Odnaleziony po latach Agnieszka Szygenda 5,6
ocenił(a) na 76 lata temu Stracił pracę, syna i zdrowie. Mógł poddać się biegowi wydarzeń albo zawalczyć i zmienić swoje życie. Z dnia na dzień zostawił wszystko, porzucił znajome kąty dla miejsc pięknych lecz obcych. Ale to ta obcość pozwoliła mu się sprawdzić, poznać i zrozumieć.
Moje zainteresowanie tym tytułem nakierowane było głównie na wątek obiecanej tajemnicy z czasów II Wojny Światowej. Od czasu do czasu lubię sięgnąć po powieści dotyczące tamtego okresu, choćby zostały one jedynie luźno nim inspirowane. To dla mnie ważne, a nawet konieczne, zwyczajnie nie potrafię przejść obok tego tematu obojętnie. W powieści Szygendy kwestie te nie zajmują zbyt wiele miejsca, autorce rozchodzi się bardziej o konsekwencje podjętych decyzji, następstwa ludzkich działań, a także odpowiedź na pytanie, jak zachowamy się w obliczu konieczności dokonania ciężkich wyborów.
Bardzo się cieszę, że autorka umieściła w swej powieści taki wątek. Tajemnice, powroty do przeszłości, historyczne zawiłości, siła wspomnień- to motywy, które w literaturze bardzo sobie cenię. Interesujące, skłaniające do refleksji, znajome. Popularne, a jednak wciąż jeszcze nieograne. Szczególnie, gdy zostają połączone i, tak jak w tym przypadku, stanowią punkt wyjścia dla innych wydarzeń. Nieco się obawiałam, że kwestie dotyczące II Wojny Światowej zostaną zanadto zmarginalizowane i zepchnięte na boczny tor, na rzecz tematyki mniej zajmującej. Moim zdaniem Szygendzie udało się jednak zachować odpowiednie proporcje.
Zanim jednak do tych tajemnic dojdziemy i pozwolimy przeszłości odgrywać pierwsze skrzypce, musimy nieco lepiej poznać głównego bohatera i pomóc mu uporać się z codziennością. To mężczyzna po czterdziestce, którego życie układa się zupełnie inaczej, niż by sobie tego zażyczył. Strata pracy, wyprowadzka nastoletniego dziecka, poważna choroba. Wydaje się, że czas nieszczęść nie chce dobiec końca. Co zrobić w takiej sytuacji? Poddać się czy walczyć? Przyjąć rzeczywistość taką, jaka została nam oferowana czy zgodzić się jedynie na własne warunki?
W dużej mierze to powieść o próbie pogodzenia się z kłodami rzucanymi nam przez życie pod nogi. O ludzkich wyborach, konieczności podejmowania decyzji, radzeniu sobie z dziś, walką o jutro. Nasz bohater znalazł się na rozdrożu i tylko od niego zależało, co zrobi dalej. Przyznam szczerze, że nie do końca mnie on przekonał, nie zapałałam do niego przesadną sympatią, iskrzyło, ale nie w tym pozytywnym sensie. A jednak rozumiałam jego rozterki, bo ja też nie zawsze jestem pewna, jak żyć, co zrobić i jakie decyzje podjąć. Pod tym względem książka okazała się bardzo rzeczywista i do bólu realistyczna, co zawsze jest dla mnie na duży plus.
Szygenda posługuje się prostym językiem. Więcej, ona wyraźnie i chętnie korzysta z potocznego stylu. Pierwszoosobowa narracja prowadzona przez mężczyznę po czterdziestce nie ma nas olśnić znajomością trudnych słów. On prosto i na temat opowiada o tym, co go spotkało, dzieli się swoimi refleksjami i spostrzeżeniami, kiedy ma ochotę przekląć, to po prostu to robi. Narracja przypomina opowieść, jaką dzieli się z nami dobry znajomy. To opowieść prosta, życiowa, naśladująca, a może oddająca rzeczywistość.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z twórczością Agnieszki Szygendy, dlatego możliwość poznania jej najnowszej książki wywoływała we mnie przede wszystkim ciekawość. Dostrzegłam mieszankę tematów, które lubię i cenię i podeszłam do niej z nieśmiałą nadzieją. Przeczytałam jednego wieczora. I choć określenie tej książki bestsellerem, byłoby sporym nadużyciem, to nie żałuję poświęconego jej czasu. Czyta się szybko, przyjemnie, a sama powieść jest krótka i treściwa. Mnie to wystarczy.