cytaty z książki "Husband Material"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Pewnie to najlepsza recepta na rozpacz. Trzeba ją przeczekać i jakoś do niej przywyknąć.
Niezdarnie chwyciłem Olivera za rękę, jakby zawisł nad przepaścią i mógł w każdej chwili runąć w dół. Ale ponieważ był to pogrzeb, a naprzód pchała go nie grawitacja, tylko moc konwencji społecznych, nie stała mu się krzywda.
Oto sama istota śmierci, czyż nie? Wiele pytań na zawsze pozostaje bez odpowiedzi.
W przypływie natchnienia poetyckiego mógłbym powiedzieć, że niebo zapłakało zamiast nas. Ale byliśmy w Wielkiej Brytanii. Deszcz jest tutaj na porządku dziennym. Tak jak podatki. Albo ta inna, niewypowiedziana rzecz.
W końcu zawsze przychodzi taki moment, gdy staje się przed wyborem: odpysknąć albo pozwolić, by przez resztę życia ktoś po nas jeździł.
Nawet gdybym nie musiał wracać do gości Bridge, rozmowa z nimi figurowałaby na szarym końcu końcu mojej listy upragnionych zajęć, gdzieś między wypaleniem brwi palnikiem cukierniczym a spędzeniem tygodnia w wannie pełnej martwych kałamarnic.
Wszyscy goście chóralnie westchnęli.
- Luc - zawołał James Royce-Royce. - Nie. Tylko nie lampka stołowa.
- Zamknij się - uciszyłem go niezwykle dojrzale.
Priya ponuro pokiwała głową.
- Tak, razem z Oliverem uprawiają ostry lamping bez zabezpieczeń.
- Zamknij się - uciszyłem ją niezwykle dojrzale.
- Robią to w prawie każdy weekend - kontynuowała Priya. - W każdym pokoju. Na każdym stole.
- Na jednym. - W desperacji uniosłem ręce. - I tylko raz.
James Royce-Royce, patrząc na nas z rozbawieniem znad kieliszka martini, uniósł brew.
- Od tego się zaczyna. Ani się obejrzycie, jak pójdziecie w prawdziwą perwersję, na przykład w oświetlenie podłogowe.
- Tylko nie to! - krzyknąłem, choć Oliver zasugerował kiedyś, że zadziałoby to cuda w moim salonie.
- Mam nadzieję - włączył się Peter - że przynajmniej używacie zabezpieczenia przepięciowego.
(...) fajnie byłoby zjawić się na jego ślubie z cudownym, odnoszącym sukcesy facetem, żeby zobaczyć wyraz zaskoczenia na tej jego przygłupawej, nadętej, brodatej gębie.
Oliver się zaśmiał.
- Mam to potraktować jako komplement czy próbę wykorzystania?
- Ojej, ktoś tu uważa się za tak wyjątkowego, że nie pozwoli się wykorzystywać?
- To zależy od sytuacji.
Chciałem jednak zatrzymać ten moment. Zachować to ulotne uczucie, że wszystko powinno zostać takie, jakie jest, że nie wymaga uzasadnień, nie musi donikąd zmierzać ani w nic się przeobrazić.
W pewnym momencie trzeba się zastanowić, dokąd zmierzamy i co to dla nas oznacza. Czy chcemy być ze sobą na zawsze, a jeśli tak, to co chcielibyśmy razem zrobić, a jeśli nie, to co tu jeszcze robimy.
Wóz albo przewóz. Ślub albo rozstanie.
Gra była warta świeczki.
Musiała być.
W przeciwnym razie ile znaczyłby nasz związek?
Byłem zbyt zaszokowany, by się rozgniewać, zbyt rozgniewany, by się zdołować, i zbyt zdołowany, by przeżyć szok.
Czy nie przywykłem do tego, by kroczyć przez życie w otoczeniu ludzi, którzy robią mnie w chuja, a potem mówią: "Ej, pamiętasz, jak cię zrobiłem w chuja? Fajnie by było, gdybyś puścił to w niepamięć, żeby między nami było jak dawniej".
- Lucien, czy próbujesz wykorzystać moją irytację twoim bałaganiarstwem, żeby zainicjować grę erotyczną?
Spojrzałem na niego z nadzieją.
- Udało mi się?
- Cóż, potwornie nasyfiłeś w kuchni.
- Olivierze, jedynym fajfusem, którego powinnieneś trzymać przy sobie, jestem ja.
- Zdajesz sobie sprawę, że według niektórych słowników słowo "fajfus" oznacza "penis"?
- Jego też trzymaj przy sobie.
Cholera. Dotarłem do tego etapu życiowego, na którym ludzie młodsi ode mnie zaczynali się martwić, że są za starzy na niektóre rzeczy.
Chyba byłem przytłoczony.
Czułem się jak na peronie, gdy wszyscy prócz mnie wsiadają do pociągu. Albo jak w restauracji, kiedy każdemu podano już główne danie. I tylko ja wpatrywałem się w rozkład jazdy albo menu... albo...
Powoli docierało do mnie, że jestem czymś więcej niż tylko sumą wszystkich nieszczęść, które mnie spotkały.