„Dom“. Nowa powieść Cichowskiego. Z warszawskich wieżowców do małej mieściny i brudnych zaułków

LubimyCzytać LubimyCzytać
29.04.2022

„Dom”, nowa powieść Rafała Cichowskiego, zabiera nas do biur wielkich warszawskich korporacji, ale też do brudnych, obskurnych warsztatów samochodowych małych miejscowości. To małomiasteczkowe sex, drugs & rock’n’roll, ale i intrygujący, dojrzały opis marzeń zderzonych z rzeczywistością i przyjaźni wystawionych na największe próby.

„Dom“. Nowa powieść Cichowskiego. Z warszawskich wieżowców do małej mieściny i brudnych zaułków

Mich Pabian: „Dom” to kolejna powieść w pana dorobku, jednak tropy literackie nie powtarzają się w pana twórczości.

Rafał Cichowski: Mam takie postanowienie, żeby nie napisać dwa razy tej samej książki. Zacząłem od science fiction, później poświęciłem się wspomnieniom lat 90., teraz powstał „Dom” – osiedlowa ballada o przyjaźni i rozczarowaniu. Mam już ukończoną następną powieść o polityce, a w planach kolejny tekst osadzony na zapadłej polskiej wsi, którego akcja będzie toczyć się przez kilka pokoleń. Nie potrafię utykać na długo w jednej przestrzeni, w jednym świecie.

Jaki element rzeczywistości najchętniej poddaje pan pisaniu niezależnie od gatunku, po który sięga?

Lubię się przyglądać człowiekowi i to o nim są wszystkie moje powieści. Patrzę na swoich bohaterów nie jak na wehikuły do popychania fabuły do przodu, tylko jak na prawdziwych, żywych ludzi składających się z dylematów, marzeń i wątpliwości. Wierzę, że żeby stworzyć wiarygodną postać, trzeba pozwolić jej oddychać, umożliwić, by sama przejęła kontrolę nad swoją własną narracją. Dlatego dopuszczam tę dowolność, pozwalam im żyć swoim życiem, mówić własnym językiem i robić swoje. Takie postaci trudniej skategoryzować, jednoznacznie ocenić, co jest na pewno ciekawsze dla czytelnika niż bohaterowie składający się z pewników i obiegowych opinii.

Skąd przychodzą wciąż nowe pomysły na postaci w książkach?

Inspiracja przychodzi z życia, doświadczeń, rozmów, przypadkowych spotkań. Także z pracy. Od 12 lat jestem copywriterem w agencji reklamowej. Reklama to branża, która zawsze stara się odgadnąć pragnienia odbiorcy i precyzyjnie na nie odpowiedzieć. W związku z tym na moim biurku lądują raporty, które analizują nasze społeczeństwo pod każdym możliwym kątem. Oczywiście człowiek nie jest zbiorem parametrów, nie da się go dokładnie opisać, używając do tego szeregu zmiennych, ale to i tak fascynujące móc obserwować, jak pewne schematy i zachowania powtarzają się lub zmieniają w zależności od tego, komu podsuniemy kwestionariusz.

Są tu starzy przyjaciele, szybkie samochody, pierwsze miłości i tęsknota za tym, kim chcieliśmy kiedyś być.

Aleksandra Zielińska, autorka powieści „Sorge”

Jaki obszar najbardziej interesował pana podczas pracy nad najnowszą książką?

„Dom” jest zbudowany na konflikcie pomiędzy przyjaźnią i moralnością. Zawsze trudniej nam ocenić zachowanie osób, które są nam bliskie. Chciałem, żeby czytelnik też miał dylemat, gdy bohaterowie, z którymi łatwo sympatyzować, zachowują się jak najgorsi ludzie i podejmują fatalne decyzje. „Dom” eksploruje te napięcia, które są ogromnym testem dla każdej przyjaźni. A przyjaźń to przecież ogromna wartość, zwłaszcza w dzisiejszym, przepływającym, na wpół niematerialnym świecie. Moi bohaterowie szukają odpowiedzi na pytanie, ile są w stanie poświęcić w imię czegoś, co wydaje im się prawdziwe.

Biznesmeni, gangsterzy, handlarze samochodów. W „Domu” pojawiają się ludzie z wielu diametralnie różnych środowisk. Skąd wzięły się inspiracje do realiów opisanych w powieści?

Oczywiście najłatwiej pisze się z doświadczenia. Miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniach biznesowych na wysokich piętrach warszawskich wieżowców, a w dzieciństwie rozkręcałem z chłopakami sprowadzane auta, bo na osiedlu, na którym dorastałem, każdy był handlarzem, a po wejściu do Unii przez lata pod blokiem parkowało więcej aut na niemieckich tablicach niż polskich. Ale „Dom” w żadnym razie nie jest biografią, nie staram się fabularyzować swojego życia, bo już raz je przeżyłem, nie ma sensu do tego wracać w prozie. Zamiast tego wybieram pojedyncze elementy i składam z nich historię, która mogłaby lub nigdy nie mogłaby się wydarzyć.

Nie istnieje więc pierwowzór głównego bohatera z „Domu”?

Nie, to bohater stworzony na potrzeby tej opowieści, ale myślę, że większość z nas zna kogoś, kto go przypomina. Człowieka, który wyrwał się z rodzinnego miasta tylko po to, by zderzyć się czołowo z życiem i wrócić z podkulonym ogonem na stare śmieci. Kogoś, kto wszystko stracił lub, alternatywnie, dostał od życia drugą szansę, żeby przewartościować swoje marzenia i sprawdzić, czy to, o co walczył, było w ogóle warte zachodu. Tu interpretację pozostawiam odbiorcy.

Nie ma jednej oficjalnej interpretacji?

Ja mam swoją, ale czytelnicy mogą dojść do kompletnie odmiennych wniosków. Nie chcę dawać gotowych odpowiedzi, oceniać ani moralizować. Dla każdego z nas słowa takie jak sukces, spełnienie, realizacja, przyjaźń, moralność oznaczają coś innego i każdy z nas odczyta tę opowieść na swój sposób, filtrując ją przez własną wrażliwość i doświadczenia. To jest piękno literatury i w ogóle sztuki, że z recenzji możemy dowiedzieć się tyle samo o dziele, co o recenzencie.

Historia mężczyzny pukającego w dno od spodu, a jednocześnie opowieść o korzeniach, od których chcemy się odciąć, a one nas oplatają i nie pozwalają nam uciec.

Adam Szaja, smakksiazki.pl

Trudno chyba autorowi zachować obiektywizm podczas pisania. Być bezstronnym wobec swoich postaci.

To prawda, ale pisząc „Dom”, nie chciałem z góry znać wyniku starcia z życiem moich bohaterów. Dzięki temu mogłem bawić się równie dobrze, jak czytelnik, i odkrywać samemu tę fabułę strona po stronie. To brzmi jak wielka improwizacja, ale w tym szaleństwie jest metoda. Wystarczy trzymać się osi fabularnej i jednocześnie pozwolić postaciom zrobić swoje. W praktyce wygląda to tak, że co jakiś czas dociera się do jakiejś dawno zaplanowanej sceny, podczas pisania której od razu widać, że coś nie gra. Dialog brzmi nienaturalnie, czyjeś zachowanie nie pasuje do postaci. Wtedy ta scena wylatuje i zastępuję ją czymś bardziej organicznym, co wymusza nierzadko zmianę całej koncepcji. Już raz miałem taką sytuację, gdy zaplanowałem historię z happy endem, a w połowie powieści uznałem, że trzeba zabić głównego bohatera i zastąpić go jego lepszą wersją z alternatywnej rzeczywistości, bo dla tego pierwszego już nie ma nadziei.

Brzmi pan jak ktoś, komu pisanie sprawia ogromną radość.

Utrzymuję się z pisania, a po godzinach znów odpalam Worda i układam słowa. Nie potrafiłbym robić tego, gdyby nie sprawiało mi to przyjemności. Ale pisanie komercyjne na potrzeby reklamy jest zupełnie czymś innym od tworzenia powieści. W reklamie liczy się esencja, klient płaci za każde słowo, precyzję i efekty. W prozie można malować długimi pociągnięciami pędzla, pozwalać ciszy wybrzmiewać i przede wszystkim się nie spieszyć. Dlatego mogę chodzić przez cały tydzień z jedną sceną w głowie i oglądać ją z każdej strony, szukać właściwego brzmienia słów. Wyrzucać bez żalu całe rozdziały i przepisywać je, dopóki nie będę z nich zadowolony, bo jak już mam nie spać przez pół roku, żeby móc wydrukować swoje myśli na martwych drzewach, i jeszcze żądać pieniędzy za możliwość ich przeczytania, to należy to zrobić albo dobrze, albo wcale. W sumie jestem sam dla siebie najgorszym klientem.

Przychodzi jednak czas redakcji, zbliża się termin złożenia materiału u wydawcy…

I wtedy trzeba się spiąć, uporządkować ten twórczy chaos i postawić ostatnią kropkę. Proces wydawniczy to niezwykle wymagające i zarazem ogromnie kształcące doświadczenie. Szczególnie praca z dobrym redaktorem, dla którego wszystkie intencje autora są czytelne i oczywiste. To prawdziwa przyjemność móc porozmawiać o tekście na tak zaawansowanym poziomie, grzebać w niuansach, dopisać na marginesach kolejne rozdziały rozprawek nad brzmieniem jednego akapitu, po którym wzrok czytelnika przemknie bez zatrzymania. Móc spojrzeć na swoją powieść oczyma kogoś innego i dać się zaskoczyć przez trywialne potknięcia, które bez czujności redaktora zostawilibyśmy na widoku. To zdecydowanie najlepsza szkoła pisania.

Rafał Cichowski – pisarz, tłumacz, copywriter. Autor powieści „2049” (2015), która ukazała się także w USA (2018, Royal Hawaiian Press),  „Pył Ziemi” (2017) i „Requiem dla analogowego świata” (2019). Zdobył pierwszą nagrodę na konkursie Literackie Kutno za opowiadanie „Pocztówki z Miasta Q” (2016). Pochodzi z Kutna, mieszka w Warszawie.   

Książka „Dom” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany.


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
edmun  - awatar
edmun 09.05.2022 11:22
Czytelnik

o co chodzi z tym zdjęciem z przykucem przed autem marki BMW? 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 29.04.2022 14:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post