„Czytelnik wychwyci każdy fałsz”: rozmawiamy z Anną Falatyn

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
28.03.2023

W branży pojawiła się nagle i dość niespodziewanie, ale z miejsca podbiła serca czytelników. Jej najnowsza powieść, „Mecenas”, początkowo ukazała się na platformie Wattpad, gdzie cieszyła się sporym zainteresowaniem. Teraz swoją premierę ma również w wersji papierowej. Annę Falatyn pytamy, jak stworzyć bohaterów, którzy nikogo nie pozostawiają obojętnymi, i dlaczego tak pociąga ją mroczna strona ludzkiej natury. Rozmawiamy też o toksycznych relacjach, zakładaniu masek i lęku przed byciem sobą.

„Czytelnik wychwyci każdy fałsz”: rozmawiamy z Anną Falatyn Materiały Wydawnictwa

[Opis – Wydawnictwo NieZwykłe] Wojciech Bielecki to mecenas, który nie pracuje z niewinnymi obywatelami. Jego specjalnością są zwyrodnialcy, zabójcy, złodzieje i malwersanci różnej maści.

Młoda prokurator Zuzanna Wysocka poświęciła wiele, żeby wspiąć się po prawniczej drabinie. Chciała udowodnić wszystkim, że nie trzeba mieć „pleców”, aby zaistnieć w tym zawodzie. Jednak pomimo spełnienia marzenia, poczuła ogromną pustkę.

Tych dwoje kiedyś coś łączyło, lecz ból, jaki zadał Zuzannie Wojciech, jest wciąż tak świeży, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj.

Po siedmiu latach od rozstania los ponownie ich ze sobą złączy, chociaż zdecydowanie nie w sposób, o jakim mogliby marzyć.

Czy mecenas Bielecki i prokurator Wysocka tego chcą, czy nie, ich drogi przetną się na sali sądowej, gdzie będą zmuszeni stanąć po przeciwnych stronach.

Czy będą potrafili odłożyć na bok fakt, że się bardzo dobrze znają? Tym bardziej że Zuzanna jest z kimś związana…

Wywiad z Anną Falatyn, autorką książki „Mecenas”

Sonia Miniewicz: Zaczęłaś pisać we wrześniu 2019 roku w „ramach kolejnego wyzwania”. Czym zajmowałaś się wcześniej? Co sprawiło, że postanowiłaś dołączyć do grona pisarzy i zadebiutowałaś powieścią „Skorpion”?

Anna Falatyn: Pisanie, na ten moment, jest moim hobby. Cały czas pracuję zawodowo, choć określenie „zawodowo” jest lekko naciągane. Skończone przeze mnie kierunki studiów (filologia germańska, ekonomia i administracja) są dość rozbieżne, a ja pracuję w zagranicznej korporacji w dziale marketingu i zajmuję się szeroko rozumianym produktem.

Owszem, zaczęłam pisać w ramach wyzwania, które postawiłam sama sobie. Chciałam zająć czas, spróbować czegoś nowego. Dlaczego padło akurat na pisanie? Tego nie wiem. To był impuls, pewna sprzeczność, bowiem nigdy za tym nie przepadałam, wolałam zajmować pozycję czytelnika, a rynek wydawniczy jawił mi się jako hermetyczna bańka.

„Skorpiona” pisałam bez perspektyw na wydanie, nie planowałam tego, nawet nie chciałam próbować. Sądziłam, że odpuszczę po napisaniu paru rozdziałów, że stracę zapał. Tak się jednak nie stało. Wsiąkłam bezpowrotnie, a jak już powiedziało się A, należałoby powiedzieć B. Tym samym „Skorpion” stał się moją pierwszą napisaną i jednocześnie pierwszą wydaną powieścią.

Znów dała się ponieść chwili. Była kłębkiem sprzecznych emocji. Stała w progu i nie potrafiła się zdecydować, w którym kierunku chce postawić decydujący krok. Strach był jej towarzyszem i doradcą. Zbyt długo zszywała rozdartą duszę i sklejała serce. Lękała się kolejnej porażki, odrzucenia, przegranej i konieczności odejścia ze spuszczoną głową.

Fragment książki

Wielu początkujących twórców zastanawia się, jak zacząć. Masz dla nich jakieś rady? Czy publikowanie na platformie Wattpad to dobry pomysł? Co należy zrobić, aby się wyróżnić, trafić do czytelników ze swoją twórczością?

Nie czuję się odpowiednią osobą do udzielania rad na temat pisarstwa. Sama niedawno zaczynałam. Wszystko, co powiem, będzie brzmiało dość trywialnie, ale najważniejszą rzeczą jest pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Pracować nad warsztatem, nad swoją wyobraźnią, zapisywać nawet najbardziej absurdalne pomysły. Uzbroić się w cierpliwość, nie rezygnować, zasypywać wydawnictwa propozycjami, ale przede wszystkim pamiętać o pokorze i przygotować się na krytykę, bo ta nadejdzie, niezależnie od tego, jak dobra byłaby książka.

„Skorpion”, jak i cała seria, którą on zapoczątkował, nie była publikowana na Wattpadzie, dopiero „Mecenas” i jego kontynuacja. To dobra forma utrzymywania kontaktu z czytelnikami, a także sposób na zdobywanie nowych. Trzeba wziąć pod uwagę, że obecnie Wattpad to nie tylko nowi twórcy, debiutanci czy amatorzy. Na platformie zaczęli publikować również autorzy znani już w świecie wydawniczym.

Jak się wyróżnić? Biorąc pod uwagę obfitość rynku, należy chyba przede wszystkim być autentycznym i wiarygodnym, niekoniecznie podążać za trendami, bo te przemijają, a na ich miejsce pojawiają się nowe. Ważne jest, aby samemu czuć się dobrze z tym, co się pisze, gdyż czytelnik wychwyci każdy fałsz.

Wojciech i Zuzanna spotykają się po kilku latach na sądowej sali. Relacja, jaka ich łączy, nie jest czysto zawodowa, mają oni wspólną przeszłość, choć zdecydowanie woleliby o niej nie pamiętać. Co zainspirowało cię do stworzenia tej historii? Czy postacie, o których piszesz, mają swoje pierwowzory w prawdziwym życiu?

Chciałam napisać historię mocno osadzoną w świecie prawniczym. Myślałam o tym jeszcze przed stworzeniem mojej debiutanckiej serii. Zawsze pociągały mnie takie motywy, zapewne przez to, że sama zamierzałam studiować prawo. Swojego czasu zaczytywałam się w serii Remigiusza Mroza o Joannie Chyłce. Sam wątek prawniczo-kryminalny i sprawa seryjnego zabójcy dają spore możliwości manewrowania fabułą, do tego dochodzi trudna relacja głównych bohaterów. Uznałam, że starcie Zuzanny i Wojciecha na sali sądowej, dodatkowo okraszone wspólną przeszłością, będzie jak bomba z opóźnionym zapłonem. W pewnym momencie nie będą potrafili zachować się profesjonalnie, a emocje wezmą górę. A żeby im utrudnić życie, powstała otoczka składająca się z problemów typu: uzależnienia, toksyczne związki, moralne wybory, problematyczni rodzice, trudności z akceptacją i samooceną. Moim zdaniem właśnie dzięki temu udało mi się wymieszać parę gatunków: kryminał, romans i po części obyczajówkę.

Każdy bohater ma coś z ludzi, których spotykam na co dzień. Obserwacja otoczenia dużo mi daje w kreowaniu moich bohaterów. Nie powiem oficjalnie na forum, że któryś istnieje, bo jeszcze czytelnicy zaczną ich poszukiwać. (śmiech)

Mecenas Wojciech Bielecki to postać niepozostawiająca nikogo obojętnym. Jak stworzyć bohaterów, których czytelnicy pokochają albo znienawidzą? Jak wykreować taką chemię między protagonistami, jaka widoczna jest w „Mecenasie”?

Ze wszystkich postaci, które stworzyłam, Wojciech jest zdecydowanie moim ulubieńcem.

Bohater nie może być oczywisty, musi pozostawić pewnego rodzaju niedomówienie, zaintrygować czytelnika. Powinien być jak matrioszka: pod jedną powłoką skrywa się kolejna, a czytelnik sam musi ściągać z niego kolejne warstwy.

Drugą kwestią jest zabieg, który już po raz kolejny zastosowałam w kreacji bohatera. Jest on lekko ryzykowny, lecz w moim mniemaniu się sprawdza. Przez większość trwania akcji książki staram się przekonać czytelnika do danej postaci, wręcz go w niej rozkochuję, po czym niespodziewanie (najlepiej na koniec książki) wyciągam na wierzch jego mroczną naturę i brudy. Stawiam go w takim świetle, że większość odwróciłaby się od niego i nie chciałaby mieć z nim nic wspólnego. Tym samym to czytelnik pozostaje zawieszony, skołowany, myśli o bohaterze, analizuje jego wybory i sam staje w obliczu moralnego problemu: „Powinienem go nienawidzić, nie powinienem tego akceptować, a jednak to robię, bo go lubię…”.

Jak wykreować chemię między bohaterami? Najlepiej ich w sobie rozkochać, rozdzielić na siedem lat, a następnie niespodziewanie ponownie połączyć, i to jeszcze w sytuacji, która dla żadnego z nich nie będzie komfortowa. (śmiech)

Rozłąka i dawna niezapomniana miłość są chyba najlepszym przepisem na buzujące emocje. Dodatkowo Zuzka i Wojtek to dwie połówki jabłka. To taka para, która czuje się dobrze jedynie w swoim towarzystwie. Mogą bez siebie żyć, ale dopiero po ponownym spotkaniu uświadamiają sobie, jak puste było ich życie. Dodajmy do tego ich wewnętrzne rozdarcie, walkę pomiędzy sercem a rozumem, obudzone pożądanie, i mamy reakcję niczym wrzucenie mentosów do coca-coli.

W pogoni za perfekcyjną zbrodnią oraz jej spektakularnym zdemaskowaniem zapomina się o najważniejszym czynniku: o człowieku. Człowiek popełnia błędy, człowiek błądzi, człowiek się myli. Człowiek nie jest idealny i prędzej czy później pokierują nim uczucia, niezależnie od tego, czy mowa o zbrodniarzu, policjancie, prokuratorze, czy prawniku.

Fragment książki

Twoim bohaterom daleko do zwykłych, normalnych ludzi; dręczą ich rozmaite problemy, lęki, słabości, walczą ze swoimi demonami… Zagłębianie się w mroczną część ludzkiej natury daje ci pisarską satysfakcję?

Uwielbiam mroczną część ludzkiej natury. Ogólnie uwielbiam wszystko, co jest związane z ludzką psychiką, z reakcjami człowieka na ekstremalne sytuacje.

Kreowanie bohatera, przypisywanie mu cech, budowanie jego demonów jest tym etapem tworzenia powieści, który daje mi najwięcej satysfakcji. Wielu czytelników zauważyło, że moje historie posiadają elementy thrillerów psychologicznych. Padło również stwierdzenie, że mam słabość do bohaterów uzależnionych. Trudno mi się z tym nie zgodzić. Im bardziej skomplikowany, poraniony i zagubiony bohater, tym lepiej mi się go pisze. Im bardziej naszpikowany negatywnymi przeżyciami, tym jego przemiana, rys psychologiczny, walka z samym sobą są bardziej widoczne. W efekcie w takiej formie intensywniej oddziałuje on na czytelnika. Nie lubię postaci oczywistych, jednowymiarowych, takich, których każdy ruch jest do przewidzenia. Może w wielu przypadkach to hiperboliczny obraz, jednak uważam, że z taką osobą w pewnym stopniu jest się łatwiej utożsamić czytelnikowi. Przez to, że bohaterowie nie są idealni, wymuskani, kryształowi, a poranieni, zniszczeni, są też nam bardziej bliscy.

Zuzanna tkwi w wyjątkowo złej relacji. Partner umniejsza jej dokonania, przymusza do współżycia, znęca się nad nią psychicznie. „Wykazywała w stosunku do Łukasza za dużo zrozumienia i empatii. Pozwalała mu na zbyt wiele. Powinna była to zastopować, nie dać się tak traktować, lecz to, co powinna, nijak miało się do tego, co robiła”. To wcale nierzadkie zjawisko w prawdziwym świecie. Skąd ten lęk przed zerwaniem toksycznej relacji, dlaczego tak często kobiety wolą być z kimś, kto tak je rani, zamiast wybrać samotność?

Nie tylko kobiety. Związki, gdzie to kobieta jest tą toksyczną stroną, również istnieją, tylko często są pomijane i bagatelizowane. Myślę, że drugi tom „Mecenasa” będzie dobrym przykładem.

Zuzanna, poza toksyczną relacją, zmaga się również z depresją oraz niskim poczuciem własnej wartości. Jej przeszłość rzutuje na teraźniejszość, z tego względu uwolnienie się z sideł Łukasza staje się praktycznie niemożliwe. Brutalnie mówiąc, Zuzka ma wszelkie predyspozycje, żeby uwikłać się w taki związek i w nim tkwić. Łukasz natomiast nie jest jakimś wymyślnym manipulatorem, on jest przekonany o swojej wyższości i wykorzystuje to w bardzo impertynencki sposób.

Pamiętajmy, że toksyczna relacja nie jest tak nazywana bez powodu. Ona nas zatruwa, otumania, powoduje, że zaczynamy się gubić. Pozostanie biernym nie wynika ze strachu przed samotnością, ale ze strachu przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji, bo przecież może być ona błędna, po odejściu może być jeszcze gorzej. Ciężko jest otworzyć drzwi, gdy myśli się, że nic za nimi nie ma. Przyzwyczajenie, brak perspektyw, zniechęcenie, ale przede wszystkim brak miłości do samego siebie, co również charakteryzuje Zuzannę, jest kluczem do nakręcającej się spirali.

Nie tylko Łukasz traktuje Zuzannę z góry. Mężczyźni, których spotyka na co dzień, również okazują jej wzgardę, mimo że jest świetna w swojej pracy. „Powinna była się już przyzwyczaić do tego typu odzywek, do seksistowskich żartów, niewybrednych komentarzy i traktowania kobiet jak zło konieczne”. Uważasz, że seksizm wciąż ma się dobrze, a równouprawnienie nadal pozostaje w sferze marzeń?

Samo poruszenie tego tematu jest odpowiedzią. Jeżeli się nad czymś zastanawiamy, to oznacza, że ta kwestia jest żywa. Seksizm istnieje, tak samo jak istnieje rasizm, homofobia czy po prostu brak tolerancji. Zjawisko jest wygaszane, neutralizowane, ale zawsze znajdzie się jakaś czarna owca, która rozdmucha sytuację. Nie powinniśmy generalizować i oceniać, że całe środowisko prawnicze aż kipi seksizmem, gdyż równie dobrze możemy to powiedzieć o środowisku artystycznym, naukowym, akademickim, lekarskim i każdym innym. W wielu przypadkach wiąże się to też z pewnego rodzaju zatarciem granic pomiędzy kobietami oraz mężczyznami, brakiem wyczucia w relacjach. Czasami uwaga rzucona między mężczyznami będzie miała zupełnie inny wydźwięk w odniesieniu do kobiety, nawet jeśli ta jest na tej samej pozycji.

W „Mecenasie” pojawia się też następujące zdanie: „Żeby przetrwać w świecie służb czy prokuratury jako płeć piękna trzeba mieć jaja ze stali i od czasu do czasu wdać się w pyskówkę, pokazując innym, gdzie ich miejsce”. Równouprawnienie często mylnie interpretowane jest jako dopasowanie się do panujących zasad gry, jako przyjęcie narracji swojego „przeciwnika”. Muszę się pokazać, odpyskować, wywalczyć sobie pozycję, co w dalszym ciągu stawia kobietę na przegranej pozycji. Wracając do wątku prawniczego. Statystycznie w prokuraturze jest więcej kobiet, ale czy to przekłada się na zajmowanie wyższych stanowisk? W tej kwestii pozostawię możliwość wolnej interpretacji.

Twoi bohaterowie chowają się za maskami. Zuzanna sprawia wrażenie silnej kobiety, a tak naprawdę skrywa w sobie wiele bólu. „»Udawanie« było najlepszym słowem opisującym jej życie. Od paru lat udawała, że żyje”. Wojtek rzuci w rozmowie: „Jestem taki, jakim chcą mnie widzieć inni. Spełniam tylko ich wyobrażenia. Widzisz mnie jako drania i bydlaka bez uczuć, więc taki będę. Dostrzeżesz we mnie coś więcej, dotrzesz głębiej, otrzymasz coś innego”. Dlaczego tak często boimy się być sobą?

Odpowiedź jest brutalnie prosta. Przybieranie masek wymusza na nas środowisko i określona sytuacja. Skrywamy się za murem, bo boimy się odrzucenia, braku akceptacji. Boimy się, że my jako my polegniemy, dlatego lepiej jest wykreować nieprawdziwy obraz, dający nam pozornie większą pewność siebie.

Weźmy za przykład Zuzannę, której kruchość i wycofanie mogłyby bardzo szybko zostać wykorzystane przeciwko niej. A Wojciech? W gruncie rzeczy też jest niezwykle uczuciowy, zmęczony, zniechęcony. Czy wyobrazimy go sobie na sali sądowej lub w starciu z trudnym klientem jako osobę złamaną przez życie, poturbowaną, niepewną? Obydwoje przegraliby na starcie. Przywdziewając maskę, prościej jest odegrać konkretną rolę.

Mecenas Jacek Dubois bardzo trafnie zauważył, że: „Adwokat musi robić wszystko dla swojego klienta. Jeżeli ma bronić w piekle, będzie bronił w piekle. Jeżeli ma bronić w kabarecie, będzie bronił w kabarecie”. Sądzę, że ten cytat jest idealnym podsumowaniem Wojciecha, jego kariery i dopasowywania się do sytuacji.

Czytelnicy rozpływają się nie tylko nad postaciami, które kreujesz, ale również w kwestii szczegółowego przedstawienia niuansów z prawniczego świata. Jak wygląda twój research, skąd czerpiesz wiedzę na ten temat?

Cieszę się, że pomimo braku wykształcenia prawniczego brzmię wiarygodnie. Przede wszystkim dużo czytam, szperam, przeszukuję internet. Szukam orzeczeń sądów, przeglądam dostępne wyroki, interpretacje. Wyszukuję przypadki, które mogą mnie na coś naprowadzić, sięgam po kazusy. Dobieram i dopasowuję do siebie przydatne informacje, posiłkuję się faktami. Wiele razy wracałam do wspomnianej już serii Remigiusza Mroza.

Sam research zajmuje mi dość sporo czasu, ale to też jeden z przyjemniejszych etapów podczas tworzenia książki, zważywszy na to, że akurat prawo jest dziedziną, która zawsze była mi bliska i mnie pociągała.

W recenzjach „Mecenasa” dominują zachwyty nad dialogami – zwłaszcza nad ciętymi ripostami i złośliwymi docinkami – a dla wielu autorów to najtrudniejsze pisarskie wyzwanie. Jaki jest twój sekret na stworzenie tak plastycznych rozmów?

Faktycznie ciężko jest stworzyć dialog tak, aby nie był przerysowany i brzmiał naturalnie. Dodatkowo by oddawał predyspozycje bohaterów, nie nudził, nie przytłaczał i nie stanowił nużącego „odbijania piłeczki”.

Nie mam sekretu, przepisu ani szablonu na udany dialog. Szczerze, czasami robocze rozdziały moich książek przypominają bezsensowny zlepek myśli, odpowiedzi i uwag, które przychodzą mi w danym czasie do głowy, czy to w drodze do pracy, czy podczas codziennych czynności. Serio, jakby ktoś to zobaczył, zapewne zwątpiłby, jak z tego chaosu jest w stanie w ogóle coś wyjść. Trochę tu, trochę tam, pytanie, odpowiedź, jedno zdanie, a do niego parę możliwych reakcji. Oczywiście nie dzieje się tak w przypadku każdego dialogu, inaczej prace nad książką trwałyby dwa lata. (śmiech) Plusem jest, że przy docinkach i kontrach nie muszę reagować od razu, mogę opuścić linijkę tekstu i przejść dalej. Podobno w życiu również mam odpowiedź na wszystko, dlatego w dużej mierze z tego czerpię. Można powiedzieć, że są momenty, gdy prowadzę monolog, stawiam się na miejscu bohaterów i przez to tworzę symulację rozmów.

Mówisz, że nie masz ulubionego gatunku literackiego, gdyż „po przebrnięciu na studiach przez klasyków niemieckiej literatury okresu średniowiecza w oryginale jesteś w stanie przeczytać wszystko”. Po jakie książki sięgnęłaś ostatnio dla przyjemności? Których autorów wyjątkowo cenisz?

Tak, do teraz pamiętam urywki niektórych tekstów… To był koszmar. (śmiech)

Co zabawne, kiedyś w ogóle nie sięgałam po romanse czy pochodne. Moje spektrum zainteresowań zawężało się do kryminałów, thrillerów oraz literatury faktu. Może też z tego względu w swoich powieściach łączę elementy kryminalne z sensacyjnymi i romansowymi. Obecnie coraz częściej mieszam gatunki również jako czytelnik. Ostatnio dla przyjemności przeczytałam książkę Doroty Kowalskiej „Adwokaci. Ich najważniejsze sprawy”. To zbiór rozmów dziennikarki z gwiazdami polskiej palestry. Z powieści niewydanych – tekst mojej koleżanki, stawiającej pierwsze kroki właśnie na platformie Wattpad.

Jeśli chodzi o cenionych autorów, długo by wymieniać. Tak naprawdę cenię każdego, kto pisze i publikuje. Natomiast moimi ulubionymi są Katarzyna Bonda, Remigiusz Mróz, Max Czornyj, a z zagranicznych Chris Carter. Jeśli chodzi o rewir romansów, to z pewnością T.L. Swan – to taka moja sprawdzona autorka, gdy potrzebuję przeczytać coś lekkiego, niezobowiązującego.

O autorce

Urodzona w Zgorzelcu. Od niemal trzydziestu lat mieszkanka Zielonej Góry. Ukończyła filologię germańską, ekonomię oraz administrację.

Realistka, która jednak wierzy, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Fanka piłki nożnej, makaronu w każdej postaci (oprócz tego na słodko) i Włoch. Zaczęła pisać we wrześniu 2019 w ramach kolejnego wyzwania i sprawdzenia swoich możliwości. W swoich powieściach przeplata wątki romantyczne z kryminalnymi oraz sensacyjnymi.

Nie ma ulubionego gatunku literackiego, gdyż, jak twierdzi: po przebrnięciu na studiach przez klasyków niemieckiej literatury okresu średniowiecza w oryginale jest w stanie przeczytać wszystko.

Zadebiutowała powieścią „Skorpion”.

Książka „Mecenas” jest dostępna w sprzedaży.

--

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 28.03.2023 12:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post