rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Szczygła czytałam z miłością (dokładnie tak), Tajemną historię z wypiekami na twarzy, ale Mały przyjaciel mnie wykończył i gdyby nie fakt, że zawsze wszystko doczytuję do końca, to pewnie nie przebrnęłabym przez granicę setnej strony. A przecież wygląda to tak pięknie, opis na obwolucie jest taki tarttowski, spodziewasz się tajemnicy, skrzących się dialogów, fascynujących bohaterów, dorastania, pierwszej miłości i studium skomplikowanych stosunków rodzinnych z morderstwem w tle…

Co więc poszło nie tak? Moim zdaniem największą siłą książek Tartt są bohaterowie. Może to kwestia wieku – bohater Szczygła jest moim równolatkiem, bohaterowie Tajemnej historii są ode mnie kilka lat młodsi, co uruchamia spiralę skojarzeń ze studencką fazą (na szczęście mniej dionizyjskich niż w ich przypadku) alkoholowo-intelektualnych rozrywek. Troszkę pogubieni, troszkę pretensjonalni, troszkę za bardzo pozują, w gruncie rzeczy wiemy, że jak wszyscy boją się odrzucenia i marzą o wielkiej miłości – ta mieszanka sprawia, że zawsze czuję wobec nich ogromną czułość, jak wobec przyjaciela, którego nie można nigdy traktować do końca serio, ale i tak się go kocha. Sensacyjne/traumatyczne wydarzenie, wokół którego osnuta jest akcja (w Szczygle to zamach terrorystyczny, w Tajemnej historii zbiorowe morderstwo) w książkach Tartt schodzi z reguły na dalszy plan i staje się pretekstem do studiowania psychologii bohaterów i dynamiki ich wzajemnych relacji. Dodajmy do tego kulturalne smaczki, poczucie humoru i umiejętność budowania napięcia – wychodzi powieść-ideał, którą czyta się lekko, ale jednak z refleksją.

Zdawałoby się, że ten schemat i w Małym przyjacielu zadziała bez zarzutu – mamy tragedię (śmierć brata), mamy intrygę (główna bohaterka chce sama wymierzyć sprawiedliwość jego domniemanemu mordercy) i mamy bohaterów z potencjałem (Harriet i jej przyjaciel-sekundant Hely są na granicy dzięcięctwa i nastoletniości, ona go wykorzystuje, on jest w niej zakochany…). Szybko się jednak okazuje, że w gruncie rzeczy nic z tego nie wynika – Mały przyjaciel to koszmarny snuj. Bohaterowie coś tam sobie robią, podejmują ważne moralnie decyzje i borykają się z ich konsekwencjami, ale jest to tak rozlazłe i mgliste, że w połowie książki zupełnie przestało mnie interesować. Sama Harriet jest antypatyczna i mało wiarygodna, zbudowana na pogardzie, egoizmie i zemście, jakby w postać 12-latki autorka zapakowała szablon pochmurnego młodzieńca z gotyckiej powieści.

W ogóle dużo jest w Małym przyjacielu amerykańskiego gotyku: niepokojące sny, opuszczone budynki, deformacje ciała, lęki rasowe i klasowe, dziwni kaznodzieje i węże. A nade wszystko: klimat dusznego lata w Missisipi, gdzie wszystko śmierdzi zgnilizną, a od upału robi się słabo. To właśnie ta słabość dotyka niemal wszystkich bohaterów – funkcjonują półprzytomni, na granicy jawy i snu, otumanieni rodzinną tragedią (Dufresnesowie) albo narkotykami (bracia Ratcliff). W świecie wykreowanym w Małym przyjacielu dni i godziny ciągną się w nieskończoność, a z podejmowanych przez bohaterkę rozpaczliwych działań nic nie wynika – nie przynoszą ulgi ani rozwiązania zagadki. Wszystko jest brudne, przegniłe, lepkie, a każda próba wprowadzenia do tego świata wesołości i energii (Hely) zostaje zduszona w zarodku.

Więcej tutaj: http://www.calm-station.pl/donna-tartt-maly-przyjaciel/

Szczygła czytałam z miłością (dokładnie tak), Tajemną historię z wypiekami na twarzy, ale Mały przyjaciel mnie wykończył i gdyby nie fakt, że zawsze wszystko doczytuję do końca, to pewnie nie przebrnęłabym przez granicę setnej strony. A przecież wygląda to tak pięknie, opis na obwolucie jest taki tarttowski, spodziewasz się tajemnicy, skrzących się dialogów, fascynujących...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Psychoterapia poznawczo-behawioralna. Teoria i praktyka Ewa Habrat-Pragłowska, Agnieszka Popiel
Ocena 7,8
Psychoterapia ... Ewa Habrat-Pragłows...

Na półkach: , ,

Mimo że książkę czytałam na ostatnią chwilę przed egzaminem, sprawiła mi ogromną przyjemność. Fantastyczny, szczegółowy i świetny merytorycznie przewodnik po szkole CBT, napisany przystępnym językiem, zilustrowany licznymi przykładami z praktyki autorek.

Mimo że książkę czytałam na ostatnią chwilę przed egzaminem, sprawiła mi ogromną przyjemność. Fantastyczny, szczegółowy i świetny merytorycznie przewodnik po szkole CBT, napisany przystępnym językiem, zilustrowany licznymi przykładami z praktyki autorek.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Glukhovsky jest wizjonerem – mistrzem kreowania mrocznych i sugestywnych światów, w których na pewno nie chcielibyśmy mieszkać. Także wizji przedstawionej w "Futu.re" nie można odmówić rozmachu, zwłaszcza że poza książką w pakiecie dostajemy też ilustracje i muzykę – świata koszmarnej utopii można doświadczyć wszystkimi zmysłami. Na tym koniec. Uwielbiam "Metro 2033", bo pod płaszczykiem postapo moim zdaniem kryje się moralitet i apel o poszanowanie odmienności, nawet takiej, której nie jesteśmy w stanie pojąć. Z "Metrem 2034" było już gorzej, głównie ze względu na koszmarny wątek miłosny – pomyślałam sobie wtedy, że Glukhovsky nie umie pisać o kobietach. "Futu.re" pokazuje to z całą mocą. Postaci kobiece są koszmarne, potraktowane bardzo stereotypowo (anielska Annelie – dobrze, że nie dostała na imię Angelique! – i Helen, żona Schreyera-Szatana), służą bohaterowi wyłącznie do pukania / zapładniania / ekspresji swojej nienawiści do matki / ewentualnie uwalniania z nihilizmu, w który wpędziły go internat i wykonywana profesja. Czytając opisy seksu, aż zgrzytałam zębami z zażenowania – Glukhovsky najwyraźniej inspirował się filmikami porno w najbardziej szowinistycznym wydaniu. Drażnił mnie także sposób prowadzenia narracji w stylu akapit opisu akcji – jedno zdanie filozoficzno-metaforycznej puenty, które w większości przypadków ocierały się o grafomanię. Mam zresztą poczucie, że cała ta mroczna i fantastyczna wizja powstała jako pojazd na Unię Europejską – dużo się w "Futu.re" mówi o tym, jak to Europa podkreśla swój humanitaryzm w porównaniu z "barbarzyńską Rosją" – w utopii Glukhovsky'ego panuje w końcu dyktatura wiecznej młodości, wolności seksualnej i miłosierdzia. "Futu.re" spodoba się eurosceptykom i tym, którzy uważają ostatnią kampanię Fundacji Mamy i Taty za trafioną ;) W innym przypadku nie polecam – chyba, że macie ochotę ZNOWU dowiadywać się, że homoseksualizm to zboczenie, a kobieta kiedy mówi "nie", tak naprawdę myśli "tak".

Glukhovsky jest wizjonerem – mistrzem kreowania mrocznych i sugestywnych światów, w których na pewno nie chcielibyśmy mieszkać. Także wizji przedstawionej w "Futu.re" nie można odmówić rozmachu, zwłaszcza że poza książką w pakiecie dostajemy też ilustracje i muzykę – świata koszmarnej utopii można doświadczyć wszystkimi zmysłami. Na tym koniec. Uwielbiam "Metro...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Można mieć trochę dosyć Szczepana Twardocha – poza tym, że w październiku dostał Nike od czytelników GW, pojawiał się w różnych dziwnych miejscach (w tym – jakże ironicznie! – np. na Pudelku). Łatwo też zniechęcić się do Morfiny. Na początku miałam duży problem z wczytaniem się w tę powieść: jej eksperymentalny język chwilami wydawał mi się przekombinowany i nazbyt irytujący, podobnie jak fabuła sprowadzająca się do morfinistycznych peregrynacji i długich monologów wewnętrznych o seksie i Polsce. Jednak po stu stronach historia mnie wciągnęła, a narkotyczna narracja zaczęła zachwycać. Niektóre sceny i niektórzy bohaterowie są napisani po prostu fenomenalnie, inne epizody ocierają się o straszny kicz (być może celowo, pasowałoby). Mój kolega mówi, że Morfina jest kwintesencją polskości – trudno mi się z nim nie zgodzić, choć jest to wizja dość żałosna i smutna.

Można mieć trochę dosyć Szczepana Twardocha – poza tym, że w październiku dostał Nike od czytelników GW, pojawiał się w różnych dziwnych miejscach (w tym – jakże ironicznie! – np. na Pudelku). Łatwo też zniechęcić się do Morfiny. Na początku miałam duży problem z wczytaniem się w tę powieść: jej eksperymentalny język chwilami wydawał mi się przekombinowany i nazbyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miłoszewski się nudzi, więc otwiera nowy plik .doc i wpada na pomysł "pobawię się w Dana Browna". Wyszło dobrze, bo "Bezcenny" smutną twórczość autora "Kodu da Vinci" w wielu miejscach przypomina, przede wszystkim STĘŻENIEM GŁUPOTY. Doprawdy, ta książka jest momentami tak absurdalnie śmieszna, że po prostu nie umiem uwierzyć, iż Miłoszewski – bądź co bądź inteligentny i bardzo ceniony przeze mnie autor – pisał to na serio. Będę wierzyć, że "Bezcenny" to parodia, w której autor postanowił skompresować i wyśmiać wszystkie tanie sensacje naraz. Jest wszystko: i sekrety historii sztuki, i szpiedzy, i płatni mordercy, i zamach terrorystyczny na Kasprowym(..?!), międzynarodowy spisek, inwektywy pod adresem polskiego rządu, na deser lapsusy jak z "Benny'ego Hilla". Zabrakło tylko jednego – SENSU :(

Miłoszewski się nudzi, więc otwiera nowy plik .doc i wpada na pomysł "pobawię się w Dana Browna". Wyszło dobrze, bo "Bezcenny" smutną twórczość autora "Kodu da Vinci" w wielu miejscach przypomina, przede wszystkim STĘŻENIEM GŁUPOTY. Doprawdy, ta książka jest momentami tak absurdalnie śmieszna, że po prostu nie umiem uwierzyć, iż Miłoszewski – bądź co bądź inteligentny i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyzwoity kryminał. Momentami nazbyt kiczowaty, ale jest w nim wszystko, co w kryminale być powinno: dający się lubić bohater-mężczyzna po przejściach, trochę seksu, trochę makabry, częste zwroty akcji i przestroga moralna na deser. Mimo że "Pierwszy śnieg" jest chyba siódmym tomem cyklu, czytałam go bez znajomości poprzednich części i nie miałam żadnych problemów ze zrozumieniem fabuły.

Przyzwoity kryminał. Momentami nazbyt kiczowaty, ale jest w nim wszystko, co w kryminale być powinno: dający się lubić bohater-mężczyzna po przejściach, trochę seksu, trochę makabry, częste zwroty akcji i przestroga moralna na deser. Mimo że "Pierwszy śnieg" jest chyba siódmym tomem cyklu, czytałam go bez znajomości poprzednich części i nie miałam żadnych problemów ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dostałam w ramach żartu. Początkowo myślałam, że może wbrew wszystkiemu książka mi się spodoba i trzeba będzie ukrywać przed znajomymi fascynację "Zmierzchem" jako guilty pleasure. Szczęśliwie, im dalej w las, tym gorzej i Stephanie Meyer rozwiała moje złudzenia. Fabułę znałam wcześniej, więc podczas lektury zaskoczyło mnie tylko to, jak mizernie napisana jest ta książka. "Oj! – jak to mówi Bella całując Edwarda – nie polecam, nawet w charakterze ogłupiacza :D

Dostałam w ramach żartu. Początkowo myślałam, że może wbrew wszystkiemu książka mi się spodoba i trzeba będzie ukrywać przed znajomymi fascynację "Zmierzchem" jako guilty pleasure. Szczęśliwie, im dalej w las, tym gorzej i Stephanie Meyer rozwiała moje złudzenia. Fabułę znałam wcześniej, więc podczas lektury zaskoczyło mnie tylko to, jak mizernie napisana jest ta książka....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobra w pierwszej części, opowiadającej biografie (świetnie napisana historia o Brechcie). Część właściwa, zatytułowana "Pisanie", dużo mniej mi się podobała.

Bardzo dobra w pierwszej części, opowiadającej biografie (świetnie napisana historia o Brechcie). Część właściwa, zatytułowana "Pisanie", dużo mniej mi się podobała.

Pokaż mimo to


Na półkach:

cudowna bajka!

cudowna bajka!

Pokaż mimo to