Hades" urzekł mnie tak samo jak i pierwsza część serii. Duży plus ode mnie za przeniesienie akcji do Hadesu i Jake'a, który tutaj gra znacznie większą rolę (stając się przy okazji moim ulubieńcem). Lekko rozczarowała mnie końcówka i zmarnowanie potencjału postaci - kochające diabły to zdecydowanie nie mój ulubiony motyw.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pomysł raczej mało oryginalny, zważywszy na wysyp książek pseduo fantasy dla młodzieży w ostatnim czasie, jednak historia ma swój urok. Bethany dzięki Bogu nie jest typową główną bohaterką tego typu powieści i dała się lubić, co jest bardzo dużym plusem. Książkę czytało się lekko, szybko i przyjemnie. W stylu Adornetto urzekły mnie opisy uczuć, a w samym wydaniu oczywiście okładka.
"Blask" to jak dla mnie pozycja idealna na odstresowanie, gdy nie nastawiamy się na zbyt ambitną fabułę. Chyba jedyna książka z gatunku zmierzchopodobnych, którą darzę sympatią.

Pomysł raczej mało oryginalny, zważywszy na wysyp książek pseduo fantasy dla młodzieży w ostatnim czasie, jednak historia ma swój urok. Bethany dzięki Bogu nie jest typową główną bohaterką tego typu powieści i dała się lubić, co jest bardzo dużym plusem. Książkę czytało się lekko, szybko i przyjemnie. W stylu Adornetto urzekły mnie opisy uczuć, a w samym wydaniu oczywiście...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W śnieżną noc John Green, Maureen Johnson, Lauren Myracle
Ocena 7,1
W śnieżną noc John Green, Maureen...

Na półkach: , , ,

Książkę dostałam w ramach świątecznego prezentu, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ polowałam na nią od kiedy tylko dowiedziałam się o wydaniu w Polsce. "W śnieżną noc" chciałam przeczytać głównie ze wzlegu na Johna Greena, którego bardzo lubię, a opowiadania Maureen Johnson i Lauren Myracle miały być miłym dodatkiem. Książkę przeczytałam w trzy dni i muszę przyznać, że bardzo mnie rozczarowała. Oczekiwałam opowieści pełnych ciepła, wyrazistych bohaterów, dających się lubić i ducha świąt, a dostałam schematyczne do bólu historie z papierowymi bohaterami bez głębszych emocji. Często w trakcie czytania zastanawiałam się, czy oni wszyscy faktycznie mają po 16/17 lat. Najbardziej uderzyła we mnie naiwność pierwszego opowiadania. Nie jestem w stanie pojąć, że istnieją ludzie, którzy bez wahania spędzili by noc w domu u obcych. "W śnieżną noc" czytało się szybko i w niektórych momentach przyjemnie, jednak nie sądzę, abym miała do niej wracać.

Książkę dostałam w ramach świątecznego prezentu, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ polowałam na nią od kiedy tylko dowiedziałam się o wydaniu w Polsce. "W śnieżną noc" chciałam przeczytać głównie ze wzlegu na Johna Greena, którego bardzo lubię, a opowiadania Maureen Johnson i Lauren Myracle miały być miłym dodatkiem. Książkę przeczytałam w trzy dni i muszę przyznać, że...

więcej Pokaż mimo to