Najnowsze artykuły
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
- ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński6
- ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
- ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ivan Wernisch
5
6,4/10
Pisze książki: poezja, czasopisma
Urodzony: 18.06.1942
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,4/10średnia ocena książek autora
27 przeczytało książki autora
72 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Jaszmije Smukwijne. Almanach współczesnej poezji czeskiej
Michal Ajvaz, Ivan Wernisch
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2004
Najnowsze opinie o książkach autora
Pernambuco Ivan Wernisch
5,5
Ludożercze humoreski potrafią mnie jeszcze zaskoczyć, tak jak pozostałe drwiące obrazy Ivana Wernischa, wyjęte z podświadomości elementy ciągłego eksperymentu. Od tej wiwisekcji może się zakręcić w głowie, bo złośliwość stworzonych przy okazji rzeczy martwych wcale nie jest iluzoryczna. Ciągle coś parodiują, stroją miny, pełne dziwacznych postaci wiersze okazują sporą nonszalancję. Jednak ich dezynwoltura zaczyna w pewnym momencie niepokoić każdego, kto twardo usadzony na swoim miejscu nie spodziewa się wcale mistyfikacji. Bo czarny humor to jedno, ale prawda przemycona jak zza żelaznej kurtyny, to całkiem coś innego. Wernischowi przyszło spędzić większość lat swojego życia właśnie za nieprzekraczalną granicą cenzury, będącej batem na takich jak on. Szalenie oryginalnych, wyrzucających kanony poza centrum zainteresowania, dających przebłyski nadziei w swej zwyczajności.
W poezji Wernischa spotykają się różne profesje. Wiele dziwacznych sytuacji w których uczestniczący dziwacy stanowią coś na podobieństwo kwiatka do kożucha. Tak jak w posłowiu napisał Leszek Engelking, to teatr marionetek. I właśnie tak mamy spoglądać na tę poezję, na zdeformowaną groteskę w której częsta zmiana scenerii jest jak woda dla ryby. Prowokując, czeski poeta wiele ryzykuje. Ale jego wizje są dla mnie na tyle niepokojące, że wpisują się w dobrze skrojony garnitur poezji zaskakującej i wręcz wyklętej przez ludzi lubiących zobojętnienie. Ideologii tu nie znalazłem, otarłem się pomimo tego o wiele aluzji do wszystkiego i niczego. Ivan Wernisch to niemal dziecięco świeży magik, z dekady na dekadę przechodzący przez kolejne etapy wtajemniczenia we wszelkie możliwe odmiany nowości.
Zobaczyłem śmierć, która zdezorientowanym ludziom objaśniała, że życie jest tylko poczekalnią do jej królestwa. Brzmi jak atmosfera z kolejowego dworca, czasem ktoś szuka czegoś, co nigdy nie istniało, wiele spraw traci sens, liczy się tylko podróż do punktu nieistnienia. A w tym wszystkim nieoczekiwana miłość na cmentarzu i gorąca krew pobudzająca do życia tych, którzy przecież mieli wiecznie spać. Zakrawa na literacką nekrofilię. Zrozumiemy zapewne to wszystko bardzo dobrze, kiedy porzucimy swoje walizki w jakimś nagłym życiowym wypadku i przestaniemy być ludźmi. Czasami miałem wrażenie, że Wernisch przybył na ziemię przez pomyłkę, pomylił koniec lata z końcem świata i teraz odstawia te swoje wierszem pisane wygibasy. Aby pokazać niedowiarkom swój własny pogląd na sąd ostateczny? Surrealistycznie namalować ostatni poranek?
Próbując zrozumieć czeskiego twórcę, zastanowiłem się nad wydartym z jednego wiersza sformułowaniem. "Moja sztuka to prawda". Zgadzam się, Wernisch potrafi przerwać nam prozaiczne czynności, żeby ukazać słuszność pewnych zasad, albo jej brak. Na znajomych drogach społecznego niezaangażowania stawia zupełnie inne kształty, mające od podszewki rozbić skostniały mur rzeczy niedozwolonych dla śmiertelnika. W tym właśnie jego siła, iść całe lata przez komunizm, potem odczuwać skutki ustrojowych przemian, i nadal być niejako buntownikiem. Ciągle drążyć odmiany kłamstwa i prawdy, wozić ze sobą ten cały objazdowy cmentarz z wisielcami, stryczkami i cmentarnymi dzwonnicami oraz.... szokować. Wierzę, że cokolwiek chciał osiągnąć, to osiągnął. Nawet wtedy, kiedy całkiem wstydliwie i tak bardzo po ludzku pisał:
"Nic, chciałbym tylko
tam w cieniu pod murem
troszeczkę umrzeć,
zanim sobie pójdę".