nikonades

Profil użytkownika: nikonades

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 5 lata temu
9
Przeczytanych
książek
9
Książek
w biblioteczce
9
Opinii
57
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie

Okładka książki Gliny z innej gliny Ryszard Ćwirlej, Robert Ostaszewski, Andrzej Pilipiuk, Marcin Wroński
Ocena 7,2
Gliny z innej ... Ryszard Ćwirlej, Ro...

Na półkach:

Tiaaaa, kiedyś to musiało nastapić. Chociaż jeśli chodzi o Zygę Maciejewskiego, bardziej pasuje złota myśl Piotra Bałtroczyka „Każdy wie, ze flaszka kiedyś się skończy lecz zawsze jest to zaskoczeniem”

Trudno było nie polubić komisarza Maciejewskiego. Był taki lubelski,swojski z wyglądu bandzior, pozbawiony zadęcia Warszawki. Stanowił twardy orzech do zgryzienia. Przełożeni mieli z nim krzyż pański bo nijak nie dał się wziąć w karby dyscypliny. Dziadzio Piłsudski wraz ze swoją Kasztanką nie był dla niego żadnym autorytetem, święta narodowe miał głęboko w d..... Niby pies, ale jak kot chodził swoimi ścieżkami. Niby gburowaty, ale na swój gburowaty sposób miał złote serce. Niby ścigał ferajnę z Kosminka czy Bronowic, a jednak cieszył się jej szacunkiem. Niby nie lubił Żydów albo przynajmniej miał ich gdzieś, a gdy trzeba było to pomagał im z narażeniem życia. Jeśli już lał w mordę to zawsze miał powód, a nie dla samej przyjemności lania tak jak inne gliny. Potrafił pójść na układ z największym sk......synem jeśli dzięki temu mogło być mniej sk....syństwa na świecie. Niemcy mieli z nim problem jednocześnie doceniając jego zdolności detektywistyczne. Mieli z nim problem dowódcy Polski Podziemnej uważający go z jednej strony za hitlerowskiego kolaboranta, a z drugiej strony doceniali jego zasługi i zrobili majorem AK.

Nawet ubecki pułkownik, o jakże pieszczotliwym nazwisku Grabarz, nie mógł go do końca rozgryźć. Uważał go za pachołka gestapo, ale gdy szukał na niego haków, jako szmalcownika czy prześladowcę Żydów to od każdego Żyda słyszał hymny pochwalne na cześć Zygi.

Miał Maciejewski swoją poetę Achillesa. Swoich bliskich. Schodził się i rozchodził ze swoją Róża, która często miała serdecznie dosyć jego pijaństwa, ale gdy zaszła potrzeba to zawsze mogła na niego liczyć i wzajemnie. Niby odporny na widok krwi i miejsc zbrodni, ale gdy zamordowano córki jego zastępcy Gienka Krafta to rzygał jak kot na dziesiąty zagon. Burczał na stara Kapranową, która gotowała mu i sprzątała jego norę na Rurach Jezuickich, jej wścibstwo doprowadzało go do szału, ale gdy leżała na łożu śmierci to poruszał niebo i ziemie w poszukiwaniu lekarstwa dla niej, kompletnie nie licząc się z kosztami. Potrafił nawet błagać, co przy jego wrednym charakterze było czymś wyjątkowym. Dla swojego synka Olka gotów był zabić samego Stalina, albo przynajmniej Bieruta, a za swoimi wnuczkami świata nie widział. Niby nie znosił zwierząt, a koni w szczególności, jednak już jako cieć po wojnie dokonywał cudów by uratować klacz Haiti od rzeźni.

Marcin Wroński i przyjaciele godnie pożegnali Zygę. Każdy z nich ma przecież inny styl pisania, a jednak każdy przedstawił go takim jakim był. Błyskotliwy, często zalany, równie często na kacu, ale piekielnie skuteczny. Poza tym wprowadzili do akcji Maciejewskiego juniora, który może nie był taki rzutki jak ojciec lecz przynajmniej w dyscyplinie przyswajania gorzały geny przejął od Zygi. Również Róża Marczyńska miała swój epizod detektywistyczny choć podobnie jak Erika Falck z serii kryminalnej autorstwa Camilli Läckberg, równie łatwa wpadła w kłopoty.

Tak jak poprzednie książki o zapijaczonym glinie w wymiętym garniturze i z bandycka gęba, tą ostatnią czytało się równie przyjemnie. Może intryga nie była taka jak poprzednio, wszak to zbiór opowiadań, jednak w niczym to nie zaszkodziło „Glinom z innej gliny”. Było napięcie, była tajemnica, był humor np. zobowiązanie Maciejewskiego, że przestanie pić wywołało u mnie niemały rechot. Czego chcieć więcej? Polecam gorąco i czym prędzej wracam do początku serii Marcina Wrońskiego. Po prostu muszę przeczytać to jeszcze raz.

Tiaaaa, kiedyś to musiało nastapić. Chociaż jeśli chodzi o Zygę Maciejewskiego, bardziej pasuje złota myśl Piotra Bałtroczyka „Każdy wie, ze flaszka kiedyś się skończy lecz zawsze jest to zaskoczeniem”

Trudno było nie polubić komisarza Maciejewskiego. Był taki lubelski,swojski z wyglądu bandzior, pozbawiony zadęcia Warszawki. Stanowił twardy orzech do zgryzienia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Towarzysze czytelnicy, pozwólcie zameldować! Ryszard Ćwirlej znowu pisze!

Znowu pisze dobrze. Znowu są starzy znajomi - Miras Brodziak, Mariusz Błaszkowski, Teoś Olkiewicz, Gruby Rychu, pułkownik „Proszę ja ciebie” Żyto. Prawie nie ma Freda Marcinkowskiego, ale pozostali jak zawsze w formie. Oczywiście w przypadku Teosia słowa „jak zawsze w formie” brzmią trochę ironicznie, ale ten moczymorda zawsze spada na cztery łapy i kiedy trzeba się pojawić we właściwym miejscu i o właściwym czasie, to on się pojawi. Bo ma się, jak powiedział „tego milicyjnego nosa i tę........no......instytucję😉”.

Pojawia się jeszcze jedna postać wśród poznańskich szkiełów i muszę przyznać, ze w jej przypadku autor mnie zaskoczył. Prędzej bym się spodziewał, ze esbecja zacznie przeprowadzać prżez jezdnie staruszki i wycieczki szkolne niż, ze akurat ten człowiek założy milicyjny mundur. Kto to jest, nie zdradzę. Sami się przekonajcie.

Akcja jak zawsze toczy się wartko, pokuszę się nawet o stwierdzenie, ze to najbardziej wartka akcja tej serii. Książka trzyma w napięciu, czyta się jednym tchem.Zakończenie zaskakujące. Czego chcieć więcej?

Przy okazji, Ryszard Cwirlej naprawił pewna niedoróbkę z jednej z poprzednich książek. Nie zdradzę, o co chodzi, ale wierni czytelnicy pozostałych książek będą wiedzieli jaką.

Słuchajcie no Ćwirlej! Ja tu gadać nie lubię bo czytelnik nie jest od gadania tylko od czytania. Powiem krótko i powtarzać nie będę! Piszcie tak dalej! Dobra robota!

Towarzysze czytelnicy, pozwólcie zameldować! Ryszard Ćwirlej znowu pisze!

Znowu pisze dobrze. Znowu są starzy znajomi - Miras Brodziak, Mariusz Błaszkowski, Teoś Olkiewicz, Gruby Rychu, pułkownik „Proszę ja ciebie” Żyto. Prawie nie ma Freda Marcinkowskiego, ale pozostali jak zawsze w formie. Oczywiście w przypadku Teosia słowa „jak zawsze w formie” brzmią trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy kiedyś spotkał taka babcię, pieczołowicie wsypującą żarcie dla kociarni do pojemników po margarynie, jogurcie itp. Czasem wzbudza sympatię, czasem irytację gdy prócz dokarmiania na dworze, w jej mieszkaniu hasa niezgorsze stado "dachowców", które mimo mojej sympatii do nich, swoim fetorem potrafią uprzykrzyć życie.

W przypadku babci Haliny jest trochę inaczej. To współczesna żeńska wersja barona Munchhausena w dresie, adidasach i z kijkami do nordic walking. Najlepszy wariograf na świecie nie dałby rady stwierdzić kiedy mówi prawdę, a kiedy delikatnie mówiąc, niekoniecznie.

Jej wnusio Jarcio, początkujący detektyw, mieszkający z nią mimo trzydziestki na karku i wyżerający jej lodówkę, jest dokładnym przeciwieństwem. Typowa ciamajda, która jednak potrafi zainteresować sobą kobiety.... kilka lat starsze kobiety. Jak widać patent na wzbudzenie matczynych uczuć płci przeciwnej w dalszym ciągu ma się dobrze.

Są jeszcze inne "Matki Teresy od kotów" równie cwane jak babcia Halinka, z którymi, jak się później okazuje, strach zadzierać. Już lepiej rzucić się z Dreamlinera do oceanu. Mniejszy wstyd będzie.

Oglądałem kiedyś pewną filmową wariację na temat Sherlocka Holmesa, gdzie Holmes był kompletnym idiotą, a zagadki kryminalne rozwiązywał doktor Watson. Tutaj z początku jest podobnie, Jarcio jest wspomagany przez babcię, która ma niesamowity dar zdobywania informacji i dyskretnego podsuwania ich wnukowi. Co będzie dalej, nie zdradzę.

"Starsza pani wnika" to nie jest wybitny kryminał, miejscami trochę naiwny, takie miłe czytadło, a jednak ciężko się od niego oderwać. Dobra alternatywa na odreagowanie ciężkiego dnia bez konieczności walnięcia kielicha lub w przypadku płci pięknej, kupienia kolejnego ciucha by jeszcze bardziej nie mieć się w co ubrać. Polecam.

Każdy kiedyś spotkał taka babcię, pieczołowicie wsypującą żarcie dla kociarni do pojemników po margarynie, jogurcie itp. Czasem wzbudza sympatię, czasem irytację gdy prócz dokarmiania na dworze, w jej mieszkaniu hasa niezgorsze stado "dachowców", które mimo mojej sympatii do nich, swoim fetorem potrafią uprzykrzyć życie.

W przypadku babci Haliny jest trochę inaczej. To...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika nikonades

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
9
książek
Średnio w roku
przeczytane
0
książek
Opinie były
pomocne
57
razy
W sumie
wystawione
8
ocen ze średnią 7,6

Spędzone
na czytaniu
58
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
0
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]