Najnowsze artykuły
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Olga Onojko
2
6,7/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, czasopisma
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,7/10średnia ocena książek autora
103 przeczytało książki autora
199 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Nowa Fantastyka 426 (03/2018) Catherynne M. Valente
7,7
Czas na moje trzy grosze ;).
Z okazji Dnia Kobiet redakcja zafundowała mam mocno kobiecy numer. Czy to echa ostatniej gównoburzy na Fejsbuku? Ryzykowne posunięcie, bo Dzień Kobiet to ponoć najbardziej seksistowskie ze świąt :).
Co nam fantastyczne damy w marcu zaproponowały?
Bezapelacyjnie najlepsze jest opowiadanie Catherynne M. Valente „Przyszłość to błękit”. Karkołomne, acz jakże pięknie wykonane, połączenie „Alicji w krainie czarów” z „Waterworld” i wątkami ekologicznymi. Oraz jakże prawdziwy morał, że ludzie najbardziej nienawidzą, gdy odbiera się im nadzieję. I potrafią być niesamowicie okrutni – „dziękuję za poinstruowanie”. Klasa!
„Skraj” Olgi Onojko – jak zwykle, literatura rosyjska nie zawodzi. I, też jak zwykle, wygrywa klimatem. Choć pani Onojko jest młoda i pamiętać nie może czasów słusznie minionych, aż mrozi kości podobieństwo świata opowieści do ZSRR – coś, co przypomina walki wewnętrzne KGB – Armia Czerwona, wszechobecna biurokracja, braki w zaopatrzeniu, pewna siermiężność ludzi i otoczenia. Oraz pomysł, że najgroźniejsze dla świata mogą być piękno i sztuka, oraz drugi – że za magiczną granicą (żelazną kurtyną?) czeka nas śmierć lub raj. I tylko ludzie są tacy jak wszędzie – z gruntu dobrzy, ale zagubieni w tym wrogim otoczeniu. Wyborne!
Czas na opowiadania polskie. Najbardziej podobał mi się chyba „Duch zapory” Anny Łagan. Historia może nieskomplikowana i dość sztampowa, ale świat – całkiem ciekawy (budził dalekie skojarzenia ze światami Nowego Słońca czy Umierającej Ziemi – zaawansowana technika traktowana jak magia). Trochę się historia szpiega nagina (po co otwierał i zamykał śluzy, skoro chciał tamę wysadzić?),ale bez dziur logicznych jednak (może inaczej nie mógł systemu zapory opanować?). Oraz, po raz kolejny po opowiadaniu Mirabell, podobało mi się rozwiązanie walki bohaterów, czyli… ucieczka (początkowo) Ayi. Nie samcze „hurra, bij, zabij”, a spokojne, kobiece, rozważenie „za” i „przeciw” w celu wybrania optymalnego rozwiązania. Fajne!
„Mechanizm gojenia” Magdaleny Kucenty (Tenszy) – podobało mi się, ale… Najpierw pochwalę: świetny świat (nawiązania do Westworld i Trójmiasta smaczne),wiarygodna bohaterka. Natomiast uważam, że autorka powinna wyraźniej zasygnalizować prawdziwą tożsamość Mikasa. Bo zakończenie opowiadania wyskakuje trochę jak diabeł z pudełka. Fakt, że w pierwszej scenie nie widać twarzy Mikasa, to chyba za mało. A może mi coś umknęło?
„Wszystkie śmierci Apolinarego” Magdaleny Świerczek-Gryboś (Naz) – podobnie jak opowiadanie Tenszy – podobało się, ale… Nienowy temat, że wirtual może być lepszy niż real, oraz czy ratować tych, którzy nie chcą być ratowani? Niespecjalnie wiem, po co tu inwazja Obcych, oraz czy One mogły by być aż tak, hm, głupie, by pozwolić Apolinaremu na knucie planów swej zagłady za pomocą tabletu i manipulacji czasem? W każdym razie – dobre zakończenie.
Oraz „Czas deszczów” Soni Korty (gravel, czy tak?) – no cóż… Po pierwsze (i dla mnie najważniejsze) – opowiadanie nie przechodzi testu „brzytwą Lema”. Zamieńmy statki kosmiczne na ciężarówki, Selvę na Bieszczady, Ziemię na Warszawę czy Sosnowiec, a otrzymamy świat z „Bazy ludzi umarłych” czy „Siekierezady”. Czyli element fantastyczny jest tu niekoniecznym ozdobnikiem. Dalej niestety też nie jest dobrze. I dotyczy to i ogółu, i szczegółu. Ogółu – po co Ziemianom to drewno? Na podpałkę? Wpadły mi do głowy tylko dwa wyjaśnienia: albo do pozyskiwania jakichś substancji leczniczych, albo do produkcji luksusowych dóbr (np. mebli). Ale, wobec tego, po co transportować całe bale? Transport kosmiczny, jaki by nie był, tani być nie może. Nie lepiej przerabiać drewno na Selvie i wysyłać gotowy produkt? Dalej – jak wynika z opisów, na Selvie życie zwierzęce praktycznie nie istnieje, brak też (uwaga!) ekologów. Nie łatwiej (i taniej) puścić w las jakiegoś zmechanizowanego harvestera, który ciął będzie wszystko do ściółki zamiast wynajmować drogich pracowników fizycznych? No chyba, że szukamy konkretnego rodzaju drzewa (jakiegoś kauczukowca, do ziemskich doświadczeń sięgając),ale autorka takich tropów nie daje. Jakim cudem Rick skojarzył się Johnowi z wilkiem, skoro ten nie mógł go na oczy widzieć? Z książki? Niech będzie, ale w takim razie skąd John wie, że Rick odrzuca głowę „wilczym sposobem”? Dlaczego John dowiaduje się, jak to jest na Ziemi, dopiero na statku? W leśnych obozach się o tym nigdy nie mówi? Dlaczego chłopak pracę w tartaku zna z opowieści, skoro całe życie szwendał się po przytartacznych obozach? Gdzie są kobiety w świecie Selvy? Są i denerwujące szczegóły – kosmiczny transportowiec ląduje na “lotnisku” (toć to nie statek powietrzny),chłopak udaje się na nim „pod pokład” (udawanie się „pod pokład” pasuje tylko do jednostek pływających albo „Sokoła Millenium”, gdzie należy się ukryć przed Imperium),Jeff „wychyla” łyk z piersiówki (z piersiówki to można pociągnąć, wychylić – kieliszek). A już rozbroiła mnie nazwa drzew – „kosmiczne sekwoje”, pretensjonalna jak wpis ze sztambucha pensjonarki. BTW – sekwoje są iglaste, a las Selvy zdaje się liściasty. Gdybyż chociaż tekst bronił się niebanalnym przesłaniem, ale konkluzja – „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, nie zasługuje na sześć stron druku. Opowiadanie do zapomnienia niestety!
W publicystyce – wreszcie temat, w którym pani Kułakowska mogła się wyżyć, a ja nie będę na jej wynurzenia marudził. Po prostu – lubię (jak chyba wszyscy?) twórczość pani LeGuin. Mętnie sobie tylko przypominam, że wiele lat temu na coś w rodzaju komunizmu w „Wydziedziczonych” strasznie kręciłem nosem. Ale młody i głupi wtedy byłem, to może dziś spojrzałbym na to inaczej ;)? O Celtach też mi się podobało, acz pani Wołyńska czasem się nadmiernie rozpędza i zrównywanie teorii naukowych z fikcją literacką Howarda uważam za grube nieporozumienie. Po liście „polecanek” pani Radziejewskiej jednak widać różnicę między fantastyką „kobiecą” i „męską”. Choć nie wszystkie pozycje czytałem, z opisów wynika, że są to w większości pozycje tzw. „fantastyki miękkiej”, z nienachalnym, ukrytym wręcz czasem, elementem fantastycznym (no, może Brunner się wyłamuje, ale jego na pewno początkującym bym nie polecił). Ciekawe byłoby przeczytać takie „polecanki” redaktorów „NF”. Szkoda, że skończył się cykl Chmielarza, bo chociaż po kryminały sięgam raczej rzadko, to fajnie się zapoznać z uwagami konstruktora takich opowieści. Watts chyba za bardzo beznamiętnie o siostrach Hogan (chciałby, jak Barnum, wystawiać je w cyrku czy co? Albo poeksperymentować jak na szczurach w labiryncie?). Reszta – bez uwag (a nie, jedną mam do Kołodziejczaka – trudne słowo to „prestidigitator”, bo ono aż kłuje na początku felietonu).
Literówek – szesnaście (nawet w spisie treści?!),i niestety dwa orty (i to oba, o dziwo, u Tenszy) – „nowopoznana” i „nie możliwe”.
PS. Najserdeczniejsze życzenia dla Stopki Redakcyjnej – wszak i ona jest rodzaju żeńskiego :D.
Kroki w nieznane. Almanach fantastyki 2012 Dan Simmons
6,4
"Kroki w nieznane" to almanach fantastyki, a nie tradycyjnie pojetej Fantastyki Naukowej (Science Fiction, SF). To bardzo wazne rozroznienie, bo prawdziwej fikcji naukowej jest w tym zbiorze malo. Nawet te opowiadania, czy nowelle, ktore na sile mozna uznac za SF sa bardzo nieortodoksyjne. Chocby "Otworz oczy", to teoretycznie space opera, lecz jest to nowela tak impresjonistyczna, ze praktycznie byla dla mnie niezrozumiala. Ponad przecietnosc wybijaja sie opowiadania Ursuli Le Guin oraz niezawodnego Neila Gaimana. W szczegolnosci ten ostatni nie zawodzi, ale znow nie jest to prawdziwe SF. Perelka jest zamykajaca nowella “Kochanek doskonaly” Simmonsa. Bardzo naturalistyczny opis okopowej wojny na froncie zachodnym pierwszej wojny swiatowej, lecz jedynym apektem fantazji, sa halucynacje glownego bohatera.
Moim zdaniem rocznik 2012 jest nieudany. Redaktor powinien na przyszlosc zawezic zainteresowania i pozostac w glownym nurcie gatunku.