cytaty z książek autora "Krzysztof Piotr Łabenda"
Myślałem, że Bóg jest i to taki, jak opowiadały ci o nim babcie – dobry, kochający wszystkich, sprawiedliwy, wybaczający, umiejący zrozumieć człowieka i jego słabości. Ale mam też oczy i widzę, a także rozum, wolny umysł, myślę i pytam. Widzę, ile jest zła na świecie, ile tu cierpienia, fałszu, obłudy. Widzę, jak chorują dzieci takie jak ty. Niektóre nie dość, że cierpią, to na końcu i tak odchodzą.
Kiedy śmierć siedzi na krześle przy twoim łóżku, to po prawej ręce ma strach, a po lewej żal. Boję się, że będzie strasznie, boleśnie i ten żal, że to już wszystko, że niczego więcej już w moim życiu nie będzie. Teraz jeszcze mówicie mi, że mam być jak wampir, zyskać życie cudzym kosztem.
- Może to nie miłość? Może tylko strach przed samotnością? Przecież w twoim, naszym wieku, życie niczego już nie daje, co najwyżej odbiera.
- Wiesz, co znaczy carpe diem? Ciesz się chwilą. To właśnie teraz robię, a co będzie dalej, zobaczymy.
W realu jest inaczej. Grasz w radość i cierpienie, miłość i zdradę, w codzienność i świętowanie. Tu też największą i ostatnią z gier jest śmierć, ale: nie znacie dnia ani godziny. Nie można i nie powinno się żyć w ciągłym strachu, ale świadomość przemijania powinna być zawsze, gdzieś tam, z tyłu głowy, obecna. Widmo śmierci sprawia bowiem, że bardziej docenia się życie, że człowiek może się tym życiem pełniej cieszyć.
Podstawową wadą każdej pracy jest to, że trzeba ją wykonywać, nawet jeśli się autentycznie lubi to, co się robi. Nie można całe życie odżywiać się tylko ulubioną potrawą. Miłość do wykonywanej pracy, bez względu na to, co deklarują pasjonaci swojego zajęcia, ma granice.
Młynarzowym marzeniom i biedzie, spychającej te marzenia w krainę niemożności i rozpaczy, od dłuższego czasu przyglądał się łowca okrutny i cierpliwy – szatan. To on od wielu lat sprawiał, że rzeka stworzona do pracy dla człowieka nie była w stanie tej pracy wykonywać.
Patrzył wówczas na wzgórze tkwiące niemal pośrodku jego posiadłości i wyobrażał sobie, że na jego szczycie stoi wiatrak, a jego skrzydła wirują popychane podmuchami wiatru i poruszają żarna, spod których sypie się mąka i pieniądze dla niego. Tylko to sobie jednak wyobrażał, bo żyjąc w biedzie nie miał dość pieniędzy, by to marzenie zrealizować. Nie widział sposobu, by przerwać ten zaklęty krąg niemocy.
Ojciec, który to kiedyś kupił za bezcen, traktuje Wzgórze Młynarza jak swoją ostoję, miejsce, gdzie może, gdy tylko chce, zaszyć się samotnie w ciszy lub podejmować bliskich przyjaciół. Teraz to także i moja ostoja i niech tak pozostanie. Moja i, wierzę w to głęboko, tego, z kim podzielę życie. Wówczas to miejsce w pełni ożyje.
- Czytałeś „Księcia” Machiavellego?
- Dawno temu. Dlaczego pytasz?
- Tam jest taka myśl, że natura ludów jest zmienna. Ludzi łatwo jest o czymś przekonać i oni w to szybko uwierzą, ale cholernie trudno jest ich w tym przekonaniu utrzymywać i umacniać. Trzeba zatem tak sprawy organizować, że gdy ten lud przestanie wierzyć, to tę wiarę mu się wleje przemocą. Na tym, mój drogi, polega rządzenie. Ty zadbasz teraz o to, by zaczęli wierzyć: w to, że oficjalne raporty kłamią i był zamach i w to, że tylko my jesteśmy w stanie uratować ten kraj, a ja zbuduję mechanizmy, które, gdy będzie taka potrzeba, umocnią w nich tę wiarę, nawet przemocą…
- Winni Ruscy i Ząb. Zwyczajne katastrofy nie czynią ludzi świętymi.
Nie mogą być uznane za legalne żadne działania, które godzą w wolność myśli, słowa i sumienia! W czasach stalinizmu poglądy inne od oficjalnie uznawanych i głoszonych były nie tylko zwalczane, ale i uznawane za przejaw choroby psychicznej. Wy, z tym waszym operetkowym sądem, parodią sprawiedliwości ludowej, z łamaniem ludzkich kręgosłupów moralnych, niszczeniem sumień w imię własnych, brudnych interesów politycznych i ekonomicznych, kroczycie dziś tą sam drogą! Stworzyliście z tego kraju jakieś absurdalne kleszczowisko. Przyczajeni latami czekaliście na swoją okazję, na to, by napęcznieć krwią ofiar. Jesteście jak kleszcze, które niepostrzeżenie zaatakowały zdrowy społeczny organizm. Spadliście z ukrycia na karki porządnych ludzi, wkłuliście się w nie i zatruliście społeczeństwo jakimś cholernym wirusem, który, niczym ten wszczepiany przez prawdziwe kleszcze, powoduje, że jako społeczeństwo chorujemy na zapalenie mózgu, czy jak się tam nazywa ta choroba układu nerwowego wywoływana przez te niepozorne, całkiem jak wy, pajęczaki! Wiedzcie jednak, że ten jad można zwalczyć! Wcześniej czy później przyjdzie społeczne opamiętanie! Wyleczymy się!
- Obudziła się i było to wolne budzenie, które przypominało mozolne gramolenie się z zachłannego, lepkiego, wciągającego ją do swojego wnętrza trzęsawiska. Potrzebowała dobrej chwili, by uświadomić sobie, gdzie jest i co się wydarzyło, że wczorajsza noc nie była tylko snem. Nie pamiętała, by śniła cokolwiek. Bolało ją nie tylko gardło, ale i podniebienie. Wywnioskowała z tego, że musiała krzyczeć przez sen. Niepamięć sennych rojeń, które mieć musiała, była jak mur odgradzający ją od rzeczywistości. Mur, który teraz, w świetle dnia, kruszył się i rozsypywał, zostawiając ją bezbronną, wystawioną na pastwę pamięci. Siedziała na łóżku podciągnąwszy, mimo bólu, kolana pod brodę, z uczuciem wewnętrznego odrętwienia. Chciała, by trwało ono bez końca. Nie mogła jednak nie rozmyślać o tym, co się wydarzyło. Pragnęła zepchnąć to w zakamarki swojej świadomości, do krainy niepamięci.
(...) wielka miłość, nie jest dana nikomu raz na zawsze (...).
Nie widzieli lub nie chcieli widzieć tej trawiącej ją choroby, która najpierw zabiła ich miłość, małżeństwo, a później i ją samą. – Już nie muszę grać i udawać, że nic się nie dzieje. – Ta myśl, którą powtarzał sobie wielokrotnie, wydawała mu się szczególnie przyjemną. To było jego katharsis.
Walczyć, ale na litość boską jak?! Cóż mogę, czym dysponuję? Przecież ten cholerny świat jest tak urządzony, że racja i siła są zawsze po stronie tych „na górze”. Szorc tam jest! Więc jak? – pytał Boga. Jaką masz radę dla mnie, ty, który także siedzisz tam, na górze? Co ja mogę takiemu Szorcowi zrobić? Wiara przenosi góry, ale wszystkie jakoś od wieków stoją na swoich miejscach.
Tak bardzo chciałabym zagrać dla Ciebie jeszcze raz „Sonatę Księżycową”. Naszą sonatę, bo przecież ona doskonale opisuje nas właśnie. Pamiętaj, ilekroć ją usłyszysz: ona jest tylko nasza. Myślałam, że nasze życie, które dla mnie było jak allegretto z tej sonaty, będzie trwać wiecznie. Nie sądziłam, że ojciec zmusi mnie do tego, bym zagrała i trzecią część Księżycowej – nieszczęsne presto agitato.
Połączyły ich wszystkich kule odbierające im życie. Śmierć zrównuje ludzi. Nikt z tych, którzy troszczą się o to, by to miejsce było zadbane, którzy czasem zapalą tu świeczkę, nie czci tu niemieckiego bohatera wojny, nikt nie oddaje mu specjalnego hołdu. To ludzie pamiętają o tym, że tu leży człowiek. Człowiek żyje tak długo, jak pamiętają o nim inni. Osądziła go ta kula, która odebrała mu życie, pozostawiając jedynie martwe ciało, i nie ma żadnego powodu, by i to ciało, i miejsce jego pochówku mieć w pogardzie.
Kwiat, którego tak strzeżesz (...) znajdzie w końcu swoje przeznaczenie, ale jeszcze nie teraz, nie teraz. Teraz musisz być gotów na długą i ciężką walkę o kogoś, kogo kochasz. Może najbardziej. W tej walce będziesz sam, ale pomogą ci obcy. Życie da życie.
Pamięć ludzka o kimś, kto był, ale już odszedł na zawsze, to takie dalsze życie. Ten, o kim się pamięta, nie do końca umarł. Może z tego powodu ludzie zabiegają o to, by pozostawić tu coś po sobie – sadzą drzewa, tworzą jakieś wiekopomne dzieła, biją rekordy, mają dzieci, wierząc, że to w nich i w tych dziełach oraz zwyczajnych ludzkich dokonaniach będzie istniała część ich samych? Wszyscy przecież umrzemy. Liczy się to, co przed śmiercią.
(...) każdego dnia ludzie umierają i nie jest to ani twoja czy moja, ani czyjakolwiek wina. Tak już jest. To statystyka. To życie.
- Blizna. Przecież widzisz, ale wolałbym, byś tego nie dostrzegała.
- Dlaczego? Blizny są seksy. Mogą być początkiem wspaniałych opowieści, może nawet inspiracją do nowych przygód.
Takie bzdury jak miłość najzwyczajniej nie istnieją. Czas, tak mówią, leczy rany. Jeśli to prawda, to będzie go potrzebował sporo, by uleczyć rany, które właśnie otrzymał i nawet jeśli się one zabliźnią, to właśnie blizny będą mu długo przypominały o tym, co się wydarzyło. Nawet jeśli te blizny nie będą widoczne.
Kiedy człowiek mówi do Boga, to to jest modlitwa. Kiedy Bóg mówi do niego, albo człowiek w głowie słyszy głosy, to to jest co najmniej schizofrenia. Jesteś szurnięta. Mów prawdę. Widziałem twoją bliznę!
Bóg nie oczekuje, bym zadręczała go prośbami, zwłaszcza tymi o przebaczenie, bym Go wielbiła w modlitwach, na kolanach z opuszczoną głową niczym sługa pański. Nade wszystko jednak nie oczekuje, że będę się Go bać. On nie chce ani mnie krytykować, ani dręczyć, a tym bardziej karać. Przecież jest czystą miłością, a to, tak to pojmuję, znaczy, że wszystko jest i będzie wybaczone, lub, co bardziej prawdopodobne, cokolwiek zrobię, nie będzie wymagało wybaczenia. Człowiek ma przecież wolną wolę, a w jego życiu pojawiają się pasje, przyjemności, różnego rodzaju uczucia, w tym skrajne, takie jak namiętność, nienawiść i wiele niekonsekwencji.
Jak to mówią: w medycynie i miłości nie mów „zawsze” i nie mów „nigdy”. Nadzieja odchodzi ostatnia!
Jedno jest pewne: zło pochodzi z nas i tylko my sami jesteśmy w stanie je pokonać.
Coś ci powiem. Nie dotyczy to co prawda odpoczynku, o jakim teraz mówimy, snu, ale zapamiętaj to. Już niedługo będziesz miała wrażenie, że życie posłało cię na deski, znokautowało za moją sprawą. Wtedy nie staraj się natychmiast skoczyć na równe nogi, nie rwij się do walki. Czasem, gdy życie nokautuje, warto poleżeć, zebrać siły i dopiero później podjąć walkę.
Jeśli jest miłość, to nie ma poczucia ograniczenia wolności, nie ma więc w człowieku ani buntu, ani myśli o nim. Wierzy się, że zmieniając „ja” na „my” zrobiło się milowy krok ku szczęściu.
Cóż, każdy ma swoje tajemnice, przynajmniej do czasu, kiedy musi je ujawnić.
Powinnam żyć tak, jakby jutra miało nie być, jakby każdy dzień był moją jedyną szansą na miłość i istnienie. Nikt nie wie, czy Bóg jest, czy Go nie ma. Jeśli Boga nie ma, ta radość życia jest wszystkim, co mam.