Przez szereg lat pracował jako redaktor, urzędnik oraz specjalista ds. sporządzania wniosków w instytucji o charakterze finansowym. Swoją pierwszą powieść, Rzeczy niekształtne, opublikował w 2007 r. razem z wydawnictwem Ace Books. Tytuł stał się przyczynkiem do serii, w której skład weszły także tomy - Unquiet Dreams (2008) oraz Unfallen Dead (2009) oraz Unperfect Soul (2010). W czerwcu 2009 r. zapoczątkował nową serię, w której w roli gównej obsadził agentkę Laurę Blackstone. Lubi nocne spacery po plaży (jak podkreśla, by obserwować kąpiące się wampiry),nastrojowe kolacje przy świecach, filmy oraz pełne pasji dyskusje (stymulują intelekt, ale są także niezłą rozrywką). Wielką estymą darzy czytanie książek, szczególnie tych, w których koty nie występują w głównych rolach. Króliczki są okay, za królikołaki dorzuca do oceny powieści kilka dodatkowych punktów ekstra. Mark Del Franco mieszka w Bostonie, w stanie Massachusetts.http://www.markdelfranco.com/
Dobra książka, połączenie fantasy i kryminału. Aż dziw bierze, że ją przegapiałam przez tyle lat. Oczywiście, jak w przypadku kilku tytułów serii "Obca krew" (np. "Słodka jak krew" Petry Neomillner, czy "Taniec nad przepaścią" Eleny Malinowskiej) wydawnictwo nie pokusiło się o kontynuację. Po tylu latach nie ma już na to szans. Szkoda.
Znajdujemy się w Bostonie, a dokładniej w dzielnicy Weird - jak sama nazwa wskazuje, coś jest z nią nie tak. Prawdopodobnie to, że mieszkają w niej wróżki, elfy, chochliki i wszelkie inne magiczne rasy (nazywane przez autora Fata). Trafiły do naszego świata podczas Wielkiej Konwergencji i.. tak już zostały, bo nie są w stanie wrócić do domu. Można powiedzieć, że zaadaptowały się zmieniając Weird w jedyne w swoim rodzaju miejsce pełne turystów, knajp i czerwonych latarni (if you know what i mean). Oczywiście gdzieś tam toczą się konflikty między fata, a ludźmi. Nawet między fata, a fata. Istnieje też wróżkowy dwór, którym rządzi lodowata, acz sprawiedliwa królowa Maeve. I fata - terroryści chcący spacyfikować ludzkość.
Bohaterem historii jest Connor Grey, okaleczony druid, były pracownik Gildii. Taki James Bond tylko mniej uwodzący. I bardziej bezsilny, bo nasz Agent Jej Królewskiej Mości (oczywiście Grey'a mam na myśli) w wyniku starcia z terrorystą traci Moc. A w jego umyśle zalega niekształtna, ciemna rzecz blokująca wszelkie zdolności. Doskonale rozumiem, co przeżywa, bo z zapaleniem zatok czuję się identycznie. I cień bezradności zaległ w naszych głowach, chociaż Connor walczy z tym mieczem, a ja łóżkiem i kocykiem.
Upłynęło kilka miesięcy - druid dostał od Gildii rentę i bilet w jedną stronę do domu. Nie siedzi jednak w miejscu, tylko staje się policyjnym konsultantem. Tak poznajemy Leo Murdocka, gliniarza z krwi i kości. W dodatku moją ulubioną postać w całej książce. Niby porządny, wyprasowany, wysportowany, detektyw idealny.. Ale spróbujcie wsiąść do jego auta! Znajdziecie tam wszystko co można sobie wymarzyć - począwszy od pudełka po pizzy na siedzeniu pasażera, przez wczorajsze koszule, a skończywszy na puszkach po coli walających się u stóp. W dodatku, Leonard próbuje zrozumieć naszych magicznych gości. Plasuje go to w obozie nielicznych, ponieważ światem wykreowanym przez del Franco rządzą konserwy patrzące spod oka na wszelkie dziwne zjawiska.
Wracając do fabuły - zbliża się Letnie Przesilenie (dla fata święto o randze Sylwestra połączonego z Dniem Niepodległości),a tu ktoś morduje męskie wróżki, zajmujące się najstarszą profesją świata. Rozpłaszcza je na ziemi, wycina/wyrywa serca, w ich miejsca wstawiając kamienie. Connor Grey zostaje wezwany na miejsce kolejnego zabójstwa. I tak się zaczyna opowieść, w której nawet przy braku mocy można zdziałać cuda.
Autor osadził wymyślony świat prosto w naszej oddartej z magii rzeczywistości. Rodowici Ludzie w żaden sposób nie mogą korzystać z dobrodziejstw Krainy Czarów, dlatego fata są zmuszeni do stworzenia własnej policji (Gildia),rządu itd. I do niechętnej współpracy z tubylcami. Dzięki temu pojawił się pewien dualizm, który albo może brzmieć w harmonii, albo doprowadzi do zniszczenia obu ras.
W sumie podobało mi się. 6/10
Oryginalna opinia na: https://libracja.wordpress.com/2015/01/31/connor-szary-czyli-druid-w-bostonie/