Marek Stelar debiutował (i to w jakim stylu!) w roku 2015 świetną powieścią „Rykoszet”. Ja towarzyszę Autorowi od „Niepamięci”, czyli serii z Suderem. Od tamtej pory stał się moim ulubionym Pisarzem, i wyczekuję niecierpliwie kolejnych powieści spod jego pióra. Każda z nich daje mi ogromną przyjemność podczas czytania, pozwala oderwać się od rzeczywistości, i zanurzyć się w świecie stworzonym przez Autora. Od debiutu minęło dziewięć lat i sześć serii kryminalnych, a w nich bohaterów, których pokochali czytelnicy: Sudera, Rędzię, Banach czy Przeworskiego. Tym razem Marek Stelar rozpoczął nowy cykl z nowym bohaterem – Heinrichem Voglem.
„Ptasznik” zaintrygował mnie już samą okładką, która z jednej strony wzbudziła we mnie niepokój, z drugiej zaś stała się obietnicą, że wnętrze książki sprawi, że wpadnę w sieci stelarowego pajęczaka. Tak też się stało. Ale może najpierw kilka słów o samej fabule.
Zdarzenie sprzed dwudziestu laty zmieniło Heinricha Vogla, i chodzi tu nie tylko o zmianę nazwiska: dosłownie całe jego dotychczasowe życie zostało wywrócone do góry nogami. Vogel po latach odzyskał względny, życiowy spokój, ale został on zburzony przez informację o nagłej śmierci ojca, z którym nie utrzymywał kontaktów. Na dodatek, prawie w tym samym czasie, Vogel odnalazł pływające w wodzie zwłoki, a na jego drodze pojawił się nagle Misza, z którym był osadzony w zakładzie karnym, i za którym delikatnie mówiąc - nie przepadał. Nieco wbrew sobie, ale za to z pomocą komisarz Iwony Banach z CBŚP, Vogel ruszył tropem ojca i jego ciemnych interesów do Niemiec – kraju swoich przodków. Tak zaczyna się ta opowieść, a jak i gdzie się skończy? Czy Vogel dowie się prawdy o ojcu, oraz o niszczącej tajemnicy sprzed lat, którą niektórzy starali się skrzętnie ukryć? Jaki będzie w tym wszystkim udział Banach? Tego wszystkiego dowiecie się sięgając po „Ptasznika”.
Po pierwsze, bardzo się cieszę, że Autor rozwinął wątek Heinricha Vogla czyniąc go głównym bohaterem nowej serii. Zaspokoił tym samym po części (bo liczę i czekam na kontynuacją jego dalszych losów) mój niedosyt po "Milczeniu", bo to już tam, jako postać trzecioplanowa, Vogel zaintrygował mnie i zaciekawił.
Stelar przyzwyczaił mnie w swoich książkach do tego, że styl oraz język, jakim powieść jest napisana, są na wysokim poziomie. Nie inaczej jest z "Ptasznikiem". Świetnie mi się czytało tę powieść - wręcz nie mogłam się oderwać do ostatniej strony. Dialogi są naturalne, realistyczne, głównie dlatego, że Autor dba o zróżnicowanie języka w zależności od postaci. Co ważne dla mnie, mimo trudnych, brudnych tematów – cała powieść napisana jest ze smakiem. W moim odczuciu, Autor nie przekracza granic dobrego smaku, wie jak pisać, by to nie raziło po oczach, a jednocześnie oddało ducha historii.
Marek Stelar na swoim profilu społecznościowym zamieszczał jakiś czas temu informację o wizycie w Areszcie Śledczym, która była researchem do „Ptasznika” właśnie. I w powieści dosłownie „czuć” te odwiedziny. Widać, że Autor tam był, widział wiele i słyszał, dzięki czemu oddał nie tylko ogólną, duszną atmosferę tego miejsca, ale pokazał też np. drogę skazanego, jaką przechodzi po wejściu za kraty, czy rozmowę z wychowawcą, a w końcu też i wygląd celi. Wyobrażenie sobie tego wszystkiego - celi w której siedział Henryk, i to z takim człowiekiem jak Misza, jest trudne. Stelar w „Ptaszniku” pozwala czytelnikowi zajrzeć w ten zakazany świat, ale z bezpiecznej odległości i perspektywy tego, że po zamknięciu książki czeka na nas bezpieczny dom.
Sam główny bohater jest ciekawie skonstruowany – to inteligentny mężczyzna, z bardzo trudną przeszłością, którego życie zmienił tak naprawdę bardzo przykry przypadek. Ciekawe jest to czy i jak zmieniło go to wydarzenie z przeszłości, jak sobie z tym radził, i jak to wpłynęło na jego dalsze życie, te poza kratami. Samotnik, który stroni od świata i ludzi, ale z drugiej strony, widać, że brakuje mu kogoś bliskiego. Myślę, że jeszcze wiele dowiemy się o nim w pozostałych tomach. Na co czekam.
Oprócz Vogla, którego bardzo polubiłam, w powieści pojawia się też komisarz Iwona Banach, którą znamy z poprzedniej serii Marka Stelara. Iwona stanowi niejako dopełnienie Henryka, pokazuje też inną twarz - kobiety, która potrzebuje wsparcia kogoś bliskiego. Autor obiecał, ze naprawi w tej serii Iwonie życie – i faktycznie, coś się dzieje w tym temacie, i podoba mi się relacja jaką Autor stworzył miedzy Iwoną a Heinrichem, i liczę na ciąg dalszy.
Pozostali bohaterowie też są do zapamiętania - ciekawi, czasem nawet nie da się ich polubić, ale nie przechodzi się też obojętnie. Są jacyś. Misza - człowiek bez jakichkolwiek hamulców. Przerażający i zdolny do wszystkiego. Ojciec Vogla, Zenon. Zły nastawiony tylko na sukces egoista, czy Rubens, którego postać bardzo polubiłam, mimo, że nie działał uczciwie.
Marek Stelar porusza też w swej powieści ważne kwestie - odnoszące się do świata, do dobra i zła. To czy można się przed tym złem uchronić, czy pieniądze psują i dają niebezpieczną władzę jeśli posiadają je nieodpowiedni ludzie, czy można całkowicie zapomnieć o krzywdach, traumatycznych przeżyciach? Bardzo cenię sobie Autora za to, że w kryminale zawsze stara się przemycić ważne tematy.
Oczekiwałam kryminału, dobrej opowieści i emocji – i to wszystko dostałam w "Ptaszniku". Marek Stelar trzyma wysoki poziom, nie zwalnia, i widać, ze to miłość do pisania jest dla niego tym motorem do działania. To czuć podczas czytania. Bardzo czekam na kolejną historię z Pajączkiem w roli głównej. Jeśli znacie już twórczość Autora – nie wahajcie się i sięgajcie po tę lekturę. A jeśli jeszcze nie mieliście styczności z jego powieściami – to koniecznie przeczytajcie! Naprawdę warto.
Marek Stelar debiutował (i to w jakim stylu!) w roku 2015 świetną powieścią „Rykoszet”. Ja towarzyszę Autorowi od „Niepamięci”, czyli serii z Suderem. Od tamtej pory stał się moim ulubionym Pisarzem, i wyczekuję niecierpliwie kolejnych powieści spod jego pióra. Każda z nich daje mi ogrom...
Rozwiń
Zwiń