Humorem zwalczać przeciwności losu. Wywiad z Kerry Fisher, autorką „Matki prawie idealnej”

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
14.07.2020

„Matka (prawie) idealna” to powieść, która ujmuje błyskotliwym humorem i przenikliwością portretowania różnic klasowych. Świat angielskiej szkoły prywatnej jest tłem współczesnej historii o Kopciuszku, który pragnie dać swoim dzieciom dobrą edukację. „Piszę współczesną fikcję dla kobiet, które żyją wystarczająco długo, aby nie oczekiwać bajki”, mówi autorka książki Kerry Fisher, z którą rozmawiamy o sile uśmiechu oraz wytrwałości w dążeniu do realizacji swoich marzeń.

Humorem zwalczać przeciwności losu. Wywiad z Kerry Fisher, autorką „Matki prawie idealnej”

[Opis wydawcy] Romantyczna komedia, która cudownie poprawia nastrój. A przy tym niesamowicie zabawna!

Maia zajmuje się sprzątaniem w bogatych domach. Pojawia się z naręczem mopów i wiader, kiedy jej zadbane rówieśniczki spieszą się na lunch z przyjaciółkami, zajęcia pilatesu i do kosmetyczki.

Nieoczekiwany spadek zmienia wszystko. Maia, jej córka i syn stają się częścią ekskluzywnego świata Stirling Hall School. To miejsce, w którym dzieci jak tlenu potrzebują organicznych moreli, a ich mamy nie wytrzymują tygodnia bez manicure’u.

Jak poradzić sobie z nagłym awansem społecznym i wpasować w nowe środowisko? Może w tym pomóc pan Peters, szkolny nauczyciel. Ale czy ma czyste intencje? Jak skończy się jego znajomość z Maią?

Ewa Cieślik: W pani CV znajdziemy sporo różnych zajęć. Pracowała pani między innymi jako dziennikarka, pisząca o życiu prawdziwych ludzi. Co sprawiło, że zdecydowała pani, że jednak woli tworzyć fikcję?

Kerry Fisher: Byłam beznadziejną dziennikarką – cały czas martwiłam się, że moi rozmówcy powiedzą coś, co zdenerwuje ich bliskich, więc często powtarzałam: „Proszę, nie mów mi tego! Twojej matce będzie przykro, jeśli zobaczy to wydrukowane”. Chciałam pisać o fikcyjnych rodzinach, by nie musieć martwić się o prawdziwych ludzi. Poza tym pracowałam jako recenzentka książek w pewnym czasopiśmie, zaczęłam więc myśleć, że sama mogłabym pisać. Jakaż byłam naiwna! Nie miałam pojęcia, jak trudno będzie usiąść i napisać książkę od początku do końca, ani też, jak trudno będzie ją później opublikować.

Na początku walczyła pani o to, by wydać swoją pierwszą książkę – otrzymała ponad 100 odpowiedzi odmownych, próbowała self-publishingu. Dziś jest już pani autorką, która ma na koncie ponad milion sprzedanych egzemplarzy – informacją o tym podzieliła się pani kilka tygodni temu na Facebooku. Jakie to uczucie?

Czuję się niesamowicie wdzięczna. Branża wydawnicza to trudny biznes. Wielu pisarzy nigdy nie zyskuje uznania, na jakie zasługuje. Pracowałam ciężko na swój sukces, ale po drodze miałam też trochę szczęścia. Jestem nieskończenie wdzięczna czytelnikom, którzy kupują moje książki i polecają je innym.

Kerry Fisher

Mówi pani kilkoma językami, mieszkała też w kilku krajach – w Hiszpanii, na Korsyce, we Włoszech. Jak te doświadczenia wpływają na pani twórczość?

Za każdym razem, gdy przeprowadzałam się do innego kraju, musiałam opuścić strefę komfortu i polegać wyłącznie na sobie. Wydaje mi się, że dzięki temu uwrażliwiłam się na własne uczucia i związane z zajmowaniem pozycji outsidera – pochodziłam z innej kultury, czułam się samotna, starając się dostosować się do nowego stylu życia i znaleźć przyjaciół w nowym otoczeniu. Niektóre z tych doświadczeń znajdują odzwierciedlenie w losach moich bohaterów, kiedy to oni próbują się dopasować. Z przyjemnością też piszę o Włoszech… To kraj, który kocham – szczególnie za jedzenie!

W pani książkach jest sporo humoru. Uważa pani, że jest on nieodłączną częścią naszego życia i nie da się bez niego napisać prawdziwej historii?

Sądzę, że humor stanowi istotną przeciwwagę dla intensywności przeżyć zarówno w fikcji, jak i w prawdziwym życiu. Sięgam po niego jako pisarka, ponieważ czytelnicy potrzebują czasem ulgi, małej przerwy od najgłębszych przemyśleń moich bohaterów. Za sprawą humoru mogę przekazać czytelnikowi jakąś wiadomość albo morał, zamiast wykrzykiwać swój osąd w jakiś toporny sposób, niczym polityczny agitator. Wierzę głęboko, że nawet w najciemniejszych chwilach wciąż możemy dostrzec jakąś ich komiczną stronę – to działa jak mechanizm przetrwania.

Humor doskonale sprawdza się także w „Matce (prawie) idealnej” – jest tam wymierzony choćby w snobizm czy pretensjonalne zachowanie osób, u których sprząta główna bohaterka. Chciała pani humorem zbalansować takie zachowanie osób, uważających się za lepsze?

Uważam, że humor stanowi świetny sposób na ujawnienie śmieszności ludzi, którzy traktują siebie śmiertelnie poważnie. Rodzaj zabawnego komentarza społecznego. Kiedy pisałam tę powieść, dużo myślałam o klasie społecznej jako takiej. Istnieje wiele subtelnych sposobów oceniania innych – od samochodu, jakim ktoś jeździ, czy tego, jak mówi, po gazetę, którą czyta, i co daje swoim dzieciom do jedzenia. Chciałam przyjrzeć się tym wszystkim małym sposobom szufladkowania ludzi, które sprawiają, że zakładamy, że wiemy, jacy są naprawdę. I dostarczyło mi to wiele satysfakcji.

W „Matce (prawie) idealnej” jest wiele barwnych postaci, także tych drugoplanowych. Tworzenie której z nich było dla pani najprzyjemniejsze?

Uwielbiałam pisać o Clover. Ma cudownie hojne serce, nie dba o opinie innych ludzi i robi to, co sama uważa za słuszne. Czasami, gdy martwię się, co ludzie o mnie pomyślą, powtarzam sobie: „Muszę być bardziej jak Clover”.

Choć czytanie „Matki (prawie) idealnej” to świetna zabawa, to jednocześnie sportretowane tam różnice klasowe dają dość gorzki obraz naszego społeczeństwa. Czy możliwy jest świat, w którym wszyscy, nawet dzieci takie jak Harley i Bronte, miałyby zagwarantowaną możliwość dobrej edukacji?

Jestem optymistką, więc tak, mam taką nadzieję. Myślę, że wszyscy pamiętamy przynajmniej jednego nauczyciela, który zmienił nasze postrzeganie samych siebie i natchnął nas wiarą we własne umiejętności. Jestem też pod wielkim wrażeniem wysiłków i pracy nauczycieli, którzy starali się zapewnić dzieciom dobrą edukację podczas przymusowego zamknięcia podczas epidemii koronawirusa.

Niektóre pani książki są mroczniejsze, na przykład „Posłuszna żona” czy „Sekretne dziecko”. Pojawiają się tam tajemnice i sekrety, kłamstwa i niezrozumienie. Skąd taka zmiana? Chciała pani sięgnąć do pokładów innej energii, poruszyć inne tematy?

Moje pierwsze powieści rzeczywiście były bardziej beztroskie i radosne, z czasem ich tonacja stała się nieco ciemniejsza. Nie było to celowe zamierzenie z mojej strony, a raczej kwestia pomysłów, tematów, które chciałam poruszyć i zbadać. Stale powtarzam, że piszę współczesną fikcję dla kobiet, które żyją wystarczająco długo, aby nie oczekiwać bajki. W moich książkach omawiam tematy adopcji, przemocy domowej, wyobcowanych rodzin czy rasizmu. Za każdym razem otrzymuję wiele wiadomości od czytelników, którzy piszą i mówią, że życie moich bohaterów w jakiś sposób współbrzmi z ich życiem. Serce rośnie, gdy to słyszę.

Wspomniane wyżej dwie książki, podobnie jak „Matka (prawie) idealna”, łączy motyw rodziny – to ona jest tłem wszystkich wydarzeń. Czy uważa pani, że rodzina to pewnego rodzaju mikrokosmos, w którym można w mniejszej skali obserwować problemy, z którymi powszechnie się borykamy? Co decyduje o tym, że chętnie sięga pani po ten motyw?

Wszystko zaczyna się od rodziny. To w rodzinie uczysz się, jak patrzeć na swoje miejsce w świecie i w jaki sposób budować relacje z innymi ludźmi. W domu możesz nauczyć się pozytywów życia – miłości, wsparcia, życzliwości albo negatywów – zazdrości, samotności, wykluczenia lub jeszcze mroczniejszych uczuć. Niezmiennie fascynuje mnie to, że w jednym wydarzeniu może uczestniczyć sześciu członków tej samej rodziny, a każdy z nich będzie miał inne spojrzenie na to, co się stało, kto był winny, i na czym polegał jego własny udział.

„Matka (prawie) idealna” porusza wiele tematów i wątków, a jednym z nich jest wątek miłosny. Można powiedzieć, że w pewnym sensie książka ta opowiada o Kopciuszku, tym razem współczesnym, starającym się związać koniec z końcem. Co takiego potężnego jest w tych dawnych baśniach, że chcemy je wciąż na nowo sobie opowiadać?

Myślę, że ludzie przetwarzają własne doświadczenia, opowiadając na nowo te same historie. Istnieje teoria, według której ​​istnieje tylko siedem rodzajów opowieści – tragedia, odrodzenie, podróż i powrót, itd. – które są odtwarzane z różnymi postaciami w różnych sytuacjach, zasadniczo jednak są to te same fabuły poddane pewnej przeróbce. „Matka (prawie) idealna” to klasyczna opowieść w stylu „od łachmanów do bogactwa", w której wszyscy mamy nadzieję, że Maia, która dotąd była na przegranej pozycji, dostanie to, na co zasłużyła. Myślę też, że zwłaszcza teraz, w niepewnym świecie, w jakim wszyscy się znaleźliśmy, wspaniale jest czytać o miłości.

Jakie są pani pisarskie plany na przyszłość i czy obecna sytuacja związana z koronawirusem pomaga, czy przeszkadza w pisaniu?

Muszę przyznać, że pisanie w czasie koronawirusa stało się dla mnie bardzo trudne. Po części dlatego, że w domu mam dorastające dzieci, które często przychodzą do mojego pokoju na poddaszu, odrywając mnie od pracy: „Mamo, wiem, że jesteś zajęta, ale czy jest jakiś kurczak albo chleb, albo czy możesz mi tylko pomóc…?” Mimo wszystko udało mi się skończyć moją ósmą powieść i teraz mam czas na spotkania towarzyskie (na odległość) i rozmowy z przyjaciółmi, których wypytuję o tematy ważne dla kobiet oraz problemy, które chcieliby widzieć omówione w nowej książce.

„Matka prawie idealna” oprócz humoru niesie ze sobą ważne przesłanie. A jakie jest pani życiowe motto?

Zawsze byłam zdeterminowana, żeby nie siedzieć bezczynnie i użalać się nad sobą, gdy życie okazywało się trudne. Przez większość życia moje motto brzmiało: „Po prostu sobie z tym poradź!”. Trzy lata temu mój dwudziestoletni syn miał raka (teraz ma się dobrze). Był to tak przerażający czas, że teraz moim mottem stały się słowa: „Bądź wdzięczna za to, co masz”. Uważam się więc za najszczęśliwszą (ale wciąż nieidealną) matkę na świecie!


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 14.07.2020 16:39
Czytelnik

Nie wiem,czy chce czytać.Chyba,że trafię w bibliotece.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ewa Cieślik - awatar
Ewa Cieślik 14.07.2020 08:58
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post