Prawda o amerykańskim Eldorado, czyli sceny z życia Polaków w Nowym Jorku

Mateusz Demski Mateusz Demski
04.07.2021

W głowach mieli jedno: Ameryka. A-me-ry-ka! Kiedy ich oczom ukazał się port, czuwająca u jej wrót Lady Liberty, a gdzieś w głębi majestatycznie wznoszące się miasto, wierzyli, że wygrali los na loterii. Nowy Jork był jednym z najpopularniejszych kierunków polskiej emigracji, to tam nasi rodacy szukają lepszego życia od co najmniej dwóch stuleci. Powstaje jednak pytanie, z jakim skutkiem?

Prawda o amerykańskim Eldorado, czyli sceny z życia Polaków w Nowym Jorku

Niewiele istnieje mitów, które z taką siłą zawładnęły zbiorową wyobraźnią. Nie ma drugiego takiego miasta na świecie, które by było do tego stopnia zmitologizowane. Żadne inne – niezależnie od czasów i zawirowań dziejów – nie budzi tak wielu rozmaitych skojarzeń, także magicznych. Majestat. Ogrom. Eldorado możliwości. Świątynia współczesności. Pomnik ludzkich marzeń i dokonań. Przestrzeń bez granic, gdzie człowiek jednego dnia jest biednym pucybutem, a drugiego awansuje na milionera. Polacy, którzy wyruszyli za ocean, też zachłysnęli się tymi pięknymi obrazami. Fantazjowali o dolarach, kusił ich posmak wolności, wielkości i bogactwa. Nowy Jork okazał się jednak dla wielu z nich mirażem, wytworem ludzkich wyobrażeń. Obietnice złożone przez miasto były na wyrost. Nieliczni dorobili się milionów, inni całe lata „szczurowali”.

Bez znieczulenia

Szczuropolacy Edward RedlińskiWyjeżdżali z różnych powodów, ale najczęściej w poszukiwaniu możliwości finansowych. Nowy Jork zawsze istniał w głowach Polaków jako Ziemia Obiecana, jedyne miejsce na Ziemii, które daje szansę zbudowania fortuny. Amerykański sen eksplodował obietnicą łatwego zarobku. W relacjach nowojorskiej Polonii często powtarza się stwierdzenie, że miarą sukcesu za komuny i w czasie przełomu transformacyjnego była ilość dolarów, którą przesyłało się do rodzin w Polsce. Ludzie wyjeżdżali na wizie turystycznej, niby zwiedzać, a tak naprawdę, żeby pracować nielegalnie, na czarno, przez kilka lat, i wrócić z workami mamony do ojczyzny. Przelicznik złotówki do dolara był wtedy obłędny – bywały lata, że można było za dzień pracy w USA zarobić tyle, co za dwa miesiące pracy w kraju. Na widok tych bajońskich sum ludziom, którzy zostali w Polsce, wychodziły oczy. Myśleli, że bliscy, którzy wyjechali, pracują i żyją w luksusach, światowo. Prawda była całkiem inna.

Wątek warunków życia Polaków w Nowym Jorku to wielki temat Edwarda Redlińskiego, który znalazł się w Nowym Jorku w 1984 roku. Krótka w zamierzeniu podróż przeciągnęła się do 1991 roku, pisarz (autor podziwianej „Konopielki”) osiadł na Greenpoincie – dzielnicy Brooklynu zwanej Małą Polską. Na marginesie dodajmy, że według oficjalnych danych po wprowadzeniu stanu wojennego w kraju mieszkało tam 50 tys. osób polskiego pochodzenia. Wracając jednak do Redlińskiego – jego nowojorska banicja zaowocowała wydaniem dwóch powieści, „Dolorado” i „Szczuropolacy”. Już w samym tytule tej drugiej autor poddał korekcie mit „wyjątkowości” życia w Nowym Jorku. Opisał ten świat w twardych słowach, bez znieczulenia.

„Nory, brud, ciasnota, piwnice, po pięciu, po ośmiu, ten na sprzątaniu, tamten przy zmywaniu, inny bezrobotny. Każdy przestraszony, zakompleksiony, przygarbiony, ten podpity, tamten i bez wódki jak pijany. Szczury!”.

Bohaterowie Redlińskiego to sześciu Polaków, którzy przyjechali do Nowego Jorku pełni nadziei, ale szybko musieli się zderzyć z rzeczywistością. Śpią jeden na drugim, gnieżdżą się w ciemnych, dusznych klitkach. Bez języka, legalnego pobytu, nie mają szans na awans społeczny. Jednym słowem, mordęga. Ale najbardziej podczas lektury uderza opowieść o tym, że ci ludzie nie protestują, nie chcą wracać. Powód? Boją się przyznać przed bliskimi, jak bardzo oszukała i zawiodła ich Ameryka. Wolą kłamać, zachwalać, wciskać rodzinom bajki o cudownym życiu za Wielką Wodą. Wybierają iluzję, pomimo wszystko.

Mała Polska

Greenpoint Ewa WinnickaTen obraz nie różni się bardzo od tego, co możemy znaleźć w „Greenpoint. Kroniki Małej Polski”, najnowszym reportażu Ewy Winnickiej. Choć autorka prowadzi swoją opowieść w innym tonie, rozkłada ją na kilka dekad i zbiera dziesiątki różnych historii, to losy jej bohaterów zdają się w dużej mierze pokrywać z prozą Redlińskiego. Te same parszywe czynszówki, karaluchy wielkości dłoni na klatkach schodowych. Robota przy rwaniu azbestu, na wysypisku, w cukrowni, piekarni, rzeźni. Nierzadko siedem dni na okrągło. Poruszające jest jednak to, w ilu z tych opowieści jest miejsce na odwagę, ambicje i marzenia. Nie te wybujałe, o osiąganiu szczytów amerykańskiej drabiny społecznej, ale drobne, przyziemne. Halina w mieszkaniu z sukcesem urządza biuro matrymonialne. Mieszko i Beata zakładają sklepik w sercu polskiej dzielnicy. W ten sposób realizują swój mały american dream.

Winnicka pokazuje, że mimo iż Polakom na nowojorskim Greenpoincie zazwyczaj się nie przelewało, to niektórzy mieli na siebie pomysł i dokładali w ten sposób cegiełkę do budowy tamtejszej społeczność. W dzielnicy powstawały delikatesy z polskim salcesonem, piekarnie z polskim chlebem, tętniące życiem kluby urządzające polskie koncerty, a nawet siedem polskich księgarni. Winnicka pisze, że Polacy przez lata nie zamierzali stopić się w nowojorskim tyglu w jedną bezimienną masę. Że Greenpoint był niegdyś „syropem z Polski. Polską zagęszczoną, słabo rozpuszczającą się w nowojorskim roztworze. Tym, co nas definiuje, podanym na dużej łyżce”. Niegdyś, ponieważ tamtej Małej Polski już w zasadzie nie ma.

Unikalny mikroświat Polonii został bowiem wyparty przez prawa rynku. Na Greenpoincie jeszcze do niedawna widziano śmietnik Nowego Jorku, przedsionek metropolii. Aż kilka lat temu dostrzeżono tam potencjał na biznes. Dzielnica zaczęła się gentryfikować – deweloperzy wznieśli nowoczesne apartamenty, podatki i czynsze drastycznie podskoczyły do góry. W rezultacie ceny zaczęły przekraczać możliwości Polaków, stali się niewypłacalni, a ich miejsce zajęli nowobogaccy Amerykanie. Splajtowały też polskie biznesy na Greenpoincie, które nie wytrzymały konkurencji. W ich miejscu stanęły modne, hipsterskie kawiarnie. Książka Winnickiej to próba uchwycenia odchodzącego w zapomnienie świata.

Zahipnotyzować miasto

The dom książka Jana BłaszczakaW pewnym sensie podobnie jak reportaż Winnickiej można traktować ten napisany przez Jana Błaszczaka. „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” tworzy w końcu kronikę Nowego Jorku, który zniknął, przeszedł do historii. W miejscu, w którym stał The Dom, tytułowy klub założony z inicjatywy Polaka, Stanleya Tolkina, obecnie mieści się sklep spożywczy i sieciówka z meksykańskim żarciem. Pół wieku wcześniej gościła tam śmietanka nowojorskiej bohemy, która zmieniła bieg historii. Andy Warhol pokazywał tam swoje filmy, The Velvet Underground grali swoje pierwsze performatywne koncerty, do białego rana zwykli tam dyskutować afroamerykańscy jazzmani. Wieść gminna niesie, że Salvador Dali był stamtąd regularnie wyganiany za pijackie ekscesy. Pewnego wieczoru miał otrzymać dożywotni zakaz wstępu do lokalu.

Książka Błaszczaka to nie tylko forma upamiętnienia, ma ona jeszcze jedną unikalną warstwę – w centrum opowieści stawia Polonusa wywodzącego się z klasy robotniczej, któremu udało się zyskać szacunek, sławę, a wręcz zahipnotyzować całe miasto. Historia Tolkina wydaje się wyjątkowa na tle wyżej przytoczonych. Jest dowodem na to, że „american dream” w wydaniu Polaków jak najbardziej ma szansę się spełnić.

Opowieści o polakach w USA Dorota MalesaO kilku takich rodakach pisze też Dorota Malesa, znajdziemy ich w książce „Ameryka.pl. Opowieści o Polakach w USA”. Szczególny jest tu przypadek niejakiego Emila Vardy, który w wieku dwudziestu siedmiu lat wyjechał z Lublina do Nowego Jorku. Nie znał tam nikogo, musiał brać fuchy, gdzie popadnie. Pracował na budowie, jeździł na żółtej nowojorskiej taksówce. Wiele lat później wraz ze wspólnikiem wpadł na pomysł otworzenia knajpy, żeby – jak sam twierdzi – zarobić parę groszy. Knajpa, a w zasadzie restauracja, nazywa się Waverly Inn, to ta sama, w której Fran Lebowitz w serialu „Udawaj, że to miasto” zabawiała anegdotami Martina Scorsese. Kto oprócz zjadliwej intelektualistki tam się pojawia? Anna Wintour, Beyoncé, Robert De Niro, swego czasu widywano tam Donalda Trumpa. W końcu to jedno z najmodniejszych miejsc w całym Nowym Jorku.

Niedorzeczne miasto

Malesa ma rację, pisząc, że nie ma jednej ścieżki bycia polskim emigrantem w Stanach, że tych ścieżek są miliony, a na każdej z nich zdarzają się ostre zakręty. Nie ma jednej recepty na nowojorski żywot. Tak samo, jak nie można stworzyć spójnego obrazu tego ekstremalnie różnorodnego miasta, zbudowanego na trudnych do pojęcia kontrastach. Bohaterowie Redlińskiego myśląc „Nowy Jork”, wyobrażali sobie miasto drapaczy chmur, a trafili do dzielnicy usianej jednopiętrowymi domkami, która nie różniła się specjalnie od Grajewa na Podlasiu. Nowy Jork ma, oczywiście, wiele twarzy. Nie ma czegoś takiego jak jeden Nowy Jork – są miliony różnych wersji tego miasta, zależnie od punktu widzenia. Nie powinniśmy sobie wyrabiać o nim zdania tylko na podstawie mitu, którym nieustannie szafowały filmy Woody’ego Allena.

Rok nie wyrok Piotr MilewskiLepiej sięgnąć po „Rok nie wyrok”, książkę Piotra Milewskiego, niegdyś korespondenta Radia Zet, obecnie Newsweeka, który mieszka tam od ponad ćwierć wieku. Pewnego dnia polski dziennikarz miał zwyczajnie pecha – znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Został przypadkowo zatrzymany przez tajniaków pod zarzutem handlu narkotyków i skazany na rok przymusowego odwyku w towarzystwie recydywistów, od których dzieliło go niemal wszystko. Chyba żadna inna historia nie oddaje tak dobrze nowojorskiego kalejdoskopu zdarzeń nieprzewidzianych, w którym wszystko zmienia się nieustannie i przekształca. W ośmiomilionowym mrowisku, które nigdy nie śpi i nie zna odpoczynku, wszystko się może zdarzyć. Świątynia możliwości? Być może. Ale przede wszystkim – jak napisał kiedyś Walt Whitman – niedorzeczne miasto.

Mateusz Demski – dziennikarz, krytyk filmowy, absolwent krakowskiego filmoznawstwa. Poza lubimyczytać.pl publikuje m.in. na łamach „Przekroju”, tygodnika „Przegląd”, czasopisma „Ekrany”, a także w portalach Interia.pl, Wirtualna Polska, Papaya Rocks.


komentarze [9]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
nordvargr 06.07.2021 22:20
Czytelnik

Nie sądzę aby akurat polska emigracja w Ameryce radziła sobie gorzej niż inne, takie historie można spotkać w każdym narodzie, który do Ameryki omamione jej możliwościami przybywały. Na pewno warto sobie takie historie przybliżyć. 
Byli też i tacy których z wielkości odarła wpierw własna ojczyzna i wojna, a potem i Ameryka. Najcelniejszym przykładem jest rzeźbiarz Stanisław...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Meszuge 05.07.2021 07:40
Czytelnik

"Szczuropolacy" to znakomita powieść. Po pewnym czasie tytuł oficjelom się nie spodobał, więc zmieniono go na "Szczurojorczyków". A film, też bardzo dobry, nosi tytuł "Szczęśliwego Nowego Jorku".

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Virgo13 05.07.2021 09:23
Czytelnik

Na ile film jest wierny książce? Bo książkę dodałem do przeczytania, ale film widziałem i jeśli wiernie oddaje treść, to nie wiem, czy nie odpuścić czytanie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Krzysiek Żuchowicz 06.07.2021 21:46
Autor

Również jestem ciekaw. Ale z tej listy jeszcze "Greenpoint. Kroniki..." brzmi ciekawie, więc jak coś sięgnę po nią.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Meszuge 07.07.2021 06:27
Czytelnik

Mnie się wydaje, że film jest mocno zbliżony do książki - nie znajdzie się w nim nic specjalnie nowego. Jego wartość stanowi gra gwiazd kina.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
John_Doe 05.07.2021 06:55
Czytelnik

Siostra mojej żony od 30 lat mieszka w Nju jork. Kiedyś kontaktowały się listownie. Jak internet trafił w Polsce "pod strzechy" dzwoni co parę dni na jakiegoś vibera czy mesengera i pieprzą przez telefon godzinami. Jej dzieci tak bezczelne że potrafią bez zapowiedzi przylecieć do Polski albo dzwonić o czwartej rano, Nie wiem szkół tam nie mają, nie wiedzą że jest różnica...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
czytamcałyczas 04.07.2021 12:58
Czytelnik

Większość Polaków wiedzę o USA czerpię z filmów z Bruce Willis 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Virgo13 04.07.2021 10:58
Czytelnik

Do tej pory polska emigracja nie była mi zbyt bliska, ale w tak interesujący sposób opisałeś zawartość tych książek, że kilka wrzuciłem na listę do przeczytania.

Jak w tym powiedzeniu: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Czyli że wszędzie wydaje się lepiej niż w Polsce, a prawda jest taka, że wszędzie się po prostu żyje i jednemu się uda, drugiemu nie. Ale w Polsce...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Mateusz Demski 02.07.2021 13:50
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post