Monika

Profil użytkownika: Monika

Kołobrzeg/Poznań Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 9 lata temu
62
Przeczytanych
książek
62
Książek
w biblioteczce
4
Opinii
7
Polubień
opinii
Kołobrzeg/Poznań Kobieta
Dodane| Nie dodano
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , ,

24 grudnia, dostaję w prezencie książkę. Dotąd mi nie znana autorka, Anna Ficner-Ogonowska. Mój ojciec chrzestny zachwala, ponoć to teraz czytają kobiety. Tytuł „Alibi na szczęście” wskazywałby na romantyczną, może wzruszająca, z pewnością ciepłą, przepełnioną miłością historię. Zwlekam z czytaniem, zapowiada się długa lektura. Zabieram ją ze sobą do pociągu, czeka mnie pięć godzin podróży. Piękna okładka, przedstawiająca moje ukochane morze, znad którego ruszam do Poznania. Krótki opis zamieszczony na okładce zaprasza do poznania historii Hanki. Kobiety, która pewnego sierpniowego dnia straciła wszystko. Przestała marzyć, układać plany. Zaczynam zastanawiać się, co takiego utraciła bohaterka. Czy chodzi wyłącznie o miłość? Przecież na jej drodze ma pojawić się Mikołaj. Kim jest Mikołaj? Kim jest pani Irenka, w której nadmorskim domu Hania potrafi odnaleźć spokój i znów potrafi uwierzyć.

Książka Anny Ficner-Ogonowskiej jest publikacją zaskakującą pod wieloma względami. Po pierwsze, aż trudno uwierzyć, gdyby nie mąż autorki książka nie pojawiłaby się w księgarniach. „Alibi na szczęście” jest jej pierwszą powieścią, którą pisała dla samej siebie, a której mąż nie pozwolił pisać „do szuflady”. Po drugie, powieść zdobyła odpowiednią reklamę, na okładce czytelnik znajdzie rekomendacje Danuty Stenki i Artura Żmijewskiego. Ponadto, pierwsza powieść w wymiarze 650 stron robi wrażenie, które wzmacnia zapowiedź kolejnej części. „Alibi na szczęście” dotyka uniwersalnych tematów, napisana z dużą dbałością o język polski, co z pewnością nie umknie czytelnikom i za to duże brawa dla autorki! Chwile spędzone z tą książką były dla mnie prawdziwą ucztą czytelniczą. To jedna z tych pozycji, które zostaną u mnie na zawsze i do której z przyjemnością będę wracać. Tak jak teraz, przeżywam już drugi raz historię Hanki i to, co znów najbardziej mnie urzeka to jak autorka twardo i dobitnie pokazuje, co jest w życiu najważniejsze i, że nic nie może nam zamknąć drogi do szczęścia. Czasami nie warto zadawać pytań, mogą one nas doprowadzić do miejsca, gdzie samotność, strata i tęsknota są jedynymi władcami. W tym miejscu poznajemy Hankę, która się zagubiła, boi się miłości, boi się śmiać, a jej świat zbudowany jest wokół ogromnej straty, jaką poniosła.

„Alibi na szczęście” to historia niezwykła o cierpliwości, o zrozumieniu oraz akceptacji tego, co przynosi nam los. Nie możemy oczekiwać jedynie pięknych przeżyć, ekscytujących przygód, czasami musimy godzić się ze światem po traumatycznych wydarzeniach, które niesie nam życie. Powieść, która przepełniona jest dojrzałymi spostrzeżeniami, emocjami pozwoliła mi choć na chwilę się zatrzymać i spojrzeć na pewne sprawy inaczej. Słowa wypowiadane przez panią Irenkę wzruszały, jednocześnie stawiając do pionu. Nieważne ile za nami gorzkich przeżyć, pozostawionych wciąż bez odpowiedzi spraw, zawsze jest coś przed nami i zawsze może być to coś pięknego. „Dziecko moje, a tak po prawdzie, szczęścia nie można szukać między zębami, ani w portfelu, ani tam, gdzie nas nie ma, bo szczęście jest w nas. Szczęście mieszka w sercu, które ma każdy. Pan Bóg rozmyślnie tak urządził świat, żeby szczęście było za darmo.”

24 grudnia, dostaję w prezencie książkę. Dotąd mi nie znana autorka, Anna Ficner-Ogonowska. Mój ojciec chrzestny zachwala, ponoć to teraz czytają kobiety. Tytuł „Alibi na szczęście” wskazywałby na romantyczną, może wzruszająca, z pewnością ciepłą, przepełnioną miłością historię. Zwlekam z czytaniem, zapowiada się długa lektura. Zabieram ją ze sobą do pociągu, czeka mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Oliviera Toscaniego „Reklama uśmiechnięte ścierwo” szokuje już samym tytułem. Widząc go pomyślałam o możliwości spojrzenia na reklamę z innej perspektywy, dotąd mi nieznanej. Spodziewałam się niekonwencjonalnego podejścia do tematu i przyznam, że nie rozczarowałam się. W książce Toscaniego nie znalazłam suchych teorii o reklamie, jej jasno określonych funkcji. Adekwatnym określeniem tego zaś z czym się spotkałam będzie „szokujące”. Śmiało więc mogę stwierdzić, iż Oliviero Toscani potrafił szokować za czasów kampanii Benettona i potrafi szokować także dziś za każdym razem, kiedy jego książka trafia do rąk kolejnego czytelnika.

Oliviero Toscani odpowiedzialny był za kampanię reklamową Benettona. Jakie zatem produkty miał reklamować? Banalne, pulowery. Jednak w swoich reklamach przedstawiał ponadczasowe problemy społeczeństwa. Kolejno wymieniając: rasizm, homoseksualizm, AIDS. Jego reklamy szokowały, bulwersowały, spotykały się z licznymi przeciwnikami. Toscaniego oskarżano o wykorzystywanie AIDS, cierpienia chorych i ich bliskich do realizacji osobistych interesów. Zagłębiając się jednak w lekturę postawa O. Toscaniego to postawa pełna gotowości do walki o niezrozumiałą dyskryminację rasową, homoseksualistów i ludzi zmagających się z AIDS. Wydaje mi się, że w chwili gdy zdał sobie sprawę jak silnymi środkami przekazu dysponował, a także dzięki finansowemu poparciu Benettona był zdolny przeciwstawiać się temu, co śmiało można określić ludzką zawiścią, a także ludzką obojętnością i biernością.

Z pewnością książkę O. Toscaniego czytało mi się przyjemnie i dość łatwo. Pomagały w tym liczne opisy kampanii reklamowych oraz konferencji prasowych z podaniem konkretnych dat i miejsc. Dużym atutem są również ilustracje. Toscani stawiał na niekonwencjonalne fotografie, zawsze dobitnie odzwierciedlające problem. Po zakończeniu lektury czuję, że moja wyobraźnia jest bogatsza o obrazy, których nie poznałabym gdyby nie Oliviero Toscani. Przeniósł mnie w świat reklamy, jakiego niewątpliwie nie znałam. Reklama nie musi być tylko wytworem, który ma zachęcić mnie do danego produktu przedstawiając jego walory za pomocą oryginalnych pomysłów jej twórcy. Reklama, jeżeli tylko zechcemy może wyrażać coś więcej. Może odnosić się do spraw społecznych, naciskać na wrażliwość, zmuszać do myślenia o tych sprawach, o których po prostu boimy się mówić. Jak wiadomo ludzie boją się najbardziej tego, czego nie rozumieją.

Książka Oliviera Toscaniego „Reklama uśmiechnięte ścierwo” szokuje już samym tytułem. Widząc go pomyślałam o możliwości spojrzenia na reklamę z innej perspektywy, dotąd mi nieznanej. Spodziewałam się niekonwencjonalnego podejścia do tematu i przyznam, że nie rozczarowałam się. W książce Toscaniego nie znalazłam suchych teorii o reklamie, jej jasno określonych funkcji....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wroniec” Jerzego Dukaja opowiada historię małego Adasia, który jest świadkiem porwania ojca przez Wrońca. Kim jest Wroniec? Choć bardziej pasowałoby tutaj pytanie, czym jest ów Wroniec. Olbrzymi czarny kruk niosący ze sobą zagrożenie, który jednego wieczoru staje się główną postacią w życiu Adasia i jego rodziny. I tutaj pojawiają się mieszane uczucia. Ciężko jednoznacznie określić dla kogo to ma być książka. Jest napisana jak typowa bajka. Historia skupia się na wydarzeniach pewnej grudniowej nocy. Do domu głównego bohatera Adasia wdziera się ogromny Wroniec, porywa jego ojca i ciężko rani matkę, która trafia do szpitala. Na skutek czego Adaś zostaje oddany pod opiekę sąsiada Jana Stanisława Wieńczysława, czyli pana Betona. Razem postanawiają odnaleźć i uratować ojca chłopca.

Opowieść o stanie wojennym jako baśń dla dzieci to ciekawe ujęcie tego tematu. W tym miejscu należy jednak zaznaczyć, że książka Dukaja nie jest skierowana wyłącznie do dzieci i młodzieży. Chociaż to właśnie oni są jej głównymi odbiorcami. „Wroniec” jako książka o PRL na przybliżyć dramatyczne wydarzenia z tamtego okresu. Jerzy Dukaj przedstawiając stan wojenny oczami dziecka intryguje swojego czytelnika. Z pewnością „Wroniec” jest lekturą wymagającą, lecz nie przytłacza odbiorcy, potrafi nawet rozluźnić zabawnymi sytuacjami. Nie należy zapominać o ilustracjach wykonanych przez Jakuba Jabłońskiego. W przypadku „Wrońca” obraz i tekst uzupełniają się. Samą książkę czyta się szybko, wręcz jednym tchem, w jeden wieczór. Nasuwa się pytanie, czy powieść Jerzego Dukaja jest pozycją wartą przeczytania? Dla wątku historyczno- politycznego z pewnością.

Jednak pomimo, że książkę czytało się dosyć łatwo nie mogę powiedzieć, żeby wywołała na mnie piorunujące wrażenie. Zanim sięgnęłam po „Wrońca”, zapoznałam się z kilkoma recenzjami. Spodziewałam się książki, która od pierwszych stron wciągnie mnie w swoją fabułę i razem z Adasiem przeżyję ten grudniowy wieczór. W natłoku Bubeków, Pozycjonistów, Milipantów, Złomotów i Maszyn-Szarzyn ginie gdzieś ta fabuła. Żałuję, że książka Jerzego Dukaja nie trafiła w moje ręce, gdy miałam piętnaście lat. Posiadałam już elementarną wiedzę o stanie wojennym i wówczas „Wroniec” w bajkowy sposób pozwoliłby mi przybliżyć się do tych dramatycznych wydarzeń.

„Wroniec” Jerzego Dukaja opowiada historię małego Adasia, który jest świadkiem porwania ojca przez Wrońca. Kim jest Wroniec? Choć bardziej pasowałoby tutaj pytanie, czym jest ów Wroniec. Olbrzymi czarny kruk niosący ze sobą zagrożenie, który jednego wieczoru staje się główną postacią w życiu Adasia i jego rodziny. I tutaj pojawiają się mieszane uczucia. Ciężko jednoznacznie...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Monika Cichowska

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
62
książki
Średnio w roku
przeczytane
3
książki
Opinie były
pomocne
7
razy
W sumie
wystawione
62
oceny ze średnią 7,4

Spędzone
na czytaniu
390
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]