Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Piszę tę recenzje po raz drugi. Za pierwszym razem zaczęłam ją zaraz po przeczytaniu Do wszystkich chłopców, których kochałam Jenny Han, ale doszłam do wniosku, że napisany tekst mi się nie podoba, bo był bardzo chaotyczny i nawet ja sama nie rozumiałam, o co w nim chodziło.
Więc zacznę jeszcze raz.
Wyobraźcie sobie, że wszystkie osoby, w których kiedykolwiek byliście zakochani, nagle się o tym dowiadują... i to w tym samym czasie. To właśnie spotyka Larę Jean.
Od bardzo dawna pisała miłosne listy, które następnie przechowywała w pudełku na kapelusze. Jednak pewnego dnia okazuje się, że listy w tajemniczy sposób zostały wysłane do adresatów, a życie miłosne bohaterki bardzo się komplikuje.
Cóż mogę powiedzieć? Zakochałam się w tej książce. I to na całego. Planowałam ją przeczytać już jakieś dwa, może trzy lata temu? Wtedy była jeszcze gdzieś dostępna, teraz ciężko ją dostać. Na pewien czas o niej zapomniałam, ale niedawno rzuciła mi się w oczy informacja, iż ma powstać na jej podstawie film, więc pomyślałam, że to świetna okazja, aby ją przeczytać.
Zacznijmy od głównej bohaterki, czyli Lary Jean Song Covey. Zabawnej siedemnastolatki, wychowującej się z dwoma siostrami i ojcem. Przez pierwszy rozdział nie odczuwałam większych uczuć do niej, niż akceptacja. Pomyślałam, że to kolejna bohaterka, która swoim zachowaniem i sposobem bycia będzie mnie irytować. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że wysoce ją polubiłam. Serio. Nie mam jej praktycznie nic do zarzucenia, może mogłaby być troszeczkę bardziej pewna siebie w niektórych sprawach i nie pozwalać sobie się tak 'płytko' (nie wiem, czy to dobre słowo, ale żadne inne nie przychodzi mi do głowy) traktować. Ale i tak największy order trzeba dać Kitty - dziewięcioletniej, w tym najmłodszej siostrze Lary Jean. Uwielbiam to dziecko, dosłownie. Jej teksty! Ten ogólny sposób życia, ukazywania emocji i jej mocny temperament. Nie mam słów, po prostu sami musicie przeczytać książkę i wtedy mnie zrozumiecie.
Najbardziej irytującą dla mnie osobą była najstarsza z trójki dziewczyn, czyli Margot. Od początku książki mnie drażniła i na samą myśl o niej moją twarz wykrzywia lekki grymas. Nie, nie przepadam za nią.
Do wszystkich chłopców, których kochałam czyta się lekko, przyjemnie, ale również bardzo szybko. Zaczęłam ją około 16-17, a skończyłam po 21. Tak mnie wciągnęła, nie mogłam się od niej oderwać! Pomimo tego, że wydaje się taką niezobowiązującą młodzieżówką (i może troszeczkę nią jest) porusza tematy miłości nastolatków i odnajdywaniu w pewien sposób samego siebie.

Pozycję tę mogę z czystym sumieniem polecić każdemu. Wywołuje ona takie ciepło w sercu, uśmiech nie schodził mi z twarzy przez cały czas, nawet piszczałam i wydawałam bliżej nieokreślone dźwięki. Spędzicie przy niej miły wieczór, czy to letni, czy zimowy, czy o jakiejkolwiek porze roku, ponieważ ta książka może być czytana zawsze i wszędzie. Szkoda, że wydawnictwo nie przetłumaczyło kolejnych części, bo po zakończeniu byłam jak :))))), chcę więcej. Już szukałam następnych tomów po angielsku, które kupię, jak tylko mój portfel magicznie wypełni się pieniędzmi, hehe.
P.S. Gdzie można dostać takiego Petera?

Piszę tę recenzje po raz drugi. Za pierwszym razem zaczęłam ją zaraz po przeczytaniu Do wszystkich chłopców, których kochałam Jenny Han, ale doszłam do wniosku, że napisany tekst mi się nie podoba, bo był bardzo chaotyczny i nawet ja sama nie rozumiałam, o co w nim chodziło.
Więc zacznę jeszcze raz.
Wyobraźcie sobie, że wszystkie osoby, w których kiedykolwiek byliście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do Zabić drozda podchodziłam dwa razy. Po raz pierwszy, gdy wracałam pociągiem i przede mną zapowiadała się długa podróż. Jednak jak ją zaczęłam, to totalnie mnie nie wciągnęła, więc odłożyłam ją do torebki i zajęłam się czymś innym.
Przypomniałam sobie o niej ostatnio, kiedy reorganizowałam biblioteczkę i postanowiłam (z braku czegokolwiek do czytania) ją zacząć.
Pierwsze strony znowu trochę mnie przynudzały, ale powiedziałam sobie, żeby dojść przynajmniej do tej setnej strony, i wtedy zdecydować co dalej. Stało się inaczej,bo po około trzydziestej-czterdziestej stronie nie mogłam się od niej oderwać i czytałam aż do samego końca.
Nie wiem, czy potrafię ubrać w słowa to, co ta książka ze mną zrobiła, ale nie dziwię się, że uważa się ją za arcydzieło światowej literatury.
Już w pierwszym rozdziale poznajemy całą rodzinę Finchów, Narratorem jest najmłodsza osoba w domu, czyli Jean Louise, o pseudonimie Skaut. Cóż mogę o niej powiedzieć? Jest wspaniałą osóbką. Bardzo mi się podoba to, że autorka postanowiła opowiedzieć historię z punktu widzenia dziecka, które w dużej mierze nie miało pojęcia, jak wygląda "świat dorosłych". Dlaczego dzieje się tak, jak się dzieje? Skaut zadawała pytania, była ciekawa wszystkiego. Chciała po prostu zrozumieć, jak to dzieci mają w zwyczaju. Jednak muszę przyznać, że jak na swój wiek, była bardzo inteligentna.
Skaut i Jem - starszy brat Jean Louise - są bardzo zafascynowani tajemniczym sąsiadem, o którym krążą niesłychane historie. Najczęściej mówiące o tym, że jest niebezpiecznym psychopatą. Są bardzo ciekawi wyglądu Boo, który nigdy nie wychodzi z domu.

Jednym z głównych wątków tej historii jest rasizm. Atticus zostaje wybrany do obrony Toma Robinsona, czarnoskórego mężczyznę oskarżonego o zgwałcenie dziewczynki. W dodatku białej. Za tę zbrodnię grozi mu kara śmierci. Finch wie, że Tom jest niewinny, ale całe Maycomb jest nastawione negatywnie na to stwierdzenie. Mimo tego wszystkiego, adwokat zgadza się go bronić.
Zabić drozda pokazuje, jak traktowane było społeczeństwo czarnoskórych. Rasizm był na porządku dziennym, nie zwracano uwagi na ich słowa, na ich zdanie.
Zadziwiające jest to, że mamy XXI wiek, a wciąż spotyka się ludzi, dla których osoba o innym kolorze skóry, to nie człowiek.
W książce znajduje się wiele wątków, jednak za najważniejsze można przyjąć historię o sąsiedzie Boo Radley'u oraz o sprawie gwałtu.
Zabić drozda wywarła na mnie ogromne wrażenie, wiele emocji towarzyszyło mi czytając te dzieło. Moim zdaniem każdy powinien przeczytać tę książkę. Nie tylko dla przyjemności, ale także dla ważnej lekcji, którą przekazuję ta pozycja.
Wiem, że do tej książki wrócę nie raz. Na tę chwilę mogę ją zaliczyć do jednych z moich ulubionych książek i nie mogę się doczekać, aż wezmę się za czytanie o dalszych losach bohaterów.

Do Zabić drozda podchodziłam dwa razy. Po raz pierwszy, gdy wracałam pociągiem i przede mną zapowiadała się długa podróż. Jednak jak ją zaczęłam, to totalnie mnie nie wciągnęła, więc odłożyłam ją do torebki i zajęłam się czymś innym.
Przypomniałam sobie o niej ostatnio, kiedy reorganizowałam biblioteczkę i postanowiłam (z braku czegokolwiek do czytania) ją zacząć.
Pierwsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam Colleen Hoover. Dosłownie. Jeszcze nie było książki, która wyszła spod jej pióra, by mi się nie spodobała. Nie wiem, co ta kobieta ma w sobie, że buduje tak cudowne historię, ale ja to kupuję.
Auburn nie miała łatwego życia. Tuż po przeprowadzce do gorącego Teksasu już marzy o powrocie do rodzinnego miasta. W akcie desperacji za pieniędzmi trafia pod galerię przystojnego, zielonookiego Owena akurat wtedy, gdy poszukuje asystentki. Mają wiele wspólnych tematów, wyrasta między nimi nić porozumienia. I chociaż z czasem ich uczucia do siebie zaczynają kiełkować ku dobrej drodze, tajemnice skrywane w ich życiu nie ułatwiają im sprawy.
Confess to historia dwójki ludzi, którym życie nie dało wiele do życzenia. Jednak nie poddają się i dążą do upragnionego szczęścia. Mają nadzieję, że będą dla siebie nawzajem podporą. Chociaż darzą się głębokim uczuciem, wcale im ono nie pomaga. Wręcz przeciwnie – okazuje się, że może odebrać im to, co jest dla nich najważniejsze. Serce jednak mówi, że miłość potrzebuje wiele poświęceń. Co wybiorą?
Historię poznajemy zarazem z perspektywy Auburn oraz Owena, dzięki czemu wiemy o wiele więcej niż bohaterowie. Poznajemy ich w różnych środowiskach, gdzie musimy zrozumieć, że zachowali się tak, a nie inaczej. Jak zawsze styl pisania Colleen Hoover, jak dla mnie, jest idealny, gdy zaczniesz, to nie przestaniesz.

"Zawsze będę cię kochał. Nawet kiedy już nie będę mógł."

Książkę przeczytałam bardzo szybko, w drodze pociągiem do przyjaciółki. Zachwyciło mnie połączenie sztuki z całą akcją, gdyż jestem jej miłośniczką i wszystko, co ma w sobie opis obrazów, od razu wywiera na mnie pozytywne wrażenie. Wielki plus za to, że w książce znajdują się zdjęcia obrazów, dzięki czemu możemy na nie spojrzeć, dostrzec to, co dostrzegli bohaterowie i samemu zakochać się w tych dziełach. Moje serce już mają.
Jestem mile zaskoczona tą książką, może przy czytaniu jakoś nie odczuwałam większych emocji, ale po odłożeniu wiedziałam, że zapadnie mi w pamięci. Na pewno jestem nią zauroczona, to muszę przyznać. Mam nadzieję, że na Was również zrobi wrażenie, dlatego zachęcam do sięgnięcia po tę powieść. Poza tym, spójrzmy na tę piękną okładkę!

Uwielbiam Colleen Hoover. Dosłownie. Jeszcze nie było książki, która wyszła spod jej pióra, by mi się nie spodobała. Nie wiem, co ta kobieta ma w sobie, że buduje tak cudowne historię, ale ja to kupuję.
Auburn nie miała łatwego życia. Tuż po przeprowadzce do gorącego Teksasu już marzy o powrocie do rodzinnego miasta. W akcie desperacji za pieniędzmi trafia pod galerię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Akcja rozgrywa się w stanie Missisipi, dokładniej w Alexandrii. Już na początku powieści jesteśmy świadkami tragedii, jaka przydarzyła się rodzinie Cleve'ów - dziewięcioletniego Robina znajdują powieszonego na drzewie. Nikt nie wie kiedy, ani jak się to stało. Dotychczas szczęśliwa rodzina pogrąża się w głębokiej żałobie, która nigdy miała już ich nie opuścić.
Dwanaście lat później Harriet, siostra Robina (w dniu wypadku mająca zaledwie parę miesięcy), postanawia na własną rękę odkryć prawdę o śmierci brata i należycie ukarać jego sprawcę.
Donny Tartt raczej przedstawiać nie muszę. Myślę, że każdy kojarzyć ją może z takich powieści jak Tajemna Historia czy Szczygieł. Ja z nimi do czynienia (jeszcze) nie miałam, ale sądząc po Małym Przyjacielu na pewno sięgnę po resztę jej książek.
Serio, ciężko mi to wszystko ubrać w słowa. Do Małego Przyjaciela miałam dwa podejścia. I to nie chodzi o to, że mi się nie podobała, co to, to nie, moje serce skradła już od pierwszych stron. Nie miałam po prostu ochoty wozić jej ciągle do szkoły pociągiem, gdyż miałam zawsze sporo rzeczy i książek, a ta pozycja do najcieńszych i najlżejszych nie należy. Dlatego postanowiłam, że ją odłożę i kiedyś do niej wrócę. Szkoda, że zajęło mi to tyle czasu.
Tak jak już wspominałam, na początku jesteśmy świadkami ogromnej tragedii. Jednak to nie ona będzie nam towarzyszyć przez resztę powieści. Tak na serio, poznajemy historię wielu ludzi, rodzin, których wydarzenia splatają się w jedną całość. Śledzimy losy Harriet, jej siostry i matki, jak każdy z nich radzi sobie z żałobą i jakie piętno na każdym to wywarło. Poznajemy również babcię Edith wraz z jej trzema siostrami, które również mają swoją historię i przeżycia.
Aczkolwiek najczęstszą narracją - oprócz tej Harriet - jest narracja braci Ratliffów. Poznajemy ich bliżej, wiemy czym się zajmują i jacy są.
Hariett, która ma niespełna dwanaście i pół lat, a wykazuje się nie lada odwagą i sprytem, lepiej niż niektórzy z dorosłych. Autorka przedstawiła ją jako twardą i dzielną dziewczynkę, niebojącą się ryzyka. Wie, co musi zrobić i dąży do tego.
Styl pisania autorki jest wręcz wspaniały. Każdy najmniejszy szczegół jest tak opisany, że możemy usłyszeć i poczuć padający zza okna deszcz, możemy poczuć zapach tostów z dżemem i drżenie stolika, na którym znajduje się filiżanka z kawą. Dzięki temu, klimat jest jedną z największych zalet Małego Przyjaciela. Dla mnie lecz, czasami, tych opisów bywało jednak za dużo i pomimo tego, że opowieść bardzo mi się podobała, odkładałam książkę na bok i zajmowałam się czymś innym. Oczywiście, nie zawsze się tak działo, ale od czasu do czasu tak.
Zawiódł mnie jednak koniec. Autorka przerwała jakby w połowie historię. Gdy po zakończeniu książki, zamknęłam ją, czułam wielki niedosyt. Nie wiem, czy taki był zamiar Donny Tartt, żeby każdy mógł pomyśleć nad zakończeniem, głębiej pogrążyć się we wszystkich faktach i wydarzeniach. Albo po prostu nie wiedziała, jak zakończyć powieść i zostawiła tak, jak jest. Nie wiem, jak dla mnie zakończenie zepsuło całość powieści i przez to poczułam zawiedzenie i lekką irytację. Przez to moja ocena musiała polecieć w dół.
Niemniej jednak, mogę gorąco polecić Małego Przyjaciela. Pomimo chwil narzekania, miło spędziłam czas czytając tę książkę. Przygotujcie sobie herbatkę, kocyk i pozwólcie się pochłonąć. Radzę jednak wybrać wygodną pozycję, ponieważ książka troszkę waży i po pewnym czasie może zacząć ciążyć w dłoni!

Akcja rozgrywa się w stanie Missisipi, dokładniej w Alexandrii. Już na początku powieści jesteśmy świadkami tragedii, jaka przydarzyła się rodzinie Cleve'ów - dziewięcioletniego Robina znajdują powieszonego na drzewie. Nikt nie wie kiedy, ani jak się to stało. Dotychczas szczęśliwa rodzina pogrąża się w głębokiej żałobie, która nigdy miała już ich nie opuścić.
Dwanaście...

więcej Pokaż mimo to