cytaty z książek autora "Feliks Koneczny"
Socjalizm stał się taranem przeciwko samorządom społecznym. Socjalistom nie chodzi o to, żeby przemysł rządził się prawem swoim, przyznając w tym uczestnictwo robotnikom, lecz żeby przemysł oddać państwu. O ile socjaliści dorwą się do rządów,nastaje nie tylko monizm prawa publicznego, lecz koniec społeczeństwa, oddanego w niewolę państwu, tj. biurokracji socjalistycznej. Nie ma bowiem państwa bardziej biurokratycznego, jak socjalistyczne.
Najgorszą społecznie ze wszystkich kradzieży jest kradzież czasu, gdyż demoralizuje okradzionego.(...)Im więcej urzędów, tym więcej czasu się marnuje; im liczniejsi są w jakimś urzędzie urzędnicy, tym wymyślniejsze formy przybiera rabunek czasu.
Rusini nazywają się obecnie po rusku Ukraińcami. Nam nic do tego; ale też im nic do tego, że po polsku nazywają się Rusinami, bo tak ich zowiemy od tysiąca lat.
Nie było nigdy i nie ma żadnej cywilizacji ogólnoeuropejskiej, ale bywają frazesy, na które, zdaje się nie ma rady.
Przy równouprawnieniu zwycięża zawsze kierunek niższego rzędu.
Odzyskanie niepodległości ułatwia nam wszelką pracę, ale też nakłada na nas jeszcze większe obowiązki. Teraz nie ma wymówki, że czegoś nie da się zrobić. Wolno wszystko, co dobre, wolno jawnie pracować dla Polski, a więc pracujmy. Uczmy się, ażeby umieć dobrze pracować; pracujmy, żeby potem innym ułatwić naukę.
Po roku 1863 czynownictwo i szkolnictwo rosyjskie dotarło do każdej gminy wiejskiej. Odtąd nie było pod zaborem rosyjskim Polaka, który by za młodu nie podlegał wpływom kulturalnym moskiewskim. Wszystko zależało od tego, co będzie silniejsze: dom, czy szkoła? Właśnie na przełomie wieku XIX iXX począł się pojawiać w Polsce typ nowy: Polaka o gorącym sercu polskim, gotowego do wszelakich ofiar, nawet do męczeństwa za Polskę, ale mającego... mózg zrusyfikowany.
Wielka poprawa wówczas tylko bywa stała i obfituje w pomyślne następstwa, jeżeli korzenie jej tkwią w duszy. Charaktery muszą się poprawić, jeśli życie publiczne ma wejść na lepsze tory.
Teraz dopiero rozumiemy, co znaczy "zjednoczenie ludzkości" i to bez względu na rasy. Ma to być panowanie Germanów nad ludzkością, uszczęśliwioną tym poddaństwem.
W ST naczytać się można do przesytu o korzyściach zręcznego kłamstwa. (...)
Geneza doktryny o uprawianiu kłamstwa tkwi także w naukach Lutra.
Na dnie tego wszystkiego tkwi nie co innego jak przekonanie o potrzebie dwojakiej moralności. Cytatami z pism Lutra wykazano już dawno, że nie wymagał moralności od rządów. Prywatna moralność to co innego, a życie publiczne co innego. W rezultacie musiało wyjść na to, że wszelka państwowość zwolniona jest od moralności w stosunku do obywateli. Ograniczenie etyki do życia prywatnego wyszło z protestantyzmu.
Zwłaszcza socjaliści polscy lubowali się w rosyjskich metodach. Oni, najwięksi wrogowie caratu, nieubłagani w walce z Rosją oficjalną, rusyfikowali mózgi polskie bardziej, niż całe czynownictwo.
Rabunek nie przestaje być zbrodnią, jeżeli się go popełnia od razu na milionach ludzi.
Odrębnościom cywilizacyjnym towarzyszą odrębności, a nieraz wprost przeciwieństwa czynników życia zbiorowego. Czynników takich jest kategorii pięć, dwie materialne: zdrowie i dobrobyt; dwie duchowe: moralność i prawda, i piąta, obu działom wspólna: piękno.
Cywilizacje znajdą się nieraz obok siebie, czasem zachodzą na siebie wzajemnie, na tej samej przestrzeni. O ile zachowują swą żywość, ścierają się w takim razie z sobą, współzawodniczą, walczą z sobą, dążąc do usunięcia drugiej cywilizacji. Walka ich ima się środków wszelkich, wojny nie wyłączając, a walka ta jest nieuchronną, zaprzestanie walki oznacza obumarcie.
Osobnego studium godną jest kwestia, czemu wśród takiej obfitości dogmatyk, obok rodzącego się na dworach panujących książąt indyferentyzmu, a pociągającego wybitnych pastorów, nie powstała jednak idea tolerancji!
Czyż mogą istnieć w jednej cywilizacji dwie etyki? W dwuetyczności gdzież pomieścić dążenie do jednego celu, jak zebrać ludzi w jeden huf "ramię do ramienia", jak wykształcić kulturę czynu? Dwuetyczność marnuje i podkopuje życie zbiorowe, boć nie sposób złączyć do "wspólnego mianownika" ludzi, z których jedni uznają dobrem to właśnie, w czym inni upatrują zło. Rozchodzą się drogi ludzi rozmaitych etyk. Różnymi wiodąc społeczność szlakami, przeszkadzają sobie wzajemnie i odrabiają wzajemnie, co druga strona zrobiła.
Szerzenie i pogłębianie inteligencji przedstawiam sobie w sposób następujący: Celem szkoły powszechnej jest rozbudzenie ciekawości do lektury - tak, iż by wychowankowie jej nie potrafili się potem obejść bez niej, ażeby książka stanowiła niezbędny przedmiot życia.
Szkoły średniej celem wzbudzenie zamiłowania do poważnej lektury, z zaciekawieniem do dzieł naukowych.
Cel uniwersytetu uznawałem i uznaję zawsze tylko jeden: propaganda metod naukowych. Reszta sama się znajdzie.
Odtąd [od wojny trzydziestoletniej] książęta protestanccy o jednym tylko myślą, jak by tu wszystkie wyznania protestanckie zjednoczyć w jeden kościół. Teologia protestancka przejęta jest też niemal wyłącznie pragnieniem kompromisu; a gdy książęta zażądają tego bezwarunkowo, okaże się, że kompromis np. w sprawie Eucharystii jest możliwy nawet między tymi, którzy wierzą w obecność prawdziwego Ciała Pańskiego i tymi, którzy komunikują tylko symbolicznie! Akcja ta nie da się żądną miarą traktować poważnie ze stanowiska religijnego, lecz tylko z politycznego.
Przejdźmy do szkół akademickich. Biorąc rzeczy ściśle, nie są one szkołami. Szkoła jest to zakład nauczania, w którym nauczyciel jest odpowiedzialny za to, iż by nauczyć. W uniwersytecie tego nie ma, nie uprawia on też oświaty, tylko naukę.
Pozwolę sobie jeszcze na jedną uwagę; nie znające się na rzeczy władze państwowe narzucały szkole już od dwóch pokoleń kult miernoty. Wyniknęło to z mylnego zapatrywania, jakoby społeczeństwa rozkwitały przez podnoszenie przeciętnego poziomu. Skutek wzięto za przyczynę. Przeciętna miernota podnosi swój poziom automatycznie w miarę, jak niebosiężnieją szczyty. Życie historyczne społeczeństw rozwija się przez wybitność personalizmów, a gdy tego zabraknie, poziom społeczny opada. Ogół winien służyć talentowi za piedestał. Dbajmy o szczyty, a reszta na pewno się znajdzie. Gdy ogół przestaje patrzeć w górę (bo nie ma na co), przestanie też stąpać pod górę. Zupełnie to fałszywa droga, żeby szkołę urządzać dla miernoty, a zdolniejszych oddawać do osobnych szkół "na elitę".
Doświadczenie poucza, jak dalece nie sposób orzec na pewno, który z żaków szkolnych rozwinie się w talent, a który stępieje potem na miernotę; toteż wybieranie "elity" pomiędzy chłopcami jest po prostu fałszywą grą. Tacy wybrańcy tępieją zwykle od samej zarozumiałości. Są to eksperymenty antypedagogiczne. W klasie zaś szkolnej zdolniejsi są niezbędni, ażeby stanowić drogowskaz w górę i zachętę.
Gdyby nagle zniknęło całe szkolnictwo oświatowe, uniwersytety zrekonstruowałyby oświatę. Natomiast bez wpływów uniwersytetów (choćby obcych, gdy nie ma swoich) oświata przeżuwałaby przez jakiś czas ostatnie wiadomości naukowe, lecz popularyzując je bez kontroli ze strony nauki, przeinaczałaby je coraz częściej i wypaczała, aż skończyłyby się na przesądach; nieuchronnie nastąpiłby zastój z braku świeżego pożywienia; przydługi zastój sprowadziłby zaś rozstrój i rozkład. Nie można więc traktować uniwersytetów, jakby tolerowane zbytki, trochę z łaski, trochę dla "prestiżu". W obniżaniu uniwersytetów mieści się zasypywanie źródeł oświaty.
Wiedza stanowi korzenie lecz działalność praktyczna inteligencji zawisła od jakości i ilości oświaty. Inteligencja stanowi zdatność do rozumu, a rozum jest sumą rozsądku i wyobraźni. Nie ma instytucji, które byłyby zdolne wytworzyć te przymioty w ludziach, lecz należy ustanawiać takie tylko instytucje, które by darom Ducha Świętego, nie zawadzały i nie próbowały ich wykrzywiać.
W Polsce np. pozbawiony jest cywilizacji Żyd z pejsami i w chałacie.
W szkole katolickiej i opartej na cywilizacji łacińskiej nie trzeba osobliwych zabiegów o wychowanie obywatelskie. Szkoła taka, a przy tym ściśle pedagogiczna, przejęta jest zawsze duchem obywatelskim. Człowiek religijny, porządny i światły, ceniący swą osobowość i szanujący ją u innych, a przejęty altruizmem, będzie tym samym dobrym obywatelem polskim.
Charakterystyczną zaś cechą polskiej kultury stało się, że wszyscy wybitni mężowie wszelkich zawodów zajmują się sprawami szkolnictwa; lecz pomysł szkoły państwowej nie przyjął się.
Tymczasem w Niemczech Johannes Althusinus ujął sprawę teoretycznie w roku 1603 w ten sposób, że szkolnictwem musi kierować państwo, skoro ono stanowi zwierzchność kościelną; ma więc obowiązek, żeby panującemu wyznaniu zagwarantować prawowierność młodego pokolenia.
Niemieccy władcy katoliccy nie chcieli poprzestać na władzy mniejszej niż książęta protestanccy. W tym geneza józefinizmu. Na dworze Marii Teresy zrodziła się zasada: Die schule ist ein Politikum, a więc czyni wychowanie zawisłym od rodzaju państwa.
Polak innowierca należał do rarytasów.
Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby.
Nikt nam nie da rady, jeżeli będziemy dość zamożni i dość rozumni; niczego więcej nie trzeba, reszta się znajdzie.
Nie było jeszcze wówczas tego obłędu, jakoby dobro ogółu wymagało, że jego części nienawidziły się wzajemnie i wzajemnie sobie przeszkadzały.
Cywilizacje krzyżować się nie dadzą; przynajmniej dotychczas historia nie zna zachęcającego przykładu krzyżowania.