Czarni podróżnicy
- Kategoria:
- powieść historyczna
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Księży Marianów PROMIC
- Data wydania:
- 2022-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2022-01-01
- Liczba stron:
- 342
- Czas czytania
- 5 godz. 42 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375029628
- Tłumacz:
- Sylwia Filipowicz
Autentyczne wydarzenia, nazwiska i noszące je postaci historyczne, wokół których osnuto fascynującą, barwną opowieść unoszącą czytelnika między dwoma różnymi i jakże odległymi światami - XX-wieczną Europą i XIII-wiecznym Konstantynopolem. Catherine Dorval, mediewistka, specjalizująca się w tematyce Całunu Turyńskiego, zmaga się z pytaniem o prawdziwość jednej z największych relikwii chrześcijaństwa. Piętrzą się pytania i trudności, giną ludzie, likwidowani przez tajemniczych osobników. Czy ma to związek z pewnym dżihadystą, który w przebraniu templariusza zmierza do średniowiecznego Konstantynopola, mając za cel dotarcie do Całunu Turyńskiego? Dwie epoki, pasjonująca historia, znakomity styl. Książka trzyma cały czas w napięciu. Do ostatnich zdań czytelnik nie jest pewien jej zakończenia.
Powieść historyczna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Lekkie pióro, wartka akcja i ciekawa fabuła uzupełniona bogatym zbiorem materiałów źródłowych wszystko to sprawia, że oddajemy do rąk Czytelnika nie tylko lekturę, która zapiera dech, lecz także rzetelne źródło wiedzy na temat Całunu Turyńskiego.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 6
OPINIE i DYSKUSJE
W odpowiedzi na opinię RyszardHałas1986
Miło nam (Wydawnictwu PROMIC),że książka spotkała się z dobrym przyjęciem i dziękujemy za pozytywną recenzję. Pozwalamy sobie wyjaśnić wątpliwości, o których mowa w tekście.
Większość uwag to właściwie uwagi do autora nie do tłumacza ani wydawcy.
W niektórych przypadkach wprowadzone przez redakcję rozwiązania wynikają z zasad polszczyzny.
Recenzent zauważa:
Kolejny mankament – w tekście kilka razy pojawia się określenie „morze Marmara” (np. s. 49),a przecież nazwy mórz piszemy z dużej litery”.
Otóż nie zawsze takie nazwy zapisujemy wielkimi literami, a tylko wówczas gdy oba człony stanowią nierozerwalne części nazwy, jak „Morze Śródziemnie”, „Morze Bałtyckie”. Akurat w nazwie „morze Marmara” człon pierwszy jest wyrazem pospolitym, drugi natomiast rzeczownikiem w mianowniku nieodmieniającym się. W takich sytuacjach człon pierwszy piszemy małą literą, drugi zaś – wielką. Napiszemy zatem: „morze Marmara”, „wyspy Marmara, podobnie jak np., „półwysep Hel”, „pustynia Gobi”, „wyspa Uznam” czy „ławica Scarborough”. Człon pierwszy tego typu nazw jest nadal wyrazem pospolitym zapisywanym od małej litery.
W odniesieniu do uwagi:
„zanim szaleni Frankowie, Niemcy i Anglicy zdołają sprzymierzyć się w celu zorganizowania kolejnej wyprawy krzyżowej” (s. 14). To dosyć częsty drobny błąd. Ówcześnie terminem Frankowie określano całość wojsk krzyżowców, a nie tylko mieszkańców Francji, zresztą o ile mi wiadomo, Francuzi mieli już niejakie pojęcie o swojej przynależności narodowej, choć często określali się terminami zgodnymi z przynależnością do danego regionu dawnej Galii. No, ale na to można przymknąć oko, bo historycy wiedzą, o co chodzi.
Błędem byłoby raczej jednoznaczne utożsamianie krzyżowców z Frankami. Używanie terminu „Frankowie” na określenie wszystkich krzyżowców to jak utożsamianie „wikingów” z mieszkańcami Skandynawii. To nieprecyzyjne, a nawet mylące. Frankowie to jednak przede wszystkim określenie ludu germańskiego zamieszkującego w różnych okresach różne obszary Europy Zachodniej, a nie zbiorcza nazwa uczestników wypraw krzyżowych (choć owszem w źródłach bywa używany ten termin w takim znaczeniu).
Wikipedia podaje: „Frankowie (łac. Franci, gens Francorum) – zachodniogermańska federacja plemion”, podobnie podaje PWN. Podobnie Encyklopedia Britannica. Frankowie to germański lud, który zdominował tereny dziesiejszej Francji, Belgii i zachodnich Niemiec. Nie przypadkiem od nich właśnie utworzono nazwę Francji (Francia).
Za dodatkowym uściśleniem tego rodzaju przemawia fakt, że po traktacie w Verdun (843) państwo frankijskie podzieliło się na 3 części, które dały początek późniejszym Francji, Niemcom i Włochom. Stąd w tym przypadku nie jest od rzeczy mówienie o Frankach i odróżnianie ich od Niemców i Anglików, zamiast mówić o Frankach jako po prostu wszystkich krzyżowcach. Tutaj zresztą przesądza o tym autor, który świadomie różnicuje te ludy.
Kolejna nieścisłość: „z królem Francji Filipem II Augustem, monarchą brytyjskim Henrykiem II Plantagenetem…”. W tamtych czasach nie istniała monarchia brytyjska, a tylko królestwo Anglii, ewentualnie monarchia Plantagenetów.
Poniekąd słuszna uwaga. Ale to dzielenie włosa na czworo. Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii utożsamiane zazwyczaj z monarchią brytyjską wprawdzie nie istniało, ale monarchia jako taka pod władzą wspomnianego Henryka II Plantageneta owszem – to nie tylko Anglia, ale także m.in. Bretania, Normandia, Andegawenia, Akwitania. Sama Anglia wyrosła z ustroju rodowo-plemiennego Anglo-Sasów zamieszkujących Brytanię, którzy zorganizowali tzw. heptarchię na terenie siedmiu królestw brytyjskich, którymi były: Wessex, Sussex, Essex, Kent, Wschodnia Anglia, Mercja, Nortumbria. W IX w. Alred Wielki król Wessexu zjednoczył heptarchię, a potem Wilhelm Zdobywca zlikwidował państwo anglosaskie na rzecz monarchii anglonormandzkiej. W istocie w tym kontekście można mówić nie tylko o podwalinach monarchii brytyjskiej, ale de facto była to monarchia brytyjska składająca się z brytyjskich królestw. W jej skład wchodziły też w różnych okresach inne ziemie brytyjskie, w tym walijskie, okupowane już przez Wilhelma Zdobywcę, potem zjednoczone, ale ostatecznie anektowane przez Anglię pod koniec XIII w., irlandzkie, gdy wyprawy rycerzy anglonormandzkich Henryka II w latach 1169–1172 zapoczątkowały podbój Irlandii przez Anglię, a także szkockie, o które stale toczyły się walki zbrojne i polityczne. Trudno o bardziej brytyjską monarchię i władcę o bardziej monarchicznych ambicjach obejmujących Wyspy Brytyjskie (choć skądinąd sam Henryk II nie był nawet Anglikiem…). Oczywiście tak pojęta brytyjska monarchia to nie jest określenie równoznaczne ze znacznie późniejszym Zjednoczonym Królestwem Wielkiej Brytanii.
Kolejny błąd: „W 639 roku Edessa wpadła w ręce muzułmanów. Niektórzy badacze uważają, że zdobywcy przewieźli wówczas wizerunek do ówczesnej stolicy – Konstantynopola. Tę tezę jednak trudno obronić wobec licznych i wiarygodnych świadectw mówiących o uroczystym wprowadzeniu mandylionu do Konstantynopola 16 sierpnia 944 roku, czyli trzy stulecia później” (s. 66). Dlaczegoż muzułmanie mieliby przewozić rzeczony mandylion, i to uroczyście do stolicy swego wroga? Przecież był to przedmiot kultu chrześcijan, a nie muzułmanów. Podejrzewam, że tutaj pojawił się błąd w tłumaczeniu.
Informacja o uroczystym przywiezieniu mandylionu do Konstantynopola w 944 r. pojawia się w książce kilka razy. W zacytowanych zdaniach nie ma mowy o tym, że to muzułmanie przywieźli relikwię do miasta. Stwierdza się tutaj, że teza o przywiezieniu mandylionu z Edessy do Konstantynopola w 639 r. przez muzułmanów jest wątpliwa. Natomiast rzeczonego wprowadzenia mandylionu do Konstantynopola w 944 r. nie dokonali muzułmanie. W innym miejscu książki, dwa akapity poniżej zacytowanych zdań, znajdujemy wyjaśnienie: „W 943 roku emir Edessy, Al-Muttaki, zgodził się wydać mandylion cesarzowi bizantyjskiemu Romanowi I Lekapenowi w zamian za uwolnienie muzułmańskich jeńców”.
I jeszcze jedno: „Kim był ten człowiek? Czy miał żonę? Był z pochodzenia Niemcem? Irlandczykiem? Duńczykiem?...” (s. 73). Chodzi tutaj o człowieka z Tollund. Jednak w czasach, gdy został złożony w ofierze, nie było Niemców, Anglików czy Duńczyków. Byli na przykład Jutowie, Chattowie, Cheruskowie (wśród ludów germańskich) czy Celtowie – w Brytanii i Irlandii mieszkało wtedy wiele różnych plemion celtyckich, więc należałoby raczej mówić właśnie o nich. Nie czepiałbym się, gdyby napisano, że ów ofiara pochodziła z ziem obecnych Niemiec, Anglii czy Danii, ale nie napisano.
Oczywiście, że w epoce żelaza nie było Niemców, Anglików, Duńczyków w dzisiejszym rozumieniu, ale sens tych rozważań wydaje się czytelny chyba dla każdego czytelnika. Takiego nazewnictwa użył sam autor i w istocie autorowi wolno stosować takie skróty myślowe. Co więcej, ingerencja redakcji i zastępowanie „Niemców, Anglików, Duńczyków” w tym miejscu jest nieuprawnione również dlatego, że jest to monolog wewnętrzny bohaterki, która snuje takie a nie inne rozważania. Wręcz nie wolno w redakcji zamieniać takich rzeczy w tekście.
W odpowiedzi na opinię RyszardHałas1986
więcej Pokaż mimo toMiło nam (Wydawnictwu PROMIC),że książka spotkała się z dobrym przyjęciem i dziękujemy za pozytywną recenzję. Pozwalamy sobie wyjaśnić wątpliwości, o których mowa w tekście.
Większość uwag to właściwie uwagi do autora nie do tłumacza ani wydawcy.
W niektórych przypadkach wprowadzone przez redakcję rozwiązania wynikają z zasad ...
Czarni podróżnicy
Powieść „Czarni podróżnicy” Érica George-Egreta opowiada o sekcie muzułmańskiej, czy też może bardziej rzecz uściślając, tajnej organizacji, której celem jest zniszczenie Całunu Turyńskiego. Tytułowi „podróżnicy” zostali powołani do życia w średniowieczu przez przemyślnego Saladyna. Obawiał się on, iż cudowny wizerunek Chrystusa może stać się przyczynkiem do zjednoczenia sił władców chrześcijańskich, którzy mogliby poważnie zagrozić światu muzułmańskiemu. Chcąc zażegnać to niebezpieczeństwo, wysłał do Konstantynopola „tajnego agenta”, który miał wykraść i zniszczyć cudowny wizerunek. Ale wysłannik będąc już u celu, został pokonany i zabity. Od tamtej chwili, co jakiś czas muzułmańscy „agenci” próbują przejąć rzeczony Całun, aby dokonać dzieła zniszczenia i ocalić muzułmański świat. To tak na początek… bo okazuje się, że misja trwa nadal i „Czarni podróżnicy” są o krok od dokonania swego założycielskiego postulatu. Na drodze stoi im jednak badaczka Całunu Turyńskiego i współpracownicy jej zmarłego męża. Zapowiada się ciekawie? Tak, zdecydowanie tak.
Powieść czyta się szybko, sprawnie, nawet pomimo wielu przeskoków w dziejach – od Jezusa, przez IV wyprawę krzyżową, a następnie odsłonięcie „cudownie ocalałego” Całunu Turyńskiego w czasie wojny stuletniej. Taki miszmasz, ale wydaje się, że jest dosyć spójny. Jedynie czego mi brakowało, to dialogów. Ale za to znajdziecie opisy wewnętrznych przeżyć naszej głównej bohaterki. Będziecie mogli zapoznać się z jej myślami, a to nawet fajne przeżycie. Wszystko byłoby super, gdyby nie problemy w teście, które chyba wynikły z błędów w tłumaczeniu, ale mogę się mylić.
W książce znalazłem kilkanaście błędów, ale przytoczę tutaj kilka z nich. „zanim szaleni Frankowie, Niemcy i Anglicy zdołają sprzymierzyć się w celu zorganizowania kolejnej wyprawy krzyżowej” (s. 14). To dosyć częsty drobny błąd. Ówcześnie terminem Frankowie określano całość wojsk krzyżowców, a nie tylko mieszkańców Francji, zresztą o ile mi wiadomo, Francuzi mieli już niejakie pojęcie o swojej przynależności narodowej, choć często określali się terminami zgodnymi z przynależnością do danego regionu dawnej Galii. No, ale na to można przymknąć oko, bo historycy wiedzą, o co chodzi. Kolejna nieścisłość: „z królem Francji Filipem II Augustem, monarchą brytyjskim Henrykiem II Plantagenetem…”. W tamtych czasach nie istniała monarchia brytyjska, a tylko królestwo Anglii, ewentualnie monarchia Plantagenetów. Kolejny mankament – w tekście kilka razy pojawia się określenie „morze Marmara” (np. s. 49),a przecież nazwy mórz piszemy z dużej litery. Kolejny błąd: „W 639 roku Edessa wpadła w ręce muzułmanów. Niektórzy badacze uważają, że zdobywcy przewieźli wówczas wizerunek do ówczesnej stolicy – Konstantynopola. Tę tezę jednak trudno obronić wobec licznych i wiarygodnych świadectw mówiących o uroczystym wprowadzeniu mandylionu do Konstantynopola 16 sierpnia 944 roku, czy trzy stulecia później” (s. 66). Dlaczegoż muzułmanie mieliby przewozić rzeczony mandylion, i to uroczyście do stolicy swego wroga? Przecież był to przedmiot kultu chrześcijan, a nie muzułmanów. Podejrzewam, że tutaj pojawił się błąd w tłumaczeniu. I jeszcze jedno: „Kim był ten człowiek? Czy miał żonę? Był z pochodzenia Niemcem? Irlandczykiem? Duńczykiem?...” (s. 73). Chodzi tutaj o człowieka z Tollund. Jednak w czasach, gdy został złożony w ofierze, nie było Niemców, Anglików czy Duńczyków. Byli na przykład Jutowie, Chattowie, Cheruskowie (wśród ludów germańskich) czy Celtowie – w Brytanii i Irlandii mieszkało wtedy wiele różnych plemion celtyckich, więc należałoby raczej mówić właśnie o nich. Nie czepiałbym się, gdyby napisano, że ów ofiara pochodziła z ziem obecnych Niemiec, Anglii czy Danii, ale nie napisano.
Książkę czyta się naprawdę świetnie i szybko. Nie wszystko zdało mi się logiczną całością, ale ogólnie jestem zadowolony. Akcja jest wartka, nie można się nudzić. Pomimo pewnych nieścisłości historycznych, które pojawiły się w tekście, lektura jest naprawdę przyjemna. Książkę pochłonąłem w dwa wieczory, i to była nawet fajna przygoda. Gorąco polecam każdemu, nawet wybrednemu czytelnikowi.
Czarni podróżnicy
więcej Pokaż mimo toPowieść „Czarni podróżnicy” Érica George-Egreta opowiada o sekcie muzułmańskiej, czy też może bardziej rzecz uściślając, tajnej organizacji, której celem jest zniszczenie Całunu Turyńskiego. Tytułowi „podróżnicy” zostali powołani do życia w średniowieczu przez przemyślnego Saladyna. Obawiał się on, iż cudowny wizerunek Chrystusa może stać się przyczynkiem...
Ogólnie książka dobra, choć czyta się ją dosyć ciężko, jest tu dużo dat, opisów i nazw wielu miast , państw, ludzi i rzeczy .
Początek jest trudny , ciezko przebrnąć przez pierwsze strony, potem akcja sie rozkręca.
Duży minus to mała ilość dialogów.
Ogólnie książka dobra, choć czyta się ją dosyć ciężko, jest tu dużo dat, opisów i nazw wielu miast , państw, ludzi i rzeczy .
Pokaż mimo toPoczątek jest trudny , ciezko przebrnąć przez pierwsze strony, potem akcja sie rozkręca.
Duży minus to mała ilość dialogów.