cytaty z książek autora "Maja Wolny"
Nagle zrozumiałam, że kochając jesteśmy skazani na bezdenną samotność. Wygnanie z bezpiecznej przestrzeni niezależności, bezbolesności, nirwany niezaangażowania. Kiedy decydujemy się na miłość, połykamy tabletkę, znieczulamy się na chwilę i zanurzamy w drugiej osobie. Wypływamy razem na głębokie wody w nadziei, że to będzie piękna podróż na nieznane wyspy z palmami i zachodzącym słońcem. Potem następuje przebudzenie na samotnie dryfującej tratwie. Tracimy się nawzajem z oczu. A miłość, która wciąż jest w nas nie pozwala nam tego zaakceptować. Próbujesz mnie zranić, a ja robię to samo z Tobą. Zadając sobie ból, przecinamy łączące nas więzy. Kilka mocnych uderzeń często wystarcza, by podryfować w zupełnie innych kierunkach. Każde z nas próbuje się ratować na swój sposób - marzeniami, fantazjami, snami z przeszłości. Pomaga wszystko to, co nie ma bezpośredniego związku z rzeczywistością, która jest nie do zniesienia tuż po tym jak przestanie działać znieczulenie.
Cóż życie zmienia nam plany, płata figle, kopie w brzuch, ograbia z oczekiwań, ale rzuca też grosik na pocieszenie
Łzy płyną zawsze w jednym kierunku, tak jak wskazówki zegara pokazują, że nie ma odwrotu.
Dobra literatura to bilet w nieskończoność, w bezczasowe trwanie w fotelu aż do ostatniej kartki.
Życie toczy się własnym torem bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie.
Jechaliśmy na skróty, przecinając większe drogi z topniejącym od upału asfaltem, by wreszcie znaleźć tamtą polną, nieutwardzoną, prowadzącą w las. Chociaż wydawała się jeszcze węższa niż w mojej pamięci i jeszcze bardziej odległa od reszty świata, poznałabym ją zawsze i wszędzie. Tumany pyłu wzbijały się na wysokość krzywych drewnianych płotów, na których wisiały stare szmaty i poobijane garnki. [...] Pomyślałam, że droga do domu dana jest człowiekowi raz na zawsze, bez pytania, czy mu wygodnie i czy mu się ona podoba. Musimy ją przebyć po każdym ważnym doświadczeniu, żeby się upewnić, czy wciąż jeszcze istniejemy.
Kiedy się ich dotyka, nic nie zdradza ani potęgi, ani ekspansywności. Są gładkie, lśniące, bezpretensjonalnie zielone. Nikt chyba nie pamięta, kiedy po raz pierwszy w życiu wypił z nich napar. Podbiły podniebienia, sklepowe półki, zapełniły kontenery, rozlokowały się w kuchennych szafkach i kawiarniach. Towarzyszą człowiekowi od dzieciństwa do śmierci. Są wierne, niewymagające, świetnie sprawdzają się zarówno w samotności, jak i przy stole pełnym ludzi. Tolerują w swoim towarzystwie mleko, cukier, suszone owoce i wspomnienia.
Czekanie stało się w tym zagruzowanym świecie jedyną możliwą czynnością, cała reszta przestała mieć znaczenie. Ludzie wypatrywali wiosny, jesieni, emerytury i śmierci. Wiedzieli, że ich życie się skończyło, że zostało im tylko to czekanie.
Ja sprzedaję ludziom zapomnienie, dzięki książkom mogą wyrwać się z niewoli czasu.
Tymczasem w życiu nic się samo nie układa, każde nawet najmniejsze westchnienie wprawia w ruch cały wszechświat i powoduje, że zmienia się układ planet. To przerażające, dlatego większość woli o tym nie myśleć. Kiedy czytam wybitne dzieło, również na chwilę zapominam o ciężkości bytu i daję się ponieść wyobraźni. W świecie fikcji jesteśmy bezpieczni, nie narazimy się nikomu ani nie wywołamy trzęsienia ziemi.
Zazdrość nie jest złym uczuciem, lecz czymś bardzo cennym, bo pomaga odkryć - czego nam w życiu brakuje.
Świat zmienił się na gorsze, bo na to zasłużyliśmy. Wszyscy zachowywaliśmy się jak brudna gromada, która zapaskudziła własny dom, wodę i powietrze, odebraliśmy miejsce do życia przyszłym pokoleniom. Nie jesteśmy godni uratowania ani nawet deportacji. Zasługujemy na śmierć.
Niektóre miejsca zbrodni są jałowe i wyprane ze znaczeń.Czasami zło wydarza się po prostu w bardzo korzystnych dla siebie warunkach: w ułamku sekundy, bez krwotoku, bez odcisków palców. Bywa jednak, że to właśnie pozorne błahe przedmioty, ta martwa natura z dekoracji całego zajścia, mają w sobie siłę świadka.
(...) dane jest tylko to jedno istnienie, ze wszystkimi jego ograniczeniami i wzajemnie się wykluczającymi wyborami.
Kiedy przychodzimy na świat, otwieramy oczy, ale wciąż jesteśmy ślepi. Pomału uczymy się widzieć, a potem zaczyna się nauka niewidzenia, która trwa do śmierci.
Nie jest tak, że można oczyścić Ziemię bez oczyszczania serca. Klimatu nie da się poprawić brudnymi rękami. Gniew przyrody to nie chwilowa usterka, którą można usunąć za pomocą nowinek technicznych. Skażone ludzkie umysły będą produkować nowe spaliny.
Życie jest autostradą, na której codziennie zdarzają się wypadki, bo niezliczone możliwości zachować ludzkich krzyżują się tutaj we wszystkich kierunkach.
Na wiele spraw nie mamy wpływu, więc gdy wydarza się zło, łatwo jest szukać wytłumaczenia w siłach nadprzyrodzonych, w gwiazdach czy kometach. Tymczasem przyczyn owego malum należy szukać przede wszystkim w sobie.
W życiu doczesnym chodzi zawsze o dziedzictwo, hereditas, to, co znajdą o nas i co zastaną po nas potomni.
(...) ludzie boją się zarówno dobra, jak i zła. Oba te bieguny za bardzo przypominają nam o tym, jacy sami jesteśmy: ulepieni po równo z jasności i z grzechu.
Ratunek przychodzi z najmniej oczekiwanej strony, a jedyny właściwy kierunek to miłość. Zawsze jest za późno. Nigdy nie jest za późno.
Nikt nie wie, ile istnień ludzkich pochłonęła ta ziemia.
Biblioteki to burdele dla intelektualistów, przytułki dla biedoty, która nie jest w stanie zgromadzić prawdziwego księgozbioru.
Od tak dawna czekamy na to, że nienawiść i podejrzliwość, zasiane nas, zwykłych ludziach, przez lata wojny i komunizmu, wreszcie wymrą. Te wielopokoleniowe niedobory prawdy, pieniędzy, wolności uczyniły z nas naród zawistny i jednocześnie bardzo się tej zawiści wstydzący. Maskujemy ją rozmaitymi teoriami, wiarą, tradycją, poczuciem wyższości, sarmacką sławą, legionowym wąsem i Bóg wie jeszcze czym.
Niektórzy ludzie mają silną więź z życiem, umacnianą zarówno szczęściem, jak i niepowodzeniem, taką grubą, skręconą jak pęto kiełbasy nić, która trzyma ich przy zdrowych zmysłach. Przeżywają wszystko, co im się przydarza, z pokorą, wdzięczni, że jeszcze są tu, wśród żywych.
Wie pani, czym się różni Rosjanin od Polaka? – pyta Irina. – Wy protestujecie, wychodzicie na ulicę. Rosjanin, kiedy mu się coś nie podoba, to idzie do kuchni, siada przy stole i płacze w samotności. Potem wypija herbatę albo łyk czegoś mocniejszego i wraca do swoich obowiązków.
Kiedyś w Rosji nie przejmowano się demografią. Ludzi było zawsze za dużo, niepokorne nadwyżki usuwało się do łagrów. Dopiero ostatnio wierchuszka zaczyna zwracać na to uwagę. W niektórych regionach kraju gwałtownie spada dzietność i nie pomagają tam nawet rosyjskie odpowiedniki programu 500 plus. Tymczasem prawda jest taka: rosyjskie kobiety nie chcą rodzić dzieci. Statystycznie krzyk na porodówce słychać w Rosji co 22 sekundy, natomiast aż co 13 sekund ktoś w tym kraju umiera. Kulejącej demografii na pewno nie pomoże ani masowa emigracja młodych mężczyzn spowodowana mobilizacją ani wysyłanie tych, co w kraju zostali, na wojnę.