cytaty z książek autora "Agata Bizuk"
Prawdziwa miłość przychodzi wtedy, kiedy w końcu przestajesz widzieć wszystko w różowych barwach, albo dla odmiany zupełnie na czarno, i zaczynasz normalne, codzienne życie. Gdy zauważasz, że on też beka, pierdzi i śmierdzą mu nogi, i zdajesz sobie sprawę, że nie jest żadnym nadczłowiekiem, ale ma takie same wady jak każdy z nas. Kiedy zaczynasz rozumieć, akceptować i nie odwracasz się od tego z odrazą, wtedy właśnie zaczyna się prawdziwa miłość.
Możesz wszystko zmienić, póki jest czas, nie dostaniesz drugiej szansy, więc wykorzystuj te, które masz. Tak właśnie działa życie. Ale pamiętaj, każda decyzja, którą podejmiesz, niesie za sobą konsekwencje. Lepsze, gorsze, ale za wszystko będziesz musiała w końcu zapłacić. Więc wybieraj mądrze, moje dziecko, tak żebyś nigdy nie żałowała tego, co zrobiłaś, ani tego, czego nie udało ci się dokonać.
Ludzie nie potrafią docenić tego co mają. Spokojne, codzienne życie staje się dla nich normalnością, traktują je jak coś, co im się zwyczajnie należy. Dopiero kiedy stracą to, co kochali, zaczynają zdawać sobie sprawę, jak wiele mieli i jak łatwo przyszło im z tego zrezygnować.
Po prostu nie potrafił kochać. Nie pamiętał już, jak to jest i co to w ogóle znaczy. Nikt go tego nie nauczył(...).
Obok tych drzew jest cmentarz. Właściwie nawet nie cmentarz, tylko głęboki dół, do którego strażnicy wrzucają tych, którzy odeszli. Bez trumien, bez należytego im szacunku, po prostu składają tam zwłoki, przysypując je skąpo ziemią.
Od zawsze powtarzał, że mężczyźnie nie wolno się bać, bo facet musi być facetem, a nie miękką fają.
Wbrew pozorom, wbrew temu, co zapewne sądzą o mnie ludzie nie tylko tutaj, dla mnie życie jest wartością nadrzędną.
Dokładnie pół roku przed moimi czterdziestymi urodzinami mój świat rozpadł się jak domek z kart, zdmuchnięty przez silniejszy powiew wiatru. Runął tak po prostu, z dnia na dzień, nie ostrzegając mnie ani nie dając wcześniej żadnych znaków.
Nie podejrzewałam siebie o taki spokój. Słowa wypływały z moich ust tak bardzo naturalnie, jakbym opowiadała o tym, co zdarzyło mi się dzisiaj w pracy.
Nie odezwałam się nawet słowem. W gardle miałam wielką gulę żalu, smutku i przerażenia tym wszystkim, co za chwilę miało się wydarzyć.
Huczało mi w głowie, świat kręcił się jak w jakimś szalonym tańcu, a wszystko razem wydawało się tak bardzo surrealistyczne, że mój mózg zupełnie przestał to przetwarzać.
Wyszedł, by już nigdy więcej nie obrócić się za siebie, zostawiając ponad dwadzieścia lat naszej wspólnej historii, tak jakby nigdy się nie wydarzyła.
Piszę niedbale i szybko, żeby nikt nie przyłapał mnie na niesubordynacji. Mam dosyć bycia bitą, a za to na pewno czekałaby mnie surowa kara.
Dzisiaj dom to miejsce, w którym człowiek czuje się dobrze, bez względu na szerokość geograficzną. Świat się skurczył i dom nie jest już tam, gdzie mieszkają nasze wspomnienia, tylko tam, gdzie tworzymy je na nowo.
Dla naszych rodziców dom był zawsze tam, gdzie mieszkały nasze wspomnienia. Tam, gdzie znało się wszystkich od lat dziecięcych, gdzie znajomy był każdy najmniejszy kąt i każde drzewo.
Te czasy, kiedy kobieta była własnością mężczyzny, już dawno odeszły w niepamięć. I bardzo dobrze, bo nikt nie powinien nikogo mieć na własność.
Kawa tu jest ohydna, ale Irlandczycy zdecydowanie wolą herbatę. I to nie tylko o piątej po południu. Piją ją właściwie na okrągło - ciężką, czarną i zabieloną lekko mlekiem. Koszmar.
Mama zawsze mówiła, że bawarka nadaje się wyłącznie dla matek karmiących, w innym przypadku jest zupełnie niepotrzebna. W takim razie wszyscy Irlandczycy, bez względu na płeć, są matkami karmiącymi. Fuj.
Tutaj liczy się sztuka człowieka - jeden zostaje pogrzebany w zbiorowej mogile, robiąc miejsce kolejnemu, który przyjdzie tu wprost z ulicy. A później kolejny i kolejny.
Odnoszę wrażenie, że Irlandczycy nie przywiązują zbytniej wagi do wyglądu miejsca, w którym pracują.
Kolejna część ziemniaków zepsuła się po niespełna tygodniu. Wygarnialiśmy tę cuchnącą breję ze spichlerza, żeby uratować choć to, co jeszcze wydawało się dobre. Cała nadzieja odpłynęła razem ze swoją zgnilizną, naszym potem i łzami. Teraz już byliśmy niemal pewni, że tej zimy czeka nas śmierć.
Było już coraz zimniej. Chleb jadaliśmy raz w tygodniu, czasami nawet rzadziej. Zima miała potrwać jeszcze długo, a mąki ubywało w zastraszającym tempie.
Podjęłam chyba najważniejszą decyzję w ostatnich latach mojego życia. Nie wracam do Polski, a przynajmniej nie w tej chwili.
Poczułam, jak zaczynają mi dygotać ręce, a wielka gula z gardła przenosi się wprost do mojego żołądka. A jednocześnie coś w środku mnie coraz głośniej biło mi brawo.
Chciało mi się tańczyć, po raz pierwszy od dawna zrobiłam coś wyłącznie dla siebie i byłam z tego powodu naprawdę dumna, bez względu na to, co powiedzieliby na ten temat inni.
Jest źle. Nie pamiętam, kiedy lato było tak deszczowe, jak tego roku. Irlandia nigdy nie rozpieszczała nas słoneczną pogodą, ale tym razem jest naprawdę bardzo mokro.