Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Na początku warto zaznaczyć, że polski wydawca zrobił bardzo brzydką rzecz - w taki sposób zmienił tytuł, okładkę i opis książki, abyśmy mieli wrażenie, że poświęcona jest ona amerykańskim zrzutom zaopatrzenia nad Warszawę. To jednak nieprawda - o amerykańskich próbach pomocy walczącej stolicy jest jedynie relatywnie krótka wzmianka.

Oryginalny tytuł tej książki to "Forgotten Bastards of the Eastern Front: American Airmen behind the Soviet Lines and the Collapse of the Grand Alliance" ("Zapomniani dranie z frontu wschodniego: amerykańscy lotnicy za sowieckimi liniami i upadek Wielkiego Sojuszu").
Zabieg polskiego wydawnictwa oceniam na 1/10, ale tutaj postaram się skupić na treści książki. Przeczytałem ją w oryginale i nie miałem złudzeń co do roli tematu powstania warszawskiego w tej pozycji, więc tutaj się nie rozczarowałem. Niestety, spotkał mnie inny zawód.
Autor stawia tezę, że do pierwszego zgrzytu pomiędzy Aliantami Zachodnimi a ZSRR doszło w amerykańskich bazach lotniczych na terenie sowieckiej Ukrainy. Początkowo Stalin był niechętny bazom, ale w końcu się zgodził. Sowiecki personel lotniczy był pod wielkim wrażeniem amerykańskich bombowców, umiejętności ich załóg i zaplecza technicznego. Zdarzały się jednak problemy - Sowieci nie potrafili zapewnić należytej osłony przed wrogimi bombowcami, a ponadto często dochodziło kradzieży amerykańskich rzeczy. Poza tym do załóg dołączano sowieckiego obserwatora, którego nieformalnym celem było sprawdzanie czy Amerykanie nie robią zbaczają z trasy i nie robią zdjęć lotniczych, które mogłyby zostać wykorzystane w ewentualnej wojnie z ZSRR.
Lotnicy niekiedy mieli okazję porozmawiać z miejscową ludnością i przekonać się o jej niechęci do władz radzieckich. Raz próbowali pomóc w uciecze z terenów kontrolowanych przez ZSRR polskiemu obywatelowi co zakończyło się niepowodzeniem, innym razem udało im się wywieźć innego człowieka co wprawdzie się udało, ale alianckie władze zdecydowały o jego odesłaniu. Największe napięcia pojawiły się jednak w związku ze sprzeciwem władz sowieckich wobec kontaktu personelu z miejscowymi kobietami. Komunistyczni funkcjonariusze grozili kobietom i żądali od nich zerwania relacji z Amerykanami. Często działali w sposób bezpośredni i przerywali randki, wyzywając i policzkując kobiety. Amerykanom mówili, że są one byłymi kolaborantkami, które wcześniej zadawały się z Niemcami i roznoszą choroby zakaźne. Niezależnie od zasadności tych oskarżeń Amerykanie wydawali się nieprzekonani. Nabrali minimalnej świadomości na temat prawdziwego oblicza radzieckiego reżimu.
W pewnym momencie radziecka propaganda zaczęła agitować przeciwko bazom, a obydwie strony - amerykański personel baz i ich nadzorcy zaczęły liczyć się z możliwością wybuchu konfliktu. Spór został jednak złagodzony, a gdy sowiecka linia frontu przesunęła się daleko na Zachód, bazy straciły na znaczeniu.
Niemniej, w międzyczasie pozostawienie samym sobie wyzwolonych przez ZSRR amerykańskich jeńców wojennych pogorszyło stosunek USA do swojego sojusznika.
Książka zawiera szczegóły, które mogą znudzić czytelnika. Jednak kompleksowość byłaby nawet zaletą, gdyby nie zabrakło bardzo ważnego elementu - nalotów z baz lotniczych. W zasadzie o samych nalotach, ponoszonych w trakcie nich stratach czy rezultatach nie ma najmniejszej mowy. Całość narracji koncentruje się na zapleczu. A to wielka szkoda.

Na początku warto zaznaczyć, że polski wydawca zrobił bardzo brzydką rzecz - w taki sposób zmienił tytuł, okładkę i opis książki, abyśmy mieli wrażenie, że poświęcona jest ona amerykańskim zrzutom zaopatrzenia nad Warszawę. To jednak nieprawda - o amerykańskich próbach pomocy walczącej stolicy jest jedynie relatywnie krótka wzmianka.

Oryginalny tytuł tej książki to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka ogromnie mnie rozczarowała. Oczekiwałem historii Ujgurów, a dostałem zbiór faktów w stylu: "X studiował na uniwersytecie, przyswajał nauki teologiczne, wydał elementarz", "Y miał taką opinię na temat kwestii związanych z kulturą ujgurską, Z siaką, a λ owaką". Potok mało istotnych faktów, które mało kto zapamięta. Nawet jeśli kogoś interesuje kultura orientalna to z tej pozycji niewiele wyniesie, ponieważ książka skupia się na historii debat na temat kultury ujgurów, a nie na samej kulturze.
Książka zaczyna się robić ciekawa dopiero wraz z wybuchem rebelii w latach 30. XX wieku i...wtedy się kończy. Nie polecam.

Książka ogromnie mnie rozczarowała. Oczekiwałem historii Ujgurów, a dostałem zbiór faktów w stylu: "X studiował na uniwersytecie, przyswajał nauki teologiczne, wydał elementarz", "Y miał taką opinię na temat kwestii związanych z kulturą ujgurską, Z siaką, a λ owaką". Potok mało istotnych faktów, które mało kto zapamięta. Nawet jeśli kogoś interesuje kultura orientalna to z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzieło przedstawia dzieje Konga - od czasów kolonizacji aż do chwili obecnej. Bez wątpienia jest to mocny atut niniejszej pozycji.
Niestety, nigdy nie czytałem tak niechlujnie napisanej książki. Nie jest to kwestia nieodpowiedniej korekty, jak to czasami bywa, lecz należałoby przeredagować całą pozycję. Zawarte informacje często się powtarzają co wygląda bardzo źle. Nie byłaby to wada, gdyby powtórzenia dotyczyły ważnych kwestii i miały miejsce w rozsądnych odstępach. Jednakże w tym przypadku wielokrotnie powtarzane są informacje całkiem błahe i w przypadkowych miejscach. Ot, czytamy jakąś nieistotną informację w jednym miejscu, kilka stron później to samo tylko w innych słowach i potem jeszcze parę razy.
Rozdział poświęcony konfliktowi w Katandze jak dla mnie zbyt ogólnikowy i gdybym wcześniej nie czytał na ten temat to niewiele bym z tego zrozumiał i zapamiętał.
Książka wydaje się być wiarygodna aczkolwiek mam wątpliwości odnośnie niektórych informacji. Dla przykładu autor wielokrotnie wspomina, że podczas wojny w Kongu na przełomie wieków Rwanda zrabowała tyle surowców, że do dzisiaj je sprzedają chociaż sami ich nie wydobywają. Tymczasem według innego źródła w Kongu nielegalnie wydobywa się surowce, a następnie sprzedaje do Rwandy i stąd są one odsprzedawane dalej. Ta wersja wydaje mi się bardziej wiarygodna.
Podsumowując, książka jest nienajgorsza, ale trochę mnie rozczarowała. Czy warto ją przeczytać? Jeśli kogoś interesuje Kongo to może pójść do biblioteki i ją wypożyczyć, tudzież upolować na wyprzedaży po atrakcyjnej cenie, ale odradzam kupowanie jej po obecnej cenie (65-110 zł).

Dzieło przedstawia dzieje Konga - od czasów kolonizacji aż do chwili obecnej. Bez wątpienia jest to mocny atut niniejszej pozycji.
Niestety, nigdy nie czytałem tak niechlujnie napisanej książki. Nie jest to kwestia nieodpowiedniej korekty, jak to czasami bywa, lecz należałoby przeredagować całą pozycję. Zawarte informacje często się powtarzają co wygląda bardzo źle. Nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Spodobały mi się poprzednie książki autorki, a poza tym interesuję się bieżącą sytuacją polityczną na świecie, więc z zainteresowaniem sięgnąłem po niniejszą pozycję. Niestety, bardzo się rozczarowałem. Przede wszystkim ciężko powiedzieć o czym ona konkretnie jest. O tym jak w dzisiejszym świecie dochodzą do władzy autokraci? Nie. O tym jak funkcjonują państwa policyjne? Też nie. To może chociaż pozycja przedstawia przesłanki wskazujące na to, że opisane państwa są albo zmierzają w kierunku autorytaryzmu? Ponownie - nie.
Książka zawiera garść luźnych przemyśleń na temat autorytaryzmu i populizmu, po który sięgają różne partie w wielu krajach. Wykorzystują one ignorancję i niewiedzę ludzi, aby złożone kwestie przedstawiać w maksymalnie uproszczony sposób. Wmawiają ludziom, że tylko one są w stanie rozwiązać ich problemy. Swoich oponentów nie traktują jako politycznych rywali, którym też zależy na dobru kraju i jedynie mają inną wizję jak je osiągnąć, ale jako śmiertelnych wrogów, którzy tylko knują jak uciskać lud. Od przekonania, że tylko jedna partia jest dobra, a wszyscy inni są źli jest prosta droga domagania się monopolu na władzę.
Obawiam się jednak, że autorka nie jest w stanie przedstawić tych faktów w przystępny sposób. Przede wszystkim uderzyła mnie jej arogancja. Książka zaczyna się od opisu imprezy z udziałem elit, która miała miejsce w latach 90. "Gdy w Polsce panowała bieda, niepewność i szalało bezrobocie oni sobie balowali" - tak może pomyśleć osoba negatywnie nastawiona do establishmentu, a więc podatna na populizm. W ten sposób autorka już na wstępie zniechęciła do dalszego czytania grupę, która być może najbardziej powinna przeczytać tę książkę. Anne Applebaum bardzo dziwi się dlaczego PiS doszedł do władzy. Najwyraźniej zapomniała jaki klimat panował w tamtym okresie - zniechęcenie rządami PO z powodu niespełnionych obietnic, nieudolności oraz niepopularnych decyzji, strach przed masową imigracją i terroryzmem, przekonanie, że ówczesna władza realizuje interesy obcych państw. Jestem przekonany, że Platforma była postrzegana o wiele gorzej niż na to zasługiwała. Problemem było to, że nie potrafiła albo nie chciała w klarowny i rzetelny sposób wyjaśniać motywów swoich decyzji ani przekonywać o ich słuszności. Nie zależało jej też na stworzeniu społeczeństwa obywatelskiego, które byłoby świadome jak działa państwo, społeczeństwo oraz gospodarka dzięki czemu ludzie zdaliby sobie ograniczeń władzy i nie przypisywaliby jej wszystkich nieszczęść. To samo dotyczy innych krajów - gdyby umiarkowani politycy byli bardziej skłonni do dialogu ze społeczeństwem i tłumaczenia się ze swoich działań to być może do władzy nie doszliby ludzie przed którymi pisarka ostrzega. Szkopuł w tym, że sama popełnia podobny błąd i za bardzo nie objaśnia swojego punktu widzenia. Jej słowa można streścić w następujący sposób: "ten, ten i ten kraj są autorytarne/zagrożone autorytaryzmem i już". "Rządowa propaganda cały czas kłamie i oczernia każdego kto się nie zgadza z władzą. Co? Chcecie przykłady? Dobra, łapcie jeden i przejdźmy dalej". "Jak ci głupi Polacy mogli wybrać taki populistyczny rząd, przecież nie było żadnej wojny? Miliony wyjechało za granicę, w kraju jest bieda, zmęczenie dotychczasowym stanem i brak nadziei na lepszą przyszłość? Phi, mnie tam jest dobrze".
Dokładnie w taki sposób odebrałem tę pozycję. A przecież temat jest naprawdę ciekawy i można by było napisać bardzo wiele na temat przeróżnych aspektów odchodzenia od demokracji.
Wielka szkoda, że potencjał tkwiący w omawianym zagadnieniu został zmarnowany.

Spodobały mi się poprzednie książki autorki, a poza tym interesuję się bieżącą sytuacją polityczną na świecie, więc z zainteresowaniem sięgnąłem po niniejszą pozycję. Niestety, bardzo się rozczarowałem. Przede wszystkim ciężko powiedzieć o czym ona konkretnie jest. O tym jak w dzisiejszym świecie dochodzą do władzy autokraci? Nie. O tym jak funkcjonują państwa policyjne?...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Większość książek historycznych koncentruje się na przedstawieniu ważnych wydarzeń albo też życia ludzi w okresie wojen mieszkających w krajach totalitarnych. Ta z założenia miała być inna. Autor postawił sobie za cel opowiedzenie historii mieszkańców Stanów Zjednoczonych na przestrzeni setek lat. I tak dowiadujemy się o tragicznych losach Indian począwszy od pierwszego kontaktu z Europejczykami, zmaganiach biednych o poprawę oraz kobiet i osób czarnoskórych o równouprawnienie. Dzieło pozwala nam sobie uświadomić, że również USA nie były wolne od konfliktów na tle klasowym. W okresie rewolucji przemysłowej, podobnie jak w Europie, praca była ciężka i odbywała się w szkodliwych oraz niebezpiecznych warunkach. Pracownicy ulegali wypadkom i nie otrzymywali żadnego odszkodowania. Dlatego też zaczęli się organizować – brali udział w strajkach, czasami brutalnie tłumionych, a także domagali się zmian prawa. Powstawały organizacje mające ich reprezentować. Prawa pracownicze nie przyszły łatwo – trzeba było o nie walczyć. To właśnie dzięki staraniom tamtych ludzi, w USA i w Europie, mamy dzisiaj rzeczy uważane wręcz za oczywiste, takie jak choćby ośmiogodzinny dzień pracy czy obowiązek zapewnienia bezpiecznych warunków pracownikom. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza że w Internecie pełno jest populistów, którzy przekonują, iż absolutnie wszystkie przepisy dotyczące gospodarki są szkodliwe i w ogóle jakakolwiek nowa regulacja to wstęp do wprowadzenia komunizmu.

Książka koncentruje się przede wszystkim na Indianach, osobach czarnoskórych, kobietach oraz klasie niższej, do której autor zalicza większość ludzi. Autor niewiele albo prawie wcale nie pisze na ma na temat grup takich jak: Azjaci, mniejszości religijne, przedstawiciele klasy średniej i wyższej, homoseksualiści, osoby chore lub niepełnosprawne. To bardzo zawęża obszar widzenia.

Niestety, książka mnie rozczarowała. Oczekiwałem opisu codziennego życia ludzi należących do różnych grup na przestrzeni lat, a dostałem historię walki o prawa oraz wyliczankę krzywd i wszelkiego możliwego zła jakie doznawali. Pisarz na początku zaznacza, że mówi się przede wszystkim o dobrych rzeczach z historii USA, więc on napisze o tych złych, aby każdy mógł wyrobić sobie zdanie. Problem w tym, że wiedza powszechna koncentruje się na państwie np. konstytucji, wojny o niepodległość, udziale w obu wojnach światowych, rozwoju gospodarczym itd., a autor opowiada o szczegółach, czyli życiu mieszkańców. Nie jest więc to druga strona tej samej monety. Dotychczasowa wiedza w połączaniu z tą książki nie stworzy żadnego ogólnego obrazu. W trakcie czytania łatwo zauważyć, że autor koncentruje się tylko na negatywnych rzeczach. Nie przede wszystkim, ale tylko i wyłącznie. To kompletnie uniemożliwia wyrobienie sobie na omawiane tematy. Odnosi się wrażenie, że życie w USA było nieprzerwanym pasmem cierpień ludności, pozbawionym jakichkolwiek dobrych aspektów. Nawet jeśli siłą rzeczy autor musi wspomnieć o pozytywnych zmianach czy też decyzjach to stara się bagatelizować ich znaczenie lub podważać intencje ich inicjatorów.
- Wprowadzono podstawową edukację? Tak, żeby wyszkolić potulnych pracowników.
- Powstaje klasa średnia? Tak, ponieważ bogaci chcą mieć kompetentne osoby do zarządzania ich majątkiem oraz sojusznika w tłumieniu nastrojów większości.
- W I połowie XX wieku pracownicy dostali więcej praw? Tak, aby uspokoić nastoje i uniknąć jeszcze większych ustępstw.
- Prezydent polecił wprowadzenie zlikwidowanie segregacji rasowej w wojsku? Tak, bo obawiał się wybuchu wojny i chciał podnieść morale czarnoskórych żołnierzy.
-Sprawcy rasistowskiego morderstwa zostali skazani? Tak, ale nie przywróciło to życia ich ofiarom.
Równie tendencyjny wydaje się stosunek pisarza do obowiązującego porządku prawnego, który jego zdaniem został ustanowiony, aby trzymać w ryzach większość i jednocześnie pokojowo rozwiązywać konfliktu pomiędzy elitami. W ten sposób politycy, bogacze i sędziowie tworzą grupę trzymającą władzę. Można odnieść wrażenie, że w XIX wieku żaden sędzia nie wydał wyroku na korzyść biedniejszego, a jak wydał to nie został zrealizowany, a wszyscy politycy współdziałali, aby trzymać masy w okowach. Motyw konfliktu na linii elity – zwykli ludzie jest nieustannie obecny. Autor nie zauważa faktu, że system może być nastawiony nie tylko na wyzysk biednych przez bogatych, ale także biednych przez innych biednych. Szczególnie widoczne jest to we współczesnej Polsce. Moglibyśmy mieć elektrownie atomowe, rozwiniętą gospodarkę wodną, lepszą opiekę medyczną czy edukację, więcej dróg i całe społeczeństwo by na tym zyskało. Jednak prości ludzie zdecydowali, że wolą mieć 500+, trzynastą emeryturę czy też bony wakacyjne. Wszyscy się na to składają, a korzystają wybrani. Tak więc to bardzo źle, że pisarz tak uprościł tę kwestię.

Brakuje mi jakiejś głębszej interpretacji sytuacji życiowej Amerykanów. Jak im się żyło w porównaniu do Europejczyków? Czy XIX wieku sytuacja była aż taka zła? Czy kiedy w II połowie XIX wieku w Europie warunki bytowe zaczęły się poprawiać to w USA doszło do analogicznych procesów? Z książki wynika, że przez cały XIX wiek były wręcz koszmarne i w zasadzie się nie poprawiały. Aż tu nagle przychodzą lata 20. XX wieku i sytuacja się poprawia. Ale tylko na chwilę, bo potem jest kolejny kryzys. Potem II wojna światowa i pensje rosną, ALE zyski korporacji rosną szybciej. Generalnie czytając książkę nie odniosłem wrażenia, że sytuacja ekonomiczna ludzi się jakoś ogromnie poprawiła, a przecież wiadomo, że np. w latach 50. czy 60. XX wieku poziom życia należał do najwyższych na świecie. Niepostrzeżenie zniknął też cenzus majątkowy wyborców. Był – nie ma, a skoro nie ma to o czym tu pisać? Uwadze autora umknęło także przyznanie niepodległości Filipinom.

Szczególnie uderzyła mnie tendencyjność, wręcz przekłamania, w rozdziale o II wojnie światowej oraz okresie powojennym.
- autor zarzuca USA, że nie przejmowały się japońskimi zbrodniami w Chinach, ale wydaje się oburzony sankcjami na Japonię, które z czasem doprowadziłyby do braku możliwości kontynuowania wojny w Chinach. Japonia miała dwie możliwości: przerwać konflikt albo zaatakować europejskie kolonie, aby zdobyć surowce. To nie wina USA, że wybrała kolejną agresję.
- pisze, że alianckie naloty pochłonęły więcej ofiar niż niemieckie, ale nie dodaje, że wynikało to z mniejszych możliwości Trzeciej Rzeszy. To samo odnośnie większych nakładów na zbrojenia USA w trakcie zimnej wojny niż państw Osi w trakcie II wś – zimna wojna trwała dłużej i USA miały większe możliwości. Poza tym wydatki na zbrojenia jako % PKB był nieporównywalnie mniejszy.
- krytykuje USA za wspieranie Francji w wojnie w Wietnamie, ale nie zaznacza, że wynikało to tylko i wyłącznie ze strachu przed komunizmem, a Stany były przeciwne kolonializmowi np. wywierały presje na Holandię, aby zaprzestała walk w Indonezji
- zadaje pytanie „czy toczono tę wojnę w celu stworzenia świata, w którym nie będą mieć racji bytu głoszone przez Hitlera idee nordyckiej supremacji nad „gorszymi” rasami?” i stwierdza, że w amerykańskiej armii istniała segregacja. Podaje przykład rejsu, w trakcie którego czarnoskórych żołnierzy umieszczono w głębi okrętu bez dostępu do świeżego powietrza, dodając: „trudno uniknąć skojarzeń z dawnymi rejsami okrętów niewolniczych”. Później przytacza wypowiedź rzecznika jednej z fabryk, który stwierdza, że nie chce osób czarnoskórych niezależnie od ich kompetencji. Porównanie nietrafione, bo dyskryminacja w Niemczech wyglądała „trochę” inaczej niż w USA. Nie przeczę, że w armii USA dochodziło do przypadków dyskryminacji, ale robienie z jednostkowych przykładów fundamentu swojej tezy jest słabe. Autor mógłby bardziej rozwinąć te kwestię. Również analogia z transportem niewolników jest nietrafiona. Mimo wszystko w trakcie rejsu żaden z żołnierzy nie zmarł, czego nie można powiedzieć o transportach niewolników.
- jako przykład powszechnej nienawiści przytacza wypowiedź jednego kongresmena, który stwierdził, że Japończyków mieszkających w Ameryce powinno się zgładzić. Dobrze, że dodaje, iż prezydent był odmiennego zdania. Wspomina o zamykaniu Amerykanów japońskiego pochodzenia w obozach, ale nie mówi, iż nikt ich tam nie katował ani nie głodził. To były po prostu lata wyjęte z życia. Bez wątpienia amerykański rząd źle postąpił, ale wskazana jest rzetelna ocena doznanych krzywd. Poza tym nie wszyscy amerykańscy Japończycy przez całą wojnę byli uwięzieni. Niektórzy walczyli pod Monte Cassino!
- mówi, iż zrzucenie bomb atomowych nie było konieczne i dowódcy o tym wiedzieli, ale chcieli wypróbować w praktyce nową broń. W rzeczywistości wielu japońskich wojskowych walczyć do samego końca, nawet po Hiroszimie i Nagasaki oraz radzieckiej inwazji.
- zarzuca dowódcom, że zgodzili się na zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę, chociaż wiedzieli, że przebywa tam 18 amerykańskich żołnierzy. Problem w tym, że z powodu głodu, chorób, wyniszczającej pracy i przemocy codziennie ginęło wielu jeńców. W sumie zmarł co trzeci wzięty do japońskiej niewoli amerykański żołnierz. Podobnie cierpieli również cywile. Skrócenie wojny pozwoliło uratować życie wielu osobom.
- o planie Marshalla potrafi powiedzieć tylko tyle, że służył wzmocnieniu amerykańskiej gospodarki oraz celom politycznym tj. powstrzymaniu komunizmu. Jednak czy to w jakikolwiek zmienia fakt, że plan był korzystny dla krajów, które wzięły w nim udział? Czy w ogóle Stany Zjednoczone mogły pomóc w taki sposób, żeby same nic na tym nie zyskały? Wydaje się to wątpliwe, więc co to za pretensje?
- Rząd Chin był ”skorumpowaną dyktaturą”, a „walczący z Japończykami” komuniści cieszyli się „masowym poparciem”. Każdy kto czytał książkę J.Polita „Gorzki triumf” wie jaka ignorancja wylewa się z tych słów. Osłabione wojnami warlordów, a potem ośmioletnią wojną Chiny były okropnym miejscem do życia, ale chiński rząd nie ponosi za to winy. Czang Kaj-Szek nie był też wszechwładnym dyktatorem, bo kraj pozostawał w znacznej mierze zdecentralizowany – zarówno z powodu znacznej władzy warlordów jak i zniszczeń oraz chaosu uniemożliwiających skuteczne zarządzanie. Nic nie wskazuje na to, aby komuniści mieli jakieś nadzwyczajne poparcie. Werbunek był prosty – masz broń i walcz dla nas albo cię zabijemy. Byli silni dzięki broni otrzymanej od ZSRR oraz oszczędzaniu sił w wojnie z Japonią. Jednocześnie USA nałożyło embargo na eksport broni do Chin co zaszkodziło przede wszystkim rządowi.
Na przykładzie tego rozdziału najlepiej widać jak autor subiektywnie dobiera fakty, a i one są przeinaczane. Nie doszukałem się niczego dobrego na temat udziału USA w wojnie.

Podsumowując, książka pozwala dowiedzieć się na temat pewnych kwestii, ale nie powinna służyć jako podstawa do formułowania wniosków o USA.

Większość książek historycznych koncentruje się na przedstawieniu ważnych wydarzeń albo też życia ludzi w okresie wojen mieszkających w krajach totalitarnych. Ta z założenia miała być inna. Autor postawił sobie za cel opowiedzenie historii mieszkańców Stanów Zjednoczonych na przestrzeni setek lat. I tak dowiadujemy się o tragicznych losach Indian począwszy od pierwszego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Europa w brutalnym świecie Enrico Letta, Sebastien Maillard
Ocena 5,0
Europa w bruta... Enrico Letta, Sebas...

Na półkach:

Książka zawiera ogólnikowe przemyślenia na tematy związane z UE. Z większością się zgadzam, ale nie ze wszystkimi (np. odnośnie konieczności obowiązkowej relokacji uchodźców). Generalnie jestem dość rozczarowany. Oczekiwałem analizy różnych zagadnień związanych z UE, pokazaniem zasad jej funkcjonowania itd. Tymczasem autor jedynie zahacza o te zagadnienia np. mówi, że panuje błędne przekonanie, iż wprowadzenie euro przyczynia się do wzrostu cen. Jak uzasadnia fałszywość tej tezy? "Polityka gospodarcza nadal leży w gestii państw narodowych", "wspólną walutę wymyślono na tłuste, nie na chuda lata" - czyli za wzrost cen odpowiadały działania władz oraz kryzys z 2008 roku. Szkoda, że nie odniósł się do faktu, iż euro wprowadzano w różnych okresach w różnych krajach, więc to kiepskie wytłumaczenie. Nie żebym był wielkim przeciwnikiem wprowadzenia euro - bez wątpienia wspólna waluta uniemożliwia nieudolnym rządom niekontrolowany dodruk pieniądza - ale w tej książce powinny się znaleźć sensowne argumenty za przyjęciem euro,.

Podsumowując, jeśli ktoś czyta newsy i czasami nad nimi rozmyśla to nie dowie się z książki niczego nowego. A szkoda.

PS. książkę w formie e-booka kupiłem w promocji za kilkanaście złotych. Jak widzę, że w wersji papierowej kosztuje nawet 40 złotych to jest to dla mnie jakiś absurd.

Książka zawiera ogólnikowe przemyślenia na tematy związane z UE. Z większością się zgadzam, ale nie ze wszystkimi (np. odnośnie konieczności obowiązkowej relokacji uchodźców). Generalnie jestem dość rozczarowany. Oczekiwałem analizy różnych zagadnień związanych z UE, pokazaniem zasad jej funkcjonowania itd. Tymczasem autor jedynie zahacza o te zagadnienia np. mówi, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka opowiada o losach ludności w ostatnich miesiącach wojny domowej na Sri Lance. Poznajemy w niej historię osób, które znalazły się w środku walk z kurczącymi się zapasami wody, żywności oraz lekarstw . W I połowie 2009 roku armia rządowa rozpoczęła ofensywę na ostatnie terytoria kontrolowane przez Tamilskie Tygrysy. Celem zmasowanego ostrzału artyleryjskiego i nalotów stały się nie tylko obiekty wojskowe i stanowiska obronne wroga, ale także szpitale oraz skupiska ludności cywilnej. Ataki miały charakter terrorystyczny i przypominały te, których dopuszczali się Niemcy podczas ataku na Polskę. Armia starała się w ten sposób zastraszyć przeciwnika oraz wprowadzić chaos na jego pozycjach. Ponadto żołnierze rządowi okrutnie obchodzili się ze schwytaną ludnością. Również rebelianci postępowali w sposób godny potępienia. Przebierali się za cywilów, zmuszali ludzi do walki za ich sprawę, wykorzystywali własnych rodaków jako żywe tarcze oraz przeprowadzali zamachy terrorystyczne, często wtopieni w tłum uciekinierów.
W książkach poświęconym konfliktom najważniejsze są dla mnie trzy rzeczy: ukazanie tła politycznego, społecznego i gospodarczego, przedstawienie działań militarnych (planowania, ruchów wojsk, walk itd.) oraz historie i poglądy ludzi biorących udział w opisywanych wydarzeniach. Niestety jest to reportaż, więc skupia się tylko na tej ostatniej kwestii. Na dodatek brakuje wypowiedzi osób mających jakiś większy wpływ na konflikt oraz ludzi będących po stronie rządowej (Syngalezów). Pomimo tego moim zdaniem książka jest obiektywna, ponieważ autorka cały czas podkreśla, że konflikt nie jest czarno-biały. Tak więc polecam.

Postaram się przedstawić streszczenie okoliczności konfliktu na podstawie niniejszej książki, a także dzieła S. Subramaniana „This Divided Island” oraz wykładu: https://www.youtube.com/watch?v=yBeT2OcAiyw .
Przyznaję, że posiadam znikomą wiedzę na temat historii tego regionu. Nie mam pojęcia jak wyglądały stosunki międzyludzkie na wyspie przed odzyskaniem niepodległości. Jednak czy jest to konieczne, aby przynajmniej w podstawowym zakresie zrozumieć konflikt? Nie sądzę. Tym bardziej, że przeciętny mieszkaniec zapewne również nie posiadał dogłębnej wiedzy historycznej. Rozpatrując przyczyny jakichkolwiek wydarzeń musimy pamiętać, aby unikać tzw. „pułapki wiedzy”. Badacz historii może mieć bowiem większą wiedzę od uczestników wydarzeń i przez to mylnie interpretować ich motywy. Z logicznego punktu widzenia pewne przeszłe wydarzenia (np. najazdy, masakry itd.) powinny wpływać na postępowanie i sposób myślenia w przyszłości, ale czy zawsze wpływają? Jeśli przeciętny człowiek nie wie, że np. setki lat temu przedstawiciele innej grupy etnicznej wybili sporą część jego grupy to siłą rzeczy nie może się oburzać z tego powodu i czuć nienawiści do tej innej grupy. Dlatego w postrzeganiu otaczającego świata oraz historii oprócz faktów liczy się także „ogólne wrażenie” na temat jakiejś kwestii, niekoniecznie podparte wiedzą.

Konflikt na Sri Lance ma charakter etniczno-religijny.
Wyspa ta zajmuje ważne miejsce w buddyzmie. Budda parę razy ją odwiedzał i generalnie bardzo mu się podobała. Znajdują się tam też znane buddyjskie świątynie. Być może jej znaczenie religijne przyczyniło się do tego, że większość mieszkańców – Syngalezi wyznający buddyzm – niechętnie odnosi się do obcych o odmiennych poglądach religijnych. Takimi „obcymi” są dla nich Tamilowie, którzy w większości wyznają hinduizm oraz katolicyzm. Jak w zwykle w tego typu sporach Syngalezi powołują się na zasadę: „my byliśmy tu pierwsi, więc to nasza ziemia” i traktują innych jako najeźdźców. W ich opinii wyspa była oazą szczęścia i spokoju aż do przybycia Tamilów oraz muzułmanów. Nie wiadomo czy faktycznie Syngalezi przybyli na wyspę jako pierwsi, ale czy po tylu latach nadal jest to istotne?
W każdym razie przenosimy się do XX wieku – na północy amerykańscy misjonarze edukują zamieszkałych tam Tamilów, a w pozostałych regionach za szkolnictwo odpowiadają Brytyjczycy. Brytyjczycy stosują zasadę „dziel i rządź”, więc dzielą społeczeństwo na różne grupy, szukając tego co ich różni, a nie łączy. W momencie odzyskania niepodległości Sri Lanka staje się demokracją parlamentarną, w której 15% Tamilów stanowi niemal połowę studentów, urzędników oraz posiada nadreprezentację w innych prestiżowych zawodach. Większość jest niezadowolona, więc w latach 50. zostaje syngaleski zostaje uznany za jedyny urzędowy język, więc Tamilowie (mówiący po tamilsku oraz angielsku) muszą nauczyć się nowego języka, aby móc dalej zajmować bardziej prestiżowe stanowiska. Ponadto liczebność Tamilów na uczelniach i w zawodach zostaje odgórnie ograniczona. Wskutek nieudolnych rządów w latach 60. pogarsza się kondycja gospodarcza wyspy, a stopa bezrobocia rośnie do 25% mieszkańców. Niezadowolenie doprowadziło do nieudanego zamachu stanu ze strony lewicowej syngaleskiej partii JVP. Kolejne lata przynoszą ustanowienie przepisów wymierzonych w tamilską kulturę, a w 1972 roku uznaje się oficjalnie buddyzm za najważniejszą religię w kraju. Jak powiedział jeden z mieszkańców: „związek Sri Lanki z buddyzmem jest taki sam jak Watykanu z katolicyzmem albo Arabii Saudyjskiej z islamem”. W międzyczasie dochodzi do antytamilskich pogromów, podczas których służby oraz władze zachowują się biernie (czasami policjanci nawet współpracują z tłumem). Pokojowe protesty nie przynoszą żadnego (przynajmniej nie natychmiastowego) skutku. Tamilskie partie żądanie autonomii zamieniają na domaganie się niepodległości. Sytuacja w kraju sprawa, że wiele osób przestaje uważać zajmowanie się polityką za domenę bogatych Tamilów, którzy chcą przywrócenia swojego statusu. Powstają Tamilskie Tygrysy, które postawiają sobie za cel zjednoczenie Tamilów pod swoją flagą i zdobycie niepodległości na drodze walki zbrojnej. Zamach na kilkunastu syngaleskich żołnierzy w 1983 roku staje się pretekstem do pogromu Tamilów, który jeszcze bardziej nakręca spiralę nienawiści. Również Tamilskie Tygrysy się radykalizują i „przechodzą z zabijania z obowiązku do zabijania dla sportu” – coraz łatwiej przychodzi im stosowanie przemocy nawet wobec rodaków, którzy starają się zachować neutralność. Z czasem przechodzą do otwartej walki i opanowują północno-wschodnią część wyspy. Początkowo próbują przeciągnąć na swoją stronę muzułmanów, ale kiedy starania nie przynoszą skutku, rozpoczynają ich prześladowania. W tej wojnie ciężko pozostać biernym obserwatorem. Pozbawiają muzułmanów domów i kosztowności oraz zmuszają do emigracji na południe. Często dochodzi do antymuzułmańskie pogromów. Również na południu muzułmanie nie są bezpieczni i padają ofiarą przemocy. Ważną rolę w zachodzących wydarzeniach odgrywają buddyjscy mnisi. Buddyzm zostaje połączony z nacjonalizmem. Mnich nie jest już tylko kontemplującym mędrcem, ale także politykiem dążącym do zdobycia władzy dla dobra narodu oraz wojownikiem walczącym z wrogiem. „Jesteśmy rasistami i fanatykami religijnymi” – mówi z dumą buddyjski mnich. Porównuje walkę do zabicia niebezpiecznego zwierzęcia. „W moim przedszkolu jest około stu dzieci. Wyobraź sobie, że pewnego dnia przybiegł wściekły pies i zaczął gryźć te małe dzieci. O poranku czułem współczucie do każdej żywej istoty, ale teraz muszę dokonać wyboru. Jeśli mam chronić dzieci, muszę zabić lub uderzyć tego wściekłego psa” – dodaje. W taki sposób doszło do dehumanizacji drugiej strony. Przeciwnik nie jest już człowiekiem, który ma swoje zainteresowania, marzenia, obawy, o którym można powiedzieć wiele różnych rzeczy, ale staje się jedynie „wściekłym psem”. Przerażające rezultaty takiego sposobu myślenia można było zobaczyć w książce.
W ciągu 10 lat od zakończenia konfliktu gospodarka Sri Lanki powiększyła się dwukrotnie. Kraj zanotował również wzrost w rankingu wolności mediów, chociaż nadal określany jest jako „terminator wolnej prasy” (https://rsf.org/en/sri-lanka). Niżej napisany komentarz użytkownika Saudyjskie-Wielbłądy z sierpnia 2016 roku brzmi dość optymistycznie i wskazuje na to, że sytuacja powoli się normalizuje. A przynajmniej normalizowała do momentu napisania tamtej wypowiedzi. Od tego czasu miały miejsce antymuzułmańskie zamieszki (https://wiadomosci.wp.pl/buddysci-dokonuja-pogromow-muzulmanow-na-sri-lance-przemoc-zagraza-turystyce-6228010432333953a), jeden z najkrwawszych zamachów w dziejach (https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamachy_na_Sri_Lance_(2019), a po nim kolejne akty przemocy (http://pulsazji.pl/2019/05/20/anty-muzulmanskie-zamieszki-sri-lance/). W listopadzie 2019 roku prezydentem został człowiek, który jest niechętny wobec wyjaśniania losów zaginionych oraz rozliczania się z przeszłością (https://www.bbc.com/news/world-asia-51555853). Na sytuację w kraju chyba w największym stopniu będzie miała trwająca obecnie pandemia koronawirusa. Ponad 11% PKB Sri Lanki generuje sektor turystyczny, więc ograniczenie ruchu z pewnością zaszkodzi gospodarce tej wyspy. Zresztą w erze globalnych powiązań osłabienie ekonomiczne innych państw również w pośredni sposób przedłoży się na zubożenie lankijskiego społeczeństwa. A to może doprowadzić do kolejnej fali nienawiści. Miejmy jednak nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy.

Książka opowiada o losach ludności w ostatnich miesiącach wojny domowej na Sri Lance. Poznajemy w niej historię osób, które znalazły się w środku walk z kurczącymi się zapasami wody, żywności oraz lekarstw . W I połowie 2009 roku armia rządowa rozpoczęła ofensywę na ostatnie terytoria kontrolowane przez Tamilskie Tygrysy. Celem zmasowanego ostrzału artyleryjskiego i ...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka opowiada o najsłynniejszym w dziejach procesie czarownic. Autorka stara się odpowiedzieć nie tylko na pytanie „co się stało”, ale także „dlaczego tak się stało”. W tym celu dokonuje analizy historycznej tego wydarzenia oraz psychologii jego uczestników. Jak zaznacza dostępne materiały są wybrakowane. Z dokumentów urzędowych dotyczących procesu zachowały się głównie „pytania bez odpowiedzi i odpowiedzi bez pytań”, czyli często nie wiadomo jak odpowiadali uczestnicy albo też jakie i w jaki sposób postawiono im pytania. Ponadto protokolanci często ograniczali się do zapisywania emocji i reakcji , nie uwzględniając alibi czy tłumaczeń oskarżonych. Dzienniki i pamiętniki mieszkańców również pomijają ten proces wstydliwym milczeniem. Tym większe wyrazy uznania należą się autorce, że pomimo braków w źródłach udało jej się rzetelnie zrekonstruować proces oraz nakreślić jego tło.

Omówienie niniejszego wydarzenia jest sprawą złożoną, bo i ludzkie zachowania oraz zamiary są skomplikowane. W moim odczuciu streszczenie książki nie miałoby sensu, zwłaszcza że jest na tyle ciekawa, by samemu po nią sięgnąć. Warto natomiast opowiedzieć o najważniejszych kwestiach związanych z procesem czarownic.
Tło:
Tytułowe Salem zdecydowanie nie było idylliczną wsią wziętą rodem z poezji Kochanowskiego. Region był najeżdżany głównie przez przez Indian, ale także przez Francuzów. Z powodu walk wielu straciło dobytek oraz najbliższych. Mieszkańcy ciężko pracowali na roli i przy hodowli zwierząt, często doświadczając głodu, zimna oraz chorób. Potrafili czytać i korzystali z tej umiejętności. Ludzie ci, wyznający kalwinizm, byli bardzo religijni, chociaż nie w każdym aspekcie życia znajdowało to odzwierciedlenie w ich zachowaniu. Ciągle umartwiali się z powodu swoich grzechów, ale jednocześnie nie mogli powstrzymać się od czynienia zła. Odnoszę wręcz wrażenie, że najgorsze czyny miały dla nich znaczenie drugorzędne. Powszechne były przypadki znęcania się nad niewolnikami czy też pedofilii i gwałtów. Ponadto na porządku dziennym były kłótnie i spory. W pewnym momencie nawet władze miasta, pod które podlegała osada, powiedziały im, żeby nauczyli się załatwiać sprawy we własnym gronie i nie zawracali im głowy. Mieszkańcy nie tylko wierzyli w czarownice, ale wręcz uważali, że czary są powszechne. Ponadto mieli nadzieję na rychły koniec świata poprzedzony potężnym atakiem demonów na wierzących. Warto zauważyć, że wierzyli także w różne przesądy (np. wróżby).
Można zatem powiedzieć, że strach oraz nienawiść wisiały w powietrzu.
Początek:
Proces został zapoczątkowany przez „nietypowe” zachowanie córek pastora. Doświadczały one „wzburzeń, pląsów, drgawek, konwulsji, jęków, piany” oraz innych symptomów. Powiedziały, że widziały wiedźmy, które za to odpowiadają. Na procesie wskazały winne osoby i w miarę rozwoju sytuacji wskazywały kolejne.
Co im dolegało? Dokładnie nie wiadomo, ale zapewne miało to związek z systemem nerwowym, który z kolei oddziaływał na ich zdrowie fizyczne. Dlaczego to robiły? Zapewne decydujące znaczenie ma toksyczna atmosfera w jakiej żyły. Były zaledwie dziećmi, a już musiały pracować, mówiono im, że są grzeszne, a także słyszały rozmowy ojca z ludźmi, którzy przychodzili do niego w sprawie sporów. Ojciec był człowiekiem surowym i być może nie poświęcał im zbyt wiele czasu. Były więc bardzo zestresowane. Dzięki swojemu zachowaniu nie musiały wykonywać obowiązków i zyskały uwagę. Poza tym po sformułowaniu oskarżeń nie mogły się z nich wycofać ot tak.
Proces rozwinął się, gdy jedna z oskarżonych kobiet wyznała, że widziała dokument paktu z diabłem, pod którym podpisy złożyli inni mieszkańcy. Od tego momentu proces został skierowany na ujawnienie i zniszczenie szatańskiego spisku.

Oskarżeni:
Chociaż stereotypowa wiedźma była kobietą wyobcowaną i bezbożną to o czary oskarżano przeróżne osoby. Gorliwe w wierze i mniej gorliwe. Towarzyskie i trzymające się na uboczu. Uprzejme i niegrzeczne. Pewne siebie i strachliwe. Biedne i bogate. Mężczyzny i kobiety. Dzieci i starców.
Zachowanie oskarżonych było różne – jedni zaprzeczali zarzutom, inni uciekali, ale wielu przyznawało się. Dlaczego się przyznawali?
- byli poddawani torturom oraz przetrzymywani w skrajnie złych warunkach. Przyznawali się pod wpływem bólu albo stawali się zobojętnieni,
- liczyli, że dzięki przyznaniu się nie zostaną skazani na śmierć,
- ulegali sugestii sędziów i myśleli, że skoro tak światłe osoby mówią o ich winie to tak jest,
- dzieci nie zawsze rozumiały o co chodzi. Cały czas było im wpajane, że żyją w grzechu, a więc uznawały, że to tak jakby współpracowały z diabłem.

Sędziowie:
Sędziowie byli ludźmi wykształconymi i wierzącymi, a jednak bez dowodów chętnie wydawali wyroki śmierci. Nie przeszkadzały im absurdy w zeznaniach (np. ktoś ze swojego domu poleciał na sabat odbywający się za jego domem) ani sprzeczności (np. wiedza, że ktoś nie mógł być w danym miejscu, bo był gdzie indziej). Sędziowie nie pytali „czy jesteś czarownicą”, ale „w jaki sposób zostałaś czarownicą?”
Dlaczego tak postępowali?
- zostali „zatruci swym wykształceniem”. Czytali wiele na temat czarów, więc posiadali w tym zakresie sporą wiedzę. Skoro więc wiedźmy występują, a oni najlepiej wiedzą jak z nimi walczyć to dlaczego Bóg miały nie pokierować ich losami, aby to na nich spadł obowiązek osądzania czarownic?
- bali się. Każdy kto zaprzeczał zarzutom i stawał w obronie oskarżonych sam stawał się celem. Taki los spotkał zresztą jednego z sędziów, który odmówił i razem z bratem zostali oskarżeni o czary i zabici,
- przerwanie procesu oznaczałoby przyznanie się przed samym sobą i innymi, że wcześniej się pomylili i skazali na śmierć niewinnych,
- bali się odwetu osadzonych w lochach po wyjściu na wolność,
- chcieli wykazać przed Wielką Brytanią, że kolonia potrafi rozwiązywać swoje problemy.

Oskarżyciele:
Oprócz dziewczynek „pokrzywdzone” przez wiedźmy były też inne osoby – Indianin oraz różne kobiety. Co nimi kierowało?
- poczucie niższości. W społeczności kobiety i Indianie nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, nie mogli pełnić ważnych funkcji ani kształtować prawa. Proces dawał im poczucie, że robią coś ważnego,
- strach. Oskarżanie innych pozwalało im oddalić podejrzenia od samych siebie. Poza tym osoby, które okazywały dezaprobatę wobec procesu lub odmawiały współpracy same źle kończyły,
- oskarżeni liczyli na złagodzenie wyroku albo działali pod wpływem tortur,
- spory, zawiść, poczucie krzywdy,
- chęć przejęcia majątku skazanych.


Proces zakończył się nagle i kolejnych oskarżonych uniewinniono. W sumie powieszono 20 osób, ale parę zmarło w lochach albo wkrótce po wyjściu na wolność. Proces pozostawił głębokie blizny w społeczności. Dzieci straciły rodziców, a oskarżeni zdrowie i majątek, który urzędnicy wyprzedawali nie czekając na wyrok. Po tych wydarzeniach zapadła zmowa milczenia. Oskarżyciele bagatelizowali wagę swoich zeznań i nie chcieli o tym wspominać. Sędziowie nie mieli sobie zbyt wiele do zarzucenia i nawet wytaczali procesy z powodu napisania niekorzystnej dla nich książki. Tylko jeden z nich okazał żal. Władze pozostały na swoich stanowiskach jeszcze przez długie lata. Pod wpływem presji pastor po kilku latach opuścił miasteczko.

Powyższa wypowiedź stanowi jedynie próbę uporządkowania najważniejszych kwestii. Jeśli ktoś chce lepiej poczuć klimat tamtych wydarzeń to zachęcam do sięgnięcia po książkę.

Książka opowiada o najsłynniejszym w dziejach procesie czarownic. Autorka stara się odpowiedzieć nie tylko na pytanie „co się stało”, ale także „dlaczego tak się stało”. W tym celu dokonuje analizy historycznej tego wydarzenia oraz psychologii jego uczestników. Jak zaznacza dostępne materiały są wybrakowane. Z dokumentów urzędowych dotyczących procesu zachowały się głównie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Na forum historycznym autor zauważył, że walka pod Fuengirolą była tylko potyczką i dlatego nie sposób napisać o niej całej książki. I tu rodzi się pytanie - skoro siłą rzeczy tytułowemu starciu poświęcone jest tak niewiele miejsce to jaką treścią wypełnić pozostałą część książki? Autor zdecydował się na opisanie sprawy polskiej i losów Polaków w trakcie wojen napoleońskich. Prawdę mówiąc niezbyt mnie takie rozwiązanie zadowala. Wolałbym książkę poświęcił głównie konfliktowi w Hiszpanii.
W każdym razie pozycja jest napisana w przystępny oraz ciekawy sposób. Można się z niej dowiedzieć nowych rzeczy, a także odświeżyć wiedzę uzyskaną z innych dzieł. Podoba mi się, że autor osobiście obejrzał dawne pole bitwy co pozwoliło mu na podważenie stwierdzenia jakoby możliwe było ostrzeliwanie zamku ze wzgórz.

Na forum historycznym autor zauważył, że walka pod Fuengirolą była tylko potyczką i dlatego nie sposób napisać o niej całej książki. I tu rodzi się pytanie - skoro siłą rzeczy tytułowemu starciu poświęcone jest tak niewiele miejsce to jaką treścią wypełnić pozostałą część książki? Autor zdecydował się na opisanie sprawy polskiej i losów Polaków w trakcie wojen...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka ta została napisana w 1938 roku w ZSRR i opowiada o bitwie nad jeziorem Narocz w marcu 1916 roku. Z racji okoliczności powstania być może nie jest w pełni obiektywna (nieustanne krytykowanie carskich generałów), lecz nie zawiera nachalnej propagandy.
Opracowanie to zostało napisane w sposób ciekawy, konkretny i zrozumiały. Autor ukazał przygotowania oraz przebieg bitwy i dokonał jej oceny. Książka pozbawiona jest fotografii, lecz zawiera mapy pola walki, które choć archaiczne, są szczegółowe i pomagają lepiej zrozumieć sytuację. Bitwa została przedstawiona dość jednostronnie, ponieważ autor korzystał wyłącznie z rosyjskich dokumentów, nie licząc krótkich wzmianek z pamiętników Ludendorffa. Dzieło nie zawiera także osobistych relacji uczestników bitwy. Obydwie wady są jednak zrozumiałe - autor nie miał dostępu do niemieckich dokumentów, możliwość zapoznania się z relacjami niemieckich żołnierzy, nawet jeśli zostały wydane na niemieckim rynku w formie pamiętników, była mocno utrudniona, natomiast przeciętny Rosjanin nie miał możliwości swobodnego mówienia o swoich przeżyciach. Książka pozwala zatem odpowiedzieć na pytanie: jak i dlaczego wyglądała walka, ale nie dowiemy się z niej zbyt wiele o czym myśleli w tych chwilach zwykli ludzie.

Dla osób zainteresowanych pozwolę sobie przedstawić najważniejsze kwestie związane z tą bitwą.
Otóż od lutego 1916 Francuzi byli naciskani przez Niemców w słynnej bitwie pod Verdun i w celu ich odciążenia Rosjanie zdecydowali się przeprowadzić ofensywę. Wybrali to miejsce, ponieważ:
1) Sądzili, że atak na Austro-Węgry nie odciągnie uwagi Niemiec.
2) Transport wojsk rosyjskich z frontu północnego na południowy trwałby 3-4 tygodnie (dla porównania: Niemcy na przemieszczenie się z frontu zachodniego na wschodni potrzebowali zaledwie około 2 tygodni!).
3) Rosjanie obawiali się, że w przypadku przerzucenia wojsk na południe i ataku na Austro-Węgry Niemcy przeprowadzą własną ofensywę i zajmą stolicę.

Rosjanie dysponowali pięciokrotną przewagą liczebną i podobną liczbą dział, lecz zapasy amunicji, nawet według planu, były niewystarczające do rozbicia wrogich umocnień.

W opinii autora popełniono następujące błędy:
- wielu żołnierzy musiało na piechotę maszerować na pozycje wyjściowe, dotarli więc przemęczeni, a wiele transportów z amunicją nie dotarło przed rozpoczęciem bitwy,
- okopy wyjściowe były nieprzystosowane do przyjęcia takiej liczby żołnierzy,
- ogień artylerii był prowadzony niewystarczająco efektywnie (co z uwagi na małą ilość amunicji nie mogło zostać zrekompensowane jego wysokim natężeniem), wystąpił ponadto brak współdziałania artylerii z piechotą oraz nie przemieszczano dział wraz z przesunięciem się linii frontu,
- część obszaru ziemi niczyjej stanowiły bagna, więc piechota miała ograniczoną, możliwą do przewidzenia, drogę ataku,
- dowództwo nie zadbało o zaskoczenie i Niemcy oczekiwali ofensywy w tym miejscu,
- dowództwo postępowało jakby atak miał odbyć się przy sprzyjającej pogodzie, nie zaś w okresie gdy deszcze zamieniają ziemię w błoto i utrudniają ruch.
- nie sprecyzowano powodów ani terminów osiągnięcia określonych celów dla poszczególnych oddziałów (w rezultacie nawet posuwanie się w ślimaczym tempie w danym kierunku mogło być interpretowane jako działanie zgodne z planem)
- szczegółowe "porady" (np. dotyczące rozmieszczenia kawalerii) zostały wydane w przeddzień ataku, gdy zastosowanie się do wielu z nich było już niemożliwe.

Autor zwraca uwagę na bylejakość dowódców, którzy działali według zasady: "jakoś to będzie".

Wykonanie również było dalekie od ideału:
- na jednym odcinku któryś z oddziałów zaatakował za wcześnie w rezultacie wszyscy żołnierze uznali, że czas ruszyć do ataku (przed zniszczeniem wrogich pozycji przez ogień artyleryjski),
- na drugim odcinku inny oddział nie był gotowy, więc wszyscy żołnierze zaatakowali za późno (byli wyczerpani oczekiwaniem, a natężenia ognia spadło, dając czas obrońcom na zajęcie pozycji),
- na trzecim odcinku żołnierze nie zaatakowali.

W nocnych walkach udało się dokonać wyłomu, lecz odcinek przełamania był zbyt wąski. W rezultacie oddział był ostrzeliwany ze wszystkich stron i musiał się wycofać.
Pomimo braku sukcesów dowództwo zdecydowało się kontynuować ofensywę, która skończyła się zajęciem 10 km^2 terenu.
Autor chwali zwykłych radzieckich żołnierzy oraz dowódców niższego szczebla za odwagę i waleczność, a także krytykuje rosyjskie dowództwo. W jego opinii nieudolnie zaplanowali i przeprowadzili bitwę. Byli odrealnieni i nie zdawali sobie sprawy z faktycznego położenia wojsk. Ponadto, aby pochwalić się jakimś sukcesem nakazywali u schyłku bitwy ataki (nieskuteczne zresztą) na pozbawione jakiejkolwiek wartości wzgórze.

Książka ta została napisana w 1938 roku w ZSRR i opowiada o bitwie nad jeziorem Narocz w marcu 1916 roku. Z racji okoliczności powstania być może nie jest w pełni obiektywna (nieustanne krytykowanie carskich generałów), lecz nie zawiera nachalnej propagandy.
Opracowanie to zostało napisane w sposób ciekawy, konkretny i zrozumiały. Autor ukazał przygotowania oraz przebieg...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka koncentruje się wokół konfliktu w Górskim Karabachu - zawiera jego genezę, krótki opis przebiegu walk, argumenty stron na poparcie swoich racji
oraz sposoby rozwiązania kryzysu. Ukazuje także przymusowe przesiedlenia w
okresie carskiej Rosji i związany z tym wzrost napięć w regionie.
W przeciwieństwie do wielu innych, z pozoru podobnych, pozycji w książce tej
silny nacisk położono na kwestie prawne oraz stosunki międzynarodowe (zajmują
razem ponad połowę książki!). Jeśli więc ktoś jest pasjonatem historii i
zamierza przeczytać tę pozycję dla przyjemności i zaspokojenia ciekawości to
może się nieco znudzić. Tym bardziej, że sam przebieg walk jest moim zdaniem
zbyt ogólnikowy. Brakuje ponadto jakichkolwiek wypowiedzi osób związanych z
tym konfliktem - czy to miejscowej ludności, czy żołnierzy, czy polityków, czy chociażby zewnętrznych obserwatorów. Pozycja nie zawiera także żadnych zdjęć ani map.
Jeśli ktoś chce szczegółowo poznać historię tego regionu to może przeczytać
książkę, a jeżeli tylko dowiedzieć się o co chodzi w konflikcie to może
zapoznać się z poniższym streszczeniem.
Do początku XIX wieku ormiańscy chrześcijanie oraz muzułmanie żyli we
względnej zgodzie i harmonii. Sytuacja uległa zmianie, gdy rząd carski
rozpoczął masowe przesiedlanie ludności w obawie, że w przypadku konfliktu z
muzułmańską Turcją lub Persją mieszkańcy zaczną występować przeciwko
Rosji. Rząd zaczął wysiedlać więc "niepewnych" muzułmanów, a na ich miejsce
sprowadzać bardziej "lojalnych" Ormian. Doprowadziło to do napięć w regionie i wzajemnych antagonizmów. Sytuacji nie poprawił wzrost świadomości narodowej
zarówno wśród Ormian, jak i Azerbejdżan.
Wraz z rewolucją bolszewicką i rozpadem Rosji w regionie powstały trzy państwa - Gruzja, Armenia i Azerbejdżan, które zaczęły ze sobą walczyć o zdobycie jak największych terenów. Pomimo podejmowanych prób i zagrożenia ze strony Rosji Radzieckiej kraje te nie potrafiły się zjednoczyć i w końcu uległy najeźdźcy.
W okresie komunizmu Górski Karabach został włączony do Azerbejdżańskiej
Republiki Radzieckiej, lecz zachował autonomię. Pomimo tego Ormianie domagali
się, aby teren ten, zamieszkały głównie przez ich rodaków, został włączony do
Armeńskiej Republiki Radzieckiej. Oskarżali Azerbejdżan o dyskryminację i
już od lat 60. zaczęli organizować zamachy terrorystyczne na Azerbejdżan oraz
nielubianych Turków. Wraz ze zbliżającym się upadkiem ZSRR Górski Karabach
ogłosił niepodległość (podobnie jak Armenia i Azerbejdżan). Zdaniem autora
było to bezprawne, ponieważ prawo ZSRR dopuszczało możliwość opuszczenia Związku jedynie przez poszczególne Republiki Radzieckie, a nie przez terytoria należące do tych republik. Oznacza to, że żadna prowincja wchodząca w skład Azerbejdżanu nie mogła się od niego odłączyć i ogłosić niepodległości. Obie strony twierdzą, że postępują zgodnie z prawem międzynarodowym - Ormianie powołują się na prawo o samostanowieniu narodów natomiast Azerbejdżanie na prawo o nienaruszalności granic państwowych. W wojsku radzieckim Ormianie zajmowali lepszą pozycję, a więc w momencie wybuchu wojny byli lepiej zorganizowani, wyszkoleni i wyposażeni, co przełożyło się na sukcesy militarne. Zajęli sporne tereny oraz okoliczne ziemie azerbejdżańskie. Azerbejdżanie również odnieśli pewne zwycięstwa, lecz nie byli w stanie ich wykorzystać. Ostatecznie przerwano działania wojenne i Ormianie zachowali swoje zdobycze. Wszelkie próby unormowania stosunków i rozwiązania kryzysu nie przynoszą pożądanych rezultatów. Organizacje międzynarodowe nie są w stanie skłonić krajów do pogodzenia się. Nawet najlepszy projekt porozumienia nie okaże się bowiem skuteczny, jeśli obie strony nie będą nim zainteresowane. A nie są - obywatele obydwu krajów żywią do siebie nienawiść i nie zamierzają godzić się na ustępstwa terytorialne. Władze natomiast zdają sobie sprawę, że nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg i wykorzystują sytuację do umacniania własnej pozycji. Z drugiej strony świadomość, że porażka lub nawet brak decydującego zwycięstwa w ewentualnym konflikcie może oznaczać koniec ich rządów skłania polityków do unikania otwartej konfrontacji.

Książka koncentruje się wokół konfliktu w Górskim Karabachu - zawiera jego genezę, krótki opis przebiegu walk, argumenty stron na poparcie swoich racji
oraz sposoby rozwiązania kryzysu. Ukazuje także przymusowe przesiedlenia w
okresie carskiej Rosji i związany z tym wzrost napięć w regionie.
W przeciwieństwie do wielu innych, z pozoru podobnych, pozycji w książce tej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wartościowe myśli o "Medalionach" Nałkowskiej.

Wartościowe myśli o "Medalionach" Nałkowskiej.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cieszę się,że nie jest już lekturą,gdyż tylko bym się do niej zniechęcił,a tak przeczytałem ją z ogromną przyjemnością,bez przymusu i presji.

Cieszę się,że nie jest już lekturą,gdyż tylko bym się do niej zniechęcił,a tak przeczytałem ją z ogromną przyjemnością,bez przymusu i presji.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem pełen podziwu i uznania dla mądrości Bastiata.
Doświadczenia XX wieku pokazały,że jego słowa o socjalistach i ograniczaniu wolnego rynku były i są prawda.Szkoda,że nasi i unijni politycy nie znają jego myśli.

Jestem pełen podziwu i uznania dla mądrości Bastiata.
Doświadczenia XX wieku pokazały,że jego słowa o socjalistach i ograniczaniu wolnego rynku były i są prawda.Szkoda,że nasi i unijni politycy nie znają jego myśli.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to