cytaty z książki "I tak dalej"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Chce mi się tańczyć, płynąć gdzieś na granicy istnienia, zobaczyć koniec i wrócić na początek, chcę zamknąć oczy, schować się i jednocześnie być na widoku, chcę wszystkiego naraz, a jednocześnie nie chcę niczego.
Czuję, jak narasta we mnie złość, ta niewypowiedziana, zbyt długo tłumiona agresja, która jest tępa, bezsensowna, ale tak silna, tak mocna, że nie mogę sobie z nią w żaden sposób poradzić.
Zawsze biorę półostry, bo wtedy trzeba wymieszać dwa sosy i sosu jest więcej. To jedna z tych praktycznych rzeczy, której nauczyłem się na studiach (oprócz otwierania piwa zapalniczką, widelcem, łyżką, wszystkim).
Chciałbym po prostu odejść- cicho, niezauważenie. Marzę o tym, żeby roztrwonić resztki swojej świadomości. Chciałbym przez chwilę chwycić się tych dobrych fragmentów mojego życia, wejść na moment w świat, który już nie istnieje; rozejrzeć się, uśmiechnąć, stwierdzić- tak, to ja, właśnie ja tu byłem- a potem zamknąć oczy i czekać, aż pustka zacznie powoli wypełniać wszystko, aż do totalnego wymazania świadomości. Chciałbym po raz ostatni wypuścić powietrze z płuc i już nigdy więcej nie brać kolejnego oddechu, nie starać się, przestać istnieć.
Rozglądam się w poszukiwaniu jakiejś zbłąkanej duszy – o czwartej w nocy wszyscy mają papierosy. Gatunek nieposiadających o tej porze nie egzystuje.
Sąsiadka już czekała. W sumie to nawet ją lubię, choć podczas kilkuletniej i bardzo przelotnej znajomości wymieniliśmy może ze dwa, trzy zdania. Ja sobie to zawsze tłumaczę, że to taka, wiecie, zmowa milczenia palaczy. Stoisz na balkonie, widzisz, że ktoś obok też puszcza dymka, dzieli was tylko ściana, ale nie przeszkadzacie sobie, każdy w swoim świecie, myślami podbija planety, szuka spadających gwiazd, myśli o tym całym czasie przeszłym niedokonanym i przyszłym, który nigdy nie nadejdzie. Dla mnie to chwila niemego i nieskalanego zawieszenia. Nie palisz - nie zrozumiesz. To rozrywka dla nielicznych, którzy usprawiedliwiają swój nałóg na sto możliwych sposobów i każdy z nich jest prawdziwy.
- Zgubiłem telefon! - Opluł się, krzycząc te słowa na całe gardło, opluł mnie, sufit, ścianę, podłogę, niemalże widziałem, jak tonę w jego kwaskowatej ślinie, która wypełniła każdy centymetr sześcienny korytarza, przedpokoju, kuchni, łazienki i całej tej zatęchłej kamienicy.
- No, zdarza się. Kupisz sobie nowy. Coś jeszcze ciekawego masz mi do powiedzenia?
- Nie. Nie kupię sobie, kurwa, nowego! Muszę znaleźć ten telefon! Teraz!
- Ale po co od razu te przekleństwa? Powiedz mi, czemu miałbym pomóc ci szukać twojego zasranego telefonu? Artefakt jakiś to jest? Obudowa złota? Masz tam zdjęcia małych dziewczynek? - Robię krótką pauzę. - Ludzie gubią sens życia, gubią poczucie jaźni, odczuwania, gubią się, kurwa, w życiu, a ty zgubiłeś pieprzony kawałek plastiku. - Druga pauza, chwytam za klamkę. - Daj ty mi święty spokój! Zmęczony jestem, kurwa!
- Dam ci dwieście złotych.
- No i to jest racjonalny, wyzbyty z nieuzasadnionych wulgaryzmów argument.
Za oknem krajobraz bez większych rewelacji - całe to miasto jest bez większych rewelacji. Lampy, chodniki, pasy, pomniki, światła, ludzie na przystankach, ludzie wracający z klubów, domówek, wieczorów kawalerskich, panieńskich, wszyscy stłoczeni, ściśnięci, hermetycznie homogenizowani, za głośni, zbyt tandetnie uśmiechnięci. Oni są w cugu, na wiecznej imprezie - jeszcze ich to cieszy, oni jeszcze nie wiedzą. Wieczni studenci, wieczne dzieci, wiecznie i na każdym kroku ci zjebani turyście, rzucający banknoty kelnerkom i barmankom jak przydrożnym kurwom, i jeszcze te spierdolone erasmusy; wieczne dzieci z wiecznie młodymi zachlanymi twarzami, Wieczne Królewskie Miasto Kraków dla wiecznych przechodniów.
Miałem wrażenie, że znajduję się w środku jakiegoś poronionego snu. W porę zorientowałem się, że to się nie dzieje naprawdę, problem polegał na tym, że za żadne skarby świata nie mogę się obudzić - puk, puk, dzień dobry, ja chcę stąd wyjść, nie podoba mi się sceneria, bohaterowie też nie bardzo mi się podobają, nie podoba mi się tu wcale, kurwa!
- Od kiedy ty w Boga wierzysz?
- Od wczoraj. - Zamyśliłem się. - Ale już mim przechodzi.
Poszliśmy najpierw do knajpy, gdzie wypiliśmy dużo alkoholu, żeby zapomnieć o wielu nieprzyjemnych zaszłościach i o tym, jak bardzo się zdążyliśmy znienawidzić. Szła kolejka za kolejką i w końcu widziałem ten jej uśmiech, w którym się zakochałem, potem rozmowa kleiła się coraz bardziej, no a na koniec wylądowaliśmy oczywiście w łóżku.
Czasami znajdujesz się w takim momencie swojej tymczasowej egzystencji, że nie umiesz za bardzo wyjść poza granice najbliższych czterdziestu pięciu minut.
- Choćby chuj na chuju stał, kultura do czegoś zobowiązuje - odezwał się śpiewnym głosem Marcin.
- Chodźmy do mnie. Mam kolekcję noży rzeźniczych, ostrzyłem je zaraz przed wyjściem. Do tego wiertarka udarowa i podręczna piła mechaniczna plus kilka zagiętych wieszaków, które rozorają twoją piękną buzię. Zestaw wrażeń na całą noc gwarantowany!