Notatki z obsesji
Zaginione kobiety, niedokończone śledztwa i zagadki nierozwiązane od lat. Takich historii znamy wiele. Pogrążeni w rozpaczy partnerzy, dzieci, rodzeństwo szukają najmniejszej choćby wskazówki o bliskich, którzy zniknęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Cisi bohaterowie drugiego planu zdeterminowani, aby wyjaśnić tajemnicę… Temat żałoby, obsesji i próby przepracowania straty podejmuje w swoim nowym thrillerze „Papierowe duchy” Julia Heaberlin.
„Odnalezienie człowieka, który według mnie zabił moją siostrę, zajęło mi dużo, bardzo dużo czasu. Lata. Dziesiątki rozmów. Setki podejrzanych. Tysiące dokumentów. Czytałam, nękałam, kradłam. To moja obsesja, a w niej wszystkie chwyty są dozwolone” – mówi z rozbrajającą szczerością główna bohaterka książki Papierowe duchy. Jej zamiary zostają ujawnione już na pierwszych stronach książki: odnaleźć mordercę swej siostry Rachel. Zrozumieć, co wydarzyło się dwanaście lat wcześniej – tamtego dnia, gdy młoda dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, a wszelkie tropy zawiodły.
Bohaterkę poznajemy w momencie, w którym już wie, kto zabił jej siostrę. Po wielu latach poszukiwań, analiz i dochodzenia prowadzonego na własną rękę z przekonaniem wskazuje na słynnego niegdyś niegdyś fotografa, Carla Louisa Feldmana. Wielokrotnie nagradzany i znany artysta kilka lat wcześniej trafił do zamkniętego ośrodka z podejrzeniem demencji. Tuż po tym, jak został uznany za seryjnego mordercę, a następnie oczyszczony przez sąd z wszelkich zarzutów ze względu na brak dowodów. Bohaterka jednak – jak sądzi – zna prawdę. Feldman jest winny. Teraz pozostaje tylko mu tę winę udowodnić.
Narratorka powieści wciela więc w życie swój plan – podszywając się pod córkę fotografa, zabiera go w podróż do miejsc, w których prawdopodobnie wcześniej uprowadził i zamordował inne swoje ofiary. Trzy czerwone kropki znaczą mapę Teksasu niczym ślady świeżej krwi. To punkty, w których robił zdjęcia, a jednocześnie miejsca, w których zaginęły trzy młode kobiety, lecz ich ciała nigdy nie zostały odnalezione. Jej celem jest rozbudzenie wspomnień Feldmana i wyłuskanie z nich tego, czego potrzebuje – dowodów na winę mężczyzny. Poszczególne warstwy historii są odsłaniane w kolejnych etapach podróży, dokładnie przez nią zaplanowanych. Lecz nic tu nie jest pewne. Tropy i ślady, dowody na winę i niewinność, kolejne poziomy historii wciąż rodzą pytania i domysły. Czy pasażer, którego zabiera w podróż bohaterka, rzeczywiście cierpi na demencję? Dlaczego wykazuje – jak na starszego, zniedołężniałego rzekomo mężczyznę – ponadprzeciętną sprawność fizyczną i siłę? Skąd u niego niespodziewana jak na zwyrodniałego mordercę empatia wobec zwierząt?
Jedna z pierwszych scen „Papierowych duchów” przedstawia pojedynek szachowy między narratorką a emerytowanym fotografem. To doskonała metafora tego, w jaki sposób autorka książki prowadzi jej akcję. Jest to bowiem wyrafinowana, a jednocześnie bardzo niebezpieczna gra, w której szala zwycięstwa przechyla się nieustannie z jednej strony na drugą. To nie rozwiązanie zagadki zaginięcia młodej dziewczyny jest jednak najważniejsze. A przynajmniej nie tylko to. Szkieletem, na którym osadzona zostaje narracja powieści, jest bowiem temat traumy po stracie bliskiej osoby i dojmująca potrzeba jej przepracowania. Julia Heaberlin prowadzi więc czytelnika przez meandry umysłu bohaterki, wyjaśniając jej stany psychiczne i emocje, które nią kierują. Co przeżywa ktoś, kto traci najważniejszą osobę w życiu? Jak sobie radzi z tak bolesną stratą? Zupełnie inną niż śmierć bliskiego, bo przecież bez odnalezionego ciała, a tym samym nawet bez możliwości ostatniego pożegnania. Z iskrą nadziei, która mimo wszystko się tli, bo bez ostatecznego rozwiązania zagadki nikt nie ma pewności, że zaginiona osoba rzeczywiście nie żyje…
Żałoba. Obsesja. Zagadka. Trzymająca w napięciu akcja powieści zawiązuje się wokół tych trzech słów. Jej autorka pokazuje, że uleczone może być tylko to, co zostanie wydobyte na powierzchnię. Tylko zejście do jaskini i ujawnienie wszystkiego, co zostało wcześniej ukryte w ciemności, pozwoli na zagojenie się ran. Właśnie dlatego, mimo nieudanych prób policji, bohaterka postanawia przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Na dwanaście lat zamyka się we własnym świecie, w którym skrupulatnie gromadzi wszelkie dowody, poszlaki, analizy mogące naprowadzić ją na ślad Rachel. Obsesja staje się jej motorem działania i prowadzi ją do bliskich szaleństwu decyzji.
„Kupowałam strach. Płaciłam ludziom za to, żeby zawieszali mnie wysoko z zawiązanymi oczami i puszczali tak, bym nie wiedziała, czy za chwilę wpadnę do lodowatej wody, odbiję się od trampoliny, czy polecę na łeb, na szyję po niekończącym się zboczu” – tłumaczy bohaterka. Oprócz udziału w ekstremalnych szkoleniach dokonuje też zmiany swojego wyglądu: zapuszcza i farbuje włosy, tyje, kupuje wkładki do butów, które pozwalają jej na zmianę wzrostu o kilka centymetrów. Wynajmuje magazyn, w którym tworzy swoją „bazę dowodzenia” – w kolorowych pudełkach gromadzi wszelkie materiały na temat Carla Feldmana i zaginionych kobiet, pistolety odziedziczone po ojcu i przedmioty zachowane po Rachel. Przygotowuje plan doskonały i opracowuje wszystkie jego możliwe scenariusze – tak, aby być przygotowaną na każdą ewentualność.
Oto świat stworzony z obsesji i domysłów. Wszystko musi być w nim uporządkowane, przeanalizowane, dopracowane. Nie ma tu miejsca na przypadek. Każdy krok i każde działanie jest zaplanowane. Rzeczywistość jest tu podzielona na dwie części: jedną z nich stanowi zagadkowa historia, urwana w niespodziewanym momencie, i niepokojąca tajemnica, pełna mroku i niedopowiedzeń; drugą – obsesyjne działania, które mają na celu wydobycie tej historii z ciemności, uporządkowanie jej i wyjaśnienie.
Emocjonująca akcja thrilleru Julii Heaberlin przeplata się z licznymi retrospekcjami, z których dowiadujemy się między innymi o żałobie przeżywanej przez rodzinę Rachel: o depresji matki, uzależnieniu od sportu ojca, o próbach terapii, które kończą się fiaskiem. Aż w końcu o znalezieniu fotografii autorstwa Carla Feldmana pod schodami na strychu, co dla bohaterki staje się impulsem do rozpoczęcia własnego śledztwa. A w konsekwencji początkiem obsesji, która doprowadzi do podróży po Teksasie w towarzystwie mordercy.
„Papierowe duchy” to opowieść o podróży, która przede wszystkim jest podróżą przez wspomnienia. Dlatego tak istotną rolę odgrywa w niej fotografia. Ta dziedzina sztuki staje się tu bohaterką drugiego planu. Domniemany morderca był przecież przed laty cenionym fotografem i dokumentalistą, którego prace nagradzano i wydawano w formie albumów. Fotografie to również ślady pamięci, a zamknięte w kadrze wspomnienia i miejsca stają się jedynym kluczem, który może otworzyć pamięć Carla Feldmana. To w końcu również trop, który naprowadza główną bohaterkę na sprawcę zbrodni.
„Podobne do siebie jak dwie krople wody dziewczynki bawiące się w lesie. Krucha panna młoda w strugach deszczu. Niewidzialna dla tłumu bezdomna dziewczyna trzymająca w dłoni kubek po kawie. Znam te zdjęcia na pamięć, każdy ich szczegół. Idealne ujęcia żyją, a zatrzymane w kadrze postaci zyskują nieśmiertelność. Paradoksalnie spust migawki brzmi jak wystrzał z pistoletu” – mówi narratorka powieści. Ten nieustanny niepokój przenika wszystkie plany powieści i angażują czytelnika od początku aż do ostatniej strony.
Thriller „Papierowe duchy” mierzy się z ważnymi tematami w nieoczywisty sposób. Każdy z bohaterów ma swojego „bzika”, każdy w pewnym momencie przekracza granicę szaleństwa. Czytelnik wciąż zadaje sobie pytanie: co w tej historii jest faktem, a co wytworem chorego umysłu? To napięcie wypełniające powieść Julii Heaberlin sprawia, że tę książkę chciałoby się smakować bez końca.
Artykuł sponsorowany