rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Niektórych może zdziwić, że Instytut Misesa zdecydował się objąć patronat nad pozycją, która niewiele ma wspólnego z dotychczas przez IM wydawanymi publikacjami ekonomicznymi. „Asymetria” Piotra Gibowskiego to bowiem powieść, którą z uwielbieniem szufladkujący wszystkich i wszystko zapewne umieszczą gdzieś pomiędzy polical fiction a science fiction, z czego zarówno „science” jak i „fiction” są w praktyce jedynie punktem wyjścia do rozważań autora na temat możliwych ścieżek jakimi potoczyć by się mogły nasze dzieje.

Nie ma co ukrywać, że historie alternatywne to ostatnio modny, ale też bardzo płodny intelektualnie nurt w literaturze pozwalający przede wszystkim z pewnym dystansem spojrzeć na pewne wydarzenia historyczne i konsekwencje podjętych wówczas decyzji. Jednym z głośniejszych w ostatnim czasie debat była ta wywołana książką Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Radziecki”.

Autor „Asymetrii” poszedł o krok dalej w stosunku do rozważań na temat tego co by było gdyby. Nie tylko faktycznie umieszcza ludzi nam współczesnych w samym centrum wydarzeń, ale też próbuje odpowiedzieć na pytanie jakie konsekwencje będą miały ich działania na światową politykę. Czy uda się powstrzymać Adolfa Hitlera przed dojściem do władzy? A może w porę ukróci się krwawy reżim Stalina ratując w ten sposób miliony istnień? Czy faktycznie zwycięstwo komunizmu w Chinach jest nieuniknione? No i czy Polska skazana jest na rolę światowego pariasa, z którym mało kto się liczy? W moim przekonaniu zwrotnica torów historii została skutecznie przestawiona w momencie pojawienia się podróżników w czasie w roku 1928. Od tego momentu coraz bardziej oddalać się będą od naszej wersji historii. Czy będzie ona lepsza? To się okaże, ja z niecierpliwością czekam na kolejny tom tej fascynującej trylogii.

Nie ma wątpliwości, że autor doskonale zna realia tamtejszej epoki, nie tylko swobodnie żongluje biografiami żyjących wówczas ludzi, ale też pozwala nam dostrzec ich psychologiczny rys (szczególnie widać to przy fragmentach dotyczących gierek w najwyższych kręgach władzy ZSRS). Wrażenie robi również obszerna bibliografia, z której korzystał autor.

Przybysze z przyszłości, grupa uczniów warszawskiego liceum oraz żołnierze Wojska Polskiego z czasów nam współczesnych nagle budzą się pod koniec lat 20. w Szwajcarii. Zbieg okoliczności sprawia, że praktycznie od razu docierają do najwyższych kręgów władzy w Polsce inicjując tym samym szereg zmian, które pozwolą uniknąć hekatombę września 1939 roku. Dysponując ogromną wiedzą nie tylko na temat przyszłych wydarzeń, ale też technologii, metod prowadzenia działań wojennych czy po prostu ekonomii, psychologii, zarządzania i innych nauk, które przez ostatnie 80 lat intensywnie się rozwijały, podróżnicy mogą przygotować dopiero co odrodzoną Rzeczpospolitą na nowe wyzwania i w wielkiej grze toczonej między światowymi mocarstwami.

Co ulega zmianom?

Autor nie ukrywa swojej niechęci do sanacyjnej elity, tzw. „pułkowników”, których wielokrotnie przedstawia jako niekompetentnych i zadufanych w sobie, do tego nie myślących o niczym innym jak tylko o własnym, swoiście z resztą pojętym, honorze. Równocześnie przedstawia przywódców Polski międzywojennej, Piłsudskiego, Dmowskiego, Daszyńskiego czy Witosa jako prawdziwych mężów stanu szczerze zatroskanych o losy Ojczyzny. Ciekawa jest również zmiana jaka dokonuje się w polskiej polityce, powołany zostaje bowiem swoisty rząd ekspercki, na którego czele staje znany międzywojenny ekonomista, Adam Krzyżanowski. Resorty siłowe pozostają pod kontrolą piłsudczyków, ale już ministerstwo spraw zagranicznych obejmuje Janusz Radziwiłł, min skarbu ekonomista Adam Heydel, swoją tekę dostał również jeden z twórców współczesnej teorii zarządzania Karol Adamiecki.

Dla sympatyków szkoły austriackiej z pewnością miłym akcentem będzie jeden z fragmentów, kiedy to „podróżnicy” sprowadzają do Krakowa wiedeńskiego ekonomistę Ludwiga von Misesa, który wkrótce podejmuje pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim.

To, co raziło mnie najbardziej był fakt, że autor tak mocno skupił się na przedstawianiu kolejnych, kluczowych wydarzeń mających wpływ na bieg historii, że bardzo po macoszemu potraktował natomiast samych bohaterów. Z jednej strony samych podróżników w czasie jest bardzo wielu, o niektórych z nich możemy się dowiedzieć nieco więcej, w momentami tylko trafiającymi się opisami ich historii, w większości czasu czytelnik nie ma czasu przyzwyczaić się do poszczególnych postaci, które finalnie zlewają mu się w jedno i musi co chwilę wertować książkę by przypomnieć sobie kto jest kim. Z pewnością przydałoby się zastosowane na przykład przez George’a R.R. Martina w jego „Sagach Lodu i Ognia” indeksów postaci, co z pewnością ułatwiłoby poruszanie się po kartach powieści. Drugą rzeczą, która mnie bardzo zirytowała to fakt, że główni bohaterzy są niesamowitymi szczęściarzami, rzadko kiedy natrafiają na poważniejsze przeszkody, a nawet wtedy są one błyskawicznie pokonywane. Wiem, że ta powieść to przede wszystkim pretekst do znacznie głębszych rozważań, ale nie ma sensu wzbudzać u czytelnika niepotrzebnej irytacji.

Podsumowując, mimo tych wymienionych przeze mnie mankamentów książkę się czyta dobrze i muszę przyznać, że historia opowiedziana przez Piotra Gibowskiego naprawdę mnie zaciekawiła. Teraz z niecierpliwością czekam na drugą część Asymetrii.

http://austriacy.pl/2013/asymetria-recenzja/

Niektórych może zdziwić, że Instytut Misesa zdecydował się objąć patronat nad pozycją, która niewiele ma wspólnego z dotychczas przez IM wydawanymi publikacjami ekonomicznymi. „Asymetria” Piotra Gibowskiego to bowiem powieść, którą z uwielbieniem szufladkujący wszystkich i wszystko zapewne umieszczą gdzieś pomiędzy polical fiction a science fiction, z czego zarówno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Adama Fergussona pt. Kiedy pieniądz umiera. Prawdziwy koszmar hiperinflancji napisana w latach 70. to jedna z najbardziej znanych książek historyczno-ekonomicznych ubiegłego wieku. O książce stało się ponownie głośno podczas obecnego kryzysu finansowego, co spowodowało, że do czasu kolejnego wznowienia w 2010 r. jej cena na portalu ebay.com osiągała poziom $1000.

Nie powinno to dziwić - książka jest doskonałym studium hiperinflacji w Republice Weimarskiej, dzięki czemu stanowi bardzo wymowne ostrzeżenie przed skutkami nadmiernego drukowania pieniędzy.

Autorowi udała się trudna sztuka: odpowiednie wyważenie danych statystycznych, polityki oraz relacji z pierwszych ręki. Dodatkowy atutem jest to, że Fergusson nie ogranicza się tylko do Niemiec, ale także opisuje sytuację Austrii i Węgier, również nękanych przez inflację w tamtym czasie.

Oczywiście, przy badaniu inflacji rzeczowa analiza statystyczna jest nieodzowna. Poniżej przytaczam kilka najbardziej wstrząsających statystyk:

W październiku 1923 roku w ambasadzie brytyjskiej w Berlinie zauważono, że liczba marek potrzebnych do zakupu jednego funta jest równa tej, która w jardach odzwierciedla odległość do Słońca (s. 12).

[Pod koniec 1923 r., a więc kulminacyjny moment hiperinflacji - przyp. AS] maszyny drukarskie dr. Havensteina (ówczesnego prezesa Reichsbanku - przyp. AS) pracowały pełną parą, produkując tygodniowo banknoty o łącznej wartości nominalnej 74 trn (74 000 000 000 000 000 000 - 74 trylionów) marek i w ciągu 6 dni czterokrotnie zwiększając poprzednią łączną wartość nominalną wszystkich pieniędzy w obiegu. Indeks kosztów utrzymania, przyjmując stan z 1914 roku za 1, wzrósł od średniej wartości we wrześniu wynoszącej 15 mln do 3,657 mld w październiku, a teraz, 12 listopada, sięgnął poziomu 218 mld. (s. 234).

W 1923 roku statystyki pokazywały poziom przestępczości wyższy o niemal 50 procent w stosunku do stanu w roku 1913 lub 1925 (s. 271).

Przed listopadem 1923 roku jedyny wzrost w liczbie zwierząt ubijanych na mięso zanotowano w przypadku psów (s. 248-249).


Skutki inflacji dla człowieka

Jednak głównym celem Fergussona było znalezienie odpowiedzi na pytanie: co inflacja może zrobić z ludźmi i co w konsekwencji ludzie mogą zrobić sobie nawzajem? Wnioski, do jakich doszedł, są przerażające. Szalona inflacja tamtych lat doprowadziła nie tylko do korupcji, wzrostu przestępczości i rosnącego antysemityzmu, ale także ułatwiła Hitlerowi dojście do władzy ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Ludzie dojrzeli do tego - pisał Addison do Alexandra Cadogana - żeby zaakceptować każdy stanowczy system rządów albo każdego człowieka, który zdaje się wiedzieć, czego chce, i głośnym, zuchwałym głosem będzie wydawał rozkazy (s. 218).




Aby opisać powszechną rozpacz i degrengoladę w tym okresie, autor sięgnął do relacji z pierwszych ręki. Ponownie pozwolę sobie wybrać kilka co najbardziej wymownych fragmentów:

W miastach, miasteczkach i wsiach nieadekwatne do potrzeb banknoty Havensteina o olbrzymich nominałach, zdecydowanie zbyt liczne, a jednocześnie daleko niewystarczające, utrudniały i tak już niełatwą egzystencję oraz jeszcze bardzie pogłębiały rozpacz ludzi. W Berlinie ze względu na brak środków płatniczych przestały działać tramwaje. We wsiach, gdzie nie dysponowano żadnymi pieniędzmi zastępczymi, nagły spadek wartości marki powodował, że cała społeczność miała zbyt mało pieniędzy, aby w ogóle był sens nosić je ze sobą. Widok ludzi z koszami pełnymi banknotów stał się teraz powszechny w każdym mieście. "Życie było szaleństwem, koszmarem, rozpaczą, chaosem" - wspomina Erna von Pustau (s. 201).

Fakt, że ludzie coraz mniej liczą się z innymi [...] odczuwam bardzo boleśnie. Potrafię jednak zrozumieć, iż u tych, których sama egzystencja jest zagrożona, instynkt samozachowawczy może wziąć w górę nad wszystkimi prawami moralnymi. [...] Często się teraz zdarza, że ludzie lepiej i cieplej ubrani są ograbiani z ubrań na ulicy i muszą wracać do domu boso (z pamiętnika p. Eisenmenger, s. 273, wyróżnienie - AS).

Szerzyła się nienawiść etniczna i to była nowa rzecz. Rosło niezadowolenie społeczne i to była nowa rzecz. Pleniła się korupcja i to była nowa rzecz. Tak samo wyglądało w Austrii i w Polsce. Jeśli masz tę samą chorobę, to i objawy są identyczne (z pamiętnika p. Listowel, s. 271).


Cały nasze życie biznesowe zostało naznaczone nieuczciwością i korupcją, ponieważ wartość marki w czerwcu jest inna niż w lipcu (kanclerz Stresemann, s. 272-273).



Tylko na podstawie tych kilku fragmentów nie sposób nie zgodzić się autorem, który twierdzi, że jego książka stanowi opowieść z morałem i "dowodzi prawdziwości rewolucyjnej tezy, że jeżeli chce się zniszczyć jakiś kraj, to trzeba najpierw zepsuć jego walutę. Zdrowy pieniądz musi być zatem pierwszym bastionem obrony każdego społeczeństwa".

Myślę, że Czytelnikom tego bloga nie trzeba wyjaśniać, co może stanowić taki zdrowy pieniądz.
Coś, co posiada realną wartość; coś, co czego podaż nie można arbitralnie zwiększyć na żądanie polityków. Hm... czyżby złoto?. O tym, że złoto zachowuje swoją siłę nabywczą podczas hiperinflacji, pisaliśmy niedawno w tym wpisie. W jaki zaś konkretnie sposób złoto zabezpiecza nas przed zgubnymi skutkami szaleńczego drukowania pieniędzy, można się przekonać, czytając poniższe fragmenty:

Prywatni handlarze już odmawiają sprzedawania swoich cennych towarów za papierowe korony i żądają czegoś, co ma realną wartość. Żona mojego znajomego lekarza niedawno wymieniła swoje piękne pianino na worek mąki pszennej. Ja też dałam złoty zegarek mego męża za cztery worki ziemniaków, które w każdym razie pozwolą nam przetrwać zimę [...] Sprzedaje się ubrania z papieru. [...] Zazdrość i zawiść kwitną tej atmosferze, a jeśli ktoś wystarał się o jakiś niewinny artykuł spożywczy, ukrywa to przed innymi. Panuje nieubłagany głód i wybiera swoje oniemiałe i zrezygnowane ofiary głównie spośród klasy średniej (z pamiętnika pani Eisenmenger, s. 38-39, wyróżnienie - AS).

Miasta przymierały głodem. Wieś miała obfite żniwa, ale żywność tam pozostawała, bo chłopi nie chcieli przyjmować papierowych pieniędzy za swoje produkty, bez względu na cenę (s. 212).

W ostatnich dniach tysiące Austriaków doprowadzono do skrajnej nędzy. Wszyscy, którzy nie byli na tyle sprytni, żeby zgromadzić zakazane stabilne waluty lub złoto, bez wyjątku ponieśli straty (s. 258).


Podsumowując, książka Fergussona powinna być nie tylko obowiązkową lekturą polityków (brytyjski dziennik „The Times" poleca tę książkę swojemu premierowi), ale także dla wszystkich obywateli. Książka bowiem w wymowny sposób pozwala uświadomić sobie, jakie są zgubne skutki polityki inflacyjnej, oraz - poprzez dokładną analizę okresu hiperinflacji - pozwala odpowiednio zabezpieczyć się na taką ewentualność. Warto zatem wybrać się do księgarni. Albo przynajmniej zaopatrzyć się w trochę złota.

źródło: http://goraczka-zlota.blogspot.com/2013/01/kacik-recenzenta-kiedy-pieniadz-umiera.html

Książka Adama Fergussona pt. Kiedy pieniądz umiera. Prawdziwy koszmar hiperinflancji napisana w latach 70. to jedna z najbardziej znanych książek historyczno-ekonomicznych ubiegłego wieku. O książce stało się ponownie głośno podczas obecnego kryzysu finansowego, co spowodowało, że do czasu kolejnego wznowienia w 2010 r. jej cena na portalu ebay.com osiągała poziom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wróciłem do Bułyczowa po 10 latach przerwy, pomimo upływu czasu jego twórczość to wciąż fantastyka z najwyższej półki.

Wróciłem do Bułyczowa po 10 latach przerwy, pomimo upływu czasu jego twórczość to wciąż fantastyka z najwyższej półki.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wielkie korporacje vs. Megainteligentny nonkonformista w tle ekologia i śmierdzący ściekami Boston. To byłby chyba najkrótszy opis całej powieści Neala Stephensona, aczkolwiek byłaby to obraza dla talentu tego świetnego pisarza, którzy w „Zodiacu” dostarcza czytelnikowi naprawdę znakomitej rozrywki. Powieść wciąga, kolejne strony czyta się z zainteresowaniem, między innymi dzięki wartkiej akcji i humorystycznym wstawkom narratora. Nie ma się co spodziewać szczególnie ambitnej literatury, to po prostu ciekawa powieść. Jedyne co nie dawało mi spokoju to jeden zupełnie bez pomysłu pociągnięty wątek (SPOJLER!a propos zamachu aż się prosi żeby w Pleshy został zarażony wirusem), wydaje mi się, że autor mógł go pociągnąć nieco bardziej i zakończyć w znacznie ciekawszy sposób.

Wielkie korporacje vs. Megainteligentny nonkonformista w tle ekologia i śmierdzący ściekami Boston. To byłby chyba najkrótszy opis całej powieści Neala Stephensona, aczkolwiek byłaby to obraza dla talentu tego świetnego pisarza, którzy w „Zodiacu” dostarcza czytelnikowi naprawdę znakomitej rozrywki. Powieść wciąga, kolejne strony czyta się z zainteresowaniem, między innymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autor książki, urodzony w Bejrucie Alexandre Najjar jest znanym w krajach francuskojęzycznych, wielokrotnie nagradzanym pisarzem i publicystą. W swoich książkach Najjar często porusza tematykę stosunków na Bliskim Wschodzie, odwołując się przy tym do osobistych wspomnień i przeżyć w pogrążonej w wojnie stolicy Libanu.
Książka „Kaddafi – anatomia tyrana” jest jego pierwszą książką, która ukazała się w języku polskim. We Francji wydana została w 2011 roku już po, autor pracował nad nią jednak znacznie dłużej. Już sam jej tytuł nie pozostawia czytelnikowi wątpliwości co do tego jaki stosunek Kaddafiego żywi jej autor. Z jednej strony narracja prowadzona jest w sposób chronologiczny, od wprowadzenia na temat historii Libii, poprzez okres poprzedzający przejęcie władzy przez Kaddafiego aż przez kolejne lata dyktatury. Równocześnie jednak autor stara się łączyć wydarzenia z życia dyktatora z pewnymi bardziej ogólnymi wątkami będącymi równocześnie tezami postawionymi w stosunku do jego osobowości. W książce krzyżują się więc rozdziały typowo biograficzne, między innymi bardzo interesujące dociekania na temat faktycznego pochodzenia Kaddafiego i plotek dotyczących tożsamości jego ojca z informacjami na temat stanu posiadania jego rodziny, udziałami w ogromnej ilości spółek i firm zagranicznych rozsianych po całym świcie.
Bardzo dużą uwagę Najjar poświęcił kwestii osobowości pułkownika, jego skłonnościom do ekstrawagancji i wielkoduszności przemieszanej z okrucieństwem i ignorancją. Z biografii wyłania się obraz ambitnego człowieka z prowincji, który dzięki uzyskanej władzy i pieniądzom próbuje leczyć własne kompleksy, równocześnie jednak wciąż pozostaje osobą nieśmiałą i momentami wręcz tchórzliwą. Co więcej, autor wielokrotnie daje czytelnikowi do zrozumienia, że wiele z zachowań Kaddafiego niemożliwych jest do wyjaśnienia w inny sposób niż postępującą chorobą psychiczną i co raz większym oderwaniem od rzeczywistości.
Należy przy tym podkreślić, że Najjar nie koncentruje się jedynie na postaci Kaddafiego, stara się umieścić jego postać w konkretnym kontekście historycznym ukazując specyfikę oraz historyczne uwarunkowania Libii. Czytelnik poznaje zatem historię tych ziem, informacje o zamieszkujących je ludach, kolejne siły które sprawowały nad nim kontrolę w końcu lokalne napięcia. Ten w 95% pustynny kraj dzielący się na trzy historyczne regiony Trypolitanię, Cyrenajkę i Fazzan. Podziały te od wieków wywierały istotny wpływ na dzieje Libii, ujawniły się też w 2011 roku podczas wybuchu wojny domowej w tym kraju.
Książka „Kaddafi – anatomia tyrana” jest z pewnością wartościową pozycją dla wszystkich chcących bliżej poznać jednego z najbardziej charakterystycznych dyktatorów drugiej połowy XX wieku. Dla wielu rażący może się wydać jednoznacznie negatywny obraz Kaddafiego jaki wyłania się z biografii Alexandre’a Najjara, z drugiej jednak strony trudno jest polemizować z ogromną ilością faktów i źródeł przez niego zawartych.

Autor książki, urodzony w Bejrucie Alexandre Najjar jest znanym w krajach francuskojęzycznych, wielokrotnie nagradzanym pisarzem i publicystą. W swoich książkach Najjar często porusza tematykę stosunków na Bliskim Wschodzie, odwołując się przy tym do osobistych wspomnień i przeżyć w pogrążonej w wojnie stolicy Libanu.
Książka „Kaddafi – anatomia tyrana” jest jego pierwszą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Teorie spiskowe to obciach i dziwactwo, które mało kto traktuje na poważnie. Albo może mało kto przyznaje się do tego, że za poważne je uważa. Z drugiej jednak strony, gdyby przyjrzeć się popularności niektórych portali internetowych traktujących o teoriach spiskowych, dojść możemy do wniosku, że odwiedza je cała masa ludzi. Jednym z autorów, którzy bardzo mocno wyróżniają się w tej dziedzinie w Polsce jest autor bloga „Kod Władzy”, Victor Orwellsky. Niedawno ukazała się jego druga powieść zatytułowana „Tajemnica Czternastej Bramy”.


W wydanej rok temu debiutanckiej powieści „Kod Władzy” autor pozostawił czytelnika z pewnym niedosytem, wydawało się bowiem, że główni bohaterowie rozwikłają wielką zagadnę tajemniczych więzień CIA. Jak się jednak okazało było to jedynie preludium i zaproszenie do głębszego badania tkanych przez Orwellsky’ego spisków.
Docenić należy pracowitość autora, który nie tylko praktycznie codziennie aktualizuje swojego bloga, ale też w zaledwie rok wydał już drugą swoją powieść. Bez wątpienia przywiązał się do swoich bohaterów, znanych już dziennikarzy Marca i Monik oraz księdza Poula. Tym razem przyjdzie im zmierzyć się z o wiele większym zagrożeniem.
Autor wyraźnie podąża raz obranym przez siebie nurtem, nie idzie na łatwiznę i nie pisze tysięcznej historii opowiadającej o wampirach i innych wilkołakach. Zamiast tego roztacza przez czytelnikiem wizje makabrycznych eksperymentów, znikających ludzi oraz kontaktów z… tajemniczymi istotami.
W moim przekonaniu powieści Orwellsky’ego nie należy traktować jako odrębnej całości. Widać wyraźnie, że wiele sensacyjnych informacji i doniesień, o których autor pisze na co dzień na swoim blogu zostaje okraszonych fabułą a następnie umieszczonych w książce. Wszystko to sprawia, że momentami odnosimy wrażenie jakby zatarciu ulegała cienka granica między rzeczywistością i fikcją. W końcu każda teoria spiskowa zawiera w sobie ziarenko prawdy.

Teorie spiskowe to obciach i dziwactwo, które mało kto traktuje na poważnie. Albo może mało kto przyznaje się do tego, że za poważne je uważa. Z drugiej jednak strony, gdyby przyjrzeć się popularności niektórych portali internetowych traktujących o teoriach spiskowych, dojść możemy do wniosku, że odwiedza je cała masa ludzi. Jednym z autorów, którzy bardzo mocno wyróżniają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przy dobrych zbiorach koniki polne mogą dostarczyć nam pokarmu mającego wartość energetyczną taką samą jak kotlet schabowy. Francuzi zajadają się ślimakami a nasi przodkowie ze smakiem jadali raki. Oto jedyny w Polsce poradnik jak zostać robakożercą.

Ponieważ jak sam tytuł wskazuje książka ma mieć charakter podręcznika, dlatego też autor skoncentrował się przede wszystkim na praktycznych poradach i możliwości zastosowania jego porad w praktyce. Stąd też mamy przegląd najróżniejszych bezkręgowców żyjących w szeroko pojętej Europie Środkowej. Głównym kryterium omawianym przez autora jest rzecz jasna ich przydatność do spożycia, w przypadku poszczególnych gatunków opiera się on często informacjach na temat sposobu odżywiania innych ludów i kultur, w których diecie wciąż wchodzą lub do niedawna wchodziły bezkręgowce.

Z Łukaszem Łuczajem miałem przyjemność poznać się jeszcze w czasach licealnych. Zaprosił wówczas uczestników mojej grupy z języka angielskiego do odwiedzenia go w którąś sobotę i wspólnego poszukiwania dzikich roślin jadalnych. Mieliśmy również budować szałas.
Podjechaliśmy z kolegą do Rzepnika, gdzie wówczas mieszkał i od samego rana wzięliśmy się za zbiory. Wydzieranie z lekko zmrożonej (był marzec!) wody bulw pałki wodnej czy zbieranie kaczeńców na zupę to było coś. Do tego, głównie dzięki temu, że obecny ze mną kolega mierzył zdrowo ponad dwa metry udało nam się zbudować bardzo wysoki szałas, w którym bez problemu mogłem stać wyprostowany. Dla szesnastolatka była to przednia zabawa a przy tym początek przygody z survivalem.

Pamiętam, że wspomniał wówczas, że chce w tym roku (to był chyba 2002...) oprócz dzikich roślin zająć się również konsumpcją bezkręgowców. Minęło kilka lat i oto mamy pierwszą w Polsce pozycję książkową poświęconą tej tematyce. W wydanej w 2005 roku niegrubej książeczce zatytułowanej „Podręcznik robakożercy” możemy zapoznać się z owocami badań Łuczaja nad możliwością wprowadzenia bezkręgowców do naszej diety.

Możemy w ten sposób poznać metody rozpoznawania i przyrządzania żyjących w naszej okolicy zwierząt, których często nie podejrzewalibyśmy o zbytnie walory smakowe. Jeśli tylko autorowi udało się do nich dotrzeć, dzieli się on również z czytelnikiem przepisami i metodami przyrządzenia smacznej(!) potrawy ze schwytanych robali. W książce nie brakuje z resztą anegdotek i relacji z osobistych doświadczeń autora związanych z poszukiwaniami i konsumpcją wybranych bezkręgowców.

A teraz czas na nieco krytyki: książka jest raczej próbą zarysowania problemu i zachętą do dalszych (prowadzonych na własną odpowiedzialność!) eksperymentów. Razić może także nieco niestaranne wydanie, szczególnie pojawiające się co jakiś czas literówki a także brak dokładniejszych opisów poszczególnych gatunków. Niektóre z nich są opisane bardzo dokładnie i bez problemu powinniśmy je rozpoznać, inne zaś przedstawiono dość ogólnie i w moim odczuciu zbyt naukowo. Między innymi z tych powodów przeciętnemu czytelnikowi może być trudno zapakować tą książkę do plecaka i udać się na poszukiwania jadalnych robali, wcześniej zapewne będzie musiał uzupełnić swoją wiedzę przy użyciu choćby Wikipedii.

Pomimo tych wad, książka jest warta uwagi i polecam ją nie tylko każdemu kto jest gotów zaryzykować i przekonać się na własnej skórze jak smakuje konik polny, mrówka czy larwa osy, ale też osobom szczerze zainteresowanym antropologią i informacjom dotyczących metod żywienia najprzeróżniejszych kultur.

Ciekaw jestem czy któryś z czytelników ma już za sobą jakieś doświadczenia związane z jedzeniem najprzeróżniejszej maści robali. Gdyby ktoś chciał się podzielić swoimi przeżyciami to zapraszam do komentowania, wszystkim innym życzę

Smacznego!

recenzja pochodzi z bloga: http://outdoorsman.pl/recenzje/item/3-podrecznik-robakozercy.html

Przy dobrych zbiorach koniki polne mogą dostarczyć nam pokarmu mającego wartość energetyczną taką samą jak kotlet schabowy. Francuzi zajadają się ślimakami a nasi przodkowie ze smakiem jadali raki. Oto jedyny w Polsce poradnik jak zostać robakożercą.

Ponieważ jak sam tytuł wskazuje książka ma mieć charakter podręcznika, dlatego też autor skoncentrował się przede wszystkim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam za sobą lekturę powieści, która potrafi zainteresować jeszcze zanim czytelnik otworzy książkę. I nie chodzi tu bynajmniej o okładkę, ale o to, że jest to powieść debiutanta - blogera, który wydał książkę za własne pieniądze.

Już ten fakt zainteresował mnie szczególnie, chociaż na polskim rynku nie brakuje najprzeróżniejszej maści wydawnictw posiadających doświadczenie w promowaniu książek, Orwellsky stwierdził, że lepiej wydać i sprzedawać tą książkę samodzielnie. Przypomina mi to trochę tak zwane “podziemie” muzyczne gdzie całe masy zespołów wydaję własnym sumptem płyty które często okazują się nie tylko rarytasem dla kolekcjonerów, ale także bywają o wiele bardziej wartościowe niż promowany przez wielkie koncerny muzyczne plastik.

To można powiedzieć właśnie o “Kodzie Władzy” Victora Orwellskiego. W książce dostrzec można pewną chropowatość, spotkałem się z opinią, że czcionka jest np. “zbyt duża”, a według mnie jest to niewątpliwie jej plus, bo po wyżej uszu mam oszczędzania na papierze i zadrukowywania stron jak najmniejszą czcionką byle by tylko zredukować koszty i zarobić na książce. Podobnie z dialogami, które wydają się być jedynie tłem do głębszej opowieści autorstwa bohaterów. Wyraźnie widać, że stanowi to jedynie pretekst do tego przedstawić czytelnikowi pewną bardziej złożoną refleksję i stanowisko wobec tego co dzieje się na świecie. Tutaj też autor wyraźnie udowadnia, że to czym się zajmuje robi z niebywałą pasją a poszukiwanie kolejnych fragmentów układanki sprawia mu wiele przyjemności.

Zatrzymajmy się jeszcze przy postaciach. Fabuła koncentruje się wokół trzech osób, Poula - młodego księdza, który ma za zadanie wyjaśnić śmierć wpływowego kardynała oraz Monic i Marc, dwójka dziennikarzy niemieckiej gazety, którzy przybywają do Polski w celu rozwiązania tajemnicy baz CIA. O postaciach wiemy niewiele, w zasadzie takich jak oni może być na świecie wielu - ludzi, którzy próbując rozwikłać pewną zagadkę trafiają na rzecz o wiele poważniejszą.

Tak jest też z książką “Kod Władzy”, moim zdaniem jest ona jedynie początkiem, zaproszeniem do zastanowienia się nad tym co w tytule opisałem jako "Wielka Tajemnica".

Mam za sobą lekturę powieści, która potrafi zainteresować jeszcze zanim czytelnik otworzy książkę. I nie chodzi tu bynajmniej o okładkę, ale o to, że jest to powieść debiutanta - blogera, który wydał książkę za własne pieniądze.

Już ten fakt zainteresował mnie szczególnie, chociaż na polskim rynku nie brakuje najprzeróżniejszej maści wydawnictw posiadających doświadczenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wg. mnie najlepsza z książek p. Janusza, doskonałe analizy, prawdziwa bomba atomowa dla ludzi lubiących schematy. A wszystko to podlane wysmakowanym poczuciem humoru.

Wg. mnie najlepsza z książek p. Janusza, doskonałe analizy, prawdziwa bomba atomowa dla ludzi lubiących schematy. A wszystko to podlane wysmakowanym poczuciem humoru.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Póki co moja ulubiona częśc ;)

Póki co moja ulubiona częśc ;)

Pokaż mimo to