-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-02-23
2021-07-04
Bardzo porządne, klarownie napisane opracowanie, obejmujące znacznie szerszy niż zazwyczaj zakres zdarzeń - od organizacji, przez przebieg walk, po końcowe rozliczenia. Ten ostatni aspekt jest szczególnie ciekawy, dotyczy bowiem rozkręconej przez wojsko nagonki na Żydów, kłopotów z odzyskiwaniem tak dóbr zrabowanych z dworów (często przez lokalną społeczność), jak i tych wywiezionych za pruską granicę (konie i wozy, internowane wraz z oddziałami bolszewickiej kawalerii), a także przetasowań społecznych, w poczet których można zaliczyć utratę sentymentów prokomunistycznych wśród biedniejszych warstw chłopstwa i robotników, a także dostrzeżenie w końcu przez właścicieli ziemskich problemu nędzy na wsi. Narrację uzupełniają rozliczne smakowite cytaty z pamiętników i raportów, trochę rzadziej z prasy.
Zastanawia mnie tylko jedno - dlaczego tak diametralnie różni się opis walk w Płocku w stosunku do "Obrony Płocka przed wojskami bolszewickimi 18-19 sierpnia 1920 r." Grzegorza Gołębiewskiego? I nie mam na myśli detali starć, a niemal zupełny brak postaci, które u Gołębiewskiego zostały uznane za główne motory obrony przyczółka mostowego. Wygląda to tak, jakby autor poprzestał na analizowaniu oficjalnych dokumentów archiwalnych, całkowicie ignorując dotychczasowe opracowania lokalnych historyków...
Książka jest dostępna bezpłatnie w formie pdf na stronie Muzeum Niepodległości, polecam więc lekturę.
Bardzo porządne, klarownie napisane opracowanie, obejmujące znacznie szerszy niż zazwyczaj zakres zdarzeń - od organizacji, przez przebieg walk, po końcowe rozliczenia. Ten ostatni aspekt jest szczególnie ciekawy, dotyczy bowiem rozkręconej przez wojsko nagonki na Żydów, kłopotów z odzyskiwaniem tak dóbr zrabowanych z dworów (często przez lokalną społeczność), jak i tych...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-20
Świetna, wyczerpująca monografia dotycząca w zasadzie jednej doby bolszewickiego najazdu na Płock w 1920 roku. Autor dokonał ogromnej kwerendy, przewertował wszelkie możliwe publikacje, wyciągnął mnóstwo rzeczy z archiwów, po czym złożył to w całość w sposób więcej niż zadowalający. Czyta się to bowiem - między innymi dzięki bezlikowi cytatów z pamiętników i relacji - potoczyście i z ogromnym zainteresowaniem. To w sumie rzadka przypadłość wśród naukowych książek. Nawet tych historycznych.
Chaos decyzyjny, niemożliwa do ogarnięcia panika, punktowe ogniska oporu, organizowanego niejednokrotnie przez cywili (często kobiety i nieletnich!), i dzika tłuszcza barbarzyńców, odzianych w mundury sowieckie, polskie (zdarte z trupów), garnitury, bieliznę, ceratowe obrusy... W pełni odtworzona panorama krótkiego, mało znanego w sumie epizodu w historii Polski, czytająca się chwilami bardziej jak wciągający thriller niż opracowanie historyczne.
Książkę polecam, tym bardziej, że jest dostępna w sieci bezpłatnie w formie pdf-a.
PS. No dobrze, są i drobne minusy - na przykład dość zabawna egzaltacja przy opisywaniu okropieństw, jakich doznali płocczanie. Gwałty, grabieże, moralne (?) znęcanie się, wszystko to z pewnością mogło wywołać traumę, ale autor opisuje to zupełnie tak, jakby nie był świadom, jak to wyglądało w innych, leżących bardziej na wschód miejscowościach. Tych, gdzie bolszewicki horror zapuścił pazury na nieco dłużej. Mieszkańcy Płocka naprawdę wywinęli się niskim kosztem, liczonym głównie w pieniądzu.
Świetna, wyczerpująca monografia dotycząca w zasadzie jednej doby bolszewickiego najazdu na Płock w 1920 roku. Autor dokonał ogromnej kwerendy, przewertował wszelkie możliwe publikacje, wyciągnął mnóstwo rzeczy z archiwów, po czym złożył to w całość w sposób więcej niż zadowalający. Czyta się to bowiem - między innymi dzięki bezlikowi cytatów z pamiętników i relacji -...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-16
Bardzo wartościowa pozycja, bodaj do dziś podstawowa w temacie przełomowej dla powstania listopadowego bitwy i wciąż aktualna. Napisana rzeczowo, ze znawstwem, z wiedzą konfrontowaną z mnóstwem pamiętników, raportów i relacji, w sporej części dziś już nieistniejących. Pozycja wręcz obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się historią XIX-wiecznej Polski. Nie da się jednak ukryć, że jej lektura pozostawia pewien niedosyt.
Przede wszystkim jak na tak duży wstęp i oddanie ogólnej perspektywy, sam opis bitwy jest zaskakująco skromny. Wiele zdarzeń jest odhaczonych dosłownie jednym, dwoma zdaniami - jak na przykład osławiona szarża artyleryjska oddziału Bema - co trochę dziwi, skoro autor nie miał większych ograniczeń jeśli chodzi o objętość opracowania. Już szerzej, i zdecydowanie barwniej, rozpisał się o bitwie Stanisław Barzykowski w swojej kilkutomowej historii powstania listopadowego. Owszem, jest to opracowanie starsze, nie wolne od błędów (Barzykowski części rzeczy może nie doczytał, część zaś z różnych przyczyn chcący czy niechcący przeinaczył), ale napisane z większą swadą, i znacznie lepiej oddające dramatyzm tamtych chwil.
U Tokarza zabrakło też szerszego spojrzenia na bitwę od strony rosyjskiej, co zdaje się świadczyć o tym, że jest to głównie opracowanie ku pokrzepieniu serc Polaków i ostatecznemu rozświetleniu narosłych przez lata tajemnic i mitów. Jednak nawet i w tej funkcji jest to książka warta przeczytania.
Jak by co - jest bezpłatnie dostępna na Polonie.
Bardzo wartościowa pozycja, bodaj do dziś podstawowa w temacie przełomowej dla powstania listopadowego bitwy i wciąż aktualna. Napisana rzeczowo, ze znawstwem, z wiedzą konfrontowaną z mnóstwem pamiętników, raportów i relacji, w sporej części dziś już nieistniejących. Pozycja wręcz obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się historią XIX-wiecznej Polski. Nie da się jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-22
Zaskakująco ciekawa i napisana z humorem broszurka o czasach obecnie wyklętych, czyli o roku 1905 i działaniach Wydziału Bojowego PPS, dążącego do zdobycia pieniędzy na zakup broni na Zachodzie. Jej zawartość to opisy przeprowadzonych w nocy z 5 na 6 sierpnia nieudanych napadów na kasy państwowe w Sokołowie (tuż przed akcją pojawiło się wojsko) i Lubartowie (na miejscu okazało się, że tego dnia była wypłata dla policjantów z całego powiatu i rozpętała się chaotyczna strzelanina), oraz średnio udanego napadu w Opatowie - z kuriozalną batalią ze strażakami i pieszą pogonią do odległego o prawie 15 kilometrów Ćmielowa, a także wyjątkowo udanego napadu w nocy z 26 na 27 grudnia w Wysokiem Mazowieckiem, z jednak mimo wszystko zabawnym bilansem (blisko dziesiątą część łupu zwędziło w drodze powrotnej pięciu bojowców; wraz z rodzinami w ciągu kilku godzin ulotnili się z warszawskiej Woli, emigrując do Ameryki).
Książeczkę czyta się szybciutko i z uśmiechem na ustach, choć jej tytuł jest nieco mylący, bo Sławek - Walery, ma się rozumieć - odgrywał w napadach marginalną rolę, ale w okresie, gdy publikacja ukazała się na rynku, był jedną z ważniejszych figur w rodzimej polityce i wybór jego akurat nazwiska zamiast Józefa Mireckiego, de facto organizatora całej akcji, był marketingowo jak najbardziej uzasadniony.
Zaskakująco ciekawa i napisana z humorem broszurka o czasach obecnie wyklętych, czyli o roku 1905 i działaniach Wydziału Bojowego PPS, dążącego do zdobycia pieniędzy na zakup broni na Zachodzie. Jej zawartość to opisy przeprowadzonych w nocy z 5 na 6 sierpnia nieudanych napadów na kasy państwowe w Sokołowie (tuż przed akcją pojawiło się wojsko) i Lubartowie (na miejscu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka wyczuwalnie pretensjonalna, jakby autor bardzo chciał się pochwalić przed czytelnikami, że potrafi pisać fabułę z punktu widzenia osób o rozmaitej psychice (dzieciak o opóźnionym rozwoju, policjant macho, studentka ze sporą nadwagą). Po czym po trzech segmentach zorientował się, że dalsze ciągnięcie opowieści w ten sposób nie ma sensu, i zaserwował rozdział wyjaśniający kawa na ławę kwestię domu przy Slade Alley i zamieszkującego go rodzeństwa, a całość zamknął rozdziałem, w którym zapomniał, że rodzeństwo miało być tymi złymi postaciami, i to złymi do szpiku kości. A u czytelnika nagle zaczyna budzić się współczucie.
Do tego dochodzą drobne mankamenty translatorskie (odstęp, gdzie bohaterowie mieliby czegoś szukać - tyle że termin ten znika w pewnym momencie i nie wiadomo, do czego miałby się odnosić; nieprzetłumaczony oldster) i szereg niejasnych elementów, które zapewne są jakoś wyjaśnione w "Czasomierzach". Tyle że na książce nie ma żadnej informacji, że jest to swego rodzaju odprysk "Czasomierzy", a bez lektury tychże trochę błądzi się we mgle.
Sam koncept, nawet jeśli zbytnio rozwodniony i tu i ówdzie obnażający ordynarną nić fastrygi, jest jednak na tyle ciekawy, że lektura "Slade House" nie jawi się jako czas stracony. Lepiej jednak wcześniej sięgnąć po "Czasomierze"...
Książka wyczuwalnie pretensjonalna, jakby autor bardzo chciał się pochwalić przed czytelnikami, że potrafi pisać fabułę z punktu widzenia osób o rozmaitej psychice (dzieciak o opóźnionym rozwoju, policjant macho, studentka ze sporą nadwagą). Po czym po trzech segmentach zorientował się, że dalsze ciągnięcie opowieści w ten sposób nie ma sensu, i zaserwował rozdział...
więcej Pokaż mimo to