W końcu 1920 roku przybył wraz z rodzicami do Polski, którzy osiedlili się w Toruniu. W Toruniu ukończył szkołę powszechną i gimnazjum.
Po ukończeniu w 1932 roku gimnazjum wstąpił na ochotnika do wojska, do Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu. W okresie od 13 lutego do 15 lipca 1933 roku odbywał kurs w Szkole Podchorążych Rezerwy przy 1 Batalionie Balonowym w Toruniu. Następnie został słuchaczem Szkoły Podchorążych Artylerii w Toruniu. W październiku 1935 roku nominację na stopień podporucznika artylerii. Po ukończeniu kursu obserwatorów balonowych, od października 1935 roku do listopada 1937 roku, pełni służbę jako oficer służby stałej w 1 Batalionie Balonowym w Toruniu.
W grudniu 1937 roku został skierowany do Centrum Wyszkolenia Lotniczego Nr 1 w Dęblinie na kurs aplikacyjny obserwatorów, który kończy w czerwcu 1938 roku, otrzymując tytuł obserwatora. Po ukończeniu kursu wrócił do Torunia, gdzie pełni służbę w 4 Pułku Lotniczym do wybuchu wojny.
W trakcie służby wojskowej był także członkiem Aeroklubu Pomorskiego w Toruniu w latach 1935 – 1939. Uzyskał w nim uprawnienia pilota samolotowego turystycznego II kategorii, pilota szybowcowego kategorii C i pilota balonowego.
W kampanii wrześniowej w 1939 roku pełnił służbę jako podporucznik obserwator w II plutonie 46 eskadry obserwacyjnej, w składzie lotnictwa Armii "Pomorze". Latał na samolotach obserwacyjnych Lublin R-XIIID, wykonując loty rozpoznawcze m.in. w rejonie Koronowo – Świecie (3 września 1939),Inowrocławia (8 września),Wyszogród – Płock (14 września). W dniu 17 września 1939 roku w trakcie startu z lotniska w Załuskach w czasie przelotu samolotów eskadry na wschód. Samolot, którym leciał Kazimierz Sławiński, w czasie startu uległ rozbiciu. 19 września 1939 roku dostał się do niewoli niemieckiej. Do 30 stycznia 1945 przebywał w oflagach: Prenzlau, IV C Colditz i II C Woldenberg. W niewoli był członkiem konspiracji.
Po wyzwoleniu z obozu jenieckiego wrócił do Polski na początku lata 1945 roku. W sierpniu podjął pracę w Polskich Liniach Lotniczych LOT w Warszawie na Okęciu, przeszkolenie w pilotażu przeszedł w 15 Mieszanym Szkolno-Treningowym Pułku Lotniczym w Radomiu. Następnie w okresie od października 1945 roku do września 1948 roku latał jako pilot komunikacyjny na liniach krajowych i zagranicznych w PLL LOT. Po wypadku lotniczym odszedł z pracy w lotnictwie, pracując poza nim w latach 1949–1959. W tym czasie ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej uzyskując dyplom inżyniera architekta. Później od stycznia 1960 roku do sierpnia 1964 roku pracował w Zarządzie Ruchu Lotniczego i Lotnisk Komunikacyjnych na stanowisku starszego inspektora lotnisk. W dniu 9 maja 1970 roku otrzymał awans na stopień porucznika rezerwy.
Od połowy lat pięćdziesiątych działał aktywnie w Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, potem w Klubie Seniorów Lotnictwa. Należał do Klubu Twórców Lotniczych, współpracował z Wojskowym Instytutem Historycznym.
Rozwinął również działalność publicystyczną w prasie lotniczej i tygodnikach ogólnopolskich, napisał ponad 100 artykułów o tematyce lotniczej. Zaczął również pisać i wydawać książki głównie o tematyce lotniczej. Kilka spośród jego książek wydano w znanej serii "Żółty Tygrys". Pisał do ostatnich chwil swojego życia.
Zmarł 8 października 1985 roku w Warszawie, został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim.http://
(...) bombardier Prychotko, pisarz kancelaryjny 9 baterii, zabrał się do wypełniania zeszytu ewidencyjnego kanoniera Dolasa. Czynił to z wie...
(...) bombardier Prychotko, pisarz kancelaryjny 9 baterii, zabrał się do wypełniania zeszytu ewidencyjnego kanoniera Dolasa. Czynił to z wielkim namaszczeniem, podkreślając powagę chwili. Obłożył się więc instrukcjami, starannie wytarł stalówkę i zaczął pisać równymi, okrągłymi literkami.
Imię,nazwisko, miejsce i data urodzenia. Przy zawodzie ogarnęły go wątpliwości.
— Jak ty mówisz? Doktor historii sztuki? Czy to doktor koński czy ludzki?
- Doktor to jest tytuł naukowy. A zawód — historyk sztuki.
— Co ty mnie tu bujasz! Nie ma takiego zawodu. O widzisz, tu jest załącznik do instrukcji numer osiem: Wykaz zawodów. Szukajmy pod literą „h". Jest hydraulik,hydrotechnik, hamulcowy — o, widzisz, a historyka sztuki nie ma. A może to się. pisze przez„ch"?
— Nie. Przez samo „h". Naprawdę jestem historykiem sztuki.
— Ja nic na to nie poradzę. Przypuśćmy, że ty mówisz, że jesteś księdzem. Ja cię mogłem widzieć, jak odprawiłeś sumę, ale dla mnie księdzem być nie możesz, bo w wykazie takiego zawodu nie ma. Popatrz pod „k", jest kowal, kominiarz, a księdza nie ma, jak pod „h"historyka sztuki.
- To nie pisz żadnego zawodu.
— Tak też nie może być. Żołnierz musi posiadać zawód, tak jak człowiek duszę. Mogę ci napisać na przykład: robotnik rolny.
— Niech będzie robotnik rolny.
I tak to doktor historii sztuki, Dolas, zamienił się w robotnika rolnego.(...)
Pierwsza powieść Kazimierza Sławińskiego, a dla mnie druga po "Przygodach kanoniera Dolasa". Sam autor mówi o sobie: "Nie jestem literatem i nigdy do tego tytułu nie pretendowałem". Wielka chwała mu za to, ponieważ książkę czyta się jednym tchem. Wszystkie opisane próby ucieczek miały miejsce w rzeczywistości, choć nie były one udziałem tej samej osoby. Większość z nich niestety kończyła się powrotem do obozu. Co ciekawe, w opowieści nie znalazły się żadne szczegóły dotyczące brutalnych warunków panujących w obozie, choć jak sam autor przyznaje, były one na porządku dziennym. Nie ma tu miejsca na martyrologię, a książkę czyta się z wypiekami na twarzy.
Absolutnie świetna, wybitna wręcz. Komedia pomyłek, o tyle inna od innych, że te pomyłki są przypadkowe; zazwyczaj wynikają one z działań bohaterów, tutaj - z zupełnego braku działań, Dolas jest nieco przygłupi (nie tak jak Bill, bohater galaktyki, ale koncepcja dość podobna!),bierny, umiarkowanie cwany, ale przede wszystkim ma szczęście.
Perypetie, cięty język, humor, przygoda, nieprawdopodobieństwa, delikatne komentarze, wracanie parę rozdziałów później do czegoś, co działo się kilkadziesiąt stron wcześniej i pcha dalej historię. Świetnie wymyślona, doskonale napisana.
Sama ekranizacja też zyskuje, bo jest taka, jaką lubię - to znaczy, nie jest mniej lub bardziej bezmyślnym przeniesieniem na ekran historii z książki, ale dość luźno inspirowaną, zupełnie nową historią.
Daję maksa, bo bawiłem się przednio.