Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik235
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Suh-Fen Tsai
1
7,2/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzona: 01.01.1963
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,2/10średnia ocena książek autora
14 przeczytało książki autora
35 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Dzieci solnych pól Suh-Fen Tsai
7,2
Powieść „Dzieci solnych pól” to moje pierwsze spotkanie z literaturą tajwańską. Mała rybacka wioska, gdzie ludzie w pocie czoła pracują albo przy połowie ryb i ostryg, albo też jako poławiacze soli. Stąd też zamiast pięknego, cieszącego oko krajobrazu, dookoła mamy rozległe, puste saliny. Mieszkańcom nie potrzeba wiele, wystarczy im to, co sami wyhodują lub złowią. Jedynym, który wybiera pracę w mieście, by wyżywić liczną rodzinę, jest Chih-hsien.
To życie niełatwe, monotonne i zgodne z tradycją. Od dawna nic się tu nie zmieniło. O małżeństwie dzieci decydują rodzice. Dobrze, gdy ma się synów, natomiast córki wyfruwają z domu i nie ma z nich pożytku. „Mówiło się, że młode dziewczyny były jak porwane przez wiatr nasiona – gdzie wylądują, tam będą rosły.
Powolutku i tutaj zaczyna docierać cywilizacja. Przyjeżdżają ciężkie maszyny, by wreszcie woda mogła dopływać rurami do domów, a nie musiała być noszona w koromysłach godzinę drogi do wioski. Ciężka praca jest codziennością, nikt się przeciw niej nie buntuje: „Urodziliśmy się na tych solnych polach, praca tutaj jest tak samo częścią naszego życia, jak jedzenie trzech posiłków w ciągu dnia i nie może jej zabraknąć. To tu mieszkamy, na tym skrawku ziemi, to od tych salin zależy nasze życie. Nie ma wymówek dla lenistwa.”
Czy ludzie tak zajęci obowiązkami, często ponad ich siły, posłuszni zwyczajom, które odbierają im dużą część sprawczości, inicjatywy, w zamian podsuwając gotowe schematy zachowań, czy znajdują oni w swoim życiu choć odrobinę miejsca na miłość?
Wobec wszystkich, dla nas obcych, ale tutaj rygorystycznie przestrzeganych zasad, kulturowych kodów i poszanowania niepisanego, zwyczajowego prawa, spontaniczność uczuć wydaje się niemożliwa. Byliby nią zaskoczeni nawet sami bohaterowie. A jednak… Tylko, podobnie jak wszystko inne, również miłość napotyka tutaj same trudności.
Bo to jest jednak opowieść o miłości. O różnych jej obliczach. Jednak jakże inaczej ją odbieramy w tej egzotycznej, azjatyckiej oprawie. Przede wszystkim jest to miłość pozornie pozbawiona impulsywności, choć nie mocy i intensywności. To wszystko, co my natychmiast uzewnętrzniamy, nasi bohaterowie chowają w sercu, innym pokazując spokojną twarz. Jednak właśnie dlatego, że uczucia pielęgnowane są w sercu i nierzadko są zmuszone już tam pozostać, są nawet dojrzalsze, bo wrośnięte w najskrytsze „ja”.
Nie myślcie sobie, że wszyscy Tajwańczycy są jednakowi. Chłodni, uprzejmi i opanowani. Owszem, tak się ich wychowuje, tego wymaga ich kultura. Autorka jednak potrafi tak fantastycznie pokazać indywidualne cechy każdego z nich, że maska ogłady i dobrego obyczaju nie daje rady przesłonić ich prawdziwej natury.
Wiecznie rozdrażniona, zrzucająca winę na wszystkich wokół A-she, jej łagodny mąż – Chih-hsien, rodzice Ming-yueh, dziewczyny zaradnej, pogodnej, pracowitej i mądrej. Jeśli dołożymy w pakiecie nie byle jaką urodę, to dziewczyna marzenie. Jak na Tajwan bardzo przebojowa i nowoczesna, choć nadal, jak się domyślacie, skrępowana obowiązującymi regułami.
A reguł jest tu sporo i większość zupełnie dla nas obca. Życie w tajwańskiej wiosce jest dla czytelnika prawdziwą przygodą, a nawet wyzwaniem. Tyle tu rzeczy nie tylko niepojętych, ale wprost trudnych do zaakceptowania. Panujący wszechwładnie patriarchat, aranżowane małżeństwo, na które córka może co prawda nie wyrazić zgody, ale przecież w grę wchodzi tu jeszcze wpajane od dziecka posłuszeństwo, będące istotną oznaką szacunku. Tak więc jednego się kocha, za drugiego zaś wychodzi za mąż. Spełnienie obowiązku, odpowiedzialność za rodzinę, czy pójcie własną drogą, za głosem serca, co tutaj oznacza potępienie i wstyd nie tylko dla osoby, która tak wybrała, ale dla wszystkich jej bliskich. Trudny wybór, prawda? Co zrobi nasza bohaterka?
Jeśli zapomnieć o kulturowym garniturze, to są tacy sami ludzie, jak każdy z nas. Tylko nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. Są podatni na zranienia, spragnieni miłości, odpowiedzialni lub wcale nie, leniwi albo pracowici, uzależnieni od hazardu i skłonni do przemocy. Tylko znajdują dla swoich czynów i wyborów odmienne wytłumaczenie.
Język „Dzieci solnych pól” po prostu mnie urzekł. Oszczędny i bardzo rygorystyczny, prosty i w tej prostocie kunsztowny i elegancki. Mamy pewność, że nie chcielibyśmy niczego tu zmienić, każde słowo jest na właściwym miejscu, a tych słów jest akurat tyle, ile potrzeba. To literatura wyważona i perfekcyjna, ale, czuję to całą sobą, że gdyby tylko pozwolić jej poluzować sznurki, to dynamika uczuć, trzymana dotychczas pod kontrolą, rozsadziłaby swą siłą wszystkie ramy.
To nowa jakość w literaturze, która otworzyła mi oczy na tajwańską kulturę i zachęciła do poszukiwania kolejnych wrażeń z tajwańską książką, w czym z pewnością pomoże mi Wydawnictwo Dialog i jego tajwańska seria.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/