cytaty z książek autora "Katarzyna Berenika Miszczuk"
- Latanie... jest jak pierwsza miłość. Jak zakochanie. Nie umiałem znaleźć porównania, dopóki cię nie spotkałem.
Hm, kogo wolę? Z jednej strony mam diabła, który kłamie i morduje, a z drugiej śmiertelnika, który kłamie i zdradza. Nie wiem. To naprawdę ciężki wybór. Obaj macie tyle pozytywnych cech..
- Czemu mnie nikt nie wypuści? - zajęczał Azazel. - Ja bardzo chce pomóc.
- Bo ciebie nikt nie lubi - wyjaśniłam.
- Kurwa...
- Maleńka, nie płacz. Przecież wiesz, że to zawsze było bez sensu. - Niezręcznie poklepał mnie po kolanie i podał wyczarowaną przez siebie chustkę.
- Wieeem - wychlipałam.
- I przecież wiesz, że on nigdy nic do ciebie nie czuł...
- Wieeem - jęknęłam jeszcze żałośniej.
- I przecież wiesz, że sama też go nigdy nie kochałaś. To tylko ci się wydawało. Tak naprawdę kochasz mnie.
Umilkłam i spojrzałam na niego ostro.
- Tego akurat nie wiem...
Przystojny mężczyzna z irokezem już go nie słuchał. Wysunął się z cienia i spojrzał do góry na balkon, na całującą się parę.
- Tak po prostu się poddajesz? - zagadnął go kompan. -Oddasz ją bez walki temu Piotrowi? Zapytany uśmiechnął się i zmrużył oczy. - Ja? Poddać się? Azazelu... ludzie się zmieniają, wypadki się zdarzają... zobaczysz, ona jeszcze będzie moja...
-Boże przenajświętszy, to wy!- zawołał [Gabriel].
Nie miał jednak zbyt wiele czasu, by zdumieć się porządnie. Szatan zerwał się na równe nogi, zrzucając na ziemię talerz pełen eklerek, i krzyknął, pokazując palcem na Archanioła:
- HA!!! Użyłeś nadaremno!
- Nigdy do niczego cię nie namawiałem - kontynuował i jeszcze raz powtórzył: - Mówiłem tylko, co ja bym zrobił. Równie dobrze mogłem powiedzieć ci, że... że... - zamyślił się - że na twoim miejscu przespałbym się z Belethem!
Beleth dosłownie storpedował go wzrokiem.
- Czego robić nie zamierzam, bo nie jest w moim typie - dopowiedział szybko Azazel.
- No ja myślę, że nie zamierzasz... - warknął Beleth z odrazą.
- Jak dla mnie, masz za małe cycki - oświadczył mu prosto z mostu Azazel.
Chichot na sali przerodził się w głośny śmiech. Podstępny diabeł właśnie do tego dążył. Teraz publiczność była po jego stronie, zauroczona jego dowcipem i urokiem osobistym.
- Czyli co dokładnie zrobimy? - zapytałam.
Azazel podrapał się w zamyśleniu po brodzie.
- Ja bym spróbował nabić ich na pale, przebić im serca, obciąć zakute łby, potem poszatkować, ciała spalić, a to, co pozostanie, ułożyć naprzeciwko rezydencji Lucyfera, tuż pod oknami jego sypialni, żeby zaraz po przebudzeniu zobaczył ich parszywe mordy ociekające posoką. Ale to tylko taka luźna propozycja...
Nie można było o nim powiedzieć, że cierpiał na brak inwencji twórczej...
Prawdziwi przyjaciele. Kto by pomyslał, ze znajdę ich w piekle.
-A właśnie – podchwyciłam. – Bo legendy mówią, że można z tobą zagrać o Zycie. To prawda?
Śmierć machnęła lekceważąco ręką.
-Tak, ale ja zawsze wygrywam. To znaczy, nie udało mi się tylko trzy razy… Jednak to i tak nieźle jak na tyle miliardów istnień, które stanęły u bram targu.
- A w jakie gry…eee… nie wiem, jak to powiedzieć, przegrałoś? – zapytałam zaciekawiona.
To mogła być przydatna informacja. Może dam radę podpowiedzieć Markowi, jaką grę powinien zacząć trenować!
- Ech… nie ma się czym chwalić… Pewien informatyk miał umrzeć. No i zagraliśmy, kto napisze lepszy program. Następnie oba po sobie wypuściliśmy na rynek.
Programowanie jako gra…? To mógł wymyślić tylko informatyk…
- I co się stało?
- On napisał XP, a ja Viste… Nie wiem dlaczego, ale nikt nie pokochał mojej Visty… No i trzeba było dać mu kolejne trzydzieści lat…
Charon przerażał mnie bardziej niż Śmierć. Mimo, że obydwoje najwyraźniej zaopatrywali się w tym samym butiku.
-Nie znasz przypadkiem Śmierci?- zagadnęłam.
-To moja siostra- odparł.
Współczuję rodzicom...
- Achilles był jego synem?! Ten Achilles? Ten?!
- Nie rozumiem, czym się tak podniecasz. Mityczni czy biblijni herosi byli w większości potomkami aniołów. Tacy lu-dzie się nie rodzą.
Wow... pomyślałam o Pudzianie. Nie... on jest człowiekiem. Półbóg nie reklamowałby piwa.
- A jakie jest twoje zwierzę? - zapytałam go szeptem. Posłał mi zaskoczone spojrzenie.
- A po co chcesz wiedzieć?
- Z ciekawości - mruknęłam.
- Komary - odparł. - Ale potem je trochę unowocześniłem, żeby mogły przenosić malarię.
Powinnam spodziewać się po nim czegoś tak wstrętnego, niemniej mnie zaskoczył.
- Poczuwam się, by w imieniu całej ludzkości powiedzieć ci: „nie lubimy cię za to" - oświadczyłam.
- Gabriel, dlaczego akurat Gabriel? - Azazel mamrotał do siebie pod nosem. - Taki pozer! Kto chce zwiastować Zachariaszowi? Ja! Ja! Słyszałem, jak się wyrywał. A potem jeszcze się dopchał do zwiastowania Maryi. Durny karierowicz!
Czy was też tak strasznie wkurzają optymiści?
Chodzi taki dookoła ciebie i ciągle się uśmiecha,
a ty masz ochotę go udusić.
- Mam pewien problem – stwierdził Beleth. - A raczej my wszyscy mamy pewien problem.
Blondwłosy Lucyfer lekko pobladł. Jego pierś ukryta pod białą koszulą z szerokim żabotem zaczęła poruszać się w rytm nerwowego oddechu.
- Co znowu zrobił Azazel? – zapytał głucho.
Oto dlaczego nie należy drażnić się z drzwiami. Mogą potem wepchnąć ci
klamkę w plecy w najmniej oczekiwanym momencie.
Poza tym spójrz na niego. Blondyn - zupełnie jakby urwał się ze Skandynawii. Mogę się założyć, że ma na chacie same meble z Ikei.
Znajdowałam się w miejscu poza czasem. Tutaj przeprowadzano targi o dusze zmarłych. Potrzebny był do tego anioł, diabeł oraz oczywiście denat eskortowany przez Śmierć.
-No bez jaj!- krzyknęłam.-Znowu?!
Nie wiem, kto mi to zrobił, ale się doigrał. Nikt nie będzie mnie mordował bez ważnego powodu!
- Czemu znowu wzywamy Gabriela?- zapytał zaskoczony[Beleth].
- Bo się za nim stęskniłem.- warknął władca Piekieł.
Ja także powiedziałam, że nie zabiorę ze sobą Azazela. Wściekły diabeł zażądał wyjaśnień. Wytłumaczyłam się prosto:
- Bo jesteś szują i cię nie lubię.
Pojął od razu.
Jakimś cudem Belfegor się nad nim zlitował i powiedział, że weźmie go jako swoją osobę towarzyszącą.
Mina Azazela - bezcenna.
Biada nam. Socjopata napalił się na socjopatkę. To może skończyć się rzezią, kiedy trzecia socjopatka, właścicielka wcześniej wspomnianego socjopaty, się o tym dowie.
-Kurwa, Beleth, ja zawsze wiedziałem, że w którymś momencie pieprznie ci na głowę, ale teraz to już, cholera jasna, przegiąłeś pałę. - Azazel chodził w kółko.
-Mój drogi przyjacielu, a po co tak przeklinasz? Chyba nie takim językiem zauroczyłeś Kleopatrę?
Podstępny diabeł zatrząsł się ze złości. Jego czarne oczy zapłonęły dziko.
-Z niej też niezłe ziółko - warknął. - Poza tym jestem diabłem i mogę się wyrażać, jak mam ochotę.
-Przez najbliższe siedemdziesiąt siedem lat jesteś też aniołem. Nie zapominaj o tym.
-Dupa! Dupa! Dupa!
-Jak wolisz.
- Ale ja nie chcę iść do Nieba.
Uzjelowie uśmiech spełzł z twarzy, na moją wstąpiło przerażenie. Śmierć zachichotała skrzekliwie.
(...)
- To nieważne. -ciągnęła staruszka uroczystym tonem. -Czuję, że moim powołaniem jest nieść Słowo Boże w odmęty piekielne.
Aż jęknęłam. Jeszcze tylko, nie daj Boże, dogada się z Joanną d'Arc, to gotowe podpalić najlepsze kluby.
-Stamtąd nie można wrócić- odparł głucho Beleth.- Straciłem ją...Na zawsze...
-Och, daj spokój. Nie doceniasz Wiktorii.- Azazel znowu zaklaskał z uciechy.- Czuję w kościach, że będzie niezła zabawa.
Beleth był niesamowicie przystojny. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klatki piersiowej. Zmierzwione włosy, tym razem nieułożone w misternego irokeza, opadały mu na czoło.
- Skup się na tym, co mówię, a nie na tym, jak wyglądam - zagrzmiał, ale już spokojniej.
W jego oczach zobaczyłam błysk rozbawienia.
- Znowu podsłuchujesz moje myśli - mruknęłam zła, że mnie przejrzał.
- Jak jesteś pijana, to w ogóle ich nie pilnujesz - stwierdził już spokojny i usiadł na brzegu łóżka, oddając mi poduszkę.
Spojrzeliśmy z Belethem po sobie. Azazel wszystko potrafił sobie wmówić. Nawet niewinność.
- Wsadziłeś Napoleona do wazonu - zauważył mój piękny diabeł.
- A potem pobiłeś się z Cezarem - dodałam.
- W szale walki wpadliście na orkiestrę - mruknął Beleth. - A biedny Michael Jackson, kiedy usiłował przed wami uciec, wypadł przez okno - powiedziałam.
- I wpadł do fontanny - dodał.
- W której Lucyfer trzyma ozdobne piranie. - Zaśmiałam się.
- Poza tym w czasie zamieszania jak rzuciłeś Cezarem o ścianę, to trafiłeś w lustro.
- Które spadło na Ernesta Guevarę i Boba Marleya - uściśliłam.
- Za to oni oblali carycę Katarzynę szampanem.
- A miała drogą suknię.
Beleth odwrócił się do Azazela.
- Tak serio to podejrzewam, że przymknęli cię za tę suknię. W końcu wiesz, była wysadzana sobolami i diamentami.
- Jasne, śmiejcie się ze mnie - warknął Azazel, siadając. - A Cezara jakoś nie przymknęli.
- Wiesz... Cezara w przeciwieństwie do ciebie Lucyfer lubi - zauważyłam sucho.
- CO?! - ryknął Szatan.
Po trybunach potoczył się głośny gwar rozmów. Ktoś krzyknął, ktoś
zemdlał, ktoś oblał się herbatą. Normalka w takich sytuacjach. Już się
przyzwyczaiłam, że wzbudzam tyle emocji podczas rozpraw.
- Ona musi tak buczeć?- Wskazał na wirującą nad swoją głową aureolę.[...]
-Bubel mi jakiś wcisnąłeś.