cytaty z książki "Zeszyty 1957-1972"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Bywają noce tak pełne udręk, że nazajutrz należałoby zmienić nazwisko, bo nie jest się już tym samym, co pierwej.
Błogosławione niech będą moje porażki! Zawdzięczam im wszystko, co wiem.
Myślę, że byłbym najgorszym z możliwych psychiatrów, gdyż rozumiałbym każdego z moich pacjentów i przyznawałbym mu rację.
Lepiej zginąć własną drogą, niż ocalić się, idąc cudzą.
Nie wiem czy u mnie bardziej złamane jest serce, czy umysł.
Gdy ktoś mi mówi o "elitach" - wiem, że mam przed sobą kretyna.
Za każdym razem gdy mnie pytają o zawód, hamuję się by nie odpowiedzieć: Łotr w każdej dziedzinie.
Gdy ktoś mnie zapewnia, że obca jest mu uraza, zawsze mnie kusi, by dać mu w twarz, by pokazać mu, że się myli.
Wszelkie przywiązanie jest koniec końców źródłem bólu. Szczęśliwi, po tysiąckroć szczęśliwi, którzy obywają się bez niego. Samotny nie opłakuje nikogo, nikt też nie płacze nad nim. Niech ten, kto nie chce cierpieć, kto czuje trwogę przed zgryzotą, uwalnia się od ludzi.
Utraciłem wiele ze swych dawnych wad, w zamian zyskałem nowe - równowaga jest zachowana.
Mam wszystkie instynkty mąciwody i wszystkie przekonania oportunisty. Nęci mnie prowokacja i jednocześnie oderwanie. Skandal i przyzwoitość.
Wiwat człowiek szczęśliwy! Bo takiego można nienawidzieć bez większych ceregieli.
Jedyny sposób uchronienia własnej samotności to ranić wszystkich,zaczynając od tych, których kochamy.
Upokorzenie - jakiż to pożar we krwi! Kawał rozpalonego żelaza, tańczącego w naszych żyłach.
W "gdzieindziej" najdosłowniej się rozpuszczam. Bóg jeden wie, za jakim rajem wzdycham.
Za chwilę trzeba wyjść, spotkać się z przyjaciółmi, świętować wspólnie koniec roku itd.
Wolałbym zostać sam i płakać.
Jestem ucieleśnieniem negatora, który pragnie czegoś innego, jakiegoś katastrofalnego "tak".
Zgryźliwość kojarzy mi się z radością, która źle skończyła.
Przez całe życie lubiłem niepogodę. Chmury dodają mi otuchy; gdy rano z łóżka widzę, jak przelatują, czuję się na siłach stawić czoło dniu. Do słońca jednak nigdy nie umiałem się przystosować, nie mam w sobie dość światła, żeby się z nim dogadać. Ono tylko rozbudza i rozgarnia moje ciemności. Dziesięć dni błękitu wtrąca mnie w stan bliski szaleństwu.
Mało powiedzieć, że żałuję wszystkiego; jestem chodzącym żalem, a nostalgia pożera moją krew i zżera samą siebie. Tu, na tym świecie, nie ma leku na moją chorobę, są tylko jady zaostrzające jej nieznośną aktywność. Jakże mam za złe cywilizacji, iż zdyskredytowała łzy. Oduczywszy się płakać, nie mam z czego czerpać, skoro skazani jesteśmy na suchość oczu
Walcząc z kimś, stajemy na jednym poziomie z nim. Wrogowie są do siebie podobni. Więcej: Dwaj wrogowie to jeden podzielony człowiek.
Wyjaśniać coś za pomocą Boga to iść na łatwiznę. Bóg niczego nie wyjaśnia, w tym jego siła.
Gdy dobrze się przypatrzeć ludziom, nie ma nikogo, komu można by naprawdę zazdrościć. Jaki z tego wniosek?
Każdy stan intensywny jest z konieczności chorobliwy. Czy jest nim miłość, entuzjazm, czy strach.