Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie oszukujmy się- życie Rudolfa Gąbczaka to pasmo nieszczęść: nieudane, dobiegające końca małżeństwo, brak stałej pracy pomimo niebywałego talentu aktorskiego, za mało rudych włosów na głowie i za dużo cyferek na wadze, a sam Rudolf otrzymuje kieszonkowe od piętnastoletniego bratanka Gonzo, który robi karierę na youtube. Do tego mając trzydziestkę na karku „mężczyzna” musi wprowadzić się do matki będącej nie wiadomo dlaczego terapeutką, a która z racji bycia świeżo upieczoną wdową postanowiła sprowadzić do domu Romeczka, czyli swojego nowego chłopaka. Pewnie gdyby nie dziewięcioletnia córka Bronia, to Rudolf by się załamał, ale przecież musi dawać dziecku przykład i zapewnić jak najlepszą przyszłość! Problemów jest już wystarczająco dużo nawet jak na ponad stukilowego człowieka, ale to nie koniec! W kraju dzieje się coraz gorzej, a jednym ze sprawców jest obecny premier rządu, czyli nie kto inny jak kumpel z młodości BB Blacha. Rozwój tych wszystkich wydarzeń zmierza nieubłagalnie do „stanu wyjątkowego”.
Dawno, a nawet bardzo dawno czytałam książkę równie śmieszną jak „Rudolf Gąbczak i stan wyjątkowy”. Naprawdę nie oczekiwałam, że aż tak przypadnie mi ona do gustu i rozbawi do łez. Największym plusem i zaskoczeniem okazało się dla mnie to, jak świetnie zostały ukazane typowo polskie zachowania, zetknięcia różnych charakterów i światopoglądów. Książka Joanny Fabickiej pomimo lekkiej formy jest przesiąknięta inteligentnym żartem w oparciu o dość aktualne wydarzenia w kraju i na świecie. Wiadomo, że nie każdemu się spodoba, bo poruszane są w niej dość drażliwe dla Polaków tematy, ale myślę, że warto dać jej szansę i przeczytać z przymrużeniem oka.

Nie oszukujmy się- życie Rudolfa Gąbczaka to pasmo nieszczęść: nieudane, dobiegające końca małżeństwo, brak stałej pracy pomimo niebywałego talentu aktorskiego, za mało rudych włosów na głowie i za dużo cyferek na wadze, a sam Rudolf otrzymuje kieszonkowe od piętnastoletniego bratanka Gonzo, który robi karierę na youtube. Do tego mając trzydziestkę na karku „mężczyzna” musi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z dodatkami do serii zawsze jest kłopot: czy to tylko naciąganie wiernych czytelników, czy też może faktycznie nowe i niezbędne informacje odnośnie ukochanej serii? Jeśli mowa o „Szklanym Tronie” to zdecydowanie to drugie!
Niemalże każdy książkoholik mniej lub bardziej zapoznał się z piękną i bezwzględną zabójczynią, czyli Celaeną Sardothien. Jednak czy to nie dziwne, że nastoletnia perfekcjonistka znalazła się nagle w niewoli? Jak mogło do tego dojść? Jak wielki błąd musiała popełnić, że spotkał ją tak straszliwy los? Odpowiedzi na te i zapewne o wiele więcej pytań można znaleźć w nowelkach „Zabójczyni”, które odnoszą się do wydarzeń sprzed pierwszego tomu. Każde z opowiadań jest niezwykle wciągające i jestem przekonana, że każde z nich będzie miało wpływ na dalsze tomy. Teraz jestem już w trakcie czytania „Imperium burz” i czuję, że historia zaczyna powracać do samego początku, a to jak Sarah J Maas ma wszystko zaplanowane zachwyca mnie coraz to bardziej z każdym kolejnym tomem!
Są zapewne i tacy, którzy nie mieli jeszcze okazji czytać żadnej książki z serii (gdzie Wy żyjecie?!) i zadają sobie pytanie: w takim razie od którego tomu zacząć? Są dwie możliwości: czytać najpierw „Szklany Tron” a dopiero później „Zabójczynię” lub na odwrót. Osobiście polecam drugi sposób, który sama przetestowałam. Czytając najpierw nowelki możemy lepiej poznać Celaenę, jej niesamowite życie w Gildii i wielu bohaterów, którzy będą odgrywali bardzo znaczące role w dalszych tomach. Dodatkowo są bardzo wciągające, nie można się przy nich nudzić, a zakończenie powoduje falę łez i natychmiastową chęć sięgnięcia po kolejne książki!
Niezależnie od tego, czy „Zabójczyni” będzie początkiem przygody z Celaeną, czy też nie jej lektura jest ABSOLUTNIE OBOWIĄZKOWA i niezbędna do zrozumienia tego wszystkiego, co dzieje się na kartach tej przecudownej serii! Naprawdę nie ma na co czekać! 😁😊

Z dodatkami do serii zawsze jest kłopot: czy to tylko naciąganie wiernych czytelników, czy też może faktycznie nowe i niezbędne informacje odnośnie ukochanej serii? Jeśli mowa o „Szklanym Tronie” to zdecydowanie to drugie!
Niemalże każdy książkoholik mniej lub bardziej zapoznał się z piękną i bezwzględną zabójczynią, czyli Celaeną Sardothien. Jednak czy to nie dziwne, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy skończyłam czytać „Imperium burz” nie mogłam zasnąć-nagle całe zmęczenie zniknęło, moje oczy pomimo późnych godzin nocnych były jak pięć złotych, a w głowie panował chaos. Czytelnikom poprzednich tomów te objawy raczej nie są obce, ale na pewno po najnowszym się one nasilą. Sarah J Maas weszła na nowy poziom grania na uczuciach i dowiodła, że od samego początku każdy wprowadzany wątek ma znaczenie, a nowelki nie są byle jakim dodatkiem, tylko pełnymi istotnych informacji opowiadaniami! 😏
W poprzednich częściach czułam znużenie czytając rozdziały o Wiedźmach, natomiast teraz były one równie fascynujące jak pozostałe. Historia rozrosła się do ogromnych rozmiarów i już ciężko uznać jeden wątek za ważniejszy od reszty, gdyż wszystkie razem idealnie się uzupełniają. Każdą postać można lepiej poznać, a u niektórych zauważyć wielką przemianę i ewolucję charakteru. Mi nawet udało się wreszcie troszkę bardziej polubić kilku bohaterów, a i żaden mnie do siebie nie zniechęcił 😃😊
Akcja wciąga od pierwszych stron i nie zwalnia aż do samego końca! Naprawdę ciężko odłożyć książkę na bok, a niestety nie da się jej przeczytać za jednym razem (tak przynajmniej myślę, bo ponad 800 stron to już wyzwanie!). Pragnienie poznania zakończenia jest bardzo silne, ale chęć delektowania się historią jest równie wielka. Wydawało mi się, że na ten tom czekałam całą wieczność, jednakże teraz, gdy mam go już za sobą, ten czas jest niczym w obliczu oczekiwania na finał historii 😱. Podejrzewam, że przed ostatnią częścią będę musiała zrobić re-read, ponieważ po pierwsze: nie wiem czy wytrzymam tak długo bez tego świata, a po drugie: nie chcę, aby jakikolwiek, choćby najmniejszy szczegół mi umknął🙊.
Chociaż „Imperium burz” skończyłam czytać kilka dni temu, to nadal nie mogę się pozbierać. Jeśli książka jeszcze przed Wami-gorąco polecam sięgnąć po nią jak najszybciej, ale przygotujcie się na wiele różnych emocji: od uśmiechów poprzez frustrację aż do wylewania morza słonych łez!

Gdy skończyłam czytać „Imperium burz” nie mogłam zasnąć-nagle całe zmęczenie zniknęło, moje oczy pomimo późnych godzin nocnych były jak pięć złotych, a w głowie panował chaos. Czytelnikom poprzednich tomów te objawy raczej nie są obce, ale na pewno po najnowszym się one nasilą. Sarah J Maas weszła na nowy poziom grania na uczuciach i dowiodła, że od samego początku każdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ruszamy ku największej z przygód bez żadnych hamulców!
Ostatni tom genialnej serii Jakuba Ćwieka okazał się równie emocjonujący co poprzednie! Wszystkie wątpliwości zostają rozwiane, a każde zapisane i przeczytane zdanie utwierdza w przekonaniu, że autor od początku do końca miał pomysł na fabułę. Każda niepozorna wcześniej postać, każda linijka ma znaczenie. Wiele zwrotów akcji i dramatycznych wydarzeń to dla Chłopców codzienność, lecz takiego końca chyba nikt się nie spodziewał.
Niektórzy Chłopcy wyruszą na spotkanie z największą z przygód, inni pozostaną wierni dawnym nawykom, pozostali postanowią zmienić się całkowicie, a może nawet i… dorosnąć? Oczywiście wszystko to zasieje dookoła spustoszenie i typowy zamęt, ale przecież cel uświęca środki, a najważniejsza jest rodzina, prawda? Można tylko przypuszczać, że takim mottem kierowała się Dzwoneczek, lecz nawet i ona zauważyła, niestety po czasie, jak wiele nieodwracalnych szkód zostało wyrządzonych. Coraz bardziej widoczna staje się przemiana bohaterów na przestrzeni całej serii, to jak zmieniają się ich wartości i jak poszczególne przeciwności losu zahartowały ich charakter. W tej części pojawia się też więcej sam Piotruś, Cień i oczywiście sam Pan Proper. Można pomyśleć, że wszystko to prowadzi do wielkiego finału i ostatecznego starcia. No cóż, i tu pojawia się element zaskoczenia, który mnie usatysfakcjonował, ale jest tak nietypowy, że polecam każdemu przekonać się o tym na własnej skórze.

Ruszamy ku największej z przygód bez żadnych hamulców!
Ostatni tom genialnej serii Jakuba Ćwieka okazał się równie emocjonujący co poprzednie! Wszystkie wątpliwości zostają rozwiane, a każde zapisane i przeczytane zdanie utwierdza w przekonaniu, że autor od początku do końca miał pomysł na fabułę. Każda niepozorna wcześniej postać, każda linijka ma znaczenie. Wiele zwrotów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tego, co dzieje się w trzecim tomie „Chłopców” nikt się nie spodziewał! Po zakończeniu drugiej części miałam całkiem inne wyobrażenie dalszych losów Dzwoneczka i Chłopców, a Jakub Ćwiek kompletnie przerósł moje oczekiwania. Czuć, że cała historia była od początku dokładnie przemyślana, co jest jej największą zaletą. Wciąż bohaterowie nas zaskakują i wciąż czyta się o ich historie z zapartym tchem.
Paskudny podstęp sprawia, że wszyscy tracą pamięć. Mają teraz całkowicie inne osobowości, rodziny, pracę. Chłopcy nie pamiętają o mamie, a mama nie pamięta o nich. Wypowiedzenie pewnych słów przysparza jeszcze więcej kłopotów. Na całe szczęście koty mają więcej niż jedno życie i mogą uratować całą sytuację.
Nieubłagalnie zbliżam się do finału serii i nie mogę się zdecydować czy chwytać już za kolejny tom, czy jeszcze odczekać, aby jak najdłużej przeżywać tą historię. Wam natomiast, jeśli jeszcze się nie spotkaliście z twórczością Jakuba Ćwieka, polecam zrobić to jak najszybciej!

Tego, co dzieje się w trzecim tomie „Chłopców” nikt się nie spodziewał! Po zakończeniu drugiej części miałam całkiem inne wyobrażenie dalszych losów Dzwoneczka i Chłopców, a Jakub Ćwiek kompletnie przerósł moje oczekiwania. Czuć, że cała historia była od początku dokładnie przemyślana, co jest jej największą zaletą. Wciąż bohaterowie nas zaskakują i wciąż czyta się o ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niedawno mając przez kilka dni trochę więcej wolnego zabrałam się wreszcie za „Prawdodziejkę” Susan Dennard. Dlaczego wreszcie? Trochę z nią zwlekałam słysząc, że jest tam dużo wątków, postaci i trzeba się na niej skupić, aby niczego nie przeoczyć. A więc na książkę do pociągu się nie nadawała, bo tam ciągle ktoś przeszkadza, a i moja trasa jest za krótka żeby należycie się wciągnąć. Tak więc, któregoś dnia, mając chwilę czasu zaczęłam czytać i kompletnie przepadłam! Po wielu pochlebnych opiniach i rekomendacji Sarah J. Maas spodziewałam się czegoś wielkiego i na szczęście ani trochę się nie zawiodłam.
Ciężko ustalić jednego głównego bohatera tej historii, jednak najbardziej wyróżniającymi się postaciami są Iseult i Safiya, dwie więziosistry. W wyniku pewnych nieprzemyślanych wydarzeń stają się poszukiwane i muszą uciekać przed wrogiem. Później pojawiają się kolejne komplikacje związane z pochodzeniem obu dziewcząt, ich mocami i kończącym się rozejmem. Wojna czai się tuż za rogiem i jedna intryga może pomóc uchronić się przed nią. Wówczas przychodzi im z pomocą pewna załoga morska, a dziewczęta mają dotrzeć do bezpiecznego miejsca, jednak na drodze do celu staje nieznana dotąd magia oraz szereg osób pragnących pokrzyżować im plany.
Czytając czuć, że historia dopiero się rozwija, że jest to dopiero początek ciekawej i przemyślanej fabuły. Pojawia się wątek miłosny, który nie jest on nachalny, a przyjemny w odbiorze. Jak dla mnie jest to duży plus, coś całkiem innego niż spotykamy teraz w każdej tego typu książce. Dzięki mapce zamieszczonej w środku możemy zobaczyć jak wygląda Czaroziemie, czyli świat w którym toczy się akcja. Kolejna rzecz, która działa na korzyść tej pozycji. Pozytywów jest naprawdę wiele, tak samo jak wiele jest zaskoczeń i niespodzianek, które napotykamy wraz z rozwojem akcji. „Prawdodziejka” jest zdecydowanie godna polecenia, a ja sama nie mogę się doczekać kolejnego tomu, o którym już słychać wiele pochlebnych recenzji zza granicy.

Niedawno mając przez kilka dni trochę więcej wolnego zabrałam się wreszcie za „Prawdodziejkę” Susan Dennard. Dlaczego wreszcie? Trochę z nią zwlekałam słysząc, że jest tam dużo wątków, postaci i trzeba się na niej skupić, aby niczego nie przeoczyć. A więc na książkę do pociągu się nie nadawała, bo tam ciągle ktoś przeszkadza, a i moja trasa jest za krótka żeby należycie się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi, pełen emocji i wciągający tom „Chłopców” już za mną! Dawni kompani Piotrusia Pana na czele z Dzwoneczkiem znowu dali czadu! Magiczny proszek i przejazdy Skrótem zostały kategorycznie zakazane przez Mamę. Banda z Nibylandii musi znaleźć nowe źródło dochodów. Pada na branżę rozrywkową i Lunapark. Dzwoneczek musi wyjechać do Warszawy, żeby załatwić kredyt na rozkręcenie interesu, a Chłopcy przygotowują się na Zjazd, Zjazd po którym wszystko ma wyglądać inaczej. Przyjeżdżają Bracia z najróżniejszych zakątków Europy. Zaczyna się wielkie świętowanie i obrady, które kończą się katastrofalnie. Ale przecież Chłopcy to jeszcze dzieci, czego innego by można się po nich spodziewać? Nic już nie będzie takie, jak wcześniej. Dodatkowo ścigają ich duchy przeszłości, pojawiają się przeszkody, a chwila nieuwagi może kosztować Dzwoneczka bardzo wiele…
Kontynuacja „Chłopców” została utrzymana na tym samym poziomie, a może nawet okazała się bardziej interesująca od pierwszego tomu. Został rozwinięty wątek małego Kubusia, który odegra dużą rolę w życiu gangu, a także znajdzie się nieco więcej informacji o kocie Kruszyny-Panu Properze. Po przeczytaniu tych dwóch części odnoszę wrażenie, że Jakub Ćwiek dokładnie zaplanował wydarzenia w każdym tomie już na samym początku i jestem tym zachwycona. Historia wydaje się spójna, stopniowo dowiadujemy się o przeszłości gangu, a nowe wydarzenia ciągną nas do kolejnych tomów. Nie mogę doczekać się momentu, w którym dorwę kontynuację!

Drugi, pełen emocji i wciągający tom „Chłopców” już za mną! Dawni kompani Piotrusia Pana na czele z Dzwoneczkiem znowu dali czadu! Magiczny proszek i przejazdy Skrótem zostały kategorycznie zakazane przez Mamę. Banda z Nibylandii musi znaleźć nowe źródło dochodów. Pada na branżę rozrywkową i Lunapark. Dzwoneczek musi wyjechać do Warszawy, żeby załatwić kredyt na rozkręcenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Londyńska Policja Metropolitana otwiera nowy Podwydział Spraw Magicznych dowodzony przez Johna Dobsona. Pracowników jest mało, a pracy coraz więcej. Przypadkowo trafia tam młody LaFay zwerbowany przez dawnego przyjaciela ze szkoły. Clovis niedawno przybył do Londynu po chwilowej nieobecności, lecz ten fakt wcale nie cieszy jego rodziny. Przyrodni brat Frederick nigdy nie przepadał za młodszym LaFayem, ale gdy ten ma inne zdanie na temat ich wspólnych interesów zaczyna pałać do niego jeszcze większą nienawiścią. Dodatkowo syn Fredericka - Horatio ma z Clovisem i Dobsonem niewyrównane rachunki, a w mieście coraz częściej dochodzi do podejrzanych zbrodni...
"Magiczne Akta Scotland Yardu" były dla mnie doprawdy zaskakującą lekturą. Do tej pory nie miałam styczności z żadną książką, której akcja rozgrywała się w XIX-wiecznym Londynie, ani z taką, której bohaterowie władają nekromancką magią. Sam Clovis LaFay, jak wszyscy jego krewni, jest postacią nietypową, skrywającą wiele sekretów i niezwykłą przeszłość. Intrygujące okazały się także retrospekcje pod koniec każdego rozdziału, początkowo nic nie wprowadzające do akcji, lecz z biegiem czasu dawały wiele wyjaśnień i rzucały inne światło na wydarzenia w Londynie. Początkowo ciężko było mi się wgryźć w akcję, ze względu na dużą ilość opisów, małą czcionkę i długie rozdziały, ale gdy się przełamałam, było coraz lepiej. Ta lektura wymaga dużo skupienia i czasu, ale jest tego warta. Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu druga połowa książki, gdzie akcja stała się szybsza i jeszcze bardziej nieprzewidywalna. Nie żałuję, że sięgnęłam po tą pozycję, a nawet z chęcią przeczytałabym coś jeszcze w podobnym klimacie.

Londyńska Policja Metropolitana otwiera nowy Podwydział Spraw Magicznych dowodzony przez Johna Dobsona. Pracowników jest mało, a pracy coraz więcej. Przypadkowo trafia tam młody LaFay zwerbowany przez dawnego przyjaciela ze szkoły. Clovis niedawno przybył do Londynu po chwilowej nieobecności, lecz ten fakt wcale nie cieszy jego rodziny. Przyrodni brat Frederick nigdy nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co się stanie z Zagubionymi Chłopcami, gdy opuści ich Piotruś Pan i zostaną tylko z Dzwoneczkiem? Na pewno nikt by się nie spodziewał, że Zagubieni Chłopcy to teraz gang motocyklowy pod wodzą drobnej, ale groźnej Mamy, do której pod żadnym pozorem nie można się zwracać "Dzwoneczek". Razem przeżywają wiele niezwykłych przygód, ale pakują się w równie wiele, jak nie więcej kłopotów. Stają w obronie słabszych i chronią przed złem, i wciąż nie chcą dorosnąć. Ale Zagubieni Chłopcy już wcale nie są małymi chłopcami i będą musieli zacząć ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, prawie jak dorośli, szczególnie, że szykuje się starcie z dawnym przyjacielem.

"Chłopcy" to nie książeczka dla dzieci, tak jak "Piotruś Pan", bo dzieci przecież nie czytają o wulgarnych motocyklistach, którzy zawsze dostają to, czego chcą. Jakub Ćwiek stworzył wspaniałą historię dla trochę starszych czytelników, którzy nie chcą dorosnąć i pragną wciąż czytać o swoich ulubionych bohaterach z dzieciństwa, nawet w odmienionej postaci. Chociaż słabo pamiętam samą historię o Piotrusiu Panie, to z ogromną przyjemnością wpadłam w wir przygód Chłopców i razem z nimi przeżywałam wspomnienia z dawnych lat. Trochę fantastyki, trochę magii, trochę niebezpieczeństw, czyli wszystko co najlepsze i nie mogę się już doczekać czytania kolejnych tomów, po które na pewno sięgnę.

Co się stanie z Zagubionymi Chłopcami, gdy opuści ich Piotruś Pan i zostaną tylko z Dzwoneczkiem? Na pewno nikt by się nie spodziewał, że Zagubieni Chłopcy to teraz gang motocyklowy pod wodzą drobnej, ale groźnej Mamy, do której pod żadnym pozorem nie można się zwracać "Dzwoneczek". Razem przeżywają wiele niezwykłych przygód, ale pakują się w równie wiele, jak nie więcej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kilka dni temu skończyłam „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” i muszę przyznać, że i ja zostałam oczarowana tą historią. Początkowo ciężko było mi się wczuć w akcję ze względu na wielowątkowość, ale gdy już mi się udało, to książka pochłonęła mnie całkowicie i praktycznie przeczytałam ją w jeden wieczór.
Na samym początku dowiadujemy się, że Ava urodziła się w latach 40 XX wieku w Seattle ze skrzydłami i bratem bliźniakiem, lecz już kolejny rozdział dosłownie przenosi nas za sprawą doskonałych opisów do czasów dzieciństwa jej babki w przedwojennej Francji, a później na Manhattan. Zdarzenia w jej życiu są nie mniej osobliwe od skrzydeł jej wnuczki. Tak samo życie matki Avy nie można uznać za zwyczajne, a każda napotkana osoba na drodze rodziny Lavenderów wywiera znaczący wpływ na ich losy.
Leslye Walton napisała książkę pełną miłości ukrytej pod różnymi postaciami. Początkowo ciężko ją dostrzec, ale gdy już się dotrze do końca będzie ona bardzo wyraźnie widoczna i zmieni nasze spojrzenie na całą powieść.
Więcej już nie chcę zdradzać, ale zapewniam, że ta historia jest warta zapoznania się chociażby dla samej przyjemności czytania.

Kilka dni temu skończyłam „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” i muszę przyznać, że i ja zostałam oczarowana tą historią. Początkowo ciężko było mi się wczuć w akcję ze względu na wielowątkowość, ale gdy już mi się udało, to książka pochłonęła mnie całkowicie i praktycznie przeczytałam ją w jeden wieczór.
Na samym początku dowiadujemy się, że Ava urodziła się w...

więcej Pokaż mimo to