Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ta książka jak mało która pokazuje dramat ludzkich decyzji. Daje odczuć wewnętrzne rozdarcie towarzyszące bohaterom, daje też odczuć to, że nie do końca wiedzą w danym momencie, czego chcą. Bryan Washington na tę niewiedzę im pozwala, przez co udaje mu się wykreować przekonujące postacie, z którymi można się utożsamić - bo przecież wielu z nas zdarzyło się autentycznie nie wiedzieć, czego chcemy, co jest nam w danym momencie najbardziej potrzebne. Autorowi w naturalny sposób udało się oddać momenty przejściowe w życiu protagonistów. Są oni niejako w impasie, którzy przerwać mogą jedynie zewnętrzne wydarzenia oraz niespodziewani nowi przybysze w ich życiach.

Książka ta jest naprzemiennie smutna, to dająca nadzieję, pozwalająca też wypracować sztukę akceptacji w stosunku do zmiany - zmiany będącej nieodłączną i jedyną stałą częścią życia. Smutna, bo widzimy jak dwóm próbującym darzyć się miłością ludzi nie do końca skutecznie udaje się zatrzymać coraz bardziej dzielący ich dystans. Dająca nadzieję, bo w międzyczasie przydarzają im się istotne transformacje, które mogą zmienić ich życie. No i nie wiemy, czy Mike i Ben w końcu ułożą je sobie razem, czy nie. I w jakiej formie miałoby to wyglądać, a możliwości jest wiele. Ta książka, ze swym otwartym zakończeniem, tę perspektywę licznych możliwości zakreśla, pokazując, że jednej recepty na życie po prostu nie ma. To dobrze, bo jak jedno nie wyjdzie, można spróbować czegoś innego.

Ta książka jak mało która pokazuje dramat ludzkich decyzji. Daje odczuć wewnętrzne rozdarcie towarzyszące bohaterom, daje też odczuć to, że nie do końca wiedzą w danym momencie, czego chcą. Bryan Washington na tę niewiedzę im pozwala, przez co udaje mu się wykreować przekonujące postacie, z którymi można się utożsamić - bo przecież wielu z nas zdarzyło się autentycznie nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka pokrzepiająca, z przesłaniem. Napisana i przetłumaczona w bardzo dobry sposób zdający się oddawać zarówno ducha oryginału, jak i język, jakim możemy się spodziewać, że posługiwaliby się protagoniści. Brawa dla Dominika Górki, który podjął się tłumaczenia.

W "Spadochronach" występują bohaterowie, którym chce się kibicować - w szczególności Dani, której upór, rezyliencja, ale i wrażliwość oraz współczucie dla samej siebie są godne podziwu. Oczywiście czuć, że bohaterki (i bohaterowie) są podporządkowani archetypom i ideom, jakie mają przekazywać - ale w przypadku książki młodzieżowej jest to do zaakceptowania. Nie są to pogłębione psychologicznie postacie. Autorka nie daje nam dużego wglądu w ich psychikę, a to, co czują, dowiadujemy się na drodze deklaracji.

Fabuła pędzi do przodu i jest podporządkowana tematyce społecznej, wątkom sprawiedliwości, nierówności, dynamice władzy etc., szczególnie w drugiej połowie książki, gdzie następuje kulminacja w postaci zbliżenia Claire i Dani, których niespodziewanie zaczyna łączyć doznanie krzywdy o podobnej naturze. Postaci trzecioplanowe (Ming, Florence i Jess) potraktowane są po macoszemu, choć trzeba przyznać, że autorce fajnie udało oddać się zarówno wycofany i nieśmiały jakby charakter młodej skrzypki, jak i zuchwałość oraz przebojowość dziewczyny wystrzeliwującej się z $$$ z prędkością karabinu maszynowego. Na końcu pojawia się nawet pewne uzasadnienie zachowania Jess, jednakże jest ono skwitowane dosłownie jednym zdaniem.

Ale może to wszystko i lepiej. Dzięki temu książka nie rozłazi się w szwach, pozostaje tym, czym miała być - historią o niemocy i sile, o upokorzeniu i dumie, o trudnych wyborach oraz o pozostawaniu wiernym samej/samemu sobie w chwilach największej próby. A to wszystko na tle zróżnicowanych społecznie i etnicznie Stanów Zjednoczonych. I to się "Spadochronom" udaje.

Dla mnie plusem było też to, że otrzymałem pewien wgląd w amerykański system szkolnictwa, który różni się od naszego pod wieloma względami. Miałem jakieś tam mgliste pojęcie, że w krajach anglosaskich duży nacisk kładzie się na wykształcanie w uczniach umiejętności prowadzenia dyskusji na forum publicznym, zaś tutaj mogłem obcować z tym przez dłuższy czas na kartach powieści.

Ostatecznie nie wiemy, jak potoczy się dalszy los protagonistek. Autorka pozostawia nas jednak z przeświadczeniem, że nie musimy być sami na tym świecie. Istnieją osoby, które przeżywają historię podobną do naszej. Możemy dotrzeć do nich i wzajemnie ją sobie opowiedzieć. A to kruszy kamienie, w które obrosły nasze serca. Cieszę się, że przeczytałem tę książkę. Na pewno nie był to stracony czas. Lżejsza, lecz niebanalna pozycja, podejmująca istotne i bardzo aktualne tematy. Polecam! <3

Książka pokrzepiająca, z przesłaniem. Napisana i przetłumaczona w bardzo dobry sposób zdający się oddawać zarówno ducha oryginału, jak i język, jakim możemy się spodziewać, że posługiwaliby się protagoniści. Brawa dla Dominika Górki, który podjął się tłumaczenia.

W "Spadochronach" występują bohaterowie, którym chce się kibicować - w szczególności Dani, której upór,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Podziwiam niezwykle sugestywne i wierne przedstawienie realiów XIV wieku. Warto przeczytać, nie tylko ze względu na to, że książka ta to bezdyskusyjny klasyk, ale także by przekonać się, jak bardzo niejednoznaczną w ocenie epoką może być średniowiecze i jak bardzo mylą się ci, którzy sprowadzają ją jedynie do czasów ciemnoty i zacofania. W "Imieniu róży" styka się ze sobą mnogość prądów myślowych, mnogość interpretacji Dzieła Bożego, a wszystko to obserwujemy oczyma człowieka, który ma problem to pojąć rozumem, tak jak i czytelnik nie do końca zapoznany z kontekstem dziejących się tu wydarzeń (a dzieje się tu bardzo sporo - to okres burzliwych napięć na tle religijnym i niesławnej schizmy awiniońskiej). Czyta się momentami trudno, ale mnie osobiście wciągnął sposób prowadzenia narracji. A Wilhelm z Baskerville to kapitalna postać, której wywody, mądrość i przenikliwość śledzi się z wypiekami na twarzy.

Podziwiam niezwykle sugestywne i wierne przedstawienie realiów XIV wieku. Warto przeczytać, nie tylko ze względu na to, że książka ta to bezdyskusyjny klasyk, ale także by przekonać się, jak bardzo niejednoznaczną w ocenie epoką może być średniowiecze i jak bardzo mylą się ci, którzy sprowadzają ją jedynie do czasów ciemnoty i zacofania. W "Imieniu róży" styka się ze sobą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Eskapizm w najczystszej postaci. Ta książka jest jak wejście do tej oberży - na zewnątrz hula śnieg i porywisty wiatr, jesteśmy cali zmarznięci i przemoknięci, właściciel wita, pomaga ściągnąć płaszcz, przynosi grzańca i strawę, pozwala usiąść w fotelu, patrzeć w iskrzący ogniem kominek i zanurzyć się w opowieści. Bardzo oniryczna, magiczna, odrealniona powieść. Przeplatające się historie, niektóre bez początku i końca. Opowieść o drodze, dążeniu do czegoś (o czym nawet nie wiemy), poszukiwaniu. Tajemnicza, krzepiąca i ciepła.

Eskapizm w najczystszej postaci. Ta książka jest jak wejście do tej oberży - na zewnątrz hula śnieg i porywisty wiatr, jesteśmy cali zmarznięci i przemoknięci, właściciel wita, pomaga ściągnąć płaszcz, przynosi grzańca i strawę, pozwala usiąść w fotelu, patrzeć w iskrzący ogniem kominek i zanurzyć się w opowieści. Bardzo oniryczna, magiczna, odrealniona powieść....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając niektóre fragmenty byłem naprawdę oszołomiony, jak trafnie można ująć w słowa kłębiące się w głowie myśli, których nie potrafiłem wyrazić. Myślę, że wielu ludzi znajdzie w tej książce coś o sobie, zwłaszcza ci zagubieni i to wbrew pozorom także młodzi. Z wilkiem stepowym można się zidentyfikować, można też dzięki niemu dostrzec, jak ogromne bariery nakładają na nas nasze własne ramy myślowe, to przez co postrzegamy jako "ja". Wizja dezintegracji własnej osobowości nigdy nie była tak pociągająca.

Czytając niektóre fragmenty byłem naprawdę oszołomiony, jak trafnie można ująć w słowa kłębiące się w głowie myśli, których nie potrafiłem wyrazić. Myślę, że wielu ludzi znajdzie w tej książce coś o sobie, zwłaszcza ci zagubieni i to wbrew pozorom także młodzi. Z wilkiem stepowym można się zidentyfikować, można też dzięki niemu dostrzec, jak ogromne bariery nakładają na nas...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciężko mi cokolwiek nowego powiedzieć o tej książce; dla mnie to dzieło kompletne i genialne. Poraża samą wizją i niejednokrotnie zmusza podczas lektury do myślenia. A jednocześnie czyta się "Ubika" lekko i przyjemnie. Na mnie ten charakterystyczny styl Philipa K. Dicka działa jak woda na młyn, upajam się nim i rozpływam niczym w, nomen omen, narkotykowym zachwycie. Od początku wykreowany tu świat wydaje się z lekka absurdalny, nierzeczywisty. Autor przemyca tu pomiędzy wierszami groteskową wizję przyszłości, w której drzwi z uporem maniaka nie wypuszczą cię, dopóki nie wrzucisz pięciocentówki. Te humorystyczne, jakby mogło się zdawać, wizje, mogą przy odrobinie wnikliwości czytelnika stać się przerażające. Głównym tematem książki jest oczywiście refleksja nad naturą rzeczywistości, jej fasadowością - jest to jeden z najchętniej poruszanych przez autora tematów, przejawiający się np. także w "Trzech Stygmatach Palmera Eldritcha" czy licznych opowiadaniach. To jednak w "Ubiku" motyw ten zarysowany jest w najbardziej błyskotliwy i angażujący czytelnika sposób, tak że co chwilę zmuszony jest do rewizji swoich poglądów na temat biegu fabuły. Uspokajam jednak - nawet jeśli nie czujecie się dobrze w tematyce względności czasu, paradoksów czasowych (mój umysł np. średnio ogarnia i porządkuje poszczególne wydarzenia względem siebie, jeśli chronologia jest zaburzona), to i tak książkę tę pochłania się z wypiekami na twarzy. Ponadto czystej akcji jest tu na tyle sporo, że można się dobrze bawić, nie zastanawiając się zbytnio nad naturą przedstawianych wydarzeń.

Już w pierwszej części powieści, skupiającej się na zmaganiu telepatów z antytelepatami, jasnowidzów z antyjasnowidzami, tej części, która jeszcze wydaje się zakorzeniona w (alternatywnej) rzeczywistości, można wyczuć refleksję nad tym, co jest prawdą, a co ułudą. Czy usługi inercjałów są rzeczywiście potrzebne? A może to grupa oszustów, stosujących siłę sugestii, by wmówić klientom nieistniejące zagrożenie, na które remedium oczywiście muszą kupić? W każdym razie, kulminacja tego sporu następuje dość szybko - i wtedy rozpoczyna się prawdziwa jazda. Niczym jeden z kluczowych bohaterów powieści, autor jakby bawi się czytelnikiem, zdaje się czerpać frajdę z tego, że ten nie wie, co tak naprawdę się dzieje. Podsuwa mu fałszywe tropy, na których żeruje, by podpuszczać go jeszcze bardziej. A czytelnik chce być oszukany - jest to częścią zabawy.

Philip K. Dick w niepowtarzalny dla siebie sposób dokonuje dekonstrukcji rzeczywistości, która na naszych oczach się rozpada. Czyżby projekcja umysłu, w którym się znajdujemy, nie radziła sobie z utrzymaniem w ryzach tak dużej połaci obiektów? Czy gdy już znajdziemy lek, preparat na nasze dolegliwości, nie zaczniemy się zastanawiać, czy on także nie został nam podsunięty przez tę złośliwą siłę? Czy można czerpać radość ze spektaklu, w którym tworzy się problemy, podrzuca wskazówki niezbędne do ich rozwiązania i obserwuje, jak karkołomnie nasze marionetki próbują do nich dotrzeć? A czy ktoś próbujący wyrwać nas z tego błędnego koła zębatego, sam nie wpadł już w jego trybiki?

Zapewniam, że takich pytań pojawi się w trakcie lektury sporo, a jeszcze więcej po. "Ubik" jest jednocześnie kompletny i niekompletny. Daje odpowiedź, ale sam będziesz musiał osądzić, czy jest ona prawdziwa. Zupełnie jak bohaterowie powieści. Tak naprawdę za chwilę zaczniesz się zastanawiać, czy SAM nie jesteś bohaterem tej powieści...

Ciężko mi cokolwiek nowego powiedzieć o tej książce; dla mnie to dzieło kompletne i genialne. Poraża samą wizją i niejednokrotnie zmusza podczas lektury do myślenia. A jednocześnie czyta się "Ubika" lekko i przyjemnie. Na mnie ten charakterystyczny styl Philipa K. Dicka działa jak woda na młyn, upajam się nim i rozpływam niczym w, nomen omen, narkotykowym zachwycie. Od...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię niepozorne, zaściankowe miejsca, które na pierwszy rzut oka nie przyciągają niczym szczególnym. Osadzenie fabuły na Suwalszczyźnie, regionie geograficznie całkiem mi bliskim (jakże mile zaskoczyłem się, gdy autor umieścił w swej powieści pewną, do tej pory nie kojarzącą mi się z czymkolwiek, poza tym że leży między Kętrzynem a Giżyckiem, wioskę), a do tego interesującym z punktu widzenia obserwatora kultury: to w końcu ten region Polski, w którym ludowy zabobon w szczątkowej formie przetrwał nawet do dziś. A co dopiero, gdy mówić zaczniemy o epoce sprzed Internetu, a nawet stałych dostaw prądu.

"Inkub" to historia o czarownicy nie popadająca w banał czy nadmierne epatowanie zjawiskami nadprzyrodzonymi, zaś odnosząca się do elementu w tym wszystkim najważniejszego: natury ludzkiej. Nie bez powodu zawarte na początku każdego rozdziału cytaty z dzieł badających historię procesów o czary, w których przemycono wnikliwe obserwacje zachowań człowieka. Także nieprzypadkowy jest fragment wykładu nauczyciela o największej w historii nagonce na domniemanych współpracowników diabła: Salem, 1692. Wszak czary to słowa, za którymi idą czyny, a diabeł jest niczym innym jak tworem usprawiedliwiającym to, z czym sumienie, a już na pewno ludzka próżność sobie nie radzi. Powieść tę można więc czytać dwojako: jako trzymającą w napięciu powieść kryminalno-detektywistyczną z elementami ludowych wierzeń i zjawisk paranormalnych, albo jako alegorię zła gnieżdżącego się w ludzkich sercach, gdy jest się członkiem niewielkiej, hermetycznej społeczności. A najlepiej, gdy połączymy oba te podejścia: mam wrażenie, że właśnie o to chodziło autorowi.

Książka pisana jest lekkim, przyjemnym, łatwym do śledzenia językiem, choć bynajmniej nie banalnym. Tam, gdzie akcja toczy się w czasach nam współczesnych (2016), mamy do czynienia z może nie bardzo błyskotliwym, ale zjadliwym i wywołującym uśmiech na twarzy humorem; możemy też obserwować policyjną nomenklaturę i wpływ państwowych struktur na zachowania funkcjonariuszy. Prowadzący sprawę główny bohater nie jest może mistrzowskim konstruktem psychologicznym, irytować może z deka jednowymiarowe jego przedstawienie, ale przynajmniej ma wiarygodne motywacje i chcemy mu kibicować (nie tylko w kwestii śledztwa!). Przyjemnie prezentują się też postacie drugoplanowe: przyjaciel z czasów szkolnych, "walczący ze złem" za głównego, pół-litewskiego bohatera niczym superbohater z komiksu; przełożony o cechach sprzyjających podatności na cięty żart; wreszcie intrygujący, owiany lekką aurą tajemniczości i wodzący na manowce obiekt westchnień naszego policjanta. Zaś w momentach, gdy przenosimy się do głębokich, komunistycznych lat 70, autor stara się naśladować językowe zwyczaje mieszkańców podlaskiej wsi - na szczęście bez silenia się na niestrawną gwarę i nadmierne podkreślanie ich braku wykształcenia. Postacie brzmią wiarygodnie, choć widać, że ktoś starszy wiekiem oddałby to jeszcze lepiej - ale to już nie wina p. Urbanowicza.

Najważniejsze, że książkę czyta się naprawdę dynamicznie, a poprzez zagnieżdżenie narracji w dwóch, przeplatających się ramach czasowych, nie ma czasu na nudę. Mnogość bohaterów nie przytłacza, a przez to, że tym ważniejszym poświęcono akapit czy dwa na dokładniejsze zarysowanie charakteru, nie mamy wrażenia że są to jedynie kukły, zasoby mające doprowadzić, że wydarzenie X dojdzie do skutku. Mamy tu całkiem niezłą plejadę postaci może nie soczystych jak krwisty stek, ale też nie bezpłciowych niczym nieokraszona dodatkami sałata.

Intryga trzyma w napięciu, autor tu i ówdzie myli tropy, rzuca pozornie nieistotne fakty i szczegóły, które później okazują się kluczowe dla przebiegu wydarzeń. Słowem - tak jak w dobrej powieści detektywistycznej powinno być. Co najważniejsze, wszystko spina się klamrą ciągu przyczynowo-skutkowego, nic nie jest wyciągnięte z czapy. Zakończenie historii domu, w którym wywołano duchy, choć zaskakujące, ma logiczny sens. Jak to w dobrym kryminale bywa, szare myszki okazują się grubymi rybami. Podoba mi się też posłowie, w którym autor zachęca do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami. Po zakończeniu książki dobrą godzinę spędziłem na wertowaniu stron, próbując rozwikłać niektóre z tych kwestii i rzeczywiście: tu nawet element ubioru czy przypadkowo nabyte znamiona na ciele mają znaczenie. Co może być jedynie najwyższą rekomendacją dla powieści, ja raczej nie przywykłem do rozszczepiania książki na czynniki pierwsze i analizowania drobnostek: skończyłem czytać, chwila refleksji i życie toczy się dalej. Tu rzeczywiście miałem lekki mętlik w głowie, ale nie rzuciłem go w kąt, tylko z wypiekami na twarzy rozpisałem sobie nawet pewne kwestie na kartce. Na niektóre pytania doszukałem się odpowiedzi, inne zachowałem na ponowną lekturę "Inkuba".

Nieco konfundujący jest los głównego bohatera, a konkretnie jedno z jego zachowań na końcu. Rozumiem, że lata frustracji i daremnych wysiłków wreszcie musiały znaleźć swoje ujście, ale nie kupuje mnie rozwiązanie sprawy w ten sposób. Na szczęście jest to jedynie wątek poboczny, oderwany od rdzenia historii o czarownicy. Ta zaś, wnioskując po końcowych paragrafach, nie została jeszcze przypieczętowana i zakopana na wieki. Inkwizytor na brak roboty narzekać nie będzie, choć w Jodoziorach nastał upragniony spokój.

Bardzo polecam!

Lubię niepozorne, zaściankowe miejsca, które na pierwszy rzut oka nie przyciągają niczym szczególnym. Osadzenie fabuły na Suwalszczyźnie, regionie geograficznie całkiem mi bliskim (jakże mile zaskoczyłem się, gdy autor umieścił w swej powieści pewną, do tej pory nie kojarzącą mi się z czymkolwiek, poza tym że leży między Kętrzynem a Giżyckiem, wioskę), a do tego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to