cytaty z książek autora "Alexandra Claire"
Życie to nie historia wyssana z książki. To brutalna rzeczywistość, z którą my musimy się mierzyć, a powieść to tylko marzenie o życiu, jakie chcielibyśmy wieść.
Co by zrobiła bohaterka ostatnio czytanej przeze mnie książki? Podjęła się wyzwania. Nieważne, jak trudna miała być ta rozmowa. Nieważne, że ten mężczyzna był mi całkowicie obcy, a ja nienawidziłam przebywać z facetem sam na sam w jednym pomieszczeniu. Olałam całkowicie swoje własne priorytety i robiłam to, co podpowiadał mi instynkt.
Jego tajemniczość, to, co ukrywał w środku, budziła zarazem moją ciekawość, respekt, jak i momentami przestrach. Z tego powodu człowiek ten nadzwyczajnie mnie intrygował. Aż przyłapywałam się na bezczelnym gapieniu na niego.
(…) nadal stałam w miejscu zbyt sparaliżowana strachem, by cokolwiek zrobić. Wydobyłam z siebie jedynie drżący oddech, który zamienił się w obłoczek pary i uciekł, zostawiając mnie tutaj na pastwę losu. Byłam w tej chwili ofiarą, na którą polował drapieżnik.
Najlepiej dla mnie byłoby zapomnieć i żyć, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Tyle że nie potrafiłam, bo zamiast posłuchać głowy, poszłam za głosem serca.
Ryzykuje się po to, aby zgarnąć wszystko albo nie mieć nic. Całe dwadzieścia jeden lat ryzykowałam. Czemu nie zaryzykować po raz kolejny?
Podsumowując, Jase Calloway był nieziemsko przystojnym facetem. A ja głupiutką sprzedawczynią książek śliniącą się na jego widok.
- Jak mógłbym wzbudzić w tobie zaufanie? - zapytał i założył mi za ucho pasmo włosów, które samotnie opadło na czoło.
Obserwowałam, jak emocje w jego oczach ponownie się zmieniają. Teraz wszystko inne zastąpiła czułość.
- To nie jest łatwe, Jase. Ufam niewielu osobom. I nie dlatego, że tak mi się podoba, ale dlatego, że tak ukształtowała mnie przeszłość.
Wracając autobusem na Capitol Street, szukałam usprawiedliwienia dla swojego głupiego, egoistycznego zachowania. W końcu zdałam sobie sprawę, że żadnego wytłumaczenia nie było. Prawda jest taka, że po prostu stchórzyłam.
Byłam zdana tylko na siebie, bo to była moja wojna. Moja walka, którą ja zaczęłam, więc i ja musiałam ją skończyć.
Czarna postać wyglądająca jak z najgorszego koszmaru stała nieopodal na rozstawionych nogach i z zaciśniętymi pięściami w białych rękawiczkach. Jego szyderczy, szatański i nieruchomy zawsze uśmiech odbity w rysach maski był ucieleśnieniem grzechu, zbrodni, kary i śmierci. Pustymi ślepiami wpatrywał się wprost we mnie, nie pozwalając mi oderwać wzroku choć na chwilę.
Prędzej czy później Teija popełni jakiś błąd, nie wierzę, że nie, i wtedy dopadnie ją sprawiedliwość.
Moje serce oraz zdrowy rozsądek szalały, ale chyba jeszcze nigdy tak dobrze ze sobą nie współgrały i się nie zgadzały. Chciałam tę chwilę zapamiętać na zawsze. Chłonęłam ją jak gąbka. Zapisywałam w pamięci każdy detal. Pragnęłam zatrzymać tę chwilę i trwać w niej, nie myśląc o niczym innym.
Byłam w nim cholernie mocno zakochana. Tak, na pewno. Kochałam go całą sobą, a on kochał mnie. I tego się nie wie ot tak sobie, to się po prostu czuje.
A fanki Jasego dzielą się na trzy grupy: na te, które cię nienawidzą i uważają, że zniszczyłaś najgorętszy związek tego kraju; na te, które uważają, że wasza historia jest bardzo romantyczna i mocno wam kibicują, oraz na te, które piszą, że łatwiej im będzie cię wygryźć i mają duże szanse, aby zdobyć Callowaya. Ostatnia jest żałosna do bólu, ale niestety, tacy ludzie istnieją.
Czy tak właśnie wyglądało umieranie? Toniesz w otchłani własnego umysłu i mimo że chcesz, bardzo chcesz, to nie możesz się wydostać. Dławisz się, dusisz, pragniesz powietrza, a zamiast tego do płuc wlewa ci się otaczająca zewsząd woda.
Jeszcze niedawno istniało w nich życie przepełnione szczęściem. Teraz już go nie było. Uleciało, jak powietrze ulatywało z balonu.
Powieki same ciągnęły w dół, kusząc słodką fatamorganą nieświadomości – jedynym miejscem, w którym bez koszmarów mogłabym być w pełni szczęśliwa.
Czasami jednak łatwo coś powiedzieć, a trudniej temu sprostać. Szczególnie wtedy, gdy wydawało się to niewykonalne.
Jase nachylił się, wyciągając ku mnie rękę. W pierwszym odruchu chciałam się cofnąć, ale pozostałam w miejscu, dopóki nie wytarł palcem kącika moich ust, gdzie zapewne został jakiś okruszek. Czułam wpływające mi na policzki gorące rumieńce. Ten gest był niby taki zwyczajny, lecz jego płonące, intensywnie wpatrujące się we mnie oczy mówiły coś innego.
Znów złapaliśmy kontakt wzrokowy. Wskoczyłam do tego pięknego oceanu bez dna, pragnąc pozostać tam już na zawsze, zatonąć i nigdy nie wypłynąć na powierzchnię. Miał na mnie kojący wpływ, woda obmywała mój umysł z całego zła, ze wszystkich koszmarów. Była wybawieniem, a jednocześnie zgubą.
-Nie było czasu do stracenia-powiedziała poważnie, patrząc wprost w moje oczy z taką samą śmiałością, jak ja patrzyłem w jej. -Zrobiłam to pod wpływem impulsu. Wiedziałam tylko, że nie mogę pozwolić ci umrzeć.
No cóż, życie to nie historia z książki. To brutalna rzeczywistość, z którą musimy się mierzyć, a powieść to tylko marzenie o życiu, jakiej chcielibyśmy wieść.
Nigdy wcześniej bliskość żadnego faceta nie podziała na mnie tak jak bliskość Jasego. Przy nim...było całkiem inaczej. Wpływał kojąco na moje zszargane nerwy i otulał ciepłem bijącym z jego ciała.
Jego tajemniczość i to, co ukrywał w środku, budziły zarówno ciekawość, respekt, jak i momentami przestrach.