rozwiń zwiń
moonlight

Profil użytkownika: moonlight

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 tydzień temu
245
Przeczytanych
książek
980
Książek
w biblioteczce
151
Opinii
1 573
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| Nie dodano
Odrobina mordu nie zaszkodzi. Nadmiar kofeiny także.

Opinie


Na półkach:

Już od tylu lat z wielką przyjemnością sięgam po książki, a wciąż nie mogę się nadziwić temu, jak wspaniałą przygodą jest czytanie. Jest to niczym genialny, niesamowicie intymny film, który odtwarza się tylko w naszej głowie. I nieważne ilu czytelników sięga po jedną, tę samą książkę. Każdy odbierze ją inaczej. Czasem jest tak, że powieść wciąga nas w swoje sidła niemalże jak kuszący wąż, który zwabił edenową Ewę. Niekiedy nudzi nas, jak flaki z olejem. Momentami zaś balansuje na granicy między tymi dwoma skrajnościami, testując cierpliwość czytającego. No zdarzy się coś w końcu, czy nie? A jak było w przypadku, „Gdy zapadnie noc?” spod pióra Sary Bailey?



„Ma mało cierpliwości, zwłaszcza dla żywych.”


To jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Sary Bailey. Jest to australijska pisarka, z wykształcenia jest dziennikarką. „Gdy zapadnie noc” jest kontynuacją losów Gemmy Woodstock, którą można poznać w debiutanckim dla autorki „Mrocznym Jeziorze”.

„Martwi ludzie często istnieją w świecie, który ignoruje tradycyjne strefy czasowe, a niektórzy zostają przy życiu, dopóki nie znajdziemy ich zabójcy.”


Zacznijmy, zatem od początku. Przyznam, że nie czytałam poprzedniego tomu, ale i bez tego bardzo szybko odnalazłam się w fabule, jednocześnie domyślając poprzednich wątków dotyczących samej pani detektyw. Autorka prawdopodobnie kieruje się systemem książka-sprawa. Tutaj Gemma dostaje w swoje ręce sprawę zabójstwa, którą prowadzi wraz z Nickiem Fleet’em. No i nie jest źle. Autorka zręcznie połączyła wątki w całość, urozmaicając śledztwo naszej głównej bohaterki.



„Jest taki krótki moment, kiedy człowiekowi wydaje się, że to wszystko jest jakąś straszliwą pomyłką. Kilka razy słyszałam od rodzin ofiar, że najgorszy jest dzień po pierwszej przespanej nocy, ponieważ to właśnie wtedy rzeczywistość uderza najmocniej.”





Nie dostaniemy tutaj bombardowania akcji od samego początku. Przez praktycznie całą powieść jesteśmy świadkami mozolnego, aczkolwiek ciekawego śledztwa. Błądzimy wraz z bohaterami od tropu do poszlaki, zachodząc w kolejny i kolejny ślepy zaułek. Z kilku podejrzanych znów trafiamy na bezlitosne zero, by za chwilę znów obstawiać nowego kozła ofiarnego. Zadziwiające dla mnie było to, że dopiero koło trzy setnej strony zaczęło dziać się coś więcej, a jednak w trakcie lektury nie zanudziłam się. Przyjemnie było iść śladami panny Woodstock, próbując wraz z nią rozwikłać tę zagadkę. A później? Później to już mamy śmietankę na torcie, nie jest to wisienka, bo nie ma tutaj spektakularnego bum, ale kremowa przyjemność jest w stanie nas doskonale usatysfakcjonować.

„Życie jest takie zero-jedynkowe, a przejście na stronę śmierci trwa tylko krótką chwilę, bez względu na to, kim jesteś.”


Pierwszy raz od dawna nie potrafię stwierdzić poziomu mojej sympatii względem bohaterów. Oczekiwałam od Fleeta bycia dupkiem, a jednak…był w miarę przyzwoity? Wbrew pozorom, zamiast przyprawiać moje czytelnicze nerwy o pomstę do nieba, wręcz wyczekiwałam jego komentarzy czy udziału w śledztwie. Zaś, jeżeli chodzi o Gemmę, tu sprawa się nieco komplikuje. Zdaje sobie sprawę, że autorka zapewne celowo postawiła na taką kreację. Da się wyczuć w niej pewną niestabilność, która przekładała się na różnego rodzaju wybory bohaterki czy jej wewnętrzne rozterki, co w ogólnym rozrachunku dało wydźwięk bardzo realistyczny. Bailey ukazała w Gemmie swego rodzaju człowieczeństwo, widać, że detektyw kocha swoją pracę jednocześnie przeżywając wszystko, czego jest świadkiem. Wiadomo, nie powinno się przenosić swojej pracy na życie prywatne, ale mając taką profesję, a nie inną wydaje się to być niemalże niemożliwe.

Co do samego pióra autorki, nie mam większych zarzutów. Co prawda opisów było sporo na łamach całej powieści, ale okazały się one na tyle zręczne i trafne, że wręcz przyjemnie było oddawać się przemyśleniom Gemmy, szczególnie tym dotyczącym życia i śmierci. Kruchości istnienia, ludzkiego cierpienia, nieuniknionej straty. Tu jest dobrze, nawet bardzo dobrze.


„Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby morderstwa, ból i cierpienie raz na zawsze zniknęły z naszych ulic. W głębi serca podejrzewam, że ja sama też bym zniknęła.”


„Gdy zapadnie noc” jest powieścią sprawnie skonstruowaną, która przenosi nas do zawiłego śledztwa, nie pozwalając praktycznie do samego końca przewidzieć punktów prowadzących z początku do rozwiązania sprawy. Jeżeli poszukujecie rzetelnej lektury, która wprowadzi Was na kilka wieczorów w stabilne śledztwo, powieść Sary Bailey jest odpowiednim wyborem.

Już od tylu lat z wielką przyjemnością sięgam po książki, a wciąż nie mogę się nadziwić temu, jak wspaniałą przygodą jest czytanie. Jest to niczym genialny, niesamowicie intymny film, który odtwarza się tylko w naszej głowie. I nieważne ilu czytelników sięga po jedną, tę samą książkę. Każdy odbierze ją inaczej. Czasem jest tak, że powieść wciąga nas w swoje sidła niemalże...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam szczerze, że niegdyś chętnie sięgałam po króciutkie powieści, które automatycznie wrzucały mnie w wartką akcję, a nim się obejrzałam – już było po wszystkim. Taką historią jest Iwan. Jej rosyjski obrońca.


Zacznijmy od tego, że to naprawdę króciutka historia. Zaledwie sto dwadzieścia stron, które zajmą maksymalnie dwie godziny. Jest to swego rodzaju wprowadzenie, do kolejnych tomów historii. Podobno pełnowymiarowych ma być osiem. Przyznam szczerze, że ta informacja mnie niezmiernie uradowała, bo z tego, co zdążyłam zauważyć, to:


a) Roxie ma milion pomysłów na godzinę.
b) Mafijny klimat nigdy mi się nie nudzi, a nie jest on tutaj aż t a k oklepany.
c) Super, że bohaterowie mają swoją demoniczną przeszłość, którą poczęstowała nas autorka w tym krótkim wstępie.



Nie powiedziałabym, że jest to historia rewelacyjna. Umieściłabym ją na półce ze średniakami, które mają jeszcze szansę na rozwój i dynamikę akcji. Dlaczego? Mamy tutaj obusieczne cechy. Z jednej strony mało opisów, gdzie osobiście wolę, jak autor trochę więcej nakreśli, a jednocześnie prowadzi nas to do ów wartkiej akcji, przez co lektura staje się przyjemną odskocznią na jeden wieczór. Intrygujące wątki, ale jakby częściowo niedopracowane. Jednak to z kolei nie wadzi w tak wielkim stopniu samej historii, bo autorka zaraz znowu czymś to wynagradza. Prawdziwe hate-insta-love.



Co do samych bohaterów i jej kreacji – jest w porządku. Erin okazała się wyjątkowo odważną dziewuchą, która była w stanie poradzić sobie z potencjalnymi niedogodnościami losu bez wygórowanego rozchwiania emocjonalnego. Jej siostra Ruby również pokazała oblicze adekwatne do swojej roli w tej historii – tu nieskromnie przyznam, że gdzieś w środku pragnęłam, by ten wątek był bardziej szczegółowo rozwinięty. Sam Iwan okazał się zaskoczeniem, bo spodziewałam się innego Rosjanina, a tu proszę. Niby szablonowo, a jednak nie.



„Może sprawiała to emanująca z niego siła i aura niebezpieczeństwa, a może chodziło o to, jak nade mną górował, przeszywając mnie bladoniebieskimi oczami.”



Znajdziemy tutaj ciekawe postacie, nagłe zwroty akcji, niebezpieczeństwo, smaczną pikanterię zbliżeń, mafijne zatargi – a to tylko początek! Zwolenniczkom i zwolennikom tego typu lektur jak najbardziej polecam. Sama z ciekawością będę czekać na kolejne tomy i historie bohaterów.

Przyznam szczerze, że niegdyś chętnie sięgałam po króciutkie powieści, które automatycznie wrzucały mnie w wartką akcję, a nim się obejrzałam – już było po wszystkim. Taką historią jest Iwan. Jej rosyjski obrońca.


Zacznijmy od tego, że to naprawdę króciutka historia. Zaledwie sto dwadzieścia stron, które zajmą maksymalnie dwie godziny. Jest to swego rodzaju wprowadzenie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O intrydze wujek Google wypowiada się tak: „[…] chytre, podstępne działanie, zwykle przez wzajemne skłócenie jakichś osób, zmierzające do osiągnięcia jakiegoś celu”. W takim nastroju przenosimy się ponownie do włoskiego, gorącego Mediolanu w drugiej części Negatywu szczęścia: fine, drugiego tomu spod pióra Ludki Skrzydlewskiej.




„[…] – Jeśli zmuszę cię, żebyś znowu przestała myśleć, przestaniesz pytać.

– Ja nigdy nie przestaję myśleć – zaprotestowałam bez przekonania. Alessandro kiwnął głową.

– Faktycznie, masz taką irytującą przypadłość.”



Sasha znów jest na celowniku, nad którym wisi wielki szyld głoszący wielkim drukiem „kłopoty”. Po niespodziewanym, szokującym wycieku danych katalogowych, młoda Polka zostaje zwolniona z domu mody Di Volpe. Chociaż dowody klarownie wskazują na temperamentną Sashę, ta nie poddaje się i postanawia znaleźć szpiega na własną rękę, co okazuje się nie lada zadaniem. Relacja z samym Alessandrem nabiera szybszych obrotów, zdrajca jest ciągle wśród nich, a Sasha musi oczyścić swoje dobre imię. Dlaczego Sasha padła ofiarą tak paskudnej intrygi? Kto za tym stoi? I jak rozwinie się tlące, gorące uczucie między Sandrem a Polką?



„ – Autobusem? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Jeździsz autobusem po nocy, Sash?!

Przewróciłam oczami.

– No a jak mam jeździć, na hulajnodze? – zapytałam. Matka jednak nie poznała się na tym moim jakże wyrafinowanym żarcie.”



Ludka Skrzydlewska i w kontynuacji nie zaniża poprzeczki. Skupia fabułę wokół intrygi, nie spowalniając akcji całej historii. Jednocześnie zręcznie snuje relacje Sashy z Alessandrem, wplątuje życie pobocznych bohaterów, formując całość w całkiem przyjemny obraz, jakiego oczekujemy po pierwszej części. Troszkę mniej tego Mediolanu nam przedstawia, jednak on godnie ustąpił miejsca nieco ważniejszym wątkom.



„ – Taki już jest świat, Sasho – przerwała mi Gianna bezceremonialnie. – Ludzie oszukują, kłamią i zdradzają w najmniej oczekiwanych momentach.”



Jak na obyczajowy romans z intrygą w tle jest bardzo, ale to bardzo w porządku. To już chyba taka domena autorki, że wplecie gdzieś w fabułę wątek intrygującej tajemnicy, co w ogólnym rozrachunku sprawia, że lektura jest jeszcze bardziej fascynująca. Co do samych bohaterów, otwierają się oni sami przed nami, powolutku i smakowicie. Zaczynami dostrzegać wady, niedoskonałości i obawy, co czyni ich bardziej ludzkimi. Chociaż chwilami sama Sasha sprawiała wrażenie irytującej, całkowicie mogłam zrozumieć jej pobudki, gdy po raz kolejny pozornie absurdalnie wdawała się w kłótnię z Alessandrem.



„Odpychasz mnie, bo myślisz, że jeśli zrobisz to na swoich warunkach, będzie mniej bolało. Nie chcesz się otworzyć, bo boisz się, że wykorzystam to przeciw tobie.”



I tym razem autorka nie szczędziła nam malujących opisów miejsc, emocji i otoczenia. Powtórzę się, ale taki sposób kreowania fikcji opiewa się niemal o mistrzowski, co nie zmienia faktu, że nie każdemu to przypadnie do gustu. W którymś momencie lektura szła nieco wolnej, miałam wrażenie, że to całe śledztwo w poszukiwaniu szpiega jest trochę na siłę rozwleczone w czasie, ale na ogół całej powieści i dwóch tomów razem nie jest to tak ogromny mankament jakby mogło się wydawać.



„ Negatyw jest podstawą dobrego zdjęcia. Jest tym, od czego cały proces tworzenia dobrego zdjęcia się zaczyna. Negatyw jest dla tego wszystkiego najważniejszy.

[…] Jesteś moim negatywem szczęścia, moją podstawą szczęścia. Bez ciebie ono nie istnieje.”



Negatyw szczęścia: fine jest smacznym zwieńczeniem całej historii, a jakbym miała nadać mu smak, zdecydowanie rozpieszczałby nasze receptory smakowe, niczym najlepsze, włoskie tiramisu. Zdecydowanie polecam fanom gatunku, pióra autorki i tym, którzy mają jeszcze je przed sobą. Obie części Negatywu są warte uwagi i gwarantują milutkie wieczory, szczególnie teraz, gdy za oknem panuje jesienna, chłodna aura.

O intrydze wujek Google wypowiada się tak: „[…] chytre, podstępne działanie, zwykle przez wzajemne skłócenie jakichś osób, zmierzające do osiągnięcia jakiegoś celu”. W takim nastroju przenosimy się ponownie do włoskiego, gorącego Mediolanu w drugiej części Negatywu szczęścia: fine, drugiego tomu spod pióra Ludki Skrzydlewskiej.




„[…] – Jeśli zmuszę cię, żebyś znowu...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika moonlight

z ostatnich 3 m-cy
2024-02-02 19:49:41
moonlight Zagłosowała w plebiscycie "Książka Roku 2023"
2024-02-02 19:49:41
moonlight Zagłosowała w plebiscycie "Książka Roku 2023"

ulubieni autorzy [9]

Mingmei Yip
Ocena książek:
5,7 / 10
6 książek
0 cykli
Pisze książki z:
42 fanów
Karin Slaughter
Ocena książek:
7,0 / 10
30 książek
4 cykle
630 fanów
Alex Michaelides
Ocena książek:
7,0 / 10
3 książki
0 cykli
Pisze książki z:
166 fanów

Ulubione

Gilbert Keith Chesterton - Zobacz więcej
Janusz Leon Wiśniewski Samotność w Sieci Zobacz więcej
Margaret Mitchell Przeminęło z wiatrem Zobacz więcej
Remigiusz Mróz Inwigilacja Zobacz więcej
Haruki Murakami 1Q84 - t. 1 Zobacz więcej
Haruki Murakami Po zmierzchu Zobacz więcej
Nicholas Sparks Pamiętnik Zobacz więcej
Remigiusz Mróz Inwigilacja Zobacz więcej
Remigiusz Mróz Inwigilacja Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
245
książek
Średnio w roku
przeczytane
14
książek
Opinie były
pomocne
1 573
razy
W sumie
wystawione
199
ocen ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
1 303
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
13
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]