rozwiń zwiń
Lisiasta

Profil użytkownika: Lisiasta

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 3 lata temu
157
Przeczytanych
książek
285
Książek
w biblioteczce
24
Opinii
145
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| Nie dodano
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Wojciech Chmielarz – autor bardzo lubiany i szanowany wśród polskich czytelników, głównie zwolenników tworzonego przez niego gatunku. Podbija on liczne serca i umysły swoją przenikliwością oraz umiejętnością wniknięcia w świadomość własnych bohaterów w taki sposób, aby raz chcieć poklepać ich po ramieniu, a innym razem wykrzywiać twarz z obrzydzenia nad ich działaniami. Jest to autor z niesamowitym zmysłem obserwacji i talentem do zgrabnego operowaniem słowem.

„Żmijowisko” okazało się sukcesem na tyle dużym, iż doczekało się ekranizacji w postaci serialu od Canal+, a następująca po nim „Rana” zapewniła sobie prawa do ekranizacji jeszcze przed premierą.

A teraz nadszedł czas na „Wyrwę” i wielką niewiadomą, którą ze sobą niesie.



Życie Macieja Tomskiego w jednej chwili się wali, gdy dowiaduje się o śmierci żony – kobieta miała wypadek samochodowy, do którego doszło z nie do końca wiadomych przyczyn. Od tego momentu mężczyzna sam musi zajmować się domem i dwójką córek, a także ich oraz własnymi demonami niedającymi spokojnie zasnąć.
Może w jakiś sposób przyczynił się do jej śmierci?
Dlaczego kobieta miała wypadek w miejscu, w którym przecież nie powinno jej być?
Może wcale nie znał własnej żony tak dobrze, jak się wydawało?
Kim był ten dziwnie znajomy mężczyzna na jej pogrzebie?
Co przed nim ukrywała i dlaczego?

„Jesteś wolny, przyznaję. Jednak co to za wolność , kiedy wszyscy inni tkwią w klatkach?”

Zawsze mam trudność z tym, aby do danej książki spokojnie przysiąść i oddać się historii w pełni. Tak było i w przypadku „Wyrwy” – otrzymałam egzemplarz już jakiś czas temu, jednak natłok szkolnych i domowych obowiązków sprawił, że dopiero wczoraj, dzień przed premierą, udało mi się chwycić za tę powieść. Jakaż ja byłam podekscytowana!
Nigdy nie ukrywam, że prozę pana Chmielarza bardzo lubię, ponieważ autor potrafi mnie zaskoczyć jak mało kto, no i przy okazji pochłaniam jego powieści w błyskawicznym tempie ze względu na bardzo przystępny i prosty język, którym zgrabnie operuje. Tak było i w przypadku najnowszej książki, wyrywającej mnie z gracją z codziennej monotonii i wrzucającej w sam środek tragicznych ludzkich spraw i jeszcze bardziej mrocznego dążenia do poznania ich stanu zapalnego. Od rana do wieczora czytałam, a moimi jedynymi przerwami były lekcje (nawet to jest nie do końca prawda, bo i na nich przeczytałam kilka bądź kilkanaście stron), ponieważ po prostu nie byłam w stanie się oderwać.

Do stylu nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, ponieważ czuć w nim duszę autora, która towarzyszy całej jego twórczości. Podobnie jest z samym pomysłem, dającym wiele opcji dróg do obrania, jeśli chodzi o poprowadzenie fabuły i zaskoczenia czytelnika. Dobrym pomysłem okazało się również pomieszanie różnych rodzajów narracji – z początku dostajemy pierwszoosobowe spojrzenie na sprawę oczami głównego bohatera, jednak w pewnym momencie jego narracja przeplata się z trzecioosobową, pokazując nam historię ze strony innego, również istotnego dla tej historii bohatera.

Jednak nie wszystko w tej powieści tak doskonale się prezentowało, jak wyżej wymienione przeze mnie aspekty.

„Tak bardzo chcieliśmy być dorośli i odpowiedzialni, że zapomnieliśmy o tym, czego kiedyś pragnęliśmy. A kiedyś pragnęliśmy przede wszystkim być szczęśliwi.”

A więc co my tu jeszcze mamy?

Głównego bohatera, to oczywiste. A także wiele związanych z nim sytuacji, nie do końca będących dla mnie na miejscu.
Z samą osobą Macieja nie miałam większych problemów, ot – człowiek, słodko-gorzki. Dorosły facet, który chciałby od życia czegoś więcej, ale nie jest zbyt bojowo nastawiony, aby postawić na swoim. Tak w życiu bywa. Czasem jest też tak, iż traumatyczne przeżycia sprawiają, że robimy rzeczy, o których nawet byśmy nie byli w stanie wcześniej pomyśleć. Tak też bywa, owszem. Jednak w „Wyrwie”, w pewnym momencie robi się dość absurdalnie, żeby nie powiedzieć surrealistycznie. Postać, o której mowa, wyrusza w podróż, aby spotkać kogoś i wymusić parę odpowiedzi na jego pytania. I owszem, dochodzi do spotkania, tylko że wygląda ono dość… osobliwie. I to nie tylko moje zdanie, ponieważ rozmawiałam z bratem (któremu wcisnęłam tę powieść zanim sama ją przeczytałam) i zgadza się on ze mną co do tego, że najnowsza powieść Wojciecha Chmielarza to raczej historia spod znaku literatury obyczajowej i sensacyjnej, a nie, jak twierdzi napis na odwrocie: thriller psychologiczny. Opcja psychologiczna? W jakimś stopniu na pewno. Niemniej od thrillera wymagam choć chwili poczucia niepewności, pewnego rodzaju spięcia mięśni w oczekiwaniu na to, co nieznane, a ta książka mi tego nie zapewniła.

Wojciech Chmielarz pisze bardzo dobre powieści, fantastycznie kreuje bohaterów i ukazuje czytelnikom historie przystępne dla każdego – czy to mola książkowego, czy osoby sięgającej po książki od święta. Jest przenikliwy, do bólu szczery i swojski, jednak od czasu do czasu, choć wszystko wydaje się spójne i logiczne, to po dłuższym zastanowieniu łatwo zauważyć, że granica przesady została przekroczona.

Niemniej „Wyrwę” z czystym sumieniem polecam, bo w gruncie rzeczy to dobra książka, a nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, iż bardzo dobra, tylko że na liście historii stworzonych przez tego autora można znaleźć jeszcze lepsze.

Wojciech Chmielarz – autor bardzo lubiany i szanowany wśród polskich czytelników, głównie zwolenników tworzonego przez niego gatunku. Podbija on liczne serca i umysły swoją przenikliwością oraz umiejętnością wniknięcia w świadomość własnych bohaterów w taki sposób, aby raz chcieć poklepać ich po ramieniu, a innym razem wykrzywiać twarz z obrzydzenia nad ich działaniami....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać” - to przepiękne słowa Antoine de Saint-Exupéry’ego opisujące to, jak tak naprawdę powinna wyglądać przyjaźń. Niczym w przysiędze małżeńskiej powinna się ona charakteryzować uczciwością, wiernością, także i miłością do tej drugiej osoby, jednak w większości przypadków nie jest ona romantyczna.

„Przyjaciele czasami działają sobie na nerwy, ale jeśli martwią się z jakiegoś powodu, zazwyczaj mają rację”

Drugi tom serii „First” zdecydowanie różni się od pierwszego, głównie klimatem, co jest spowodowane innymi bohaterami i bijącą od nich kompletnie różną energią. „First Last Look” skupiało się na ukazaniu powoli budującego się zaufania w dość dowcipny sposób - między Elle i Lukiem to zaufanie już jest, a oprócz niego również masa napięcia seksualnego, które wprost emanuje ze stron książki. Jednym osobom na pewno się to spodoba, jednak innym – tak jak mi – nie do końca, ponieważ zbyt dominuje ona nad jej emocjonalną, uczuciową stroną sprawiając, że staje się ona trochę płytka.

Sami bohaterowie są naprawdę w porządku, polubiłam ich, ale muszę się po raz kolejny przyczepić do tego, że Bianca Iosivoni jest bardzo schematyczna w tworzeniu swoich powieści – znów mamy dwójkę, która została ukształtowana przez swoją trudną przeszłość i dopiero na studiach zaczęła pokazywać „prawdziwe ja”. Znów mamy pewne postępy w relacji bohaterów, klęski, a to wszystko prowadzi do przewidywalnego finału. Nie przeszkadzało mi to zbytnio, bo nie oczekiwałam od tej książki wiele, ot, potrzebowałam czegoś na jeden wieczór, przy czym nie musiałabym zbyt dużo myśleć i właśnie to otrzymałam. A nawet odrobinę więcej, bo co ciekawe, autorka pomimo powtarzalności porusza nowe problemy towarzyszące wielu osobom w rzeczywistości, przez co czytelnikowi łatwiej jest utożsamić się z bohaterami i ich historią.
Przyznaję, uwielbiam to, w jak prosty, przyjemny i przystępny sposób pisarka porusza ważne sprawy.
Uwielbiam to, w jaki sposób Bianca ukazała przyjaźń w „First Last Kiss” – jako nieraz dogłębnie raniącą drugą osobę bestię, która w końcu i tak porzuci swoją dumę, przekształcając się w piękną, nierozerwalną więź dającą jej siłę i wsparcie, gdy najbardziej tego potrzebuje.

„W college’u, między tymi wszystkimi wykładami, imprezami i egzaminami, zawieranie przyjaźni było proste. Ale dopiero jak komuś powinęła się noga, można było się przekonać, kto był twoim prawdziwym przyjacielem, a kto w najlepszym przypadku pomachał ci na powitanie, i to z bezpiecznej odległości”

Co jeszcze mogę napisać? Jedynie to, że życzę autorce jak najwięcej energii, dobrych pomysłów i weny twórczej. Myślę, że z czasem poprawi się jej charakter doboru słów na bardziej złożony, a powieści i tak nadal będzie się pochłaniać z zawrotną prędkością. Liczę też na odrobinę większe zwrócenie uwagi na psychologiczną stronę tworzenia bohaterów.

Z wielką niecierpliwością czekam na kolejne tomy serii „First” w Polsce, a także mam nadzieję na wydanie innych książek Iosivoni, bo choć mają one swoje wzloty i upadki, to zdecydowanie warto się nimi zainteresować chociażby po to, żeby przyjemnie spędzić przy nich czas, a także „uczulić się” na problemy innych, szczególnie bliskich nam osób.

Za egzemplarz „First Last Kiss” bardzo dziękuję Wydawnictwu Jaguar <3


Zapraszam również na mojego bloga: wilczy-zakatek.blogspot.com

„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać” - to przepiękne słowa Antoine de Saint-Exupéry’ego opisujące to, jak tak naprawdę powinna wyglądać przyjaźń. Niczym w przysiędze małżeńskiej powinna się ona charakteryzować uczciwością, wiernością, także i miłością do tej drugiej osoby, jednak w większości przypadków nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Więź” to książka, która pozornie zapowiada się bardzo dobrze – przepiękna okładka, która zdecydowanie przyciąga wzrok nie tylko zagorzałej okładkowej sroki; opis, po którego przeczytaniu czuje się zapach zimowych gór i ma się nadzieję na powieść utrzymaną właśnie w tym klimacie z dodatkową nutką intrygującej tajemniczości. Ponadto możemy przygotować się na historię o zabarwieniu stricte romantycznym, bo przecież główna bohaterka spotyka na swojej drodze przystojnego, samotnego mężczyznę (a raczej to on natyka się na nią, przy okazji ratując ją przed rychłą śmiercią).
Co więc poszło nie tak? Niestety, ale sporo rzeczy…

„Nie można było się przecież zgubić, jeśli nie miało się dokąd iść”

Ważna sprawa, choć nie najważniejsza, ale zdecydowanie zmieniająca odbiór powieści: bardzo wyraźny wątek z mitologią słowiańską.
Czy mam coś do niej? Absolutnie nie! Jednak ani trochę nie spodziewałam się jej w tej akurat książce, przez co z początku myślałam tylko o tym, że chciałam romans, miałam ochotę na taki typowy romans-romans, a dostałam jakieś oderwane od moich oczekiwań pogańskie rytuały.
Jednak idąc parę kroków dalej okazało się, że głównie to właśnie ten nieoczekiwany wątek uchronił książkę od całkowitej, druzgocącej klęski. Jakby nie spojrzeć, to zabawna sytuacja, bo coś, czego nie powinno w niej być – uratowało ją.
A więc brak wspomnienia o tym w opisie to plus czy minus – moim zdaniem zdecydowanie minus, ale dla wielbicieli tym klimatów jest to sytuacja „do przełknięcia” (ale ci, którzy chcą wspomniany wcześniej stricte romans nie będzie to odpowiednia lektura).

„Wiedział dobrze, że ludzie przychodzą i odchodzą, że każdy jest właściwie tylko przechodniem w życiu innych. Ale uważał, że jeśli ma się obok siebie osoby, za które bierze się odpowiedzialność, to nie wolno ich zostawić, kiedy robi się niewygodnie, nie wolno niszczyć ich jeszcze bardziej.”

Najważniejszą częścią każdej książki są oczywiście występujące w niej postacie, bo to od nich w głównej mierze zależy czy będziemy czuć sympatię i poznawać ich losy z ciekawością, czy wręcz przeciwnie – życzyć jak najgorzej i czuć nieodzowną irytację wszystkim, co z nimi związane.
Główna bohaterka „Więzi” jest zdecydowanie tym drugim typem, ponieważ jej lekkomyślność, brak rozwagi i jakiegokolwiek taktu, a także pewnego rodzaju toksyczność, bo naprawdę nie wiem, jak opisać to inaczej, niezwykle silnie daje się we znaki czytelnikowi, co sprawia, że albo śmieje się w głos nad głupimi poczynaniami Alicji – jak ja - albo po prostu odkłada powieść i stara się o niej szybko zapomnieć.
Nad Wiktorem nie będę się zbytnio rozwodzić, ponieważ gdy o nim myślę, to czuję jedynie rozczarowanie. Z początku walczył dzielnie, zachowywał się całkiem rozważnie, aż ten delikatny domek z kart zwany opanowaniem po prostu spłonął w szale namiętności, którego nawet śnieżna zamieć nie zdołałaby zgasić…

„Problem jednak w tym, że kiedy ktoś udowadnia otoczeniu, że jest silny, inni zaczynają to traktować jako coś oczywistego i już nie pozwalają komuś takiemu na słabość, oczekując zawsze, że będzie się zachowywać dojrzale. Zapominają, że osoba z pozoru silna też czasem potrzebuje odrobiny opieki i wsparcia.”

Historia opisana przez Annę Lewicką okazała się najprościej w świecie nudna, bo nie wiem jak opisać ją inaczej. Mam wrażenie, iż czytając tę książkę w mojej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień odpowiedzialny za jakiekolwiek emocje, ot, czytałam, a raczej śledziłam tekst bez większego zaangażowania, bo nic mnie do tego nie zachęcało. Z tego co pamiętam, to były w tej książce próby zaskoczenia czytelnika, jednak naprawdę kiepskie i przewidywalne.
Do samego pióra autorki mam stosunek właściwie żaden, kompletnie ambiwalentny. Nie jest złe, raczej przeciętne, jednak zdecydowanie za dużo w nim opisów wszystkiego, przez co łatwo stracić zainteresowanie lekturą tak samo, jak i przez górnolotne rozmyślania bohaterów prowadzące donikąd.

„Więź” miała być „pełną magii historią o przeznaczeniu i miłości dwojga ludzi, których z pozoru dzieli niemal wszystko”, a niestety okazała się powieścią wypełnioną głupotą, nudą i irytacją, w której nie znajduję właściwie żadnego punktu zaczepienia, aby tę książkę komukolwiek polecić, bo to niestety kompletne marnotrawstwo czasu.

„Więź” to książka, która pozornie zapowiada się bardzo dobrze – przepiękna okładka, która zdecydowanie przyciąga wzrok nie tylko zagorzałej okładkowej sroki; opis, po którego przeczytaniu czuje się zapach zimowych gór i ma się nadzieję na powieść utrzymaną właśnie w tym klimacie z dodatkową nutką intrygującej tajemniczości. Ponadto możemy przygotować się na historię o...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Lisiasta Panna

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
157
książek
Średnio w roku
przeczytane
17
książek
Opinie były
pomocne
145
razy
W sumie
wystawione
45
ocen ze średnią 7,8

Spędzone
na czytaniu
980
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
22
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]