Stacja Treblinka Richard Glazar 6,6
ocenił(a) na 92 lata temu Richard Glazar „Stacja Treblinka”
Obok Auschwitz, Gross-Rosen, Kulmhof, Majdanek, to Treblinka swoją nazwą przeszywa grozą. Wszak to miejsca kaźni milionów ludzi, zagłady totalnej według nazistowskiej polityki i planu Adolfa Hitlera. Nie może wręcz dziwić, że XX i XXI stał się czasem, gdy w retoryce historii współczesnej głosy ocalałych z „Shoah” są jednymi z ważniejszych świadectw. Każdy z nich jest zapiskiem niewyobrażalnego cierpienia, katuszy i stopniowego odczłowieczania się ofiar systemu okrutnej polityki nazistów. To bardzo potrzebne lektury, by nie dać zapomnieć o tym, co jeden człowiek może uczyć drugiemu. Richard Glazar swoją historią zawartą w „Stacji Treblince” śmiało dopisuję się do kanonu lektur o tematyce Holokaustu, której nie można ominąć.
Już fakt, że czytelnik może poznać Treblinkę – czyli de facto, drugie zaraz po Auschwitz miejsce, gdzie zgładzono największą liczbę ludzi czyni tą lekturą ważną. W historii II wojny światowej, jest bardzo mało informacji (a już przekazów byłych więźniów) o tym miejscu. Jestem przekonana jednak że chłodny, wręcz wyparty jakichkolwiek emocji styl Glazara nie znajdzie uznania wśród wielu. To bowiem jedna z tych relacji, gdzie widać zatartą linię między oprawcami a ofiarami. Jak destrukcyjną siłą jest nienawiść przekonujemy się gdy zagłębimy się w „Stację Treblinkę”.
Narracja Richarda (a raczej Goldschmida) obfituje bowiem w beznamiętność, wyparcie jakichkolwiek emocji i nie można odnieść wrażenia, że na Glazarze nie robiły wrażenia okrucieństwa esesmanów nad resztą współwięźniów. On sam był jednym z nim – żyd czeskiego pochodzenia, który w 1942 roku trafił do Treblinki. Los mu sprzyjał, gdyż nie trafił do komory śmierci, ale wydzielono go do pomocy przy tzw. komandach obozowych. To wydarzenie sprawiło że nie tylko Glazar przeżył czas w obozie, w o wiele korzystniejszych warunkach (jeśli w ogóle można tak mówić) niż reszta współwięźniów, ale jego przemiana mentalna i psychiczna była najlepszym dowodem, jak bardzo można się zmienić, niekoniecznie na lepsze.
Psychika Richarda Glazara wskutek traumy obozowej stała się piętnem na całe życie. Ten człowiek nawet gdy już założył własną rodzinę, nie był nigdy do końca wolny od demonów przeszłości. Jego „odczłowieczenie” poraża, gdyż w pewnym momencie uświadamiamy sobie iż on był żydem, a jednak nie sposób nie dostrzec jak zdystansował się od wszystkiego, i bez emocji był w stanie opisać „wyczyny” esesmanów. Czy po takim czymś można jeszcze być człowiekiem? Jak zachować w sobie resztki godności i człowieczeństwa? Czy życie po „Shoah” ma jeszcze jakikolwiek sens?
I chociaż on sam może mówić o szczęściu, bowiem był obok Karela Ungera jedynym, który uciekł z Treblinki, a następnie po latach dowie się – że byli jedynymi co przeżyli. Dziennik i wspomnienia zaczął pisać już podczas pobytu w Treblince a jego późniejsze zapiski były niezwykle cennym świadectwem w procesie przeciwko byłym zbrodniarzom.
Nie zachwyci styl, język gdyż Glazar z pewnością jego najmocniejszą stroną nie było pisarstwo, ale siła prawdy (może i tej boleśnie brutalnej, wydartej z emocji),wydarzeń z obozu zagłady z Treblinki są nieocenione. Te świadectwa dla następnych pokoleń mają być w końcu ostrzeżeniem i przypomnieniem, że zło nigdy do końca nie zniknie.
Polecam, to lektura obowiązkowa dla fanów tzw. literatury zagłady i tematyki stricte obozowej. 9/10