-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać263
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-03-12
2016-11-13
Żałuję, że nie mamy w polskiej literaturze współczesnej takiego pisarza, jak Javier Cercas, który ma wielki dar opowiadania o najnowszej historii swojego kraju zupełnie na nowo. Potrafi wytropić w niej taki moment, którego literacka eksploracja daje znakomite efekty poznawcze. Na ogół wybiera wydarzenie historyczne, które - wraz ze swoimi bohaterami - ma charakter emblematyczny - skupia w sobie jak w soczewce prawdę o Hiszpanii XX-wiecznej: z okresu wojny domowej, z epoki frankistowskiej i z czasów tak zwanej transformacji. Tym razem bohaterem powieści Cercasa został Enric Marco Batlle, człowiek przez lata uchodzący za zasłużonego kombatanta zmagań z frankizmem (a także za więźnia Trzeciej Rzeszy), który ostatecznie okazał się wielkim hochsztaplerem. Celem literackiego śledztwa jest tyleż prawda o Enricu, ileż o Hiszpanii, w której tego rodzaju oszustwo mogło się powieść. Cercas - a przynajmniej narrator podający się za Cercasa - nie kryje fascynacji Enrikem. Jest on według niego współczesnym wcieleniem najbardziej znanego chyba bohatera literatury hiszpańskiej, Don Kichota, który "nie zadowolił się przeciętną egzystencją i chciał przeżyć życie w wielkim stylu; a ponieważ takie życie było poza zasięgiem, to je sobie wymyślił" (s. 31). Można przypuszczać, że "Oszust" nie zawiedzie polskiego czytelnika, który ma za sobą "Żołnierzy spod Salaminy", "Prędkość światła" i "Anatomię chwili". Najnowsza powieść jest z nimi organicznie związana. Różni się od nich silniej wyeksponowanym wątkiem autotematycznym; można wręcz powiedzieć, że jest to też traktat o prawdzie i kłamstwie w literaturze i życiu, o ich wzajemnym wymieszaniu, o kłamstwie w służbie prawdy i vice versa, o (a)moralności literatury. Cercas stoi w rozkroku między literaturą faktu a literaturą fikcjonalną, demonstrując, że rozgraniczenie między nimi jest dość umowne. Należy on do tych pisarzy, którzy bardzo poważnie traktują swoje zajęcie - pisanie do zdzieranie poszczególnych warstw cebuli kłamstwa w poszukiwaniu prawdy. A docieranie do tej prawdy jest próbą ocalenia. Tę próbę podejmuje również w "Oszuście". Czy wychodzi z niej zwycięsko, to inna sprawa.
Żałuję, że nie mamy w polskiej literaturze współczesnej takiego pisarza, jak Javier Cercas, który ma wielki dar opowiadania o najnowszej historii swojego kraju zupełnie na nowo. Potrafi wytropić w niej taki moment, którego literacka eksploracja daje znakomite efekty poznawcze. Na ogół wybiera wydarzenie historyczne, które - wraz ze swoimi bohaterami - ma charakter...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08-13
"Prędkość światła" Javiera Cercasa zacząłem w godzinach popołudniowych, skończyłem w nocy. Objętość książki nie jest na tyle duża, aby móc powiedzieć, że tempo mojego czytania miało coś wspólnego - choćby w przybliżeniu z tytułem . Książka liczy 300 stron, troszkę jest więc tylko grubsza od wydanych przez W.A.B. w tym samym formacie "Żołnierzy spod Salaminy", natomiast obie one są znacznie krótsze od "Anatomii chwili" (Noir sur Blanc: 450 stron w większym formacie). Niemniej jest to objętość wystarczająca, aby uznać, że przeczytanie powieści właściwie za jednym posiedzeniem stanowi adekwatną o niej opinię... Tak, Cercas jest niezawodny, jeśli chodzi o umiejętność zainteresowania czytelnika światem, o którym opowiada. Robi to w ten sposób, że bohater (a jednocześnie narrator) stoi przed zadaniem rozsupłania jakiejś tajemnicy z przeszłości - w tym przypadku jest to tajemnica jednego z pracowników prowincjonalnego uniwersytetu amerykańskiego, a właściwie tajemnica z okresu jego służby w Wietnamie. Jej rozsupływanie nie jest jednak procesem przebiegającym w sterylnym laboratorium ludzkiej myśli, lecz ściśle przylega on do egzystencji bohatera, ma na nią wpływ, przy czym ważne jest, że chodzi o egzystencję pisarza... A więc ta tajemnica z przeszłości nie przynależy do czasu zaprzeszłego, właściwie przynależy do czasu teraźniejszego i - przyszłego chyba też. Stąd też metafora pisania jako ścigania się ze światłem promieniującym z tej tajemnicy. Twórczość musi wymknąć się determinizmowi - w gruncie rzeczy musi stać się absurdem z punktu widzenia tego determinizmu - aby stać się dziełem. Pewną differentia specifica powieści Cercasa jest geometryczność ich kompozycji, algebraiczność. Oba pojęcia: "geometria" i "algebra" pojawiają się w "Prędkości światła" (końcowy rozdział nosi tytuł "Algebra umarłych"). Ja bym skojarzył oba, zastępując pojęciem symetryczności. Bohaterzy chcieliby uczynić z rzeczywistości, w której żyją i o której piszą (a życie i pisanie to żmut nie do rozsupłania), układ symetryczny. Tę symetryczność oddają choćby takie kategorie, jak wina i odkupienie. Nie zawsze się im to udaje. "Prędkość światła" to jednak zapis porażki (bo chyba nie klęski). Niezaprzeczalny triumf Cercas odniesie dopiero w "Anatomii chwili". Ta powieść (z gatunku literatury faktu) to już majstersztyk symetryczności, eksplozja symetryczności.
"Prędkość światła" Javiera Cercasa zacząłem w godzinach popołudniowych, skończyłem w nocy. Objętość książki nie jest na tyle duża, aby móc powiedzieć, że tempo mojego czytania miało coś wspólnego - choćby w przybliżeniu z tytułem . Książka liczy 300 stron, troszkę jest więc tylko grubsza od wydanych przez W.A.B. w tym samym formacie "Żołnierzy spod Salaminy", natomiast...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-16
Niestety, wielkie rozczarowanie. Po efektownych - barokowych w swym rozmachu - konstrukcjach powieściowych ("Anatomia chwili" i "Oszust") otrzymaliśmy coś w rodzaju umoralniającego reportażu historycznego. Niby jest wszystko, co kojarzy się nam z Javierem Cercasem: bohater, który kryje swoją tajemnicę, autor, który chce tę tajemnicę odsłonić, i, rzecz jasna, silny wątek autotematyczny, a jednak całość wypadła dość anemicznie. Nie wiem, czym jest to spowodowane. Podejrzewam, że jednak obcością Cercasa, współpracownika socjaldemokratycznego "El Pais" i typowego reprezentanta zachodniej lewicy, wobec Manuela Meny, swojego ciotecznego dziadka, który jako falangista znalazł się w wojskach generała Franco. Brak empatii wobec dziewiętnastoletniego żołnierza z wrogiego obozu politycznego odbił się negatywnie na książce. W efekcie Cercas napisał powieść o nieszczęściu, jakie może przydarzyć się człowiekowi, jeśli opowie się po złej stronie, przy okazji dekonstruując mit "pięknej śmierci" (kalos thanatos). Najciekawszy wydaje się jej wymiar autotematyczny. Jest to powieść o powieści, która właśnie z powodu tej ideowej obcości miała nie zostać napisana. Mnie to nie wystarcza.
Niestety, wielkie rozczarowanie. Po efektownych - barokowych w swym rozmachu - konstrukcjach powieściowych ("Anatomia chwili" i "Oszust") otrzymaliśmy coś w rodzaju umoralniającego reportażu historycznego. Niby jest wszystko, co kojarzy się nam z Javierem Cercasem: bohater, który kryje swoją tajemnicę, autor, który chce tę tajemnicę odsłonić, i, rzecz jasna, silny wątek...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z wcześniejszych powieści Javiera Cercasa wiemy już, że jest on mistrzem kompozycji. "Anatomia chwili" to bez dwóch zdań arcydzieło pod względem architektury powieściowej. Na zamknięcie w jednym wydarzeniu całych dziejów powojennej Hiszpanii (przy czym nie mam na myśli II wojny światowej, lecz wojnę domową 1936-1939) – i to z uwzględnieniem całej symetrii zachodzącej między antagonistycznymi obozami – był w stanie sobie pozwolić tylko ktoś, kto odznacza się nie lada pisarskim kunsztem.
"Terra Alta" to znacznie skromniejsze przedsięwzięcie literackie, nie stawia ono sobie tak wygórowanych wymagań, na dobrą sprawę – przy powierzchownej lekturze – mogłoby trafić na półkę z literaturą kryminalną. I ono jednak uderza klarownością narracyjną. Ta najnowsza powieść Javiera Cercasa to czasowy przekładaniec. Składa się ona z dziesięciu rozdziałów obejmujących naprzemiennie dwa dukty czasowe – rozdziały nieparzyste to teraźniejszość śledztwa, a – parzyste to przeszłość agenta Melchiora Marina,, właściwie od jego urodzenia po wczesny niedzielny poranek, w który odebrał on zgłoszenie o zabójstwie bogatego miejscowego przedsiębiorcy i jego żony. Rozdziały te zostały zgrabnie ujęte w dwie części – pierwsza to niemal protokół z postępowania policji – jak najbardziej zgodnego z procedurą – w pierwszych godzinach i dniach po zgłoszeniu zbrodni, a druga to równie drobiazgowy zapis z działań głównego bohatera, w dużej mierze podejmowanych na bakier z prawem, po umorzeniu śledztwa przez jego zwierzchników z braku pomysłu na jego kontynuowanie.
Taka dwuczęściowa kompozycja jest efektem amputacji, jakiej został poddany cały środek, a więc to, co zwykło wypełniać powieść kryminalną, która nie broni się przed takim zakwalifikowaniem: chodzi tu o wszystkie te gry z czytelnikiem ścigającym się z powieściowymi śledczymi w odpowiedzi na pytanie, kto i dlaczego zabił. To ważny sygnał, że "Terra Alta" przypomina powieść kryminalną tylko przez przypadek. Można powiedzieć, że w ujęciu Javiera Cercasa każda rzeczywistość, w której przeszłość ciąży nad teraźniejszością, zawiera w sobie motywy potencjalnej zbrodni. Nic dziwnego, że największy ciężar w jego najnowszej powieści posiadają wydarzenia sięgające wojny domowej i z pierwszych lat po niej. Chyba więc nikt nie uzna tego za spoiling, gdy potwierdzę, że i tym razem pogoń za zbrodniarzem okaże się gonitwą za duchami krwawej przeszłości. To stała sygnatura tej twórczości. Podobnie jak respekt dla faktów historycznych – bohaterowie Cercasa nie żyją w świecie wypełnionym hollywoodzkimi dekoracjami, ale we współczesnej Hiszpanii, borykającej się z ruchami separatystycznymi i islamistycznymi atakami terrorystycznymi. Bardzo ciekawe są dyskusje o literaturze, jakie prowadzą – miło spotkać agenta policji, który ma zwyczaj czytać na głos "Nędzników" Victora Hugo.
Z wcześniejszych powieści Javiera Cercasa wiemy już, że jest on mistrzem kompozycji. "Anatomia chwili" to bez dwóch zdań arcydzieło pod względem architektury powieściowej. Na zamknięcie w jednym wydarzeniu całych dziejów powojennej Hiszpanii (przy czym nie mam na myśli II wojny światowej, lecz wojnę domową 1936-1939) – i to z uwzględnieniem całej symetrii zachodzącej między...
więcej Pokaż mimo to