rozwiń zwiń

Samobójcy z końca świata

Okładka książki Samobójcy z końca świata
Leila Guerriero Wydawnictwo: W.A.B. Seria: Terra incognita reportaż
256 str. 4 godz. 16 min.
Kategoria:
reportaż
Seria:
Terra incognita
Tytuł oryginału:
Los suicidas del fin del mundo: Crónica de un pueblo patagónico
Wydawnictwo:
W.A.B.
Data wydania:
2015-04-01
Data 1. wyd. pol.:
2015-04-01
Liczba stron:
256
Czas czytania
4 godz. 16 min.
Język:
polski
ISBN:
9788328015920
Tłumacz:
Katarzyna Sosnowska
Tagi:
Argentyna Patagonia reportaż literatura faktu literatura argentyńska
Średnia ocen

                5,7 5,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,7 / 10
129 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
381
380

Na półkach:

Samobójcy z końca świata. Kronika patagońskiego miasteczka – Leila Guerriero (2005)
[Los suicidas del fin del mundo: crónica de un pueblo patagónico]

„Przyjechałam do [patagońskiego] Las Heras wczesną jesienią* 2002 roku, w samo południe” (str. 16).

„Miasteczko rzeczywiście było widmem. Ani ludzi, ani ogrodów, ani otwartych okien czy tablic z nazwami ulic. Drzewa sprawiały wrażenie, jakby przetrwały jakąś katastrofę. Potem dowiedział się, że nie ma tam kina, internetu ani kiosków z gazetami, że co jakiś czas wiatr zrywa linie telefoniczne, które zainstalowała miejska spółka, bo do Las Heras nie sięga długa ręka Telefoniki ani francuskie roszczenia Telecomu” (str. 19).

„Wiatr podnosił fale pyłu, chłostał ściany niskich domów, a wszystkie okiennice były zaryglowane. Później, parę dni później, uświadomiłam sobie, że za tymi okiennicami znajdowały się bary i kioski, sklepy i warzywniaki, jakaś siłownia, ale wtedy [pierwszego dnia], walcząc z tym niemożliwym wiatrem, widziałam ślepe miasto, które z powodu odcięcia od drogi stawało się ponadto miejscem poza światem, miejscem zagubionym w przestrzeni” (str. 23).

„Miedzy marcem 1997 roku a ostatnim dniem roku 1999 dwanaścioro mężczyzn i kobiet popełniło samobójstwo [...]. Jedenaścioro z nich miało średnio dwadzieścia pięć lat, byli to typowi mieszkańcy miasta, dzieci ze skromnych, lecz tradycyjnych rodzin [...]. Ale samobójstwa z roku 1997 w żadnym razie nie były pierwszymi” (str. 21).
Dopiero dwa lata po śmierci Sandry Móniki Banegas, [...] która 26 marca 1997 roku po południu strzeliła sobie w usta ze strzelby myśliwskiej ojca, została uznana za pierwszy przypadek z serii samobójstw. Być może dlatego, że dziewczyna była bardzo młoda, albo że była dziwna, lub dlatego, że ją powszechnie znano” (str. 23).

„[...] eksperci [...] »nie odkryli wspólnego mianownika«, chociaż dostrzegli zbliżony sposób postępowania, co nasuwa myśl o działaniach naśladowczych” (str. 19)


* Chodzi o jesień na południowej półkuli (tj. okres od 1 marca do 31 maja).



Portret społeczności prowincjonalnego Las Heras, robotniczego miasta pośród pylistych pustkowi środkowej Patagonii. Samobójstwa są jedynie pretekstem, aby opowiedzieć o trudnościach jakich doświadczają jego mieszkańcy: o izolacji, kłopotach z infrastrukturą, brakiem dostępu do wyższej edukacji, kultury, niskich zarobkach, oraz niepewności jutra.

Aby poznać lokalne problemy, dziennikarka rozmawia z przedstawicielami różnych pokoleń i profesji. Pyta ich o warunki mieszkaniowe, sprawy zawodowe, prywatne, plany na najbliższą przyszłość. Wielu z nich się otwiera, i w trakcie niezobowiązujących rozmów opowiada o swojej sytuacji, wysokim bezrobociu, braku perspektyw, życiu z dnia na dzień. Powtarzają się historie wczesnych, nastoletnich ciąż, rodzin niepełnych lub patchworkowych – zwykle dysfunkcyjnych – przemocy domowej, gwałtów. Powraca motyw choroby alkoholowej i depresji.



Tekst porusza ważny temat, istotny nie tylko dla mieszkańców Las Heras, ale również z perspektywy ogółu Argentyńczyków, którzy na co dzień nie zaprzątają sobie głowy tym co dzieje się w niewielkim, zapuszczonym miasteczku.
Choć Patagonia wydaje się daleko, ludzie migrują, a za nimi podążają również ich problemy i traumy – dlatego nie wystarczy omijać Las Heras aby nie spotkać się z tamtejszymi demonami. One przyjdą, prędzej czy później.

Leili Guerriero (1967) udało się zebrać sporo niełatwych, przykrych historii, dokumentujących patologie miasta pozostawionego samemu sobie. Pozyskiwanie takiego materiału jest trudniejsze niż w przypadku treści pozytywnych, i w pewien sposób obciążające. Mimo to, zebrała dość – by stworzyć sensowną opowieść o Las Heras przełomu tysiącleci.
Nie ulegając próbom ludowego tłumaczenia lokalnego dramatu (sprowadzającym się do działań tajemniczej sekty lub paranormalnego wątku przeklętej listy), bez pogoni za sensacją, złożyła do kupy typowe historie i wyraźnie wskazała na źródła problemu.

Niestety, nie sposób oddzielić tego od obranej stylistyki. Aby uatrakcyjnić tekst reportażu, autorka stara się go poetycko pokomplikować. Korzysta z nie zawsze dobrych porównań, oraz decyduje się na powtórzenia całych fraz lub słówek. Nie dodaje to treści głębi ani walorów literackich, a wręcz przeciwnie – nadaje jej charakter nieudolnych wprawek, typowych dla początkujących.

Pod kątem treści, książkę można ocenić wysoko – 7/10 – Leila Guerriero pisze jak było, przedstawia fakty i nie koloryzuje. Forma tekstu niestety wypada gorzej – 5/10. Można oczywiście zdecydować się na taki zaburzony realizm, przefiltrowany przez wrażliwość autora, ale trzeba to robić dobrze. Dziennikarce ewidentnie to nie wychodzi.

Duży minus za wpadkę z początku książki, która jest potem powielana – dziennikarka pisze o sylwestrze ’99 jako przełomie tysiącleci. Nie ma to wielkiego wpływu na narracje, ale jest błędem, który powinien zostać wyłapany jeszcze na etapie pisania książki, podczas konsultacji.

(Tłumaczką polskiego wydania [2015] jest Katarzyna Sosnowska, która ma na koncie co najmniej kilkanaście przekładów – do potknięć autorki dołożyła niestety kilka własnych, niemniej aby uratować ten reportaż, trzeba by zakasać rękawy, i napisać całe fragmenty na nowo).



„[...] w tym miasteczku dzieją się dziwne rzeczy. To wszystko wina pochowanych [w okolicy] Indian, których duchy się tu kręcą. Pochowano tu wielu Indian” (str.20).

Rzut oka na Google Maps* tłumaczy depresyjny charakter miasteczka. Szachownica ulic pośrodku niczego, w centrum pylistej pustyni porośniętej kępkami suchej trawy**, daleko od gór i oceanu. Okoliczne pola są rozorane przez ciągnące się od dekad prace wiertnicze oraz tymczasowe dojazdy do kiwonów*** – przypominają okolice marsjańskiej bazy opisane przez Kima Stanleya Robinsona. Z powietrza wygląda to ciekawie, ale nie z perspektywy robotnika.

Ulice są do siebie podobne, ciągną się bez końca, na północ i południe; równe kwartały są niemalże identyczne. Nie ma tu żadnej rzeki ani punktu widokowego, żadnego wzniesienia – ta monotonia może być przytłaczająca. Ogólny obraz poprawiają nieco zasadzone drzewa, na ulicach brakuje jednak trawy i zadbanych nawierzchni.

Zabudowa jest niska, dominują tanie, parterowe domki. Nie buduje się wzwyż, bo miejsca jest dość***. Budynki zaniedbane lub bardzo pstrokate. Konstrukcja zdradza wymuszony pragmatyzm.


* https://www.google.com/maps/place/Las+Heras,+Mendoza,+Argentyna/@-46.5558786,-68.9882356,16064m/data=!3m1!1e3!4m5!3m4!1s0x967e08b3ec6db3a1:0x4ccea64229b9189a!8m2!3d-32.8420011!4d-68.8337505

https://www.google.com/maps/@-46.5365281,-68.953185,3a,75y,264.89h,95.75t/data=!3m6!1e1!3m4!1s_wTvVwq0zkT1mq1xbvCJvg!2e0!7i13312!8i6656
** Klasyfikowanej również jako półpustynia, step lub pampa.
*** Kiwon (żuraw pompowy, pompa żerdziowa, kiwak, konik) – urządzenie służące do pompowania ropy naftowej ze złoża mającego niskie ciśnienie własne (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kiwon).
**** Rosjanie rozegraliby to inaczej: postawiliby kilka bloków i pawilon handlowo-usługowy, tworząc w ten sposób niewielkie miasto-osiedle. Budowali tak za Sojuza, budują i dziś – np. dla pracowników Gazpromu na Dalekiej Północy.



NOTATKI I CYTATY

Patagonia leży w takim samym oddaleniu od równika co Europa, a jednocześnie blisko Antarktydy – więc w czasie kiedy u nas jest lato, jest tam dosyć mroźno. (Las Heras znajduje się na szerokości geograficznej będącej odpowiednikiem tej, na której zlokalizowane są Tatry).

„[...] dzięki naftowej gorączce, niebrukowane ulice zostały wyasfaltowane i powstały dzielnice: Aramburu, Pierwszego Maja, Don Bosco, Drugiego Kwietnia, z domami skromnymi, ale niezbędnymi tam, gdzie nie ma rzek ani strumieni, ptaków ani owiec, niebo pokrywają ciężkie chmury, wieje ostry wiatr, osiągając w porywach prędkość do stu kilometrów na godzinę, a temperatura spada do dwudziestu stopni poniżej zera [...]” (str. 13).

„[...] musisz przejść dwadzieścia, trzydzieści kilometrów, by zobaczyć jakąś wodę. Tutaj tylko wiatr i pampa” (str. 98)

„Klimat [Patagonii] też ma swój wpływ [na młodych]. Ciągle są zamknięci w pomieszczeniach, a samobójstwo ma z tym wiele wspólnego, z agresja skierowaną do środka. Brak miejsca, które zachęcałoby do spotkań towarzyskich, nie ma placu, nie ma kawiarni. Co robi ta młodzież w piątek wieczorem, skoro nie ma kina, nie ma teatru? Nie ma niczego” (str. 129).

W całej Patagonii (wliczając część chilijską, łącznie 1 043 076 km² – czyli tyle co trzy Polski i pół Białorusi) mieszka niespełna 2,5 miliona ludzi (!). „La población en la Patagonia argentina es de 2 124 492 habitantes y en la Zona Austral de Chile (incluidas Cochamó y la Provincia de Palena pero no la Provincia de Chiloé), de 286 312 habitantes, totalizando 2 410 804 habitantes” [Populacja argentyńskiej Patagonii liczy 2 124 492 mieszkańców, a w południowej strefie Chile (łącznie z Cochamó i prowincją Palena, ale bez prowincji Chiloé) bytuje 286 312 mieszkańców, łącznie 2 410 804 dusz] (https://es.wikipedia.org/wiki/Patagonia).

Statystyki samobójstw są bardzo wysokie, nie trąbi się o tym, ale ich liczba jest wyższa niż śmiertelnych ofiar wypadków samochodowych (!). Dane te mają identyczne proporcje niezależnie od kraju pochodzenia.

„[...] nie ma tu co robić. Możesz tylko połazić, iść do znajomych, na tańce w weekend. Brakuje rzeczy, które sprawiłby, że młodzież mogłaby się rozerwać i przestała się włóczyć. W tym mieście można się tylko nudzić” (str. 29).

Niskie wykształcenie, niepełne rodziny, duży odsetek ciąży przed 18 rokiem życia, kiepskie zarobki (str. 46). Poza tym alkohol i inne używki. Skutkuje to niską jakością kontaktów społecznych, i współtworzy środowisko w którym nie chce się być.

Lokalna elita, tworząca tradycyjne, pełne rodziny, to wykwalifikowani nafciarze z YPF (str. 81-82).

Mieszkańcy Las Heras narzekają na rolę produktywnego zagłębia przemysłowego, wykorzystywanego przez stolicę – co ciekawe, identyczne głosy można usłyszeć na Górnym Śląsku czy w ukraińskim Donbasie.

„– [...] Czytam.
– Co czytasz?
– No wiesz, bardzo lubię kulturę. Czytam wiele kulturalnych książek” (str. 59).



UWAGI MERYTORYCZNE
Str. 11 – „[...] ostatniego dnia [31 grudnia 1999] tamtego tysiąclecia”; str. 12 – „O północy nadszedł koniec tysiąclecia [...]”; str. 169 – po raz trzeci to samo: stare tysiąclecie się nie zakończyło, nowe się nie rozpoczęło.
Przełom roku 1999 i 2000, w potocznym rozumowaniu, uznawany jest granicę drugiego i trzeciego millenium – co jest oczywiście nonsensem. Wprawdzie zmienia się pierwsza cyfra, i jest to zmiana spora, bo przez tysiąc lat stawiano na początku jedynkę, ale rok 2000 należy drugiego tysiąclecia (oraz XX wieku). Pierwsze tysiąclecie rozpoczęło się 1 stycznia roku pierwszego [1], a zakończyło 31 grudnia roku tysięcznego [1000]; drugie analogicznie – 1001-2000 (zgodnie z prawami matematyki). Mamy system dziesiętny: 10 +10 = 20; pierwsza dziesiątka to numery od 1 do 10, druga od 11 do 20 (prościej się tego wytłumaczyć nie da).

Str. 38 – to nie były pierwsze wiadomości wymieniane na linii Las Heras-Beunos Aires (gruba przesada – to nie jest zagranica).

Str. 97 – kwiecień na półkuli południowej to już jesień, nie lato*.

* Pory roku na południowej półkuli: wiosna – 1 września do 30 listopada; lato – 1 grudnia do 28 lutego; jesień – 1 marca do 31 maja; zima – 1 czerwca do 31 sierpnia.

UWAGI TECHNICZNE
Str. 13 – „I że [...]” które pada bez sensu + osiągające (osiągający); str. 15-16 – dwa razy to samo w cytowanym fragmencie, autorka powinna to obrobić; str. 22 – „[...] w »Małe widmo« w »La Ciudad«” – o jaką gazetę chodzi wiadomo, to już padło, po nazwie rubryki powinna być kropka; str. 33 – nawet jeśli?; str. 38 – to „wówczas” powinno paść w dalszej części zdania, dotyczącej przeszłości; str. 45 – skoro to matka jej bratanka, nie ma potrzeby pisać zaraz po tym, że to również małżonka jej brata (to jest wiadome); str. 52 – zostawiła x2 (jedno do podmianki na „zostały”); str. 54 – pisze frazę i ją powtarza x2; str. 57 – informacja, że kobieta była na Malwinach, za chwilę że jednak nie; str. 59 – go x5 (może w hiszpańskim to brzmi dobrze, po polsku ten i inne zabiegi wypadają jak czysta grafomania); str. 75 – sajgon (Sajgon); str. 93 – spędził (spędzał); str. 103 – tutaj między myślnikami mamy opis twarzy nijak nie będący częścią wypowiedzi (!); str. 108 – powtórzenie informacji o lasso ze str. 102; str. 109 – informacja, że kobieta mieszkała w Las Heras od urodzenia, kilka linijek dalej że urodziła się na wsi (sprzeczność); str. 111 – powtórzenie kwestii ze str. 108; str. 117 – „Zrobiłam wiele rzeczy, o których dzisiaj mówię sobie: dlaczego je zrobiłam” – brzmi jak tłumaczenie z translatora; str. 128-129 – powtórzenie informacji nt. programu „Młodzi negocjatorzy”; str. 137 – „[...] rok temu, sto dni, dwa dni temu [...]” – tutaj autorka decyduje się na wyliczankę, bo nie wie jak długo przebywa tam pewna kobieta, wypada to troszkę niejasno (gdyby tu stało np. tak: rok, miesiąc, kilka dni temu – od razu byłoby wiadomo w czym rzecz); str. 155 – „zapytał mnie, czy już znalazłam to, czego szukałam.\ – I co, znalazła już pani to, czego szukała?” – ten numer sprawdza się w narracjach o wysokim poziomie absurdu, komediowych, tutaj jest wyraźnie nadużywany i wypada żenująco; str. 167 – coś-coś (stylistyka); str. 172 – ostatnie zdanie książki brzmi tak: „I to, nareszcie, był koniec tego wszystkiego” – autorka doskonale zdaje sobie sprawę, że po jej wyjeździe nadal dochodzi do samobójstw, że nic się nie zmieniło. To zdanie poprzedzają informacje o nowych zgonach... Sprawa być może jest zamknięta z punktu widzenia autorki, ale problem trwa nadal. (Może coś zginęło w tłumaczeniu?).

Samobójcy z końca świata. Kronika patagońskiego miasteczka – Leila Guerriero (2005)
[Los suicidas del fin del mundo: crónica de un pueblo patagónico]

„Przyjechałam do [patagońskiego] Las Heras wczesną jesienią* 2002 roku, w samo południe” (str. 16).

„Miasteczko rzeczywiście było widmem. Ani ludzi, ani ogrodów, ani otwartych okien czy tablic z nazwami ulic. Drzewa...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    174
  • Przeczytane
    160
  • Posiadam
    49
  • Reportaż
    7
  • 2018
    5
  • Reportaże
    5
  • Literatura faktu
    5
  • Ameryka Południowa
    3
  • 2016
    3
  • Terra incognita
    3

Cytaty

Więcej
Leila Guerriero Samobójcy z końca świata Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także