rozwiń zwiń

Nie płaczę zbyt często - wywiad z Colleen Hoover

Milena Buszkiewicz Milena Buszkiewicz
03.08.2016

Choć Colleen Hoover napisała kilkanaście romansów, twierdzi, że nie jest typem romantyczki. Historia jej życia doskonale nadaje się na kanwę powieści. Jest bardzo serdeczną i otwartą osobą, ale podczas rozmowy często zdarza się jej odlatywać myślami. Mówi, że jej głowa pracuje na pełnych obrotach i zawsze coś dzieje się w środku. Nie bez przyczyny pracuje po 16 godzin dziennie i ma miliony wiernych czytelniczek na całym świecie.

Nie płaczę zbyt często - wywiad z Colleen Hoover

Milena Buszkiewicz: Debiutowałaś w 2012 roku, a wydałaś już kilkanaście książek, jak ty to robisz?

Colleen Hoover: Naprawdę dużo pracuję! Nawet po szesnaście godzin dziennie, każdego dnia. Po prostu to uwielbiam i nie traktuję tylko jako pracę. Oczywiście oprócz tego, że pracuję na przykład miesiąc nad książką, to robię sobie również przerwy, by móc spędzić czas z rodziną. Taką przerwę również planuję po obecnym tournée.

Jest to 16 godzin ciągłego pisania czy włączasz w to research?

Social media, maile i podobne sprawy zajmują mi pewnie jakieś pięć godzin. Tworzę przez okoły trzy godziny dziennie. Ale poza tym wszystkim prowadzę także działalność charytatywną, co zabiera mi bardzo dużo czasu.

Jak reaguje twoja rodzina na takiego pracoholika w domu?

Mam trzech synów. Oni chodzą do szkoły, a ja do pracy, więc mamy swoje zajęcia. Chłopcy są bardzo zaangażowani w sport, zatem mają co robić. Pracuję poza domem, mam swoje biuro, więc czas spędzany z rodziną jest dla nich pełnowartościowy, jemy wspólnie posiłki, rozmawiamy, a gdy wszyscy idą spać, wracam do pisania i pracuję do drugiej w nocy.

Zanim trafiłaś na listę bestsellerów New York Timesa i stałaś się tak popularna, twoje życie wyglądało zupełnie inaczej niż teraz.

Byliśmy bardzo, bardzo biedni. Z wykształcenia jestem pracownikiem społecznym i taką drogę zawodową wybrałam, ale nie można na tym zarobić zbyt wiele. Wszystkie zmiany zachodziły wyjątkowo szybko i nieoczekiwanie. Moją największą obawą był strach przed tym, że moje życie się zmieni, nie chciałabym tego, bo naprawdę je lubię i jestem szczęśliwa. Bardzo skupiam się na tym, by być tą samą osobą, co dawniej, prowadzić takie samo życie, by moje dzieci twardo stąpały po ziemi.

Pierwszą i drugą książkę wydałaś sama, jak wygląda self publishing w Stanach?

Kiedy napisałam moją pierwszą książkę na temat wydawania nie wiedziałam nic. Moja babcia dostała pod choinkę czytnik ebooków i chciała przeczytać moją książę, więc sprawdziłam w sieci, co muszę zrobić, by mogła przeczytać ją na swoim kindlu. Znalazłam w sieci ofertę Amazona, który proponował publikację za darmo, nawet mogłam wybrać jedną z trzech okładek. Uznałam, że to świetny pomysł, moja babcia, mama i ciocia mogły pobrać sobie książkę bezpłatnie. Zupełnie nie myślałam o tym, że ktoś jeszcze może ją przeczytać. Było to w styczniu 2012 roku, a cztery miesiące później pojawiła się na liście New York Timesa. Wszystko działo się tak szybko i naprawdę zmieniło moje życie. Obecnie w Stanach wydanie książki jest trochę trudniejsze, bo pojawiło się więcej osób publikujących samodzielnie. Po prostu w tamtym czasie miałam bardzo dużo szczęścia.

Co sprawiło, że nagle zaczęłaś sprzedawać miliony książek?

Nie mam pojęcia! Po prostu podjęłam decyzję, że cały mój czas poświęcę na tworzenie i karierę pisarską, rzucę pracę, ale tak naprawdę nie byłam pewna, czy jestem w stanie napisać coś więcej . To była bardzo trudna decyzja, wraz z moim mężem mieliśmy wiele wątpliwości, czy postępujemy właściwie. Trudno mi przyznać, że dla mnie było to proste, ale to prawda. Jestem szczęściarą, kiedy idę do księgarni i widzę w niej moje powieści, w dodatku na półce z bestsellerami, nie myślę, że to dlatego, że jestem genialną pisarką, lepszą od innych autorów, bo wszyscy pracujemy równie ciężko, tylko wiem, że znalazłam się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, trafiłam w niszę, która istniała na rynku wydawniczym i miałam mnóstwo szczęścia.

Prezentujesz nowe zjawisko na rynku wydawniczym, czyli powieści new adult, young adult, w Polsce ten gatunek dopiero raczkuje.

W Stanach też wiele osób wciąż nie wie, co kryje się pod tymi określeniami. Kiedy pisałam pierwszą powieść, „Pułapkę uczuć”, nie miałam pojęcia, że będzie to książka prezentowana jako ta z gatunku new adult. Gdy tworzę nie myślę o żadnym gatunku, po prostu piszę to, co chcę przekazać. Ale rozumiem, że w momencie, gdy pojawiły się książki nie pasujące do innych gatunków, zaistniała potrzeba stworzenia nowego. Do tej pory romanse czy harlequiny opowiadały historię dojrzałych bohaterów, były też książki dla młodzieży, ale prawie nikt nie pisał wtedy o postaciach, które dopiero co weszły w dorosłość i borykają się z poważnymi problemami.

Tak zwana literatura kobieca często spotyka się z krytyką, jak na nią reagujesz?

Tak naprawdę mało mnie obchodzi. Piszę książki dla moich czytelników, takie, jakie mam ochotę sama czytać. Tworzę dla rozrywki, by czytelnicy mogli na kilka godzin uciec do innego świata. Wiem, że jest mnóstwo osób, które uwielbiają moje powieści, jest też wielu, którzy ich nie lubią i nie muszą, nie mają obowiązku ich czytać. Wszystkich tych, którzy sądzą, że piszę tylko dla kobiet, muszę trochę zaskoczyć, bo naprawdę można się zdziwić wiedząc ilu mężczyzn przychodzi na moje spotkania autorskie. Ale sprawa jest prosta, każdy powinien czytać to, na co ma ochotę.

W swoich książkach opisujesz wiele pięknych i trudnych historii miłosnych, czy i ciebie spotkała historia podobna do tych literackich?

Kilka tygodni temu obchodziłam piętnastą rocznicę ślubu, spotykam się z moim mężem od szesnastego roku życia, jest wspaniałym gościem, nie dotykają nas żadne tragedie. Gdyby mój mąż był taki jak niektórzy bohaterowie moich powieści, to pewnie już dawno bym go rzuciła. Przy każdej książce uruchamiam pokłady mojej wyobraźni, ze względu na to, że nie jestem typem romantyka, sporo czasu zajmuje mi poczucie tego, co czują postacie, pewnie dlatego moje książki są tak poruszające, a bohaterowie pełni pasji, bo naginam emocje do granic.

Jak wygląda twój proces tworzenia?

Każda książka jest inna. Czasami zanim zacznę pisać od dłuższego czasu po głowie chodzi mi jakaś historia, innym razem zaczynam tworzyć i nie mam pojęcia, co będzie dalej. Wszystko zależy od powieści. Przy „Ugly Love” znałam całą historię Milesa i dopiero gdy skończyłam ją pisać, wróciłam do postaci Tate. Najczęściej piszę powieści chronologicznie, rozdział po rozdziale, jedynym wyjątkiem jest właśnie „Ugly Love”, gdzie wszystko zaplanowałam wcześniej bardzo dokładnie, bo opisywałam historię z dwóch perspektyw.

W Stanach na początku sierpnia ukazuje się powieść It Ends With Us, wiem, że jest dla ciebie wyjątkowa, opowiesz czytelnikom dlaczego?

To pierwsza powieść, przy pisaniu której płakałam. Nie jestem emocjonalną osobą, nie płaczę zbyt często, ale ta książka znaczy dla mnie bardzo wiele. Również pierwszy raz umieściłam w powieści wiele wątków z mojego prywatnego życia, nigdy wcześniej nie robiłam takich rzeczy. Napisanie tej książki było bardzo trudne, wprawiała mnie w zły nastrój, pisząc ją byłam cały czas bardzo smutna, aż do samego momentu jej zakończenia. Pewnie będzie to dla mnie najtrudniejsza publikacja, bo chciałabym, aby wszyscy pokochali tę książkę tak bardzo jak ja. Powieść opowiada historię Lilly, dziewczyny z trudną przeszłością oraz Ryle’a neurochirurga, których połączy miłość, ale ze względu na powracające uczucie z przeszłości ich relacja nie będzie łatwa.

Czy nie obawiałaś się umieścić w książce wątków z prywatnego życia? Teraz wszyscy dziennikarze będą cię o nie wypytywać.

Trudno jest opowiedzieć o tej książce bez ujawniania fabuły, ale spróbuję nie zepsuć przyjemności z czytania. „It Ends With Us” napisałam dla mojej mamy. Opisuję relacje między moimi rodzicami, ich historię i tak naprawdę bałam się reakcji tylko jednej osoby, mojej mamy. Przeczytała książkę, była wyjątkowo wzruszona, i choć dużo płakała, to powieść bardzo jej się spodobała i była dla niej uzdrawiająca. Nic innego nie ma dla mnie znaczenia, jeśli ona jest szczęśliwa, to i ja jestem szczęśliwa. 

Książki „Ugly Love” oraz „Never, Never” ukazały się pod patronatem serwisu lubimyczytać.pl.


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
BlondiTala 30.04.2017 23:55
Czytelnik

Przeczytałam cały ten wywiad i mogę szczerze powiedzieć, że on mnie urzekł. Bardzo chciałabym przeczytać wiele książek Colleen Hoover. Darzę te kobietę ogromnym szacunkiem i podziwiam to jak żyje, jak sobie z wszystkim radzi, jak pokonała strach i opublikowała swoją książkę, jak walczyła i nadal walczy o życie, szczęście i spokój, swój oraz swojej rodziny.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
konto usunięte
14.08.2016 11:18
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

mery200256 19.08.2016 22:09
Czytelnik

Nie wątpię, że może ci się tak wydawać, aczkolwiek jak głębiej przeanalizować treść jej książek, to można dość do wniosku, że skłaniają one do zadawania wręcz filozoficznych pytań tj.: czy jesteś szczęśliwy? Czym tak naprawdę jest szczęście? W jaki sposób postrzegamy miłość? Czy to uczucie płynące z serca, potrzeba chronienia innej osoby, a może zwykły pociąg seksualny?...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Ewa 08.08.2016 09:08
Bibliotekarka

Bardzo fajny wywiad. Cieszę się, że nie jest to autorka jednej powieści. Nie mogę się doczekać, by przeczytać pozostałe. A póki co polecam "Hopeless" :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Milena 03.08.2016 13:56
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post