cytaty z książki "Ja, ocalona"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Opadliśmy z Belethem na kolana. Diabeł złapał mnie dłońmi za policzki i zbliżył nasze twarze tak, że dotykaliśmy się czołami.
-Wiki, zawsze Cię będę kochał. Nieważne, co się stanie, nieważne, czy ze sobą będziemy, nieważne, czy którekolwiek z nas przeżyje. Nigdy przed tobą albo po tobie nie czułem tego wszystkiego. Byłaś tą jedyną - wyszeptał gorączkowo.
Zerknęłam na Beletha. Diabeł nie spuszczał wzroku ze mnie i z Uzjela. Jego złote oczy były lekko zmrużone. A temu co znowu się nie podoba?! Dupek.
- Ja naprawdę nie wiem, skąd to całe zamieszanie! - oświadzczył [Azazel]. - Chciałem zrobić dobry uczynek. Dobry uczynek z okazji świąt Bożego Narodzenia! Szczytny cel. Jako, że dopiero od niedawna wprawiam się w byciu dobrym, to uznałem, że podarowanie wszystkim alkoholu będzie miłe. Ja bardzo bym się z takiego prezentu ucieszył. Skąd miałem wiedzieć, że Święty Mikołaj nie umie pić z umiarem? Archaniele Gabrielu, spójrz na niego. Przecież on wygląda, jakby od dawna miał poważny problem. Piwny bęben, zarumienione policzki pełne popękanych naczynek i wielki czerwony kinol zapamiętałego alkoholika.
(...) Doszedłem do wniosku, że nic tak naprawdę nas nie scalało. Niczego sobie nie obiecaliśmy. Po prostu żyliśmy ze sobą. Najwyraźniej coś takiego to dla nas za mało. A gdy będzie nas łączyć przysięga, to każde z nas zastanowi się co najmniej dwa razy, zanim popełni błąd. Poza tym miło będzie żyć ze świadomością, że nawet jeśli się skłócimy i postanowimy od siebie przez jakiś czas odpocząć, to gdzieś tam będzie ta osoba, której zależało na mnie aż tak, że zgodziła się złożyć przysięgę.
- Czemu uderzyłeś Uzjela? - teraz to ja przeszłam do ofensywy.
- Miałem ochotę.
- Czemu?
- Należało mu się.
- Czemu?
Jego źrenice odrobinę rozszerzyły się, ale twarz wciąż wyglądała jak wyciosana z kamienia. Zero emocji.
- Bo Ciebie dotknął. - odpowiedział ważący każde słowo.
- Zamierzasz teraz rzucać się na każdego faceta, z którym pojde do łóżka?
- Może.
- Wiesz, co to znaczy pies ogrodnika?
- Wolę koty.
,,Miałam ochotę zapaść się pod ziemię
- Przestańcie! Hej! Beleth, zostaw go! Uzjel, nie po jajach! - wrzeszczałam bez większego skutku.".
-Beleth, przecież my jesteśmy skłóceni. Powiedzieliśmy sobie wiele rzeczy, których nie da się cofnąć.
Dłuższą chwilę ważył słowa, zanim mi odpowiedział.
-Wszystko można cofnąć. Czas też da się cofnąć.
Uśmiechnęłam się do niego już łagodniej.
-Nie tym razem. Zresztą nawet gdyby udało się uzyskać wszystkie pozwolenia, to ja nie chciałabym zapomnieć tego, co się stało. Lubię siebie teraz. Gdybym przeżyła inaczej ostatnie dziesięć lat, to byłabym dzisiaj kimś innym.
-Wiki ja wiem, że spieprzyłem. Ja to naprawię.
-Nie.
-Naprawię.
Położyłam dłoń na jego dłoni.
-Nie - powtórzyłam spokojnie.
-Byłaś moja, a ja byłem twój. Udowodnię Ci, że nadal na ciebie zasługuje.
- Wiktorio, widzę, że wciąż nie jesteś przekonana. - Archanioł westchnął znużony.
- Tak, bo to naprawdę głupi pomysł - burknęłam.
Wszyscy wstrzymali oddech. Mały putto stojący obok tronu upuścił pustą filiżankę, która rozprysła się w drobny mak na marmurowej posadzce.
Uzjel zerwał się z miejsca w tym samym momencie co Beleth. Gabriel zgromił ich spojrzeniem.
- A wy co chcielibyście dodać? - zapytał z przekąsem. - Jeszcze odrobinę krytyki?
- Pomogę Wiki.
- Pomogę Wiktorii.
Odezwali się niemal chórkiem. Poczułam złość. Jeszcze rozumiałam Uzjela, który jawnie okazywał fascynację moją osobą. Sam mi zresztą powiedział kiedyś, że straszliwie mu się w Arkadii nudziło, dopóki się nie pojawiłam. Praca przy Top Angel urozmaicała jego codzienną rutynę.
Ale kompletnie nie rozumiałam motywów Beletha. Przecież się nienawidziliśmy. My nawet nie umieliśmy już rozmawiać bez obrzucania się mięsem. A więc co? Zobaczył, że spędzam czas z kimś innym, i nagle obudził się w nim pies ogrodnika?
- Azazelu, poza swoim głupim zachowaniem teoretycznie nie popełniłeś żadnego przestępstwa...
- No właśnie - potwierdził gorąco diabeł.
- Podejrzewam, że jakieś dobre intencje jednak miałeś.
- No właśnie.
- Odbyłeś już dość długą resocjalizację.
- No właśnie!
- Więc możesz wyjść z więzienia w terminie, czyli za tydzień.
- No właśnie!!!
- Ale będziesz pod nadzorem kuratora.
- No wła... że co?! - Z wrażenia Azazel aż usiadł.
- Przez następny rok będziesz miał nadzorcę.
- Nie podoba mi się ten pomysł - oświadczył diabeł.
- A mnie bardzo - odparował Archanioł.
-Będę miał na ciebie oko - powiedział z uśmiechem złotooki diabeł.[...]
-Dobrze - zgodziłam się. - Pilnuj mnie
-Och, nie protestujesz? - Wziął mnie za rękę.
-Lucek ma rację. Nie przyszliśmy tu na spacer.
-A szkoda.
-A co? Też chciałeś się nawąchać? Ja już wolę nie tracić trzeźwości umysłu.
-Nieee. Po prostu bardzo przyjemne było przyglądanie się, jak z uśmiechem powtarzasz moje imię.
Spojrzałam na niego z ukosa.
-Nie przypomina sobie - zaprotestowałam.
-Powtarzałaś, powtarzałaś. Poza tym tak miło pojękiwałaś.
Na moje policzki wypłynął rumieniec wstydu.
-Nieprawda - znowu zaprotestowałam, ale tym razem słabiej.
-A potem coś bredziłaś o brokacie. Tego fragmentu, muszę przyznać szczerze, już nie rozumiałem.[...]
-[...] A oprócz upojenia te kwiaty działają także jak afrodyzjak - diabeł uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Aha... I czego się tak szczerzysz? - burknęłam.
-Po prostu mi miło, że pod ich wpływem wymawiałaś moje imię. Nie Uzjela. Moje.
-Ty to chyba masz kompleksy - prychnęłam.
Metal zgrzytnął, kiedy lew mlasnął językiem. Obrócił gałki oczne w moim kierunku.
- Słucham? - zapytał niechętnie.
- Dzień dobry, ja do diabła Azazela.
Nie miał ochoty mnie wpuszczać. Nie lubiliśmy się. Już parę razy go zirytowałam, a nawet dwukrotnie podstępem nakłoniłam go do otwarcia. Do dzisiaj nie mógł mi tego darować. Niby był tylko metalowymi drzwiami, ale pamięć miał doskonałą.
- A po co? - spytał.
- Chcę go zobaczyć.
- A po co?
- Z dobroci serca chciałam go odwiedzić - odpowiedziałam z westchnieniem.
Za każdym razem, kiedy tu przychodziłam, lew dopytywał się o motywy mojej wizyty. Podejrzewam, że chciał mnie zniechęcić, i robił to całkiem skutecznie. Ze wstydem muszę przyznać, że przez ostatnie dziesięć lat dość rzadko odwiedzałam Azazela.
- Godziny odwiedzin się kończą.
Zerknęłam znacząco na zegarek.
- Mam jeszcze czterdzieści minut - odparłam.
Metalowy lew nie był zbyt inteligentny, więc nie przyszła mu do głowy żadna kąśliwa riposta. Nadal bardzo chciał uniemożliwić mi wejście, ale nie miał pomysłu, jak to zrobić. Regulamin zabraniał wpuszczania gości na siedem minut przed końcem czsu odwiedzin. Sprawdziłam to wcześniej, więc nie zamierzałam dać się teraz spławić.
- No, kotku? - popędziłam go. - Czas leci. Chcę wejść.
- Jam jest drzwiami... - mruknął zrezygnowany bardziej do siebie niż do mnie.
Uzjel chciał mnie wesprzeć podczas uczenia nowych anielic i poprosił o zgodę Gabriela. Archanioł zgodził się głównie dlatego, że cherubin miał spore doświadczenie w targach. Najwyraźniej praca ogrodnika nie wymagała zbyt wielkiego wysiłku, bo ciągle zajmował się walką o dusze.
Po początkowej radości zapał Uzjela przygasł. Użeranie się z kłótliwymi babami najwyraźniej nieco odbiegało od jego wyobrażeń na temat tego zajęcia. Teraz każdego ranka przychodził zmęczony, za to odzyskiwał radość życia z chwilą, kiedy za ostatnią kandydatką na anielicę zamykały się drzwi.
W związku z tym wcale się nie zdziwiłam, że stamtąd uciekł, gdy tylko nadarzyła się okazja.
- Jak idzie werbunek? - zapytał Beleth.
Wychyliłam się zza potężnej sylwetki cheruba.
- Tajemnica zawodowa - odpowiedziałam złośliwie.
- Aż tak źle? - zakpił.
- A co tam słychać w Piekle? Twoja flama, Phylis, jakoś sobie radzi?
- Nie rozmawiamy o pracy. Zajmujemy się innymi rzeczami - odparował.
- [...] A co masz na swoją obronę, jeśli chodzi o krzyże?
- No cóż... Myślałem, że to będzie śmieszne, kiedy je poprzekręcam.
- Przez ciebie ludzie myślą, że narodził się Antychryst...
- To największe wydarzenie sezonu. Spotkamy tam całą piekielną śmietankę towarzyską.
- Nie zależy mi.
- To akurat widać.
Nie wiem, czemu aż tak bardzo się czepiał. Przebrałam się za kota. Włożyłam czarny cienki golf, czarne legginsy, czarne buty i czarne uszka na opasce. Nawet namalowałam sobie czarną kropkę na czubku nosa i doczepiłam do gumki od legginsów czarny futrzasty ogonek.
Jakbym tak poszła na imprezę na Ziemi, to wszyscy by chwalili mój kostium.
- I czym ty niby jesteś? - zapytał z odrazą.
- K o t e m.
- Nie widać.
Miałam ochotę go trzasnąć.
- Możemy już iść? - jęknęłam. - Podobno się spieszysz.
- A możesz się przebrać w coś, co nie przyniesie mi wstydu? - odparował. - Przecież będziesz za mną łazić całą noc. Mogłabyś przynajmniej wyglądać porządnie.
Jednak zdecydowanie najgłupszym pomysłem była kradzież książki. W dodatku książki należącej do Boga. Jeżeli kiedykolwiek miał mi wybaczyć i oddać swą Łaskę, a dzięki temu anulować moje potępienie, to ten wyczyn sprawi, że na zawsze przekreslę swoje szanse.
- Ja pierniczę.
Jakis mały putto idący ulicą obejrzał się oburzony.
- Własnie zrobiłam przepyszne pierniczki! - krzyknęłam za nim. - Zastanawiam się, jakim kolorem lukru je pomalować.
Putto przyspieszył, by czym prędzej się oddalić.
- Dobrze się czujesz? - zapytał siedzący obok mnie Beleth.
- Tak, tak. Po prostu cały czas się przyzwyczajam.
Umiechnął się ciepło. Nie do mnie, ale do wspomnień.
- Odzyskanie Łaski Boskiej to miła rzecz - przyznał. - Dziwna. Bo jej braku wcale się nie czuje. Dopiero gdy miłosć Boga wraca...
- Znika uczucie pustki - dokończyłam.
Ja Cię odzyskam. Choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię przed końcem świata.
-Ale to wino w trakcie mszy zamienia się w teorii w krew Chrystusa. Więc rozumiesz, głębsze przesłanie i tak dalej.
- Oboje dobrze wiemy, że się nie zamienia. Poza tym zawsze uważałam, że za dużo kanibalizmu w tym jedzeniu ciała i piciu krwi Jezusa. Nie mam pojęcia, kto wpadł na ten pomysł, ale jest wyjątkowo niesmaczny.
-Były dwie siostry. Jedna rodziła drugą, a druga pierwszą. Kim są te siostry?
- To dzień i noc!
Rozplątałam warkocz i pozwoliłam włosom rozsypać się na wietrze. Blond pasma od razu porwał wiatr. Przeciągnęłam po nich palcami. Ciągle nie mogłam się przyzwyczaić do tego koloru.
Farbowanie się udało, ale to nie byłam ja. I niestety chyba nie do końca mnie to cieszyło.