Polski street art 2. Między anarchią a galerią
- Kategoria:
- albumy
- Wydawnictwo:
- Carta Blanca
- Data wydania:
- 2012-10-18
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-10-18
- Liczba stron:
- 376
- Czas czytania
- 6 godz. 16 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7705-203-7
- Tagi:
- street art polski street art album sztuka uliczna graffiti wrzut malarstwo sztuka
Kontynuacja głośniej wzbudzającej emocje, zachwalanej w mediach i wśród czytelników, nagrodzonej Piórem Fredry 2011 publikacji – "Polski street art". Album z 2012 roku jest zupełnie inną opowieścią. Dwa lata to niewiele, ale w obszarze sztuki ulicznej w Polsce minęła cała epoka. Książka rzuca nowe światło na obszar twórczości, który stał się najgłośniejszym i najbardziej wpływowym prądem artystycznym przełomu tysiącleci, prezentuje zagadnienie w sposób, który poszerza percepcję tego zjawiska i zmienia sposób postrzegania miasta. Na blisko tysiącu barwnych zdjęć i w wartko napisanych tekstach autorzy prezentują prace kilkudziesięciu interesujących, polskich artystów oraz przypominają siedemdziesiecioletnie tradycje tego nurtu w przestrzeni publicznej w naszym kraju.
„[…] to od ciebie, jako widza, należy decyzja, co jest sztuką, a co nie, co jest interesujące, a co nie. Jednak zanim podejmiesz decyzję, najpierw naucz się patrzeć”.
Cedar Lewisohn, kurator przełomowej wystawy street artu w londyńskiej Tate Modern Gallery
O albumie "Polski street art":
"To jest rewelacja!" – Monika Małkowska, „Rzeczpospolita”
"Doczekaliśmy się. Ponad 380 stron, 1000 zdjęć prezentujących dokonania najważniejszych polskich artystów nurtu Urban artu. To coś, czego jeszcze u nas nie było!" – Sylwia Kawalerowicz, Aktivist
"To pozycja obowiązkowa dla ludzi zainteresowanych street artem…"
korporacja ha!art
"Warto, żeby obejrzeli go wszyscy ci, którzy dziś ekscytują się Banksym, a nie wiedzą, jak dobrzy są w tej branży polscy artyści."
Wojciech Orliński, Gazeta Wyborcza
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Ufajnianie miasta
Odczytujemy w świątyniach nazwiska podróżnych, to nam się wydaje bardzo błahe i puste. Są tam takie, których wyrycie zabrało ze trzy dni; tak głęboko był nacięty głaz. Niektóre spotyka się wszędzie – niesłychana jest wytrwałość głupoty. Zwłaszcza niejaki Vidua prześladuje nas wszędzie. Przedwczoraj Maks [Maxime du Camp – przyp. aut.] znalazł nazwisko tego biednego Darceta. Litery zacierają się tu pod działaniem powietrza, podczas gdy jego ciało gnije tam, w trzeciej części świata. Bez wątpienia to biedne nazwisko, już na wpół zatarte, najdłużej przetrwa po nim.*
„Dyr jest głupi”. Napis, wykonany czarnym, śmierdzącym markerem na drzwiach szkolnej toalety wysychał leniwie w popołudniowym słońcu, mniej-więcej na wysokości twarzy dwunastolatki. Oddaliłam się o kilka kroków, aby ocenić dzieło, tymczasem moja koleżanka stała na czatach, oceniając położenie patrolujących korytarze nauczycieli dyżurnych. Nasza ostrożność wisiała na rzeczywistym zagrożeniu jak zbyt wielkie spodnie i wszystko to razem wzięte wydawało się dość żenujące – małe, zniekształcone litery (by nikt nie połączył charakteru pisma z piszącą),wypukłe zacieki brudnobrązowej farby olejnej oraz pomieszczenie, z którego każdy uczeń korzystał jak najrzadziej – ale adrenalina, jak uczy doświadczenie, każdego potrafi przekonać do swojej wersji wydarzeń. Dwie guerrillas na finiszu niebezpiecznej misji, tak z upodobaniem myślałyśmy na temat swój i naszego wyczynu. Kto z nas nie bazgrał – długopisem, flamastrem, ołówkiem albo ryjąc cyrklem – po szkolnych ławkach albo po ściankach w szatni? – pyta we wstępie do drugiej części „Polskiego Street Artu” Marcin Rutkiewicz. Bazgrałam i niewiele brakowało, bym nabazgrała epitafium: dyrektor zginął tragicznie wraz z ukochanymi gołębiami pod gruzami katowickiej hali kilka lat później. Pozostaje mieć nadzieję, że do tego czasu z napisu nie pozostała nawet kropka tuszu.
Podróżujący po Egipcie francuscy turyści sprzed dwóch wieków nie byli aż tak delikatni, a ryte na pozostałościach świątyń ślady ich obecności nadal są doskonale widoczne. „Niejaki Vidua” i „biedny Darcet” zadowalali się jednak ogłaszaniem wszech i wobec własnych nazwisk wraz z rokiem wyprawy, dając święty spokój dyrektorom, belfrom i kochankom; być może zdawali sobie sprawę z tego, ile przetrwają ich krotochwile. O, mury, przyjęłyście już tyle nudnego graffiti, że dziwi mnie, iż jeszcze nie obróciłyście się w ruinę – napisał na jednej z kolumn pompejańskiego perystylu jakiś Gajusz albo Fileros blisko dwa tysiące lat temu, poświadczając, że zblazowany malkontent, tak samo jak bazgranie po ścianach, bynajmniej nie jest nowym wynalazkiem. Otóż mury stoją, mają się dobrze i bez większego wysiłku przyjmują kolejne pokolenia writerów, street artowców oraz dwunastolatek. Efektem takiego stanu rzeczy jest, wspomniany już akapit temu, „Polski Street Art 2”.
Na książkę składają się setki unikatowych zdjęć i teksty dwojakiego rodzaju. Po pierwsze: teoretyczne, wprowadzające laika w historię światowego i polskiego writingu w pigułce, w różnice pomiędzy graffiti i street artem, w charakterystykę działań writerskich, murali, wlepek, instalacji, a także ich podgatunków. Druga kategoria to te, traktujące o twórcach, mające niekiedy formę wywiadu, czasami zaś biogramu, krótkiego lub dłuższego. Oficjalny styl artykułów Rutkiewicza oraz Hunkiewicza oraz wypowiedzi niektórych artystów bardzo przyjemnie współbrzmią ze swobodnymi, najeżonymi slangiem uwagami innych. Z jednej strony skodyfikowane filozofie twórcze, z drugiej – zajawkowicze, „rolada z modrą kapustą i kluski”. Daje to w sumie bardzo przyjemny mariaż rozmaitych rejestrów. Album sam w sobie również nie jest jednolity. Niby w tytule pojawia się jedynie street art, ale w treści co i rusz powraca klasyczne, tworzone nielegalnie graffiti. Konflikt pomiędzy tymi dwiema dziedzinami stanowić miał zresztą kanwę, na której osnuto całą publikację, stąd podtytuł: „Pomiędzy anarchią a galerią”. Jaki jest wynik starcia, nie zdradzę.
Mona Tusz do wykonania swoich murali użyła kawałeczków luster i fragmentów zielonego szkła. Poprzyklejane do ścian bemowskiej Galerii Forty/Forty reagują na zmieniające się oświetlenie, błyszcząc w ciemnych, sklepionych kolebkowo pomieszczeniach. Nienaturalnie jasne w porównaniu z burym, brudnym tynkiem, zachęcają, by podejść bliżej. Jakkolwiek dobra by była książka – a jest świetna, fascynująca, wciągająca – sztuka uliczna najlepiej prezentuje się na żywo, kiedy można ją pomacać, ocenić jej rozmiary, obejrzeć kontekst, w jakim powstała. Wyłączenie komputera i wyjście z domu to całkiem dobra pozycja startowa.
Ola Lubińska
* Gustave Flaubert, "Listy", Warszawa 1957, s. 85-86.
Książka na półkach
- 37
- 21
- 9
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
"Jeśli idąc ulicą, widzicie malunki na murze – jakieś litery, obrazki, kolorowe plamy – przebiegacie po nich wzrokiem z niejasną myślą z tyłu głowy “ot, bazgroły” to… prawdopodobnie jesteście w błędzie. To Art. Street Art.
Od kilku lat z zainteresowaniem przyglądam się polskim murom, bo i dzieje się na nich coraz więcej i wiele tego “dziania” to rzeczy dobre i intrygujące. Jako laik nieznający się na sztuce, ale lubiący ją obserwować, przyglądałam się różnym obrazom i napisom na ścianach, budynkach, dworcach, autobusach, pociągach, w przejściach podziemnych, na asfalcie, przy dachach domów… gdzie ich nie ma?! Miasto opanowała sztuka ulicy. O tym jak złożone jest to zjawisko pozwoliły mi się przekonać dwa albumy: “Polski street art” oraz “Polski street art 2: Między anarchią a galerią”."
Reszta recenzji na moim blogu: http://tanayahczyta.wordpress.com/2013/11/30/polski-street-art-polski-street-art-2-miedzy-anarchia-a-galeria-e-dymna-m-rutkiewicz/
"Jeśli idąc ulicą, widzicie malunki na murze – jakieś litery, obrazki, kolorowe plamy – przebiegacie po nich wzrokiem z niejasną myślą z tyłu głowy “ot, bazgroły” to… prawdopodobnie jesteście w błędzie. To Art. Street Art.
więcej Pokaż mimo toOd kilku lat z zainteresowaniem przyglądam się polskim murom, bo i dzieje się na nich coraz więcej i wiele tego “dziania” to rzeczy dobre i intrygujące....
Chciałabym od razu zaznaczyć, że jestem totalnym laikiem w kwestii szeroko pojętej sztuki. Jestem po prostu jej odbiorcą, estetą, który lubi patrzeć na dzieła wychodzące spod rąk artystów. Nic dziwnego, że tym razem mój wybór padł na ten album. Po pierwsze moją uwagę przyciągnęła niesamowita okładka – a jak doskonale wiemy pierwsze wrażenie jest najważniejsze…
Nie mogłam oprzeć się pokusie, aby w pierwszej kolejności skupić się na licznych zdjęciach, przedstawiających m.in. murale, graffiti abstrakcyjne czy przepięknie „odmalowane” pustostany… Fotografie podziałały na moje zmysły; od niektórych w ogóle nie mogłam oderwać oczu…
Gdy upłynęło trochę czasu, postanowiłam – z racji mojej nieznajomości tematu – skupić się na treści. Obawiałam się trochę, że zrezygnuję po pierwszych stronach… Myślałam, że będzie to dla mnie nudne i niezrozumiałe… Nic bardziej mylnego… Autorzy zadbali, aby skonstruować ciekawą i interesującą opowieść o historii polskiego street artu, ale również jego genezę światową.
Punktem wyjścia tego albumu było skonfrontowanie graffiti (writingu) ze street artem. Za główną różnicę między tymi dwoma formami sztuki podaje się, że:
„O ile ścieżka kariery writera nie może pomijać trudnego etapu działania nielegalnego, ryzykownego, o tyle street art oferuje ciekawsze, atrakcyjniejsze i pozbawione ryzyka osobistego mechanizmy promocyjne. W tym sensie jest po prostu łatwiejszy.” [s. 18].
Spory w klasyfikacji, w nazewnictwie będą zawsze się pojawiać. Tego nie da się uniknąć. Jasno jednak trzeba sobie powiedzieć, że tak naprawdę te dwie grupy łączy jedno, niezaprzeczalne spoiwo – ulica. I to jest najważniejsze.
Autorzy w przejrzysty sposób przedstawili podstawowe, najbardziej charakterystyczne elementy street artu, takie jak:
- napis,
- mural,
- szablon,
- writing,
- vlepka,
- instalacje i obiekty.
Do każdej z powyższych kategorii dołączono życiorysy najbardziej znanych artystów, specjalizujących się w konkretnym elemencie street artu. Do każdej notki o osobie dołączone są zdjęcia ich prac. Wszystko jest zwięzłe i uporządkowane – takie jak być powinno.
Na końcu książki znajduje się refleksja pana Tomasza Sikorskiego na temat tego czym właściwie jest street art i czy faktycznie jest on sztuką… Odpowiedzi na te i inne pytania szukajcie na łamach książki, która mimo ubogiej treści, jest bogata w refleksje i artyzm. To, co się w niej znajduje dostarczy Wam mnóstwa pozytywnych przeżyć.
Podsumowując - nie mam żadnych zastrzeżeń co do tego albumu. Jest to wspaniałe kompendium zarówno dla znawców, jak i dla amatorów. Nie mogę nie wspomnieć o świetnej oprawie książki, która rewelacyjnie eksponuje książkę na półce, po jej ówczesnym dogłębnym przeanalizowaniu. Cóż mogę więcej napisać – to naprawdę cenna rzecz u kolekcjonerów.
Chciałabym od razu zaznaczyć, że jestem totalnym laikiem w kwestii szeroko pojętej sztuki. Jestem po prostu jej odbiorcą, estetą, który lubi patrzeć na dzieła wychodzące spod rąk artystów. Nic dziwnego, że tym razem mój wybór padł na ten album. Po pierwsze moją uwagę przyciągnęła niesamowita okładka – a jak doskonale wiemy pierwsze wrażenie jest najważniejsze…
więcej Pokaż mimo toNie mogłam...