Najnowsze artykuły
- ArtykułyPierwszy zwiastun drugiego sezonu „Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy” i nie tylkoLubimyCzytać1
- ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
- ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
- ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Lorena Salazar Masso
Źródło: copyright: Carlos López
1
7,3/10
Pisze książki: literatura piękna
(ur. w 1991 r. w Medellín) – kolumbijska publicystka i pisarka. Ukończyła studia z zakresu kreatywnego pisania w Madrycie.
Powieść "Rana pełna ryb" powstała jako praca zaliczeniowa na studia i początkowo autorka nie miała co do niej dalszych planów. Zachęcona przez
swoich wykładowców zdecydowała się poszukać wydawcy i niemal natychmiast spotkała się z dużym zainteresowaniem. Rana pełna ryb ukazała się w 2021
roku w Kolumbii i w Hiszpanii. Prawa do tłumaczenia sprzedano dziesięciu wydawcom na świecie.
Powieść "Rana pełna ryb" powstała jako praca zaliczeniowa na studia i początkowo autorka nie miała co do niej dalszych planów. Zachęcona przez
swoich wykładowców zdecydowała się poszukać wydawcy i niemal natychmiast spotkała się z dużym zainteresowaniem. Rana pełna ryb ukazała się w 2021
roku w Kolumbii i w Hiszpanii. Prawa do tłumaczenia sprzedano dziesięciu wydawcom na świecie.
7,3/10średnia ocena książek autora
98 przeczytało książki autora
162 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Rana pełna ryb Lorena Salazar Masso
7,3
Jak zawsze książka wydawnictwa Mova już na pierwszy rzut oka zachwyca magiczną, pełną barw okładką. Przyciąga wzrok i po prostu musisz ją mieć. A później jest jeszcze lepiej. Sama egzotyka, nieokiełznana kolumbijska przyroda, nigdy nie zasypiająca w ciszy, mieniąca się kolorami, łaskocząca uszy dźwiękami, pełna życia i tajemnej mocy. To środowisko tak różne od naszego, że nie może nie pociągać, a opisy, malarsko impresjonistyczne, powodują, że widzimy i czujemy niemal to samo, co bohaterowie płynący łodzią po wzbudzającej respekt, nieprzewidywalnej rzece Atrato. „Łódź mknie do przodu. Rzeka się zwęża, liście drzew mangrowych i palm zasłaniają słońce, ptaki o niebieskich ogonach latają nad naszymi głowami. Inne obserwują nas z gałęzi.” Nie sądźcie jednak, że ta opowieść będzie malowniczą sielanką, o nie. Pamiętajcie, że Atrato to rana pełna ryb, zdradliwa i podstępna. Nie wszystko, co przyjmuje i czemu pozwala poruszać się po swojej powierzchni jest dobre, czasami niesie ludziom zniszczenie i kres.
Matka i syn. Dodajmy – druga matka i syn. Do tego biała matka i czarny syn. To nasi bohaterowie, na których skupia się cała uwaga. Na ich wzajemnych relacjach, które są powoli przed nami odsłaniane. Kolumbia to kraj, gdzie biały człowiek, będąc w uprzywilejowanej pozycji, czuje się jednak obco, wyróżniając się na tle większości kolumbijskiej ludności, śledzony przez nią nie zawsze przychylnym wzrokiem. A biała matka z czarnym dzieckiem nie może nie wywołać wścibskich pytań. Tym bardziej, że pasażerowie są coraz bardziej znużeni długą podróżą. Rozpoczynają więc nieśmiałe rozmowy, częstują się wzajemnie prowiantem. Kobiety zaplatają jedna drugiej warkocze, co stwarza dodatkową intymność do rozmowy. Rzeka wtrąca się swoim łagodnym pluskiem, zachęcając do zwierzeń. Krajobraz widoczny po obu brzegach kolumbijskiej selwy wyzwala fale wspomnień, którym i matka się poddaje.
Narracja czaruje, jest jednocześnie bardzo poetycka i prosta. Poetycka w malowaniu świata, tego specyficznego, latynoamerykańskiego klimatu, gdzie tak łatwo o spotkanie duchowości z realnym pragmatyzmem, cierpienia i smutku z ekscytacją i tańcem, krańcowego ubóstwa i przemocy z bogactwem dobrych uczuć. Natomiast minimalizm tkwi w dialogach, które niesamowicie zyskują przy tym na sile przekazu. Chłopcu rusza się ząb, zaniepokojony przychodzi do matki:
„Co robimy? – spytałam, patrząc przez lupę.
Ty jesteś mamą – odparł.”
Czy trzeba tutaj cokolwiek dodawać, upiększać, gmatwać? Zasada „im mniej, tym lepiej” zdaje się tutaj idealnie pasować. Każde słowo, spojrzenie i gest matki wyrażają bezgraniczne oddanie dla chłopca, nie ma dla niej nikogo i nic ważniejszego. Wiele w tym uważnej i mądrej czułości, cierpliwego tłumaczenia świata i rozkładania parasola ochronnego nad chłopcem, ilekroć tylko zachodzi taka potrzeba. Choć to wszystko przychodzi jej z naturalną łatwością, matka jednak nie jest nigdy do końca z siebie zadowolona: „Nie zawsze udaje mi się być silną i dzielną jak prawdziwe mamy. Staram się, przysięgam, że się staram. Być mamą, udawać, ze możesz pokonać strach i przegrywać w zabawach. Czasami czuję, że to on urodził mnie.” Jednak przecież matki mają prawo do słabości, wątpliwości. Najważniejsza jest miłość, a tej naszej matce akurat nie brakuje.
Atrato zdaje się nie mieć końca, opowieści kobiet podobnie. Wszystko toczy się leniwie, zgodnie z jej prądem. Przychodzi właściwy czas na posiłek i na sen. Zadziwia i wzrusza ludzka solidarność, która jest tym większa, im uboższy region. Bezinteresowna gościna, pomoc w razie pożaru, serdeczność. Rzeka zaś zbliża ludzi: „Rzeka jest świadkiem płaczu i krwi, narodzin i śmierci, przychodzenia i odchodzenia. Rzeki regionu Choco to inny sposób zamieszkiwania na ziemi: łódki są zarazem domami, miejscami pracy i schronieniem.” Niesamowite jest owo nieodparte wrażenie, że o ile do łodzi wsiadały obce sobie osoby, w trakcie rejsu stopniowo stawały się one dla siebie rodziną. Rodziną z rzeki. Czy tę solidarność człowieczą tworzy świadomość nie tylko jednakiej biedy, ale też podobnego zagrożenia, które przychodzi znienacka z selwy pod postacią mężczyzn w zielono-czerwonych ubraniach, wojskowych z ostrą bronią w ręku, którą w każdej chwili mogą wycelować w ludzi?. A może buduje ją humorzasta Atrato, zdolna w jednej chwili zabrać nie tylko dobytek, ale, wzburzona i żądna ofiar, także życie?
Ta powieść to sonet na cześć macierzyństwa, różnych jego odmian, lęków związanych z odpowiedzialną i mądrą miłością, zezwalającą na margines swobody i popełnianie błędów. Stale powraca pytanie dręczące główną bohaterkę: jak być dobrą matką? Wydaje mi się, że odpowiedź ,jaką usłyszała, powinna była ją uspokoić:
„Mama to ta, która czyści dziecku uszy, gdy ono bije ją rączkami po twarzy. Ale gdy chłopak dorośnie i wyjdzie w świat, nie będzie pamiętał, ile dla niego zrobiłaś, żeby mógł usłyszeć śpiew ptaków.”
Miłość matki nie jest bowiem zawłaszczająca, daje dziecku narzędzia, by mogło później iść samodzielnie przez życie.
Jak jednak równocześnie ta sama woda może ludzi łączyć i zabierać, pozwalać płynąć łodziom pełnym śmiechu i ciepłych historii, obok tych, w których rozsiadła się śmierć i nienawiść z odbezpieczoną bronią? To właśnie jest życie, gdzie sprzeczności i rzeczy niewyobrażalne stanowią nieodłączny składnik codzienności, z którą ludzie muszą się godzić, a gdy upadają, podnosić się i iść dalej. Doświadczeni kolejami losu nauczyli się podawać sobie przy tym podnoszeniu z nieszczęścia dłonie. Dźwigają się wspólnie.
W tej przejmującej opowieści, podobnie jak w trudnej kolumbijskiej rzeczywistości, pod pozorem spokoju i biernego poddania się biegowi spraw aż kipi od emocji, gwałtownych, dwubiegunowych, nie do pogodzenia, falujących w sinusoidalnej zmienności. A jednak mimo całego cierpienia i trudów, jakie muszą znosić dzień w dzień, ludzie tu pozostają dobrzy, współczujący i wielkoduszni, co może i dziwi, ale przede wszystkim pozostawia nadzieję.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/
Rana pełna ryb Lorena Salazar Masso
7,3
Nie jestem szczególna fanką tego typu opowieści (stylistycznie) i nie potrafię poczuć imersji. Ciągle wiem, że czytam książkę. Niestety, Rana nie przełamała tego schematu. Do tego nieprzyjemnie zaskoczyła mnie końcówka. Może faktycznie miała dać czytelnikowi cios w brzuch, ale ja czułam jedynie chęć zaszokowania odbiorcy. Na pewno wielu osobom spodoba się takie zamknięcie, dla mnie było szybkim pójściem na łatwiznę.