Giovanni Dozzini przedstawił nam 48 godzin z życia czterech afrykańskich uchodźców, pochodzących z rożnych zakątków kontynentu.
Czy książka skłoniła mnie do głębszej refleksji? Nie sadzę. Miałam wrażenie, że gdyby nie wtręty o braku azylu i afrykańskim pochodzeniu, to byłaby po prostu historia kilkorga nastolatków i ich wakacyjnych wygłupów.
Zastanawiałam się, co było powodem przyznania nagrody, ale chyba się domyślam - temat nielegalnych uchodźców jest wciąż na topie.
Muszę przyznać, że nie polubiłam się z bohaterami. Irytowała mnie ta ich niezachwiana pewność siebie i lekka roszczeniowość. Nie masz biletu i dostałeś mandat? Don't worry! Pani z fundacji zajmującej się imigrantami machnie za ciebie z własnej kieszeni.
Plusem tej powieści było z pewnością lekkie pióro autora, dzięki czemu przemknęłam po stronicach dość szybko.
Czwórka młodych ludzi, którzy po ciężkiej podróży przez połowę Afryki i Morze. Śrudziemne, we Włoszech czekają w napięciu, na azyl. Tylko Babukar posiada zaakceptowany wniosek i ochronę humanitarną dlatego on jest zawsze z przodu ekipy.
Czterdzieści osiem godzin z życia uchodźców, przyjaciół, którzy mimo nieporozumień, lęków, niepewności trzymają się razem