rozwiń zwiń

Czy przeszłość określa, kim dziś jesteśmy? Wywiad z Dominikiem Rutkowskim

LubimyCzytać LubimyCzytać
19.03.2020

„Z uważnej lektury historii płyną nieocenione nauki dla przyszłych pokoleń. Bylebyśmy tylko umieli z nich korzystać, a to niestety wychodzi nam kiepściutko” – mówi Dominik Rutkowski. Pisarz w książce „Złe dzieci” sprawdza, do czego może doprowadzić szukanie korzeni własnej rodziny i opieranie na nich własnej tożsamości, a także zadaje pytanie o naturę zła. 

Czy przeszłość określa, kim dziś jesteśmy? Wywiad z Dominikiem Rutkowskim

[Opis wydawcy] Kiedy cudze piętno staje się brzemieniem.

Jest zima roku 1984, umęczeni absurdami schyłkowego PRL-u warszawiacy grzęzną w śnieżnej brei. Mietek, student oprowadzający po mieście zagranicznych turystów, odbiera z hotelu parę Norwegów. Szybko staje się jasne, że milczący przybysze nie są zainteresowani zwiedzaniem stolicy i zamierzają się oddać tajemniczym poszukiwaniom. O tym, co było ich przedmiotem, Mieczysław dowie się dopiero trzydzieści lat później. Makabryczna prawda wstrząśnie nim i popchnie ku własnemu śledztwu, które zakończy wizyta na cmentarzu w prowincjonalnym norweskim miasteczku. Odpowiedź wcale nie przyniesie ukojenia.

W „Złych dzieciach” siermięga lat 80. przeplata się z rzeczywistością okupacyjną, która wraca echem w czasach obecnych. Dominik Rutkowski z finezją buduje napięcie, prowokuje zderzeniem perspektyw i zręcznie myli tropy. Opowiada o piekle izolacji i uwięzieniu w trybach historii – tej powszechnej i tej jednostkowej, której towarzyszy niezawinione cierpienie.

Barbara Dorosz: Pana książki pełne są nawiązań do życia w siermiężnych czasach PRL-u. Na ich łamach znajdziemy mnóstwo absurdów, z jakimi musieli mierzyć się ludzie, oraz świadectwo przemian, jakie zaszły w Polsce po zmianie ustroju. Skąd się wzięła ta fascynacja epoką Gomułki i Gierka?

Dominik Rutkowski: Ależ to wcale nie jest fascynacja. Ja się tymi epokami nie fascynuję, ja ich szczerze nienawidzę. Czas ten trafia na karty moich powieści, ponieważ doskonale obrazuje emocje, o których chcę opowiedzieć.

Jak dziś, z dystansu, patrzy pan na tamte czasy?

Dekada Gierka to czas, w którym się wychowałem, jednak nie mam do niego szczególnego sentymentu. Przeciwnie, jest mi samego siebie żal, że wzrastałem w latach komunizmu. Oczywiście potrafię kontrastować ten czas z jeszcze ciemniejszą epoką Jaruzelskiego, stanem wojennym i tym, co działo się w latach następujących po nim. Szarymi ulicami, smutnymi ludźmi, którym przetrącono kręgosłup… Mimo to nie budzi się we mnie nostalgia za latami siedemdziesiątymi. Oceniam je bardzo surowo.

W pana powieściach często ukazani są ci, którzy dzierżą władzę – a wszechobecny strach przed władzą paraliżował obywateli… Co napawa lękiem współczesne pokolenie?

Och, o to trzeba zapytać przedstawicieli współczesnego pokolenia, do którego ja chyba się już nie zaliczam. Ja, jak wspomniałem, wychowałem się w czasach komunizmu, dlatego przedstawicieli mojego pokolenia nie jest tak łatwo nastraszyć. Jednak jeśli spojrzeć na lęk jako uczucie uniwersalne, to zobaczymy, że towarzyszy on nam od urodzenia do śmierci. Posiadamy w sobie jakiś gen strachu, na którym bardzo łatwo jest grać. W „Złych dzieciach” umieściłem jeden akapit przypominający litanię do naszych strachów. Wymieniam w nim dziesiątki lęków, jakimi jesteśmy bombardowani każdego dnia, od tych oczywistych, jak strach o dzieci, poprzez obawy o spłatę kredytu, po straszenie przekraczaniem prędkości na drogach. Proszę popatrzeć na to, co dzieje się dziś: strach przed koronawirusem. Nie jestem epidemiologiem, więc nie jestem w stanie określić skali zagrożenia, jednak panika, jaka nam towarzyszy, ten zwykły strach, jest… no właśnie, przerażający.

Istnieje wiele definicji zła. Marek Edelman powiedział kiedyś, że „Na tym polega to nieszczęście, że człowiek jest zły”. Czy każdy z nas jest zdolny do zła?

Tego właśnie staram się dociec. Na pozór wydaje się, że nie każdy. Kiedy patrzymy w głąb siebie, wydaje nam się, że nie bylibyśmy zdolni do takiej czy innej podłości. A potem znajdujemy się w sytuacjach ekstremalnych i coś z nas wyłazi. Wystarczy wspomnieć słynny eksperyment amerykańskiego psychologa Philipa Zimbardo. Wzięli w nim udział zwykli studenci, bez skłonności do agresji, ale kiedy znaleźli się w specyficznych okolicznościach, obudził się w nich jakiś wewnętrzny potwór. Podobnie uważał Camus, choćby w „Kaliguli” – według niego przed popełnianiem podłości powstrzymuje nas jedynie strach przed karą (boską lub świecką), wystarczy ten lęk uśpić, żebyśmy zmienili się w krwiożercze zwierzęta. I to jest jeden z tematów moich rozważań.

Czy najnowsza książka jest próbą zmierzenia się ze złem wynikającym z wydarzeń z dziejów historii?

Tak, można tak to określić.

Portret autora Dominika Rutkowskiego

Dlaczego zdecydował się pan osadzić historię bohaterów na kilku płaszczyznach czasowych? Czy od razu wiedział pan, że tak zbuduje tę książkę, czy też pomysł na to zrodził się w trakcie pisania?

W trakcie pisania rodzą się jakieś pomysły, ale zazwyczaj drobne. Następują wtedy niewielkie korekty fabuły, jednak jest to jedynie kosmetyka. Konstrukcja książki jest gotowa przed napisaniem pierwszego zdania i nie ulega zmianom w trakcie przelewania jej na papier. Gdyby tak się stało, należałoby skasować to, co do tej pory napisane, obmyśleć wszystko na nowo i zacząć pisać od początku. Książkę obmyśla się długo, co najmniej kilka miesięcy, to proces czasem znacznie bardziej czasochłonny niż samo pisanie. Obmyślanie książki w trakcie jej pisania w mojej opinii prowadzi autora, a wraz z nim czytelnika, na manowce. Nigdy tak nie robię.

Bohaterowie „Złych dzieci” poszukują prawdy na temat swojej tożsamości. Poświęcają na to wiele lat swojego życia. Skąd w ludziach ten upór w dociekaniu swojego pochodzenia?

Też się nad tym zastanawiam. Wydaje mi się, że wiąże się to z poszukiwaniem jakiejś indywidualności, próbą wyróżnienia się. Może prowadzimy na tyle mało interesujące życie, że szperamy w korzeniach, żeby pokazać, jak bardzo jesteśmy inni i atrakcyjni, że mamy do zaoferowania więcej niż na co dzień.

Czy przeszłość naszych przodków bezwarunkowo określa to, kim jesteśmy, i nie ma przed nią ucieczki?

To jest pytanie, które stawiam w „Złych dzieciach”. Ile jest w nas z genów, a ile ze środowiska, w jakim wzrastaliśmy. To pytanie bez odpowiedzi, ale mam nadzieję, że czytelnicy podążą ze mną i postarają się wspólnie rozważyć to zagadnienie.

Co zyskujemy, zgłębiając swoje korzenie?

Chyba niewiele, może poza lepszym samopoczuciem – oczywiście pod warunkiem, że odkryjemy coś ciekawego. Chociaż wydaje mi się, że każdy w swojej rodzinnej przeszłości znajdzie jakiś fascynujący rys biograficzny: pradziadka hulakę, partyzanta, stryjeczną babcię sufrażystkę, marynarza penetrującego nieodkryte lądy czy oficera austriackiej armii walczącego pod Austerlitz. I już jest czym się pasjonować. Szczególnie że wszystko odbywa się w retroanturażu. To zawsze jest kuszące.

A czy wie pan, jak daleko sięgają pana korzenie?

Chyba korzenie każdego z nas sięgają Adama i Ewy.  Ale jeśli pyta pani, jak daleko udało mi się zgłębić korzenie mojej rodziny, to odpowiem, że nie za głęboko. Znam doskonale historię moich dziadków, bardziej mgliście pradziadów, a poprzednie pokolenia rozmywają się gdzieś w kresowo-mazowieckich pomrokach i jakoś nie mam ciśnienia, żeby je rozjaśniać.

Jaki jest pana stosunek do historii? Zawodowo zajmował się pan historią, pisząc nie tylko książki, lecz także artykuły na ten temat.

Fascynuję się nią. Uważam, że w sensie wewnętrznego przeżycia wszystko już było i z uważnej lektury historii płyną nieocenione nauki dla przyszłych pokoleń. Bylebyśmy tylko umieli z nich korzystać, a to niestety wychodzi nam kiepściutko.

Lubimyczytać.pl proponuje swoim użytkownikom zabawę – wyzwanie czytelnicze. W danym miesiącu czytelnicy muszą sięgnąć po książkę związaną z wybranym motywem przewodnim. W marcu wszyscy czytamy książki historyczne. Jaki tytuł poleciłby pan naszym użytkownikom?

Hmmm, myślę, że powinno być to coś nieoczywistego, więc może „Wszystko płynie” Wasilija Grossmana. Część z Państwa zna zapewne jego wielką epopeję wojenną „Życie i los”, ja polecam tę skromniejszą lekturę, ale zapewniam, że nie mniej poruszającą.

Fot. otwierająca: Zuzanna Szamocka

#czytamwdomu #kupujeksiazki


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 18.03.2020 15:45
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post