Piotr

Profil użytkownika: Piotr

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 11 lata temu
1
Przeczytanych
książek
1
Książek
w biblioteczce
1
Opinii
1
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

do Barbary:
W tym jednym jednak przypadku, rzecz dotyczy książki, którą w dość trywialny sposób, w dosłownie trzech zdaniach, pełnych błędów i literówek, nadesłał mi pewien początkujący pisarz, niejaki

...jak w trzech zdaniach można nadesłać książkę???!!!...a określenie niejaki to z raportów obywatelskich...

Piotr Głowacki
Dlaczego nie lacrima? Albo na rondzie wściekłych zdarzeń
Lacrima (rzeczownik) z łaciny znaczy łza. Jednak Konrad Ludwicki nadał swojej powieści nazwę zbieżną fonetycznie, lecz inaczej zapisaną bowiem jej transkrypcja ma postać Lakrimma . Ale L = lektura. Z kolei ten zapis jest świadomym nawiązaniem do twórczego podejścia autora do języka pisanego, co przejawia się także w mylącym czytelnika słowotwórstwie. Jeżeli książkę przeczytaliśmy, tak jak tę, nie zmuszając się do jej lektury to już chociażby to o czymś świadczy. A jeszcze jeżeli dodatkowo zanotowaliśmy sobie z niej kilkadziesiąt cytatów i bon motów, no to chyba świadczy to już o tym, że mamy do czynienia z dobrą książką, prozą, literaturą (aczkolwiek w ich nowych konwencjach). Śmiem twierdzić, że tak w istocie jest, iż jest to powieść ciekawa aktywnego intelektualnie, a wciąż młodego prozaika, krytyka i znawcy literatury, w końcu jej wykładowcy. Co zaznacza się notowaniem czytanej na bieżąco literatury: Perec, Pessoa, ale i wymyślonego Kindlera.
To powieść operująca świadomie na wielu piętrach logosu od jego fizycznego bytu, czyli pisma, po wymiar duchowy i znaczeniowy. Przy czym ważna jest tutaj umiejętność budowania nowej zaciekawiającej i wciągającej czytelnika jakości literackiej. Ludwicki idzie dalej, wkleja bowiem w kontekst zdarzeń nowe wymyślone przez siebie słowa, tak, że trudno się zorientować w ich znaczeniu. Budują one klimat zdań, pozostając siłą rzeczy nierozszyfrowane. Ale posiadają pewną nadrealną, magiczną aurę językowo-symboliczną: rot, tiramis, sibaj, lindestańska, tercyk...
Logika jest bowiem bzdurna zauważa autor. A jeżeli nie, to życie prawie na każdym kroku i tak jej zaprzecza. Skoro mechanizm logiki jest bezwzględny i niezmiennie poprawny, to tym gorzej dla naszych natręctw i fobii, jako odpowiedzi na „wredną antropologię codzienności” i „wredny stan polegający na tym, że gdzie bym nie był, jest nie tak, jak być powinno ”. To ciągły motyw myślowy, nie dający podmiotowi przejść obojętnie wobec możliwości takich stwierdzeń jak; robienie niczego albo niby jest dobrze a jest jednak źle.
Na tego typu dręczące neurastenie nie może być jednak lekarstwem postawa życiowa stojących w bramie żuli, aczkolwiek ich podejście do życia jest animalistycznie naturalne i zionące wprost przepaścistą pełnią realizmu, co przypomina rozmowę Hamleta z grabarzami. Sam Adam ma z zasady afirmatywne, a nawet często hedonistyczne nastawienie życiowe. U niego nie ma śladu hamletyzowania, nawet po własnym aresztowaniu i śmierci Ditty. Osoby chyba jednak kochanej przez niego. I której wnętrze było bardziej otwarte na sentymentalno-dramatyczne, ale też przez to nieco farsowe roztrząsanie bytu. Ditta-Monika rozmawiała z drzewami, umiera bo bała się starości i była przeświadczona – logicznie – że przed nią może uratować tylko wczesna śmierć. Miała duchowe rozterki i egzystencjalne wątpliwości, pytała: kto rzeczywiście chce mojego dobra? Tak naprawdę i mocno. Powodu jej śmierci nie poznajemy. Takie fabularne posunięcie jest bardziej intrygujące. Ta powieść jest bowiem opowiadaniem o kompozycji otwartej, nie mającym kulminacji napięcia, jest ono od początku do końca równomiernie rozłożone.
Autor słusznie postanowił zadebiutować jako prozaik, miał bowiem w swoim dorobku miniatury, poza publikacjami z zakresu krytyki filmo- i literaturoznawczej. Miniatury mają nie mniej ciekawą atmosferę, a ich podmiot doświadcza bardziej mrocznych rejestrów świadomości. Momentami bliskich swoim irracjonalizmem niepokojom koszmaru sennego czy paranoi. Rozbudowana zawartość Lakrimmy dowodzi panowania nad formą i w sposób pełniejszy oddaje odbiór i rozumienie świata przez piszącego. Przy czym, co jest bardzo ważne, zawiera partie równie poetyckie, jak z natury bardziej swobodne mniejsze formy tegoż autora. Bez przesady określić można relacjonujący pasmo własnych doznań podmiot jako podmiot liryczny. Dlaczego? Ponieważ książka zawiera partie poetyckich opisów. Można rzec lapidarnych na modłę modernistycznej prostoty. Ale jednak są to opisy doznań zewnętrznego świata i relacje z niego pełne w najwyższym stopniu wypróbowanej poezji.
Poza tym powieść, czy też podobnego typu narracja, nie pozostawia jakiejś śladowej chociażby ilości niedosytu, jaki przy czytaniu miniatur – siłą rzeczy - ma miejsce. Niedosytu? Mam na myśli zjawisko automatycznego przenoszenia sensu i treści sekwencji krótszych form na domniemany i tworzony na podstawie ich studium ad hoc w głowie czytelnika plan powieści, czy właściwie nawet filmu.
Zatem Lakrimma jest powieścią. Jest prozą nowego typu, na szczęście nie awangardową, zbliżoną do pamiętnika czy dziennika. To z jednej strony notowany obszar świata realnego, a z drugiej literackiego, stworzonego przez podmiot-bohatera. Mają one charakter prywatny i dość kameralny.
Śledzimy czasami zapis, wpisanej tu także ze swoją relacją, drugiej postaci - Ditty ale także narratora, jako osoby trzeciej.
W moim przekonaniu zaletą książki jest przeplatanie opisów najbardziej zwykłych zdarzeń, często wręcz kulinarnych przepisów i takich doznań (trzeba przyznać dość finezyjnych i z sugestią smakową większą niż wyspecjalizowane programy telewizyjne tego typu) z myślami bardzo filozoficznej natury. Taki sposób notacji uwiarygodnia charakter wielowątkowości strumienia naszej świadomości, postrzegającej wiele spraw, zdarzeń i przedmiotów jednocześnie. Aplikacje refleksyjne przenoszą w nowe (wyższe) wymiary przyziemny byt egzemplifikowany przeżyciami pary osób, której zmienne relacje wydają się jak najbardziej prawdziwe, ale i interesujące.
Podobny aspekt mają ustawicznie wtrącane dygresje na temat muzyki. Wciąż dowiadujemy się jakich płyt (jest ich szereg, chyba bliski nieskończoności) słucha narrator - w pierwszej osobie - Adam. Najczęściej z Dittą, życiową towarzyszką. Muzyka przeplata ich relacje, inicjuje albo wyraża ich zachowania w danej chwili. Jest niewątpliwie osnową akcji. Dzieje się tak, ponieważ „człowiek nie mieści się w samym ciele, więc musi być też w najczystszej ze sztuk”. Ale pewnie dlatego, że akcja od razu ma swoją ścieżkę dźwiękową. Tak jak w kinie.
Myślę jednak, iż najważniejsze dla opisującego podmiotu - i tym samym porte parole autora - są kwestie spraw zasadniczych: miłość i śmierć, ale i próby porozumienia i jedności duchowej. Ta druga para problemów egzystencjalnych jest chyba niemożliwa do osiągnięcia jak jedynie na planie fizykalno-materialnej współobecności. Nie dokonuje się przynajmniej na trwałe (bo i nie może) w sferze mentalno-duchowej, rodząc tym samym pewien rozdźwięk między materią a duchem.
Widzimy więc, że struktura tej powieści jest złożona, ale nie heterogeniczna. Jej clue spoczywa w oddaniu ciągu zdarzeń przez pierwszą osobę. Poza wspomnianym planem fizycznej faktografii toczy się tu fabuła, której treść stanowią zmienne koleje znajomości pary, przeobrażające się z sympatii w partnerstwo. Historia ich związku przebiega ku miłości. Autor bardzo trafnie oddaje klimat ich spotkań, dyskusji „o wszystkim” i zbliżeń cielesnych. Nie posuwa się do jakiejś trywialności erotycznej. Często poprzestaje tylko na pozostawieniu nam sporej przestrzeni otwartości z możliwością wpisania się, dopowiedzenia sobie kształtu ich życia, bez przekroczenia granicy ogólności dobrego smaku, wystarczającej i sensownej. Chociaż wiemy, że ma on „apetyt na sferę intymną”, a Dittę „najbardziej podnieca miłość”. Powściąga się jednoznacznie od nachalności, sugeruje, robi aluzje i to jest jak najbardziej właściwe. A nawet bardziej intrygujące i zachęcające, by śledzić losy ich relacji/związku na tle Krakowa z właściwymi mu atmosferą i charakterem.
Inteligenckość powieści odciska się w jeszcze jednej notowanej warstwie życia umysłowego pary estetów, mianowicie w historii sztuki. Ditta jest absolwentką tego kierunku, a Adam malarzem. Co rusz padają zdania o malarstwie i o konkretnych obrazach. Wśród nich najważniejsze w moim przekonaniu to zdanie o tym, że sztuka jest zatrzymaniem. Uwaga o tym, że widział dziewczynę oczami krzesła, przywodzi w wizualnej pamięci ukrzesłowione postaci Andrzeja Wróblewskiego.
O kobietach pisarz wypowiada się, że są jak koty, a młode kobiety oszukują swym wyglądem. To jednak rozumie on erotykę jako obszar wzniosłych doznań, gdyż seks połączony z miłością jest jak modlitwa.
W całym przebiegu literackich i życiowych sekwencji, przyświeca jakby Adamowi myśl Rudolfa Steinera: człowiek, który zależnie od zmieniających się wrażeń zatraca się w przyjemności i bólu, nie może podążać ścieżką poznania duchowego...jak i... człowiek nie dotrze do prawdy, jeśli zda się jedynie na te myśli, które nieustannie przepływają przez jego "ja". Stąd pisarz-bohater dystansuje się do materii, szukając jej powiązania z duchowością. Adam przekonany jest o przenikaniu wymiaru duchowego i realności, o ich podskórnych sprzężeniach, które stara się wykryć. To zdaje się być nerwem konstrukcji tej prozy.
Łzy to bardzo osobliwe przymioty ludzkie, związane tylko z uczuciowymi doznaniami i stanami duszy, mają jednak postać cielesną, chociaż natychmiast ulotną. Pojawiają się w chwilach wzruszenia, najczęściej jako oczyszczająca reakcja na dojmujący smutek, ale i radość lub ich kombinacje. Nie towarzyszą raczej nigdy depresji i lękom. I powieść w większej części podobnie utrzymana jest w takich też rejestrach i pasmach przeżyć, doświadczeń i odczuć psychicznych.
Autor daleki jest od „krachu wyobrażeń”, chociaż bliższa mu jest pojemna w treści narracja z potoczystego, pociągającego i zwyczajnego życia. Często z jego masą banalnych i prozaicznych czynności. Ale to one kapitalnie z realizmem notowane oddają najlepiej wymiar naszej powszedniej codzienności, taką jaka jest. Budzą też refleksje ...wystarczy się napić i zaraz wiadomo, ze „Bóg jest dobry”. Problematyczne jest używania wulgaryzmów, ale tylko dlatego, że mają one jednoznacznie płaską naturę. Nie są ani korzystne ani nośne literacko, nie otwierają, nie mają przestrzeni skojarzeniowej i poetyckiej wioloznaczeniowości. Na szczęście są to wyjątki, gdyż naturalizm jest niebezpieczeństwem dla kreacji.
O wiele więcej jest pobudzających wyobraźnię retoryczno-poetyckich figur wielkiej urody, otwierających sugestywnie tajemnicze rejony mentalnych przestrzeni: dni ze swoimi zgniłymi godzinami, wieczór pełen spokoju i trwania, ciągła codzienna zasadzka, „spokój” pogrążenia w oschłości ... stada złowieszczych uzurpatorów, dar niszczenia... rondo wściekłych zdarzeń.
Tutaj czuć płodne ślady licznych lektur, chociażby Camusa, w subtelnej poetyce skończoności egzystencji, jej ograniczeń i jakby niepotrzebności, ale zawsze nieodgadnionej.
L to też rozmiar large, duży. Jeżeli Adam jest malarzem, następnym bohaterem może będzie pisarz, bo to jednak słowo było na początku... I czytać ją będziemy z jeszcze większą przyjemnością, przy czym uważać musimy, bo „może [znowuż] zostaliśmy oszukani”.

do Barbary:
W tym jednym jednak przypadku, rzecz dotyczy książki, którą w dość trywialny sposób, w dosłownie trzech zdaniach, pełnych błędów i literówek, nadesłał mi pewien początkujący pisarz, niejaki

...jak w trzech zdaniach można nadesłać książkę???!!!...a określenie niejaki to z raportów obywatelskich...

Piotr Głowacki
Dlaczego nie lacrima? Albo na rondzie...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika Piotr

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
1
książka
Średnio w roku
przeczytane
0
książek
Opinie były
pomocne
1
razy
W sumie
wystawione
0
ocen ze średnią 0,0

Spędzone
na czytaniu
3
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
0
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]