Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945 Jan Grabowski 6,6
ocenił(a) na 92 lata temu - Procesy historyczne najlepiej ujawnia studium konkretnego przypadku – tę zasadę pamiętam ze swych studiów historycznych na UW, gdzie miałem przyjemność - a dziś i zaszczyt - być kolegą Autora z roku...
W swej przełomowej, ściśle naukowej monografii, na podstawie archiwów powiatu Dąbrowa Tarnowska, zbadał on dogłębnie i rzetelnie mechanizm "Judenjagd" czyli „polowania na Żydów” (termin niemiecki, nie Grabowski) w trzeciej fazie Holokaustu od 1942 r., gdy uciekinierzy z likwidowanych wtedy gett usiłowali szukać schronienia po wsiach. Cóż, chyba gorzej nie mogli trafić – dokumenty i statystyki mówią same za siebie (oczywiście tylko tym, którzy nie maja oczu szeroko zamkniętych).
Wnioski? ”Ogromna większość ukrywających się Żydów wpadła i poniosła śmierć w wyniku zdrady – wydawano ich donosami lub też odstawiano bezpośrednio na najbliższy posterunek Policji Polskiej (tzw. granatowej) bądź żandarmerii”.
Jak podkreśla Jan Grabowski, do najskuteczniejszych broni przeciw ukrywającym się Żydom należały obławy przeprowadzane przez Niemców z udziałem wiejskich struktur samoobrony, tzw. straży wiejskich (kompletnie przemilczanych w oficjalnej narracji – przyp. mój). „W łapaniu Żydów brali udział miejscowi chłopi przymuszeni do udziału niemieckim rozkazem lub też zachęceni obietnicą łupu na ujętych (...) Nagonki na Żydów nie wzbudzały silnych negatywnych emocji, poza zrozumiałą niechęcią gospodarzy do marnowania dnia pracy na działalność dość nieproduktywną”.
„Kolejnym wnioskiem jest ogromna rola, jaką w wymordowaniu żydowskich niedobitków odegrała w latach 1942-1944 Policja Polska”. Autor opisuje przykłady, gdy chłopi donosili na innych, którzy ukrywali Żydów. Tych polscy policjanci zabijali najczęściej od razu i na miejscu, bo - jak tłumaczył komendant Krawczyk jednemu z ukrywających Żydów chłopów - „Gdyby ich doprowadzić na posterunek, to zastrzelą niemcy pana i całą rodzinę”.
Dowodzi to zresztą nieprawdy oficjalnej propagandy, że Polacy przechowujący Żydów byli zawsze karani śmiercią. A tak nie było właśnie wtedy, gdy sami wydawali policji Żydów, których już nie chcieli dłużej trzymać. Zdarzało się to np., jeśli skończyły się im pieniądze albo gdy wcześniej zdeponowali oni swój majątek u tych, którzy ich ukrywali. Według Autora rodziło to „walkę między poczuciem obowiązku a chciwością”, którą czasami przechowujący - z korzyścią materialną dla siebie, choć już nie dla swego sumienia - przegrywali…
Tak czy inaczej, była to prawdziwie „solidarna” polska policja, a nie żadni tam niemieccy kolaboranci. Wprawdzie za zabijanie Żydów żądali w takiej sytuacji od chłopów wódki, „bo bez wódki na sucho to będzie źle ich strzelać”, ale przecież nie ma nic za darmo…. „Osobnika narodowości żydowskiej zabiłem, bo byłem pijany; gdybym był trzeźwy na pewno bym tego nie zrobił” – tłumaczył sądowi po wojnie policjant-morderca, widząc w stanie upojenia okoliczność łagodzącą. Czemu zatem nie przywraca się dzisiaj takim policjantom dobrego imienia? - można by spytać rządzących i ich propagandystów.
Ukrywanie się na wsi było o wiele trudniejsze niż w miastach, gdzie można było korzystać z pewnej anonimowości – na wsiach mało co mogło ujść uwadze sąsiadów – akcentuje badacz. Opisuje przykład, gdy pewien chłop zaczął częściej zaglądać do gospody – od razu zaczęto mówić, że przechowuje Żydów za mityczne „żydowskie złoto” i zrobiono u niego rewizję. „A Pejka Kapelner, ukrywająca się w niewielkich Bieniaszowicach, wpadła i została stracona, gdy jeden miejscowych tropicieli wypatrzył gazetę w rękach sąsiada. Skoro niósł gazetę, znaczy że ukrywa Żydów” – pisze Autor. Niestety, wśród Żydów nigdy nie było analfabetów, nie jak wśród chłopów - o co przez pokolenia dbali ich ziemiańscy dobrodzieje…..
Ponadto Jan Grabowski jako pierwszy chyba badacz Holokaustu wskazał na role w wyłapywaniu i mordowaniu Żydów polskich junaków, kilkunastolatków wcielanych przez Niemców do tzw. Baudienst. Na ich udział w zbrodniach, po uprzednim upijaniu, zwracał w listopadzie 1942 r. uwagę abp. Adam Sapieha w memoriale dla Hansa Franka. Prawy i sprawiedliwy był ówczesny metropolita krakowski…
Paradoksalnie, gdy w 1944 r. przybliżył się tu front, Żydzi w lasach poczuli się nieco pewniej. „Jak notowali ocaleni, spotkania z żołnierzami (Wehrmachtu – przyp. mój) nie były tak groźne jak z polską policją czy żandarmerią: żołnierze nie mieli po prostu pojęcia, że napotkani w lesie cywile mogą być Żydami” – pisze Autor. Inna rzecz, że z upływem czasu, gdy zaczęły się tu bezpośrednie walki niemiecko-sowieckie, sytuacja Żydów, wziętych „w dwa ognie”, stawała się zupełnie rozpaczliwa.
Wniosek końcowy: „W ogólnym rozrachunku strat i zysków zagrożenie wspólnoty z racji ukrywania Żydów było niewspółmiernie większe od - trudnych do ocenienia, niewymiernych, nie do końca akceptowanych – imperatywów moralnych”.
I tu właśnie jest Żyd pochowany: właśnie dlatego na polskiej wsi z ukrywającymi się Żydami działo się to, co opisują historycy z Centrum Badań nad Zagładą, a co – w sumie z całkiem zrozumiałych względów – budzi tak zaciekłą nienawiść ”kustoszy Polski niewinnej”. A przejawy tego widać i w niektórych komentarzach poniżej, ktore na szczęście są mniejszością....