cytaty z książek autora "Kuba Szpilka"
Bezpieczne góry do góry dla rozważnych. Tak, ale...
Góry wołają, bo same w sobie są wydarzeniem granicznym, ryzykownym wyzwaniem, próbą, Nasze z nimi próbowanie się to z jednej strony emocjonalna przygoda na zasadzie "jest ryzyko, jest zabawa". Z drugiej jednak – całkiem poważna duchowa praktyka mierzenia się z tym, co nas ogranicza, z wysiłkiem otwieranie się na nieznane i nieoczywiste przeżycia. W świetle takich nowych doświadczeń te poprzednie, tak zdawałoby się pewne, tracą swą oczywistość.
Tatry to przestrzeń zmieniająca. Kto w nie wkracza, godzić się musi na tatrzańskie – co najogólniej znaczy inne od tych w dolinach – hierarchie, jakości, rodzaje. Wspinaczkowa czy narciarska kompetencja waży to więcej od zamożności, znajomości topografii od świadomości układów.Przewodnik rządzi prezesem, celebryci bledną i uchodzi z nich powietrze, a błyszczą i moc objawiają osoby słabe na nizinach.
Trzeba żywić nadzieję, że każdy, to znalazł się w Tatrach, takiego "razem" doświadczył. Że takie doświadczenie będzie go tutaj przyciągać, skłaniać do powrotu. Oczywiste jest również, że nie jeden raz takiemu "razem" nie sprostaliśmy. To nie byle jakie zdarzenie i wymaga znacznego wysiłku, stale ponawianych prób. Zawodzimy i inni, bywa, nas zawodzą, ale to wpisany jest w naturę "razem". Ono nie jest dane raz na zawsze. To piękna przygoda, która za każdym razem się staje.
Fizycznie, emocjonalnie, intelektualnie – tam gdzie jest tylko w górę lub w dół, po prostu trzeba się napracować.
Dobrze pomyśleć o Tatrach jak o wielkim zbiorniku możliwości, gotującym się i iskrzącym kotle energii. Iskry, ziarna zapadają w nas i pobudzają nasz dobrostan do wzrostu.
Inni wpędzają nas w poznawczy problem, albowiem w świecie ich bycia nasze własne zaczyna stawiać nam pytania. (...) Napotkaną inność wyrzuca się z pamięci albo przez praktyki dezawuujące, stygmatyzujące lokuje w przestrzeni pozornego istnienia pośród bzdur, absurdów, patologii lub w wersji łagodniejszej wrzuca pomiędzy dziwactwa, szaleństwa, skrzywienia. Zderzenie, o którym mowa, bywa igraszką. Ciekawą, zabawną – wtedy gdy separacji jest możliwa i łatwa. W innym przypadku staje się wyzwaniem, trudem, problemem.
Góry są miejscem nieustannej konfrontacji z innością.
Zwyciężali i byli zachwyceni, bo góry pozwoliły im doświadczyć własnej jakości.
Sztuka przeżycia rzadko bywa estetycznie powabna, kunsztowna.
Można beznamiętnie wspinać się na drodze skrajnej i namiętnie na łatwej.
Tatry się chodzi i ta ich pieszość wskazuje na bliskość, swojskość, domowość. To zaś, że one nas nie nudzą i nie zawodzą, odsłania nieoczywistą nadzwyczajność zwyczajności, tajemniczość poznanego.
Dawno, za nieboszczki Czechosłowacji, biwakowaliśmy w kolebie pod Rywocinami. Tamtego ranka mżyło i nawet ze śpiworów nie wyszliśmy. Jakież było nasze zdumienie, kiedy na pobliskiej turni zobaczyliśmy sprawnie wspinającą się dwójkę Słowaków. Lało, a mimo to jeden z nich ruszył do gór z głośnym: spróbuję. Trochę było nam wstyd. Wracam do tego zdarzenia, ponieważ mówi sporo o czekaniu. Być może bardziej wynika z naszych przeświadczeń, zafiksowanych wyobrażeń niż z zewnętrznych, fizycznych uwarunkowań.
Trwając w tym znanym i jakoś oswojonym świecie, dochodzimy wreszcie do chwili, w której zaczyna się on rozrastać. Nie dzieje się to z dnia na dzień, ale wydłużają się szlaki, stromieją podejścia, a plecak ze sprzętem robi się cięższy. Tatry rosną. Takie doświadczenie dane jest każdemu, kto miał szczęście płynąć tutaj z czasem, a nie tylko cieszyć się chwilą. Uczestnictwo w tej metamorfozie byw bolesne.
Niepełnosprawność, z tatrzańskiej perspektywy, to nie fatum, lecz wyzwanie.
Pamięć to tajemniczy stwór. Niby nasza, a raczej ona włada nami niż mnie. Kapryśna i zawodna, często lekceważąca nasze potrzeby, niezbędna podstawa egzystencji. Nie ma "ja jestem" bez "ja pamiętam". Dlatego musimy dbać o pamięć, hołubić ją, trenować i wzmacniać.
... Tatry są wielobarwne i nieobjęte. Kontynent, który wciąż wzywa odkrywców, tych co nie boją się trudzić fizycznie i duchowo, tych błędnych – dziś znaczy to szalonych – rycerzy mierzących się z przemijaniem. Piękni przegrani stający w szranki przeciwko upływowi czasu.
... granica nade wszystko tkwi w głowie, w ludzkiej głowie.
W tym miejscu warto przypomnieć uwagi włoskiego wymyśliciela Roberto Esposito. Wspólnota – mówi - nie jest, wbrew najbanalniejszemu wyobrażeniu, zbiorem homogenicznych elementów zamykającym się na to, co inne, obce. Przepaść dzieli ją od masy. Wspólnota dzieje się, żyje w relacji między zróżnicowanymi istnieniami zdolnymi do ochrony swej odrębności. Tylko dzięki temu krążyć może łączący dar, bo każdy ma "to coś" szczególnego do zaoferowania, co wyłącznie w nim powstaje, objawia się i darzy. Dostrzeżenie, przyjęcie, komunia budują nową jakość - communitas - większą od pierwotnej sumy inicjujących ją elementów. I oczywistym czynią fakt, że każdy element w swojej odrębności jest niepełny, a potencje jego istnienia zależne są od spotkania, związku, współbycia.
Tatrzańska pasja zbawia nas od pozoru istnienia, od telewizyjno-kiełbasianej egzystencji i serialowych emocji.
Góry bardzo często są w kulturze szczególnie mocno waloryzowane. To przestrzeń grozy i fascynacji, objawiająca inny, odnoszący się do sacrum wymiar istnienia.
To bardzo archaiczna figura myślenia o czasie, niesłychanie mocno związane z przebywaniem w Naturze. Wieczny powrót, cykliczność zamiast linearnego przebiegu. Koniec jest zawsze jakimś początkiem, odejście – zwiastunem nadchodzenia.
Tatrzańskość to sposób, w jaki współistnieją osoba i przestrzeń. Jesteśmy w górach, wędrujemy, wspinamy się, foczymy. Jesteśmy, patrząc, słuchając. Jesteśmy przez wspomnienie czy wyobrażenie. A jednocześnie Tatry są w nas, wpływają na nasze myślenie i wrażliwość, na nasze doświadczanie rzeczywistości. Rezultat takiego spotkania zawsze jest mniej lub bardziej oryginalny, osobny, bo wciąż – dzięki Bogu - jesteśmy odmienni. Płeć, historia, kultura to zapewne najmocniejsze determinanty naszej odmienności. Wychowanie, wykształcenie, tajemnicze powody, dla których jedni słyszą nade wszystko dźwięki, a inni widzą barwy i kształty – to również sprawia, niż tak różne są nasze Tatry. Dobre są te różnice.
Trudno pojąć, na czym polega dotknięcie Tatr. Dla uwiedzionych i zaczarowanych to Itaka, do której ciągle wracają, świat znany, a przecież wciąż niepoznany, ziemia nienasycenia.
Przewodnik to język, styl, sposób obrazowania, rozmowa z innymi na szlaku. Nade wszystko jednak jest wiedzą, także ezoteryczną, bo pozwalającą wkraczać na przedtem nieznane drogi, dostrzec niewidziane, doświadczyć inaczej i więcej, przeżyć, co czasem znaczy po prostu i bardzo dosłownie uratować życie, a najczęściej – duchowo je wzbogacić, odmienić. Przewodnik to darczyńca, a najhodniejszy, najbardziej wielkoduszny z jego darów polega na doprowadzeniu nas do progu samodzielności, zachęcie do szukania i błądzenia.
Górskie wędrówki, a widzieć je możemy jako metaforę krążenia po kulturze, to często lekcje naszej słabości, nieprzygotowania, niedorastania do jakości, z którymi przychodzi nam się mierzyć.
Czysta woda, powietrze, zieleń wspierają ludzi. Warto je szanować oraz chronić. Zakopiańczycy sadzą więc drzewa, by przysłuży cię życiu. Wszelkiemu Życiu – byciu wszelkiego bytu. Pewnie – drzewa nie ludzie i mimo wolnie tylko nam nieba przychylają. Kto jednak lasem chodzi, lasem się cieszy, szumie liści się traci, może myśleć inaczej.
Święty Bernard z Clairvaux uczył: "Uwierz mi, że niejednokrotnie więcej znajdziesz w lasach niż w księgach. Drzewa i kamienie pouczą się o tym, czego nie usłyszysz od mistrzów".