cytaty z książki "Oberża na pustkowiu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kościół zbudowano na nienawiści, zawiści i chciwości, czyli na wszystkich stworzonych przez człowieka atrybutach cywilizacji, gdy tymczasem pradawne pogańskie barbarzyństwo było czymś nagim i czystym.
[...] on jest wygnańcem w piekle, które sam sobie stworzył.
Jeżeli miłość do mężczyzny sprawia taki ból, taką udrękę, takie cierpienie, nie chce znać miłości. Miłość niweczy rozsądek i opanowanie, odbiera doszczętnie odwagę. Ona, Mary, tak przedtem samodzielna i silna, jest teraz bezradnym dzieckiem.
Nie chcę kochać jak kobieta ani czuć się kobietą, księże pastorze, bo to tylko ból, cierpienie i udręka, która może trwać przez całe życie.
Znów odczuła, że bycie kobietą jest upokarzające, gdyż upadek sił i ducha otoczenie traktuje u kobiety jak rzecz naturalną i samą przez się zrozumiałą.
No cóż, marzenia do niczego nie prowadzą, trzeba stawić czoła realnej sytuacji, jeżeli coś ma z tego wyniknąć.
Tu, na szczycie, wiatr złościł się i płakał, szeptał o strachu, szlochał nad wspomnieniami dawnego rozlewu krwi i minionej rozpaczy, a jakaś niesamowita, zagubiona nura odbijała się echem wśród zwałów skały, jak gdyby bogowie we własnych osobach stali tam, wznosząc wielkie głowy ku niebu.
Mężczyźni i kobiety nie różnią się chyba od zwierząt na farmie – istnieje prawo wzajemnego przyciągania, wspólne dla wszystkich żywych stworzeń. Wyboru dokonuje się bez udziału rozumu. Zwierzęta ani ptaki nie rozumują.
(...) odraza i pociąg mogą iść ramię w ramię, linia graniczna między tymi dwoma uczuciami jest bardzo cienka.
Jakże daleko są od wszelkiego życia, pomyślała, dwoje ludzi strąconych w wieczność. To koszmar, ta noc nigdy się nie skończy, dzień już nie nadejdzie, wkrótce więc ona sama zginie, przestanie istnieć, wtopi się w jego cień.
Z ciszy znów doleciał szum wiatru. Wnosił się i opadał, zawodząc wśród kamieni. Był to nowy wiatr, który łkał i płakał, wiatr znikąd, z żadnego wybrzeża morskiego. Zrywał się po prostu z głazów, z ziemi pod nimi, śpiewał w pieczarach i w szczelinach skalnych, zaczynał od westchnienia a kończył lamentem. Rozbrzmiewał w powietrzu jak chór umarłych.
Podniosła głowę i spojrzała na Jamajkę, posępną i szarą w zapadającym zmierzchu. Wszystkie okna były zasłonięte okiennicami. Pomyślała o okropnościach, których świadkiem był ten dom, o tajemnicach kryjących się tu obok innych, dawnych wspomnień o wesołych ucztach i radosnym śmiechu, zanim padł na te mury cień Jossa Merlyna. Odwróciła się od oberży plecami, jak człowiek odwraca się instynktownie od domu śmierci.
(...) w ciągłych wędrówkach nie znajdzie się spokoju ani ciszy. Bóg widzi, że sama egzystencja jest dość długą i ciężką wędrówką, po co czynić ją jeszcze cięższą.