cytaty z książek autora "Adam Wiśniewski-Snerg"
Z jakiegokolwiek poziomu byśmy nie spoglądali, nigdy nie zobaczymy dookoła siebie więcej, niż znajduje się w nas samych.
Tradycja to najbardziej nudna ze wszystkich form wyrażania impotencji.
Bo kogo w praktyce nazywamy wariatem? Doprawdy, przecież każdego, kto nie przyjmuje naszej wizji świata! A on nam z kolei odmawia zdrowych zmysłów, z czego by wynikało, że pomyleni są dosłownie wszyscy.
Ludzie przechowują w pamięci daty, numery dyplomów, terminy promocji, wspominają śluby i jakieś rocznice, urodziny i pogrzeby, wielkie wydarzenia oraz chwile innych znormalizowanych sukcesów i szablonowych klęsk. Gromadzą to wszystko, co zwyczaje każą im pamiętać, co pasuje do rubryk, co nie złamie trybów liczydeł statystycznych i co nie tworzy ich autentycznego życia. A kiedy u schyłku dnia przychodzi rachmistrz spisowy, oddają mu to wszystko i zostają z niczym, bo nie mają takich chwil jak my.
...gołe fakty - jeśli nawet istnieją gdzieś w świecie - giną wkrótce pod miażdżacym ciężarem interpretacji dobieranych zgodnie z założeniami potrzebnego komuś scenariusza wydarzeń.
Życie każdego z nas jest snem jego uwagi, sterującej materialnym ciałem i niepodzielnie skupionej na treści trójwymiarowego widowiska, w którym ciało to bierze udział.
Nie wierzę w los, który doświadcza człowieka, cokolwiek by podejmował, ale wierzę w los doświadczający człowieka wtedy, gdy niczego nie podejmuje...
(...) mówiąc człowiek "normalny", mamy na myśli "przeciętny", czyli "najczęściej spotykany", a to już znaczy "pospolity".
Posuwaj się bez pośpiechu. Idź pełen odwagi aż do grobu. Pozostaw po sobie coś potężnego i wielkiego, co przezwycięży brzemię upływającego czasu. Najpiękniejszą rzeczą jest przeżyć swój nietrwały kształt i nie zostać zapomnianym.
Kto inny, poza mną samym, najlepiej wiedział, kim jestem?
[...] przez ile działów, stoisk, salonów i magazynów potrafi przebiec najsłabsza kobieta i ile tysięcy par butów zmierzy ona celnym i krytycznym okiem, nim wreszcie wybierze tę jedną, najwłaściwszą i pożądaną, by jej mniej wytrwałej koleżance wyszły na wierzch oczy? Stare jak świat wymagania mody wyznaczają kierunek niezmordowanego biegu, a ona zmienia się tu z tygodnia na tydzień - inaczej nie byłaby modą.
Wszak pies obserwujący człowieka, który gromadzi stosy banknotów, cyzeluje dalej komfortowe już dawno wnętrze swego mieszkania, zabiega o bardziej luksusowy samochód lub odejmuje sobie od ust, by kupić telewizor - nigdy nie uzna jego wyższości, patrząc na tamte przejawy niedorzecznego - jak mu się zdaje działania; natomiast roztkliwi się w najwyższym stopniu i dostrzeże Boga w osobie człowieka, kiedy tylko tamten, jakimś cudem - w mieście zdawałoby się, że na pustyni bezmięsnej - wytrzaśnie i przyniesie mu kawał kiełbasy.
Podstawowy błąd przy obcowaniu z pijanym polega na zwróceniu mu uwagi wskazującej właściwe źródło konfliktu - którym jest nietrzeźwość jednego z rozmawiających.
Wskazać na coś istniejącego między innymi - to znaczy wybrać, zaś wybierać - to właśnie interpretować rzeczywistość, czyli przy pomocy tendencyjnie wyrwanych z całości elementów formułować jakąś określoną wizję świata. Że każda wizja - choćby i najbardziej obłędna - znajdzie dostateczne racje, to już nieraz udowodniono. Ktoś powie: "Musztarda", zapyta pan: "Co za musztarda?", a on wyjaśni: "Ano musztarda - istnieje!" Lecz nie dlatego jest wariatem, że powtarza to przez całe życie, w różnych odcieniach i sytuacjach, tylko z tego powodu, że jest w swej wizji całkowicie osamotniony. Wystarczy jednak, aby ta musztarda pojawiła się na ekranach telewizorów, by trwała na nich w różnych postaciach przez dwadzieścia cztery godziny, przez lata całe, by mówiły o niej filmy kryminalne, westerny i traktaty filozoficzne, aby ludzie się przy niej rodzili i umierali, a już pojawią się głębokie konflikty ambicjonalne: "Wszyscy mają musztardę, a ja nie!", problemy prawne: "Czy wolno przewozić musztardę po kryjomu?", i naukowe: "Z czego można wycisnąć najwięcej musztardy?", nowe kryteria estetyczne: "Ów splot musztardowy - to jest dopiero siła wyrazu!", oraz przejmujące utwory liryczne: "Kocham go za jego musztardę", wreszcie dogmaty religijne: "Istnieje tylko jedna Musztarda", i trwałe kłopoty organizacyjne: "Czym wypełnić lukę między jedną porcją musztardy a drugą?" - już w miejsce starej kultury pojawi się cywilizacja musztardowa, w której wspomniany na początku dziwak będzie piastował bardzo wysoką i odpowiedzialną funkcję.
Każdy odrębny świat stwarza się w ten sposób, że się p r z e m i l c z a istnienie innych.
Bywa, że dwadzieścia lat odmierzone cyklami pustki codziennego bytowania mniej w życiu znaczy niż jedna, powstrzymana w biegu i ścieśniona do granic wytrzymałości sekunda, o którą pod wpływem olbrzymiego napięcia w przyśpieszonym pędzie czasu - jak o zaporę na drodze losu - rozbija się bezradna świadomość ludzka i która gradem ostrych ułamków na jawie i we śnie zasypuje godziny pozostałej części życia.
Czy pan aby wie, że na wydziale fizyki o jednego potencjalnego studenta walczą między sobą cztery wolne miejsca? W takiej sytuacji tytułowanymi luminatorami nauki stają się u nas automatycznie te wszystkie kołki, które odpadły przy konkursowych egzaminach na inne wydziały. Podsuwamy im swoje wolne miejsca jak ostatnią deskę ratunku, głaszczemy i windujemy na sam szczyt. Dzięki takiemu systemowi postępowania dyplomanci są naszymi ludźmi, zaś gmach nauki jest obsadzony zwartym zespołem figur ponumerowanych na odpowiednich grzędach – to mur, którego nie poruszy samotny człowiek z kajetem w dłoni, tym bardziej jeśli ma coś istotnego do powiedzenia. Żaden postawiony na straży dekoracji pracownik naukowy nie dopuści do ujawnienia cennej myśli przybysza spoza gmachu, gdyż po ogłoszeniu jej wszystkie publikacje, wydawane dotąd w celu pozorowania wiedzy, poszłyby – rzecz prosta – na toaletowy gwóźdź. Do tragedii tego rodzaju dochodzi tylko raz na kilkaset lat. Następuje ona wyłącznie w momencie wyjątkowego bałaganu w jakiejś specjalności oraz na skutek karygodnych zaniedbań urzędników naukowych powołanych i wykształconych po to właśnie, aby pilnowali pustych opakowań.
Lecz po to właśnie istniały szkoły, by w dobrze prosperującym systemie edukacji tłumić naturalną ciekawość, aby zaklejać dzieciom usta namiastkami właściwych odpowiedzi.(...) Przy tym systemie nauczania, którego siłą napędową był strach przed represjami za samodzielność i oryginalność, egzamin dojrzałości zdawał absolwent dokładnie już zakneblowany.
Kiedy poprzez tysiąclecia zapatrzeni w swe zewnętrzne kształty ludzie łudzili się, że tym, co ich uczłowiecza, są palce u rąk, uszy, oczy, wyprostowana postawa, a nade wszystko mózg - niejeden zadawał sobie pytanie, co nastąpi w nieuniknionej przyszłości, gdy manekin wyprostowany, obłożony i wypchany syntetycznym ciałem poruszy sprawnie wszystkimi członkami i zwracając wypełnioną elektronowym mózgiem głowę ku swemu konstruktorowi, powie niezwykle sugestywnym tonem: Człowiek - to właśnie ja!
Po co właściwie ta garść materii, którą jest człowiek, uzyskuje świadomość istnienia? Przez co czuje, kocha, nienawidzi? Jaki jest w tym cel, aby ta garść pierwiastków i wody była obdarzona świadomością?
Jako ludzie uważamy się za istoty rozumne, a jednak myli się ten, kto mniema, że rozsądek kieruje człowiekiem. Jesteśmy pełni dziwactw i sprzeczności, a nasze czyny wynikają z przesądów i namiętności. Łatwiej jest porozumieć się z ludźmi, odwołując się do ich uczuć niż do ich rozumu.
Istniałem więc "tutaj" i "teraz" - to przynajmniej nie budziło żadnych wątpliwości, słowem: ustaliło się jako najzupełniej pewne to tylko, co nic zgoła nie znaczyło.
Dopóki raz na zawsze i nieodwracalnie nie dowiemy się, czym jest c o ś: cokolwiek - z jednej strony i czym jest n i c: brak czegokolwiek - z drugiej strony, nie będziemy mieli żadnego prawa... - o, właśnie: "prawa"! - twierdzić, że coś nie może powstać z niczego i na odwrót... Czyli że tego prawa nie będziemy mieli nigdy!
Niepodobna się uwolnić od własnego zdania o czymś, które ujawnia się głównie - jeśli nie wyłącznie - poprzez dokonany wybór i które nie jest ani prawdziwe, ani fałszywe - tylko własne, jeżeli naturalnie nie jest cudze, co zdarza się najczęściej i co stanowi jeszcze gorszy przypadek.
Bywa czasem, że w przedmiocie wielokrotnie badanym dostrzegamy tylko najbardziej jaskrawe jego strony i trzeba przypadku, skojarzeniowego bodźca, by dotąd ukryta, jakaś niezmiernie ważna cecha wcześniej i gdzie indziej oglądanej rzeczy - w myśli szybkiej i jasnej jak błyskawica - niespodziewanie ujawniła się nam.
- Widzu! W ręce twoje polecam ducha mego! A to rzekłszy - skonał.
Od wielu już lat liczne wypowiedzi uczonych i fantastów obracają się wokoło pytania: „Czy poza Ziemią istnieje życie rozumne?”. Słysząc je, mam ochotę spytać, skąd bezwzględna pewność, że na samej Ziemi istnieje to rozumne życie.
[Teoria nadistot].
[...] same fakty są nieosiągalne; zamiast nich dysponujemy tylko interpretacjami przeszłości. Niepodobna się uwolnić od własnego zdania o czymś, które ujawnia się głównie - jeśli nie wyłącznie - poprzez dokonany wybór i które nie jest ani prawdziwe, ani fałszywe - tylko własne, jeżeli naturalnie nie jest cudze, co zdarza się najczęściej i co stanowi jeszcze gorszy przypadek.
W oka mgnieniu straszny świt zalał żarem całą ziemię. W jaśniejszym od dziesięciu słońc biało-liliowym błysku, który rozdarł źrenice i boleśnie smagnął wszystko, co wokoło żyło, bujne zarośla – przez płynne przenikanie jednego obrazu w drugi – zamieniły się w szkielety.
[Anioł przemocy].