wieniumorski

Profil użytkownika: wieniumorski

Wrocław Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 11 lata temu
7
Przeczytanych
książek
7
Książek
w biblioteczce
7
Opinii
19
Polubień
opinii
Wrocław Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Człowiek od zarania swych dziejów nieustannie marzy o odnalezieniu raju na ziemi, a jeśli już dochodzi do wniosku, że takiego Edenu po prostu nie ma, to pragnie utworzyć taki raj sobie samemu. Z wiarą we własne człowieczeństwo, w ludzką solidarność i ze swoim pro społecznym nastawieniem ludzie próbują zrealizować swoje marzenia do życia w pokoju i miłości poprzez wzajemną współpracę, poszanowanie i odpowiedzialność za losy innych ludzi oraz całej grupy. Ten temat przedstawiony jest w powieści Alexa Garlanda Pt: „Niebiańska plaża” i pod tym względem upodabnia się do „Władcy much” Williama Goldinga. W obydwóch opowieściach dalekim tłem akcji jest wojna, która drążąc podświadomość bohaterów wywiera niebagatelny wpływ na ich zachowania w obliczu ekstremalnych sytuacji. Wszystko idzie bowiem dobrze, gdy nie ma problemów. Z chwilą pojawienia się przeciwności życie społeczności zaczyna się psuć, a względny ład i porządek rozpadać. Tworzą się grupki, układy, konszachty i różnorakie knowania. Rozpoczyna się walka o władzę. Tworzy się lizusostwo. Jednym słowem książka mówi nam o tym, że mogło by być tak pięknie, a wyszło, jak zawsze.
Moim zdaniem Alex Garland za bardzo w swojej książce popiera palenie trawki i tytoniu, ale pomysł sporządzania piwa z niedojrzałych, jeszcze zielonych orzechów kokosowych uważam za wyśmienity.

Człowiek od zarania swych dziejów nieustannie marzy o odnalezieniu raju na ziemi, a jeśli już dochodzi do wniosku, że takiego Edenu po prostu nie ma, to pragnie utworzyć taki raj sobie samemu. Z wiarą we własne człowieczeństwo, w ludzką solidarność i ze swoim pro społecznym nastawieniem ludzie próbują zrealizować swoje marzenia do życia w pokoju i miłości poprzez wzajemną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autorzy docierają do miejsc, gdzie powszechna globalizacja dobija ostatnie tchnienie prawdziwej ludzkiej wolności i naturalnego piękna ziemi. W tej książce poznajemy, jak inne ludy traktują swoją drogę, łóżko i ciało; z czego i jak można zrobić alkohol, którego znakiem „firmowym” jest robal lub gad w butelce. Specjalny rozdział o toalecie pozbawił mnie zupełnie kompleksów, co do naszych klozetów. Pani Aleksandra korzystała z toalety w Himalajach, gdzie dosłownie „dupę urywa” lub sikała przez papierowy lejek jednorazowy nie ściągając nawet majtek, a jej mąż siedział w Japonii w tak skomputeryzowanym kiblu, że zupełnie zapomniał, po co tam przyszedł.
Niesamowitych odczuć dostarcza lektura książki gdzie opisany jest nietknięty jeszcze cywilizacją świat Natury. Poznajemy najstarsze, największe i najdziwniejsze drzewa na ziemi. Drzewa, które owszem są nade wszystko materiałem budulcowym, ale często też są źródłem wody, przypraw, alkoholu lub po prostu zabawy, takiej jak zrywanie owoców z drzewa kiełbasianego do złudzenia przypominającego męskie penisy. W dżungli drzewa bywają też ludzkim grobem.
Gdzie jest granica normalności? Co to jest w ogóle normalność? Autorzy książki często byli wyśmiewani przez tubylczych „dzikusów” za ich nienormalność. No, bo jak można nie chcieć spać ze świnią, skoro świnia jest symbolem dobrobytu? Jak można nie jeść pieczonych robali? No i po co im te ubrania?
To nie jest przewodnik. Ta książka to cross przez dla mnie ledwo co poznany, a już ginący świat.

Autorzy docierają do miejsc, gdzie powszechna globalizacja dobija ostatnie tchnienie prawdziwej ludzkiej wolności i naturalnego piękna ziemi. W tej książce poznajemy, jak inne ludy traktują swoją drogę, łóżko i ciało; z czego i jak można zrobić alkohol, którego znakiem „firmowym” jest robal lub gad w butelce. Specjalny rozdział o toalecie pozbawił mnie zupełnie kompleksów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z wielką ostrożnością podchodziłem kiedyś do książek historyczno – dokumentalnych. Uważałem je za nudne i nieciekawe. Dziś wiem, że bardzo się wtedy myliłem. Wystarczyło przeczytać kilka pozycji z tej dziedziny pisarstwa, by z zaciekawieniem spojrzeć na „Stulecie chirurgów” – Jürgena Thorwalda. Jurgen Thorwald był wnukiem Henry`ego Stevena Hartmanna - chirurga, którego praktyka ograniczyła się do udziału jako lekarz w amerykańskiej wojnie domowej, lecz dla potomnych zapisał się przede wszystkim jako historyk medycyny, a chirurgii w szczególności. Podróżował po całym świecie i był naocznym świadkiem wielu światłych wydarzeń w dziedzinie chirurgii od wynalezienia narkozy, po operację na otwartym sercu włącznie. Na podstawie pozostawionych przez Hartmanna obszernych zapisów powstała ta właśnie opowieść, którą czyta się jednym tchem. Mam wykształcenie medyczne, ale pojęcia nie miałem, aż do tej pory, w jakich koszmarnych ciemnościach rodziła się współczesna chirurgia. Droga rozwoju współczesnej medycyny nie była prosta, wiodła przez ślepe zaułki, krążyła w kółko, cofała się lub stała w miejscu. Działo się to najczęściej przez ludzką zatwardziałość, konserwatyzm i głupotę, a wcale nie rzadko z powodu zachłanności lub chęci zdobycia sławy za wszelką cenę. Tą ceną byli niestety pacjenci. Jeśli nauka postępowała do przodu, to była to zasługa ludzi, którzy mieli odwagę i siły przeciwstawić się utartym schematom, błędnym teoriom czy fałszywym autorytetom. Ich pierwsze nowatorskie dokonania w dziedzinie medycyny bardzo często wiązało się z pokonaniem barier powszechnie wówczas uważanych za nieprzekraczalne, wręcz święte. Dokonując postępu i zdobywając w ten sposób popularność ci wielcy odkrywcy nowych dróg chirurgii niejednokrotnie ryzykowali utratę szacunku i poważania, a zdarzało się, że i nawet życia.
Z perspektywy dzisiejszych czasów wszystkie opisane w książce rodzące się u utrwalane błędne poglądy i teorie, wygłaszane nawet przez znamienite ówczesne sławy i autorytety wydają się być śmieszne, gdyby nie to, że przede wszystkim były one tragiczne, bo pociągały w ziemski niebyt tysiące ofiar.
Możemy sobie narzekać na współczesną służbę zdrowia, ale ja tam Bogu dziękuję, że dał mi żyć w XX i XXI wieku, a nie w XIX, bo z całą pewnością nie dożyłbym swych 44 lat. Najprawdopodobniej zmarłbym w ogromnych boleściach na zapalenie otrzewnej po perforacji żołądka spowodowanej chorobą wrzodową, a zastosowane środki lecznicze ograniczyłyby się do opium, morfiny lewatywy i alkoholu.
Jeszcze jedna refleksja nasuwa mi się po przeczytaniu tej książki. Wszyscy ci lekarze, wśród których obracał się dr. Hartmann nie ograniczali swej wiedzy jedynie do ukończonych studiów, lecz nieustannie czytali wszelkie naukowe publikacje ukazujące się na całym medycznym świecie, jeździli na niezliczone zjazdy i sympozja, a w miarę wolnego czasu odwiedzali się nawzajem i wymieniali swoje poglądy w danej dziedzinie chirurgicznej sztuki. Wtedy nie było tzw. stopni specjalizacji. Ci lekarze chirurdzy wyznaczali ją sobie sami, a miarą tych stopni była popularność wśród pacjentów wyrażająca się długą kolejką przed drzwiami ich gabinetów. Dziś przed drzwiami do specjalistycznych gabinetów lekarskich kolejka jest tak długa, że na przyjęcie przez lekarza specjalistę trzeba czekać niejednokrotnie wiele miesięcy, ale w większości przypadków nie jest to zasługą pracy owego lekarza, ani jego zdolnościami i ani jego wiedzą.
Z racji moich studiów wiele przytoczonych w tej książce nazwisk jest mi doskonale znanych, ale bardzo miło mi się czytało wersy poświęcone doktorowi Ludwikowi Rydygierowi, który prowadził swoją prywatną klinikę w Chełmnie nad Wisłą, albo o prowincjonalnym, lecz fenomenalnym lekarzu Robercie Koch, który w swym prymitywnym laboratorium w Wolsztynie tworzył podwaliny mikrobiologii i udowodnił, że zarazki naprawdę istnieją i są źródłem tak licznych niepowodzeń zabiegów chirurgicznych.

Z wielką ostrożnością podchodziłem kiedyś do książek historyczno – dokumentalnych. Uważałem je za nudne i nieciekawe. Dziś wiem, że bardzo się wtedy myliłem. Wystarczyło przeczytać kilka pozycji z tej dziedziny pisarstwa, by z zaciekawieniem spojrzeć na „Stulecie chirurgów” – Jürgena Thorwalda. Jurgen Thorwald był wnukiem Henry`ego Stevena Hartmanna - chirurga, którego...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika wieniumorski

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
7
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
19
razy
W sumie
wystawione
7
ocen ze średnią 7,9

Spędzone
na czytaniu
44
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]