-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2014-02-03
2014-01-28
Chętnie napisałbym więcej niż tyle, co mam do powiedzenia o ludziach, którzy są bohaterami tej książki. Tyle, że byłaby to relacja zbyt obszerna.
Największą wartością tej książki jest jej autentyczność i fakt, że ujawnia nie najlepszą przeszłość paru osób z pierwszych stron gazet, politycznych celebrytów, lansujących się na obrońców przyzwoitości. Takie książki utwierdzają mnie za to w przekonaniu, że nie warto obdarzać zaufaniem ludzi takiego pokroju.
Książka opowiada o podziemnej organizacji "Ruch", która została rozbita przez bezpiekę w 1970 r., a której ostatnim aktem działalności była nie zrealizowana inicjatywa wysadzenia w powietrze pomnika Lenina w Poroninie na Podhalu. Organizacja nie była masowa - w szczytowym okresie aktywności liczyła około stu członków. W jej strukturach był co prawda tylko jeden agent, ale co powiecie jednak o facecie, nie będącym TW, ale który podczas zeznań od razu zaczyna sypać i który obciąża odpowiedzialnością nawet swoją narzeczoną? Kto to taki, kto to taki?
Odpowiedź w książce...
Chętnie napisałbym więcej niż tyle, co mam do powiedzenia o ludziach, którzy są bohaterami tej książki. Tyle, że byłaby to relacja zbyt obszerna.
Największą wartością tej książki jest jej autentyczność i fakt, że ujawnia nie najlepszą przeszłość paru osób z pierwszych stron gazet, politycznych celebrytów, lansujących się na obrońców przyzwoitości. Takie książki utwierdzają...
Świetny zbiór anegdot i opowiastek o naszych braciach Węgrach. Wybór - cóż, takie lata (1986 r.) - nieco politycznie zubożony, na ten przykład w rozdziale pt. "Po II Wojnie Światowej" nie znajdziemy odniesień do czasów interwencji sowieckiej.
Ciekawy jest zbiór przysłów węgierskich odnoszących się do wątków polskich:
"Smuci się jak Polak"
"Pyszni się jak Polak"
"Oczekuje Polaka" (czyli długo czeka - coś w stylu oczekiwania na Godota)
"Tnie po gębie jak polski szlachcic"
"Ślamazarny jak poczta polska"
Szkoda, że książka wyszła dotąd w jednym wydaniu, i to w połowie lat 80., gdy deficyt papieru i kleju, zaowocował książkami, które rozklajają się po pierwszym ich otwarciu.
Świetny zbiór anegdot i opowiastek o naszych braciach Węgrach. Wybór - cóż, takie lata (1986 r.) - nieco politycznie zubożony, na ten przykład w rozdziale pt. "Po II Wojnie Światowej" nie znajdziemy odniesień do czasów interwencji sowieckiej.
Ciekawy jest zbiór przysłów węgierskich odnoszących się do wątków polskich:
"Smuci się jak Polak"
"Pyszni się jak Polak"
"Oczekuje...
Czytając tę książkę nasuwa się nieodparcie refleksja nad naturą człowieka. Mnogość postaw ludzkich z lat 1939-1945 każe zadać fundamentalne pytanie, czy to już tacy się rodzimy, czy też okoliczności w jakich wzrastamy determinują nasze życiowe wybory?
Grzegorz Górny przekonuje nas, że zezwierzęcenie, jakiemu dawali wyraz hitlerowscy oprawcy, nie jest niczym innym jak naturą człowieka. Jesteśmy jeszcze jednym zwierzęciem na Ziemi. Miarą nas samych jest czy pozostaniemy na tym stopniu, co inne zwierzęta, czy zrozumiemy, że na tyle jesteśmy ludźmi, na ile wyrastamy ponad nie.
Tytułowi Sprawiedliwi to ludzie, którzy z narażeniem życia ratowali Żydów, ukrywając pod swoim dachem uciekinierów z gett lub tych, którzy jakimś cudem się w nich nie znaleźli. Autor zwraca uwagę, że w pomoc tą - według różnych źródeł - zaangażowanych było od kilkuset tysięcy do ponad miliona Polaków, a działo się to w warunkach terroru i restrykcyjnego prawa. Karana śmiercią była cała rodzina ukrywająca Żyda, jak i te osoby, które nie powiadomiły o tym władz (np. sąsiedzi). Okupant idealnie grał na instynktach. Wiedząc, że wygłodniały, prymitywny i niepiśmienny chłop zrobi wiele, by ulżyć swej niedoli, nagradzał kapusiów finansowo. Antysemityzm? Górny, w swym – stanowiącym główny trzon książki – eseju, przekonuje, że nie on stał u źródeł szmalcownictwa, a demoralizacja wywołana okupacją, zobojętnienie i po prostu chęć łatwego zysku. W warunkach załamania porządku publicznego i zrujnowanej wspólnoty, etyka przestaje mieć znaczenie. Zaczyna się gra o przetrwanie, a wtedy niesienie pomocy jest szalenie trudne. Nie każdy miał odwagę „adoptować” Żyda, to prawda, ale tych, którzy odmówili jakiejkolwiek pomocy, choćby talerza zupy, była mniejszość.
Okładkę książki zdobi zdjęcie. Sześcioosobowa rodzina na tle swojej chaty, w której oknie widać twarz żydowskiego dziecka. Miłość, współczucie i odwaga biją z tego zdjęcia mówiąc: człowiek to brzmi dumnie!
Czytając tę książkę nasuwa się nieodparcie refleksja nad naturą człowieka. Mnogość postaw ludzkich z lat 1939-1945 każe zadać fundamentalne pytanie, czy to już tacy się rodzimy, czy też okoliczności w jakich wzrastamy determinują nasze życiowe wybory?
Grzegorz Górny przekonuje nas, że zezwierzęcenie, jakiemu dawali wyraz hitlerowscy oprawcy, nie jest niczym innym jak...
Proces
Sprawa zbrodni popełnionych w Jugosławii była przeolbrzymia i to nie podlega dyskusji. Zachowanie instytucji międzynarodowych, zarówno w trakcie konfliktu, jak i po nim budzi jednak sporo kontrowersji. Proces Slobodana Miloszewicia, byłego prezydenta tego kraju, a potem Serbii, przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym ds. byłej Jugosławii skompromitował - zdaniem wielu autorytetów z zakresu prawa karnego - międzynarodowe sądownictwo w tym zakresie. Śmierć oskarżonego wybawiła tę instytucję z opresji, jaką byłoby uznanie Miloszewicia za niewinnego, a na to, wobec kruchości dowodów i kompromitujących zeznań składanych przez świadków, poważnie się zanosiło. Jak to możliwe?
Proces Miloszewicia, powszechnie przez opinię publiczną uważanego za dyktatora, tyrana i rzeźnika, już na wstępie rozpoczął się od poważnego błędu samego Trybunału, którego przewodniczący sędzia Richard May wyraził nadzieję, że proces odbędzie się szybko i zakończy się ogłoszeniem winy oskarżonego, zaś główna oskrżycielka Carla del Ponte, że powinna to być kara dożywocia. Del Ponte wniosła akt oskarżenia liczący 66 zarzutów, pod których ciężarem - jak przekonywała opinię publiczną - były dyktator się ugnie. I taka właśnie narracja ukazana została przez media na całym świecie. Zdaniem Civikova, jak też większości prawników, były to kompromitujące błędy procesowe. Prowadzący sprawę sędzia nie może z góry uznać winy oskarżonego, a prokurator ograniczyć swego wywodu do wniesienia o wysokości kary. To by oznaczało, że cały proces nie ma sensu. Oskarżony nie ma nic na swoją obronę i proces zamienia się w farsę. Wyznaczony do sprawy sędzia “z urzędu” przekonywał zaś Miloszewicia, że będzie wnosił o jak niższy wymiar kary, na co ten zrezygnował z posiadania tego typu obrońcy i od początku bronił się sam.
Lektura książki pozwala wysnuć wniosek, że sam proces Miloszewicia, nie miał de facto znaczenia, jakie mu przypisywano. Skoro z góry uznano go winnym, to o co chodzi? Jaki był cel tego postępowiania? Wśród wielu obserwatorów sprawa mogła mieć związek z usprawiedliwieniem ataku NATO na Jugosławię (słynna akcja nalotów lotniczych Allied Force), które nastąpiło z pogwałceniem prawa międzynarodowego, jakim jest w tym przypadku rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ. Dziś możemy to uznać za spekulację, gdyż wraz ze śmiercią oskarżonego wiele pytań pozostało bez odpowiedzi. Wydaje się jednak, że byłemu prezydentowi Serbii nie dano prawa do obrony, odmawiano też odpowiedzi lub odbierano mu głos, zresztą w perfidny sposób wyłączając mikrofon - Miloszewić odcięty był bowiem od sali sądowej barierą z pleksi i była to jedyna forma komunikacji. Wyglądało to np. tak, że składane przez Miloszewicia pytania do świadka przerywane były przez sędziego jako nieważne lub niestotne. Civikov zamieszcza wiele tego typu sytuacji, które nie tylko wywoływały irytację oskażonego - często dopiero po jakimś czasie orientował się, że mówi tylko do pilnujących go policjantów, ale w ogóle nie uzasadniały takiej decyzji. Co więcej, przedstawiano to wówczas w mediach jako konieczność wobec buty oskarżonego.
Śmierć Miloszewicza pokazuje, że prokurator Carla del Ponte miała rację. Miloszewić dokończył swe życie za kratami. Jednak ani jako winien zarzutów, które mu postawiła, ani nie dostając szansy oczyszczenia się z nich. To dowód na to, że wciąż jest wiele punktów zapalnych w różnych miejscach świata, których rozstrzygnięcie na drodze pokojowej jest szalenie trudnie, a międzynarodowe interwencje zbrojne w takich krajach przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego.
Proces ten pokazał również, że społeczność międzynarodowa jest pod wieloma względami zmanipulowana przez media, które bez zastanowienia i głębszej analizy przejmują z góry ustaloną narrację.
Proces
więcej Pokaż mimo toSprawa zbrodni popełnionych w Jugosławii była przeolbrzymia i to nie podlega dyskusji. Zachowanie instytucji międzynarodowych, zarówno w trakcie konfliktu, jak i po nim budzi jednak sporo kontrowersji. Proces Slobodana Miloszewicia, byłego prezydenta tego kraju, a potem Serbii, przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym ds. byłej Jugosławii skompromitował - zdaniem...